Co cię nie zabije, to cię wzmocni

Status samca alfa polskiej polityki zapewniły Tuskowi nie tyle sukcesy, ile sposób, w jaki podnosił się z kolejnych porażek projektów, którym dawał twarz.

07.01.2019

Czyta się kilka minut

Lata 80. Donald Tusk pracuje w spółdzielni Świetlik, Gdańsk / ARCHIWUM RODZINNE / KFP
Lata 80. Donald Tusk pracuje w spółdzielni Świetlik, Gdańsk / ARCHIWUM RODZINNE / KFP

4 czerwca 1992 r.: o godzinie 22 rozpoczyna się niejawne spotkanie u prezydenta Lecha Wałęsy. Przywódca liberałów Donald Tusk wyróżnia się na tle starszych od niego politycznych wyjadaczy – gęsta, jasna czupryna, smukła sylwetka, chłopięcy wdzięk, zatroskana mina nie pasują do niego. Siadają przy owalnym stole, Tusk między Wałęsą a liderem Unii Demokratycznej Tadeuszem Mazowieckim.

Odwołanie rządu Jana Olszewskiego jeszcze tej nocy jest przesądzone. Politycy ustalają skład przyszłego rządu.

„Panowie, na kogo moja nominacja ma być? – denerwuje się Wałęsa. – Czy przejdzie Pawlak?”.

Mazowiecki odmawia teki wicepremiera. Spierają się dłuższą chwilę, wreszcie dyskusję przecina Tusk: „Panowie, policzmy głosy; KPN, PSL, SLD, mała koalicja. Według mojej wiedzy SLD nie wstrzyma się i będzie za odwołaniem.

– Za odwołaniem tak, ale czy będzie głosowała za Pawlakiem – dopytuje szef KPN Leszek Moczulski”.

Tusk do lidera PSL: „Waldek, ty twierdziłeś, że tak”.

Zdrajca po raz pierwszy

Narada u Wałęsy wyznaczyła granicę politycznego sporu w obozie postsolidarnościowym, który trwa do dzisiaj, bo szefem Porozumienia Centrum, z którego wywodził się odwołany nocą z 4 na 5 czerwca premier Olszewski, był Jarosław Kaczyński. Jedna noc zdeterminowała kariery uczestników narady.

– Dobrze się stało, że w 1992 r. Tusk postawił na mnie, a ja na niego – ocenia dziś Lech Wałęsa.

Wówczas spór dotyczył lustracji. Minister spraw wewnętrznych w rządzie Olszewskiego, Antoni Macierewicz, wykonując uchwałę Sejmu przygotował listę nazwisk czołowych polityków figurujących w archiwach UB i SB jako tajni współpracownicy. 4 czerwca rano przewodniczący sejmowych klubów i marszałkowie otrzymali szare koperty z listą nazwisk 66 polityków, posłów i senatorów. Kryzys wokół lustracji trwał już od kilku dni.

„Rozpoczynamy grę, ona się skończy źle dla wszystkich uczestników tej zabawy” – ostrzegał Jacek Kuroń.

„To będzie bezprawne skazanie na infamię” – uważał Jan Rokita, wówczas poseł Unii Demokratycznej.

Skrajnie odmienna była opinia Stefana Niesiołowskiego, w 1992 r. kolegi partyjnego Macierewicza z ZChN, koalicjanta PC. „Wracają czasy nadziei, gdy konfidenci i odpowiedzialni za zbrodnie nie będą mogli pełnić funkcji publicznych” – mówił w jednym z programów telewizyjnych.

Okazało się, że na liście Macierewicza znalazło się nazwisko prezesa jego własnej partii, Wiesława Chrzanowskiego. To wówczas prawica po raz pierwszy publicznie oskarżyła o współpracę z SB także Lecha Wałęsę. Czerwcowy „zamach” na rząd Olszewskiego stał się kamieniem milowym w formowaniu środowiska skupionego wokół Jarosława Kaczyńskiego.

