Chopin z betonu

Tradycyjna placówka, z kapciami i przykurzonymi gablotami, mogłaby przetrwać taką inwazję. Jednak naszpikowana elektroniką supernowoczesna ekspozycja multimedialna była bezbronna jak turbina airbusa wobec ziarenka pyłu z Islandii.

11.05.2010

Czyta się kilka minut

Po powrocie z przedszkola moja młodsza córka oświadczyła:

- A ja wiem, kto miał serce w plecaku!

- Kto?

- Chopin!

- Nieprawda! - zaprotestowała starsza. - Chopin miał serce w słoiku.

W tej sytuacji postanowiliśmy zabrać dzieci do nowego Muzeum Chopina.

Warszawskie tempo

Wszystko przebiegło zgodnie z najlepszą warszawską tradycją. Najpierw pisali po gazetach, że nie ma siły, że za chińskiego boga nie zdążą w terminie. Potem odbyło się uroczyste otwarcie, po którym placówkę natychmiast zamknięto. Potem otwarto ją ponownie, ale prasa doniosła, że przez najbliższy rok wszystkie bilety są zarezerwowane.

Ktoś inny pewnie by odpuścił, ale nie moja żona. Dwa tygodnie po inauguracji weszła na stronę internetową i bez najmniejszych trudności kupiła cztery karty wstępu.

Najgorsze, że tak długo trwało

Nie wierzcie zwolennikom trzeciej drogi. Wybór jest prosty: życie kulturalne albo dzieci. Tego się nie da połączyć.

Po pierwsze - szczeniaki i tak nie docenią. W restauracji chcą jeść frytki i spaghetti. W filharmonii... Szkoda słów. Znajoma zabrała kiedyś córkę na koncert filharmoników berlińskich i doczekała się następującej recenzji: - Wiesz, co było najgorsze? Nawet nie ta muzyka, tylko że tak długo trwało.

Ksiądz Twardowski snuł opowieść o małej dziewczynce, która zwiedziła zoo. Na pytanie, co jej się tam najbardziej podobało, słodka dziecina odparła, że wróbelek. Rozumiem moralną wymowę tej historii, ale co z tego? W końcu wydajemy żywą gotówkę na bilety, żeby pokazać smarkaczowi tapira i oczekiwalibyśmy trochę zainteresowania. Wróbelki można mieć gratis.

Najgorsze, że dzieci mają niewytłumaczalną zdolność rujnowania najlepiej nawet przygotowanych planów. Pamiętam jak w 1987 r. z okazji Dnia Dziecka urządzono na Stadionie Dziesięciolecia wielką imprezę artystyczną. Wszystkie trybuny wypełnili uczniowie podstawówek, a na środku ustawiono podnośnik hydrauliczny. Główną atrakcją miał być kaskaderski skok na tekturowe pudła. Skok się odbył. Kaskader minął się z pudłami o włos i na oczach zachwyconej widowni zarył głęboko w murawę stadionu.

Od tej pory jestem przekonany, że dzieci działają jak ruchomy trójkąt bermudzki.

Najnowocześniejszy Chopin

na świecie

A nam właśnie strzeliło do głowy, żeby zabrać dzieci do Muzeum Chopina. Tradycyjna placówka, z kapciami i przykurzonymi gablotami, mogłaby przetrwać taką inwazję. Jednak naszpikowana elektroniką supernowoczesna ekspozycja multimedialna była bezbronna jak turbina airbusa wobec ziarenka pyłu z Islandii.

Nawet pobieżna lektura gazet powinna była wzbudzić nasz niepokój.

"Jest to najnowocześniejsze muzeum biograficzne w Europie, a może i na świecie" - zapewniał minister Zdrojewski.

"Technologiczny cud" - zachwycała się "La Repubblica", być może nie bez związku z faktem, że muzeum zaprojektowali Włosi.

