Casus Michael Jackson

Prowincjonalne Santa Maria w Kalifornii przez 14 tygodni oglądało tłumy fanów Michaela Jacksona i jeszcze większe tłumy dziennikarzy. Zaczęło się od filmu dokumentalnego Martina Bashira sprzed dwóch lat, gdzie Jackson pytał, co złego jest w sypianiu z dziećmi, skoro to przecież znak miłości. Wystąpił też 13-letni przyjaciel gwiazdora Gavin, opowiadając, że pozwala mu on ze sobą spać.

Matka Gavina zatrudniła adwokata. Przesłuchano 140 świadków, przedstawiono 600 dowodów. Dziesięć zarzutów: o molestowanie chłopca, podawanie dzieciom alkoholu, pokazywanie im pornografii. Michaelowi groziło 18 lat, media opisywały już jego celę. W miniony wtorek zapadł wyrok: niewinny. Komentarz: proces był próbą wyłudzenia odszkodowania. Oto wielki finał wielkiego spektaklu, którego - można by pomyśleć, patrząc na rozwrzeszczane fanki - żąda od zgnębionego Michaela żarłoczna publiczność.

Publicystka Libby Copeland w dzienniku WASHINGTON POST (z 14 czerwca) kreśli inną diagnozę. “Przez lata czekaliśmy, by ktoś powiedział nam, o co chodzi z Michaelem Jacksonem. Uniewinnienie nie oczyściło jego imienia, zmąciło jedynie wodę". Dlaczego? Po pierwsze, dowodzi Copeland, w procesie nie było “dobrych i złych": z jednej strony pracownicy Jacksona od lat w układach z brukowcami, oskarżyciel Tom Sneddon, posądzany o osobistą vendettę przeciw gwiazdorowi, wreszcie matka Gavina, grająca przed przysięgłymi spektakl “tak, jak widziała to w mydlanych operach". Z drugiej strony Michael Jackson, który - czytamy - od lat balansuje na granicy tego, co społecznie dopuszczalne. Jak wypowiada się w artykule Seth Clark Silberman z Uniwersytetu w Yale, który organizował konferencję o gwiazdorze, “Michaelowi zawsze opłacało się, byśmy myśleli, że jest dziwaczny. Sławy fascynują nas, gdy szukamy w nich sensacji".

Jak pisze Copeland, “wydarzenia z Kalifornii były w istocie dyskusją o tym, co dzieje się, gdy pewna kombinacja bogactwa i sławy gnije i schodzi na złą drogę. Był to człowiek tak ekscentryczny, że - wydawało się nam - nie stosowały się do niego społeczne konwencje". Michael Jackson to entertainer, gwiazda, człowiek od zabawiania. “Tylko Jackson mógłby użyć zeszłorocznych oskarżeń jako powodu do rozrywki, wspinając się na dach swojego auta i tańcząc przed tłumem wiwatujących fanów [zrobił to w styczniu, na początku procesu - przyp. red.] - jakby nie zdawał sobie sprawy z ciężaru tego, z czym miał do czynienia... Jest chłopcem-gwiazdą, który nauczył się kochać blask jupiterów, bez względu na powód".

A więc wszystko, z ranczem “Neverland" na czele, nie byłoby - jak sam gwiazdor zapewniał - miejscem ucieczki przed tłumem, a przeciwnie: metodą przyciągania jego uwagi.

Jacksonowa strategia pozostawania w tym blasku, to - według autorki “Washington Post" - nieustanne dezorientowanie. Nosi nic nie znaczące symbole (jedna rękawiczka, medaliony, chusty). Dzięki operacjom plastycznym, makijażowi, brzmieniu głosu zrobił z siebie - jakby powiedział antropolog kultury - osobowość liminalną [z “pogranicza" - red.]. “Podchodzi tanecznym krokiem do samej krawędzi naszych kulturowych obaw - pisze Copeland - a potem wszystkiemu zaprzecza". Mieści się w tym problem rasowy: publicystka podkreśla, że nie był on istotą procesu - o rasie nie mówił nikt, z wyjątkiem rodziny Jacksona i niego samego. Ale temat ma znaczenie o tyle, że rasa jest elementem strategii Jacksona, który - Copeland nie omieszkała powtórzyć starego kawału - “jest czarnym mężczyzną wyglądającym jak biała kobieta. Albo może Azjatka. Albo kosmita".

Jeśli Amerykanie myślą tak jak autorka “Washington Post", to muszą być bardzo zmęczeni Michaelem Jacksonem. Tym bardziej, że, jak czytamy, “gdy zaczął się proces, wszystko nagle zaczęło mieć sens", gdyż “jego wizerunek jako molestującego dzieci dostarczył schematu rozumienia go. Pasował doskonale do wszystkiego, co wiedzieliśmy o jego życiu".

Jeśli publiczność żąda czegoś od Jacksona, to nie spektaklu, a jego wyjaśnienia. “Dla wielu ludzi - napomyka Copeland - jest to ten najbardziej niesatysfakcjonujący typ horroru, w którym potwór ucieka na końcu. Teraz wisi nad nami zapowiedź sequelu". Albo raczej, kończy, “decydujemy, że nas to nie obchodzi. Chcemy tylko patrzeć na Michaela Jacksona. I na tym samemu gwiazdorowi zależało".

MK

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 26/2005