– Tak zwana „nocna zmiana” była dobrą zmianą. Ale przegraliśmy narrację i to było moje pierwsze doświadczenie dziś oczywistej prawdy, że w polityce wrażenia, odczucia i emocje bywają ważniejsze od faktów – ocenia dziś Donald Tusk w rozmowie z „TP”. – Odwołanie rządu Olszewskiego obrosło bałamutną legendą. Kaczyńscy wiele razy przyznawali w prywatnych rozmowach, że był on fatalny, a sam Olszewski nie nadawał się na premiera. W typowy dla siebie sposób stosowali leninowską zasadę: „Kto nie z nami, ten przeciw nam”. I tak liberałowie z upragnionych sojuszników (Bielecki miał być u Olszewskiego wicepremierem od gospodarki!) stali się „aferałami”, Wałęsa z wymarzonego prezydenta agentem.

Jako uczestnik narady u prezydenta, Tusk po raz pierwszy nazwany został przez nich „zdrajcą”.

Większy pokój w akademiku

Dzięki kryzysowi rządowemu w 1992 r. 35-letni Tusk stał się rozpoznawalny dla opinii publicznej. Wcześniej był dobrze znany działaczom podziemia.

– Poznałem go w 1979 r., gdy wspólnie z Antonim Mężydło zwołaliśmy zebranie studenckiej grupy samokształceniowej – wspomina Bogdan Borusewicz, organizator sierpniowego strajku w Stoczni Gdańskiej. – Odbywało się w jednym z pokoi akademika przy ul. Polanki w Gdańsku. Przyszło tyle osób, że się nie mieścili. I wtedy wstał student historii i zaproponował, żeby przenieść się do niego obok, bo ma większy, małżeński pokój. To był Donald Tusk. On kończył studia, żona pracowała w bibliotece Uniwersytetu Gdańskiego, w kącie stało łóżeczko, a w nim brykało dziecko, Michał. Zapraszając nas do siebie narażał rodzinę, oboje z żoną pokazali charakter.

W1980 r. Tusk był jednym z liderów Niezależnego Zrzeszenia Studentów, potem szefem „S” w Wydawnictwie Morskim, pisał do tygodnika „Samorządność”, którego naczelnym był działacz kaszubski i pierwszy rzecznik „S” Lech Bądkowski. Niemal przez całe lata 80. utrzymywał się z fizycznej pracy w założonej przez Macieja Płażyńskiego spółdzielni Świetlik.

– Dla mnie to weteran z czasów, gdy działaliśmy w podziemiu. To jemu przekazałem maszynę drukarską, on wykonywał tę drukarską robotę jeszcze w 1988 r., to świadczy o charakterze. W podziemiu niewielu nas było – mówi Jacek Merkel, uczestnik strajku w stoczni, członek władz „S”, internowany w stanie wojennym.

Inną opinię o podziemnej działalności Tuska ma Piotr Semka, w gdańskim podziemiu współpracownik Ruchu Młodej Polski, dziś publicysta prawicowego tygodnika „Do Rzeczy”: – Nie był internowany w grudniu 1981 r., a jednak gdy podobny zarzut stawia się Jarosławowi Kaczyńskiemu, Tusk akceptuje ten typ propagandy. Niewątpliwie w końcu lat 80. istniało w Gdańsku silne środowisko liberałów i wśród nich był też Tusk, ale on nie był autentycznym, wyrazistym liderem. Tak naprawdę nie miał do końca skrystalizowanego zrębu poglądów. Nie do końca wiedział, czy chce być politykiem, czy też stać się kimś w rodzaju intelektualnego lidera swojego środowiska. Aktywnym politykiem stał się dopiero w 1992 r. Jest współodpowiedzialny za to, co się wydarzyło w czerwcu, za odwołanie rządu Olszewskiego. To był jego chrzest bojowy.