"Nowe Muzeum Chopina, jak z Matrixa" - licytowała "Gazeta Wyborcza", tłumacząc przy okazji, że "zwiedzający ze specjalnie zakodowanym biletem sam może wybrać sobie trasę zwiedzania. Na bilecie w formie plastikowej karty, którą przykłada się do czytnika zakodowane są informacje uwzględniające cztery poziomy narracji: podstawowy, zaawansowany, dla dzieci i niedowidzących, każdorazowo w ośmiu językach".

Aktywacja w błękitnym czytniku

Multimedia! Narracja! Czytniki! To nie wróżyło nic dobrego, ale decyzja zapadła i w pogodną wiosenną sobotę nasza rodzina znalazła się na ulicy Tamka.

Budowa kosztowała ponoć 81 milionów zł. Część tej sumy wydano na wystrój kas biletowych. Niezmarnowane pieniądze! Ogromny portret Chopina wycięty w gładzonym betonie wzbudził w nas instynktowny respekt.

- Poproszę o dwie narracje podstawowe i dwa profile dziecięce - wyrecytowała moja żona, która rzetelnie zapoznała się z instrukcjami w internecie.

- Eeee, to i tak bez różnicy... - uspokoiła kasjerka. - Na wszystkich profilach jest to samo, tylko dzieci mniej płacą.

Po czym podała nam cztery plastikowe karty.

- Proszę je aktywować w niebieskim czytniku. Kaucja wynosi dwadzieścia złotych.

Witajcie w Matriksie

Trzy minuty później wkroczyliśmy do pałacu Ostrogskich. Rzeczywiście. Wnętrza wyglądały jak scenografia do "Mission Impossible 3". Panował półmrok, tylko dyskretne lampki oświetlały eksponaty w gablotach.

"Przyłóż bilet, aby dowiedzieć się więcej" - zachęcała tabliczka. Przyłożyłem. Potem jeszcze raz. I jeszcze raz. I drugą stroną.

W przypadku urządzeń elektronicznych obowiązuje zasada domniemania niewinności. Zawsze zakładam, że komputer jest w porządku, tylko ja naciskam nie tak, jak trzeba. Trochę to trwało, nim się przemogłem i poprosiłem o pomoc pracownika Muzeum.

- Eeee... - wyjaśnił - chwilowo nie działa. Wczoraj mieliśmy same wycieczki szkolne i sprzęt nie wytrzymał.

Chciałem jeszcze o coś zapytać, ale mój rozmówca właśnie tłumaczył jakiemuś małżeństwu, że angielska wersja językowa też jest chwilowo niedostępna.

Miasto moje spalone

Następną salę poświęcono młodości Chopina. W pomieszczeniu krzyżowały się głosy dobiegające z tuzina małych głośniczków.

- Ty jesteś i nie mścisz się? - wołał dramatycznie lektor.

- Fryderyk był chłopcem wesołym - zapewniał ktoś inny.

- Może siostry moje zhańbione?! - dopytywał się ten pierwszy. - Miasto spalone! - ryczał.

- Fryderyk był chłopcem wesołym... - upierał się ciepły głos.

- Może ona w już ręku moskiewskim? Moskal ją prze, dusi, morduje...

- Fryderyk był chłopcem wesołym...

- Czemuż choć jednego Moskala zabić nie mogłem?

Po tym wyznaniu dzieci zaczęły przejawiać pewien niepokój, więc uciekliśmy do piwnic.

Japonka w lochu

Ceglane lochy były super. Naprawdę. Na samym dole urządzono stanowiska do słuchania muzyki. Chociaż z tym akurat był mały problem.

- To są skanery - wyjaśniła kolejna pani - ale czasami sprawiają nam mały problem... Widzi pan, tu są zakodowane różne informacje, ale dzisiaj jakoś nie działa... Proszę zaczekać, aż obok się zwolni.

Na pociechę poszliśmy obejrzeć salę koncertową.

- Tu się odbywają koncerty - wyjaśniliśmy dzieciom.

- No, jeszcze nie - sprostowała muzealniczka - ale planujemy, żeby wieczorami odbywały się prywatne koncerty dla VIP-ów. A wczoraj ćwiczyła jedna Japonka...