Trampolina Bieleckiego

W podziemiu gdańscy liberałowie wydawali „Przegląd Polityczny”, tworzyli Towarzystwo Społeczno-Gospodarcze „Kongres Liberałów”. Trzon grupy stanowili Jan Krzysztof Bielecki, Janusz Lewandowski, Jacek Merkel i Tusk. Pozostali chyba jedynym środowiskiem polityczno-towarzyskim, które się nie rozpadło i wspiera do dziś. Dopiero w końcu czerwca 1990 r. powołali partię – Kongres Liberalno-Demokratyczny, jej pierwszym przewodniczącym został Lewandowski. Mimo że opowiadali się za szybką prywatyzacją i stawiali na wolny rynek, w wyborach prezydenckich poparli nie Mazowieckiego, tylko Wałęsę. Ten się odwdzięczył – w styczniu 1991 r. premierem ostatniego rządu powołanego przez jeszcze PRL-owski Sejm X kadencji został Jan Krzysztof Bielecki. Lewandowski został ministrem przekształceń własnościowych, Tusk teki nie otrzymał, za to już cztery miesiące później został przewodniczącym KLD.

– Dopiero nominacja Bieleckiego na premiera dała temu środowisku możliwość prawdziwego awansu – uważa Semka. – Na tym premierostwie zbudowali swoją pozycję. Bielecki dostał swoją szansę za zasługi w działalności w podziemiu, zwłaszcza w najtrudniejszym okresie na początku lat 80.

Mało kto pamięta, że początkowo KLD formalnie była częścią... Porozumienia Centrum, które funkcjonowało jako federacja. Ich drogi rozeszły się dopiero wiosną 1991 r., gdy Jarosław Kaczyński postanowił przekształcić PC w jednolitą partię chadecką.

Teraz na Tusku jako przewodniczącym KLD spoczywała odpowiedzialność za przygotowanie partii do pierwszych w pełni wolnych wyborów. Wystartowali z hasłem „Ani w prawo, ani w lewo, tylko prosto do Europy” i zdobyli ponad 7 proc. głosów – 37 miejsc w Sejmie i 6 w Senacie. Tusk został posłem.

Był to niezły wynik, gdyż Sejm I kadencji był wyjątkowo rozdrobniony. KLD znalazł się w tzw. wielkiej piątce partii prawicowych. Ostatecznie nie weszli do koalicji, ale powołany w grudniu 1991 r. gabinet Jana Olszewskiego był rządem mniejszościowym i nieraz skutecznie zabiegał o poparcie Tuska. Pamięć wspólnych solidarnościowych korzeni była jeszcze bardzo silna. Tąpnięcie i ostateczny rozłam wywołała dopiero „lista Macierewicza”.

Urok starych ulic

W czerwcu 1992 r. Pawlakowi nie udało się sformować rządu, dopiero miesiąc później dokonała tego Hanna Suchocka z UD. Kongres wszedł do koalicji, w gabinecie znaleźli się Lewandowski, Bielecki i Michał Boni. Ale również rząd Suchockiej działał krótko. Jesienią 1993 r. odbyły się przedterminowe wybory, do których KLD postanowił wystartować samodzielnie. To był zimny prysznic – hasło wyborcze „milion nowych miejsc pracy” tylko drażniło zmęczonych reformami gospodarczymi ludzi. To wówczas zaczęło funkcjonować określenie „aferałowie”. KLD nie przekroczył progu wyborczego, zdobywając niecałe 4 proc. głosów.

– Jeśli coś kształtowało Donalda jako polityka, którego dzisiaj znamy, to chyba porażki – uważa Janusz Lewandowski. – Przegrane go hartowały, w pierwszej kolejności przegrana Kongresu w 1993 r.

– Po porażce wyraźnie dojrzał – mówi Bogdan Borusewicz. – Dostrzegł popełnione błędy. Na listach KLD znalazła się oczywiście zwarta grupa ludzi znających się z podziemia, ludzi, których łączyła nie tylko polityka, ale też trwałe, prywatne związki. Ale na swoje listy dobrali też różnych przedsiębiorców, jak się okazało, ludzi przypadkowych. Tusk zawsze był sympatyczny, dowcipny, po tej klęsce stał się twardy. Potem, po każdej kolejnej porażce był coraz twardszy.

– Przegrana KLD była nokautem – przyznaje Tusk. – Najdotkliwsze było poczucie, od razu po przegranej, otaczającej mnie pustki. Czułem, że kwarantanna może potrwać bardzo długo. To była ważna lekcja, także w wymiarze prywatnym. Stało się dla mnie jasne, że zasada „raz na wozie, raz pod wozem” obowiązuje z polityce ze szczególną mocą.


Czytaj także: Andrzej Stankiewicz: Donald Tusk jest bliżej decyzji o powrocie niż kiedykolwiek wcześniej podczas czterech lat spędzonych w Brukseli. To będzie jego rok – bez względu na to, jakie decyzje podejmie.


Pomocną dłoń do Kongresu wyciągnął Tadeusz Mazowiecki – w kwietniu 1994 r. KLD połączył się z Unią Demokratyczną tworząc Unię Wolności. Tusk został wice­przewodniczącym nowej partii. Szybko okazało się, że nie jest to małżeństwo z miłości.

– W UW dochodziło do walki na noże – mówi Aleksander Hall, w podziemiu lider Ruchu Młodej Polski, potem minister w pierwszym rządzie Mazowieckiego, poseł UD. – To ugrupowanie pękało na UD i KLD.

Borusewicz: – Problemem UW było to, że środowisko liberałów cały czas stanowiło odrębną, zwartą grupę. Popierali się nawzajem, okazywali sobie lojalność. Tę grupę usiłował rozmontować Bronisław Geremek, ale bez rezultatów.

Bezczynny politycznie Tusk zajął się wydawaniem albumów z serii „Był sobie Gdańsk” – starannie opracowanych archiwalnych fotografii międzywojennego i XIX-wiecznego miasta. W PRL historia niemieckiego Gdańska była fałszowana lub przemilczana. Teraz gdańszczanie mogli zobaczyć, jak wyglądały niegdyś znane im ulice.

– Żeby nie przepaść z kretesem, trzeba umieć się odnaleźć w świecie bez polityki, zbudować samodzielność, uniknąć upokarzającej roli klienta – mówi Tusk. – Wydałem wiele książek, osiągnąłem sukces i finansową niezależność i nauczyłem się czekać. W polityce umiejętność bezcenna.

– Było w tych wydawnictwach dużo jego autentycznych emocji, ale była to też inwestycja w zmianę wizerunku – uważa Hall. – Wydaje mi się, że to nie było bez kalkulacji politycznej.

Leniuch pokazał kły

Po wyborach 1997 r. Tusk dostał się do Senatu, został jego wicemarszałkiem, a UW weszła do koalicji wspierającej rząd Jerzego Buzka. Miał wówczas 40 lat i wciąż chłopięcy wygląd, co nijak nie pasowało do piastowanego przez niego stanowiska. W oczach opinii publicznej ugruntował się wizerunek beztroskiego, nieskorego do działań senatora.

– W Senacie był dość bierny – przyznaje Hall.

– Rzeczywiście ciążył na nim stereotyp leniwego senatora – mówi Lewandowski. – Ale mało kto wie, że Donald w tym okresie dużo czasu spędzał w terenie i okazało się, że ma bardzo dobry kontakt z ludźmi. Że jest przekonującym, świetnym mówcą. To było dla niego doświadczenie nie do przecenienia.

Semka: – Uważano go za lenia, ale pamiętano ostre ząbki. No i w końcu leniuch pokazał kły.