Głowa na sprężynie

Dłużej nie dało się tego odwlekać, więc skierowaliśmy kroki do sali zabaw dziecięcych. "Gazeta" nie kłamała: pomieszczenie przypominało wnętrze statku kosmicznego. Były tam wirtualne układanki, wirtualne kolorowanki oraz wirtualne historyjki obrazkowe.

Największą radość wywołała bajka o Chopinie.

- Ja to znam! - entuzjazmowała się starsza. - To jest o zbójcach, miałam to w czytance. Fryderyk wyjechał do internetu...

- Dokąd?!

- ... i chłopcy strasznie szaleli, więc pan opiekun poprosił, żeby Frycek zagrał im na fortepianie. Więc grał i opowiadał, ale tak strasznie nudno, że chłopcy zasnęli, więc potem strasznie mocno walnął w klawisze i wszyscy się obudzili...

- Patrz! - młodsza dotknęła ekranu. - Jak się dotknie, to Chopin pokazuje język!

- To nie Chopin!

- On beka!

- A temu spadają pończochy!

Najlepszy był nauczyciel, który miał głowę na sprężynie. Spędziliśmy przy nim sporo czasu, aż w końcu młodsza spadła z poduchy typu worek (co zresztą jest sporym osiągnięciem) i nastrój wycieczki gwałtownie się pogorszył. Uznaliśmy, że to dobry moment, by powrócić do zwiedzania.

Sand wygrywa

walkowerem

Na drugim piętrze przeszkolony personel witał gości zdaniem "It does not work". Elektronika zawiodła i tutaj. Za to widok fortepianu Pleyela bardzo uradował młodszą.

- W przedszkolu też mamy pianino - oświadczyła.

Najfajniejszy był pokój z grającymi szufladkami. Wyciągnąłem Fantazję f-moll opus 49. Efekt byłby jeszcze lepszy, gdyby starsza w tym samym momencie nie uruchomiła Poloneza-

-Fantazji As-dur opus 61. Był jeszcze jakiś Niemiec, który uparł się na Mazurka cis-moll opus 50 nr 3.

Jednak w konkursie dźwięków zdecydowanie wygrywał elektroniczny pisk. Przypominał odgłosy alarmu antywłamaniowego. Wyglądało na to, że zaraz wkroczy patrol interwencyjny z Agencji Ochrony Sokół Bezpieczeństwa, więc na wszelki wypadek przenieśliśmy się do sali poświęconej kobietom w życiu Fryderyka.

Jednak ta część ekspozycji napełniła nas niesmakiem. Lubimy uczciwą rywalizację, a tu nie było mowy o fair-play.

Multimedialna prezentacja poświęcona Konstancji Gładkowskiej była popsuta. Maria Wodzińska milczała z powodu awarii. Za to Georges Sand nawijała bez przeszkód.

- Od siedmiu lat żyję jak dziewica z nim i z innymi - zapewniała.

- Co to jest dziewica? - starsza zadała nieuniknione pytanie.

- Piętro wyżej też jest wystawa - odparłem.

Dwie kulki

w podwójnym wafelku

Wdrapaliśmy się na trzecie piętro, by pogłębić wiedzę na temat podróży Chopina. Aparatura działała bez zarzutu (najwyraźniej tutaj nie dotarł destrukcyjny wpływ szkolnych wycieczek), ale dzieci były już zmęczone. Nawet szpilki do gorsu Fryderyka nie wzbudziły ich zainteresowania.

- Spójrzcie tutaj! - odczytałem podpis. - To jest tekturowe pudełeczko na cukierki z podobizną kotka na wieczku. Pierwsza połowa XIX wieku.

- Tak! - zgodziła się młodsza. - Jestem głodna.

Cóż było robić? Skończyliśmy zwiedzanie i poszliśmy na lody.

Bo dzieci nie nadają się do kultury wysokiej. I już.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodzony w 1972 roku. Grafik z wykształcenia, eseista i autor książek dla dzieci. Laureat Nagrody Literackiej „Nike” za książkę „Rzeczy, których nie wyrzuciłem” (2018) oraz Paszportu Polityki w kategorii literatura (2017). Przez wiele lat autor cotygodniowych… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 20/2010