Pod koniec III kadencji Sejmu notowania rządu AWS były tak niskie, że dla wszystkich stało się jasne, że nie ma szans na kolejną kadencję. UW wyszła z koalicji już w 2000 r., ale jej notowania również były słabe. Po postsolidarnościowej stronie sceny politycznej musiało dojść do przetasowań. W grudniu 2000 r. Tusk usiłował jeszcze przejąć władzę w Unii, ale w starciu z Bronisławem Geremkiem przegrał stosunkiem głosów 336 do 261. Odszedł z partii w styczniu następnego roku, wraz z nim niemal wszyscy dawni działacze KLD.

– W pewnym momencie zrozumiał po prostu, że w Unii Wolności nie ma miejsca dla liberałów – mówi Janusz Lewandowski. – Grudniowy kongres to już było wzajemne wycinanie się tych dwóch skrzydeł. Moim zdaniem Geremek wygrał jedynie dzięki poparciu partyjnych elit, bo gdyby decydować mieli szeregowi członkowie, to wynik starcia byłby zupełnie inny.

Secesja liberałów osłabiła Unię, równie silnym ciosem, było przeciągnięcie do poświeżo powołanej Platformy niemal całej młodzieżówki UW – Młodych Demokratów. Ich szef Sławomir Nowak stał się odtąd przybocznym, niemal ochroniarzem Tuska.

A on sam po raz kolejny został okrzyknięty zdrajcą, tym razem przez środowiska okołopolityczne i medialne, wspierające dotychczasowy model budowy III RP. Nie było wówczas wcale jasne, czy Tusk nie dokonał właśnie definitywnego skoku w polityczny niebyt.

Tenor był tylko jeden

24 stycznia 2001 r. podczas hucznej konwencji w gdańskiej Hali Olivii powstała Platforma Obywatelska. Nową jakość w polskiej polityce obiecało Polakom „trzech tenorów” – Andrzej Olechowski, który rok wcześniej uzyskał dobre, drugie miejsce w wyborach prezydenckich, popularny marszałek Sejmu Maciej Płażyński i Donald Tusk.

– Donald uparł się, że to musi być duże wydarzenie – opowiada Jacek Merkel. – Chciał, żebym tam był, i na jego prośbę pomagałem w sprawach organizacyjnych z postanowieniem, że wkrótce wycofam się z polityki. Triumwirat był ważny, ale dla mnie od początku było jasne jak słońce, że liderem jest Donald.

Hall: – PO powstała w wyniku absolutnej niemocy AWS i rozłamu w UW. Inicjatywa wyszła ze środowiska Kongresu. Olechowski i Płażyński kupili pomysł. Przyznaję, byłem początkowo entuzjastą tej inicjatywy, choć Płażyński jako pierwszy przywódca Platformy okazał się niestety marionetkowy.

Borusewicz: – W PO Tusk od początku wyraźnie się wybijał. Był najlepszym organizatorem.

Dwa miesiące później Jarosław Kaczyński powołał pierwszy, lokalny komitet Prawa i Sprawiedliwości w Białymstoku. Lokomotywą tej partii był popularny minister sprawiedliwości Lech Kaczyński.

We wrześniowych wyborach 2001 r. obie prawicowe partie nie miały jeszcze szans na zwycięstwo, Polacy byli zbyt zmęczeni czteroletnią kadencją AWS. Jednak obie nowe formacje uzyskały dobry wynik. Kaczyńscy wprowadzili do parlamentu 44 posłów, Tusk 56, co oznaczało, że PO będzie największym klubem opozycyjnym.

Jako lider Platformy Tusk był już zupełnie innym politykiem niż Tusk-senator z czasów AWS. Energiczny, celnie punktujący każdą wpadkę rządu Leszka Millera, a potem Marka Belki. Jednocześnie odpowiedzialny – w sprawie akcesji Polski do Unii Europejskiej wspierał Millera. Bardzo pomógł mu umiejętny dobór współpracowników – Zyta Gilowska celnie krytykowała politykę ministra finansów Grzegorza Kołodki, a Jan Rokita błyszczał w komisji sejmowej wyjaśniającej „aferę Rywina”. Skutecznie współpracował także z PiS – już w wyborach 2001 r. obie partie wystawiły wspólną listę do Senatu, a rok później również wspólnie obie partie wygrały wybory samorządowe. Tak narodził się PO-PiS.

Faktyczne przywództwo Tuska w Platformie stało się faktem, gdy w 2003 r. partię opuścił Maciej Płażyński (Olechowski odszedł w 2009 r.).

Koalicji nie będzie

Po „aferze Rywina” stało się jasne, że SLD idzie na dno i w wyborach jesienią 2005 r. liczyć się będą dwie partie – PO i PiS. Sondaże dawały przewagę Platformie, ale wielu wyborców wahało się, na którą partię zagłosować, wszak po zwycięstwie i tak miały utworzyć wspólny rząd.

Kampania, początkowo spokojna, pod koniec nabrała rumieńców. Gdański polityk PiS Jacek Kurski ujawnił, że dziadek Tuska podczas wojny służył w Wehr­machcie. Informację zaczerpnął ze... wstępu do jednego z albumów lidera PO. Informacja, że Józef Tusk zgłosił się do niemieckiej armii na ochotnika, była kłamstwem, ale wybrzmiała w przestrzeni publicznej. Sam Tusk również zaatakował PiS, wskazując na różnice programowe obu partii, czym zaskoczył Jarosława Kaczyńskiego. „Słuchając takich słów mam wrażenie, że zatraciliśmy pewne poczucie wspólnoty kulturowej, która nas łączyła z Platformą” – skomentował lider PiS.

Wybory wygrał PiS, a Tusk przegrał nawet rywalizację o fotel prezydencki z Lechem Kaczyńskim, choć w pierwszej turze miał lepszy wynik. Obie partie rozpoczęły transmitowane w telewizji rozmowy o zawiązaniu koalicji, które zakończyły się fiaskiem. Tusk nie miał zamiaru po raz kolejny występować w roli petenta, tak jak za czasów członkostwa w UW.

– Teatr z montowaniem koalicji był na użytek publiczności. Z chwilą ogłoszenia wyników wyborów prezydenckich Tusk podjął decyzję, że żadnej koalicji z PiS nie będzie – mówi Hall. – I to była dobra decyzja, wykazał się dobrą intuicją.

– Po porażce w wyborach prezydenckich 2005 r. stał się już absolutnym samcem alfa w swoim środowisku – mówi Janusz Lewandowski. – Wtedy narodził się polityk skuteczny.

O sympatycznym, trochę leniwym senatorze nikt już nie wspominał. Rozpoczęła się „plemienna wojna”. Po odejściu z Platformy najpierw Zyty Gilowskiej, a potem Jana Rokity, Tuska zaczęto postrzegać jako polityka ambitnego, skutecznego, ale też bezwzględnego.

Po latach Jan Rokita tak wspominał koalicyjne negocjacje z PiS: „Tusk zażądał ode mnie symulowania negocjacji. (...) Jest na pewno wyjątkową postacią polskiej polityki ze względu na to, że skuteczną intrygą polityczną i taką bezwzględną, czasem dziecinnie wyglądającą potrzebą dominacji osiągnął swoje polityczne cele”.

– Z pewnością nie jest typem drapieżnika – uważa Jacek Merkel. – A mieć pretensje do polityka, że jest ambitny, to jak mieć pretensje do orkiestry, że jest muzykalna.

Sam Tusk ujmuje to inaczej: – Porażki nauczyły mnie woli walki do ostatniego gwizdka, a kiedy trzeba – bezwzględności.

– Nawet jeśli jest w nim rys bezwzględności, który moim zdaniem szkodzi mu jako politykowi i szkodził partiom, w których był, to jest w polskiej polityce potrzebny – mówi Aleksander Hall.

PO DWÓCH LATACH RZĄDÓW PIS Platforma z wyraźną przewagą wygrała kolejne, przedterminowe wybory, a Tusk został najdłużej urzędującym premierem w historii III RP. Stał na czele rządu przez 2502 dni. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 2/2019