Boże Narodzenie

Boże Narodzenie. Tradycja. Choinka z kapiącymi na dywan świeczkami – lampki elektryczne nie kapią na dywan, nie powodują pożarów, ale, niestety, nie są tradycyjne.

12.12.2017

Czyta się kilka minut

 / MACIEJ ZIENKIEWICZ DLA „TP”
/ MACIEJ ZIENKIEWICZ DLA „TP”

Prezenty pod choinką. Św. Mikołaj? Co on tu robi w Boże Narodzenie? Jego dniem jest 6 grudnia. Jednak sza..., bo Święty M. jest zapomnianym bohaterem. Przez całe lata był wyznaniem wiary wobec zakusów podmiany świętego (!) na ateistycznego, rodem z ZSRR, Dziadka Mroza. Tak, to już na szczęście minęło i znów ufnym dzieciakom, z zapałem godnym lepszej sprawy, wmawiamy, że przebrany za biskupa z przyklejoną brodą wujek (stryjek, sąsiad, wynajęty facet ze sklepu) przychodzi z nieba. Maluchy, zwykle nieźle obyte z mechanizmami marketingu, jeśli nawet uwierzą, to szybko odkrywają oszustwo. W końcu widzą na ulicach tabuny takich wujków w czapkach, replikantów z tajnymi bazami w galeriach handlowych.

Więc tradycja: opłatek, cienki, blady niby-chleb i życzenia wypowiadane (uff, tortura!) z namaszczeniem i po głębokim namyśle, wyduszone: „zdrowia i jeszcze raz zdrowia, bo to najważniejsze”, albo „powodzenia w życiu zawodowym i osobistym” lub bardziej spersonalizowane i mordercze: „żebyś w tym roku wyszła za mąż”.

Całodniową wstrzemięźliwość od „potraw mięsnych” i prawie całkowitą od jedzenia rekompensujemy sobie na wieczerzy wigilijnej (zwanej też „wilją”). To niemal religijny obrzęd, więc bez grzechu można się objeść nieprzytomnie: marynowanym śledziem, barszczem z uszkami, zupą grzybową, rybą w galarecie, rybą duszoną, gotowaną, pieczoną lub smażoną, rybą po żydowsku, pierogami z kapustą albo bez kapusty, i kluskami. Jak kluski, to z makiem. Do dawnej Kongresówki została przywleczona ze Wschodu (przez zaborcę?) kutia. Na koniec jemy słodkości, popijamy kawą lub herbatą i winem. Pijemy także wódkę (zdradza to obłoczek zapachu unoszący się podczas pasterki nad tłumem).

Wódeczka na wigilijnym stole zjawić się może, mięsiwo – nigdy! Choć II Polski Synod Plenarny w 2003 r. zadekretował, a Episkopat proklamował specjalnym listem, że od 2003 roku: „w wigilię potrawy mięsne jeść można”, to my, wierni świętym tradycjom, mięsa na wigilię nie jemy i jeść na wieki nie będziemy.

Jedzenie (przepraszam, „spożywanie”) wigilijnej kolacji trwa długo. Potem, jeśli jest komu śpiewać, to się śpiewa kolędy. Jeśli nie ma komu śpiewać, włącza się telewizor albo radio, żeby przy dźwięku kolęd można było swobodnie porozmawiać. Wydawać by się mogło, że rozmowy przy stole wigilijnym będą odświętne, nieco inne niż nasze rozmowy codzienne (z obmawianiem znajomych). Może się zjawią jakieś opowieści wigilijne. Niestety, zapewne się nie pojawią.

Przy wigilijnym stole zwykle zostawiamy wolne miejsce z nakryciem „dla wędrowca”. Zwyczaj ten ponoć jest przedchrześcijański, tyle że wtedy wolne miejsce zostawiało się dla zmarłych. Chrześcijaństwo szybko zamieniło zmarłego przy nakryciu na wędrowca, bo nasi zmarli nie przychodzą na kolację. Dziś należy przez wędrowca rozumieć uchodźcę, ewentualnie emigranta z Afryki. Stawia się to nakrycie, ale nie za bardzo się czeka na wędrowca. W naszym domu często zapraszaliśmy na wigilię znajomych, którzy byli samotni i nie mieli z kim siąść do wieczerzy. Takie zaproszenie jest znakiem więzi, którą wcześniej, z dnia na dzień, budują obie strony. Samotny człowiek, który się od bliźnich odgradza i przy każdej okazji warczy na nich, w rezultacie – co bardzo smutne – sam się skazuje na wigilię w samotności.

No i prezenty (gwiazdkowe). Po włosku mały prezencik nazywa się pensierino, co dosłownie znaczy „mała myśl”, czyli „myślątko”. Bo w świątecznych prezentach ważna jest nie ich wielkość i cena, ale namysł nad tym, czym obdarowanemu sprawi się przyjemność.


MOC CZYTANIA NA BOŻE NARODZENIE >>>


Potem – zgodnie z tradycją – idziemy na pasterkę, mszę św. o północy, którą czasem traktujemy jak koncert kolęd. Na pasterkę chodzą także ci, którzy zwykle nie uczęszczają na mszę św. niedzielną, o czym pasterkowy kaznodzieja powinien pamiętać!

Panuje mniemanie, że Boże Narodzenie to święto dla dzieci. Oczywiście nikt nie potrafi tak przeżywać świątecznego folkloru jak dzieci, nikt nie umie tak się cieszyć z prezentów jak one i nikt tak się nie wzrusza „dzieciąteczkiem”, które „nie ma kolebeczki ani poduszeczki”.

Boże Narodzenie jest jednak świętem dla dorosłych, zaproszeniem do wejścia w ciszę nocy betlejemskiej, w prawdę chrześcijańskiej wiary. Tylko trzeba rozszyfrować zapis ewangelii dzieciństwa, początkowych rozdziałów Mateusza i Łukasza, które stylem odbiegają od rozdziałów następnych. Napisane jak reportaż, jednocześnie mają w sobie coś z mitu. Jądrem opowieści są historyczne wydarzenia spowite w interpretacje, refleksję teologiczną, symbole, odniesienia biblijne czasem ledwo widoczne, aluzyjne. Nie trzeba szukać dla wszystkiego, co tam jest, historycznych potwierdzeń, jak czynili ci, którzy w betlejemskiej gwieździe chcieli widzieć kometę Halleya albo gwiazdę supernową. W centrum opisów jest konkretny człowiek, co zasadniczo odróżnia je od mitu. Jak wszyscy ludzie, żyjący w określonych granicach czasu: narodzin i śmierci, w przestrzeni geograficznej, językowej, kulturowej. Lecz na tego człowieka patrzymy w świetle Paschy i tajemnicy. Człowiek jak inni, lecz od innych różny, bo jego czas ma w sobie wieczność, jego przestrzeń ogarnia wszystkie przestrzenie, jego słowa nie przemijają, a jego dzieła nie są jego, lecz Boga, bo jego miłość jest nieskończona, jego narodzenie w ubóstwie ma wymiar kosmiczny, a jego śmierć jest życiem dla wszystkich. To właśnie jest zawarte w ewangelii dzieciństwa, katechezie pierwotnego Kościoła, który chciał przekazać dobrą nowinę o wcieleniu Boga. Dlatego Mateusz wielokrotnie się odwołuje do proroctw Starego Przymierza, nie zawsze dosłownie (jest nawet cytat proroctwa, którego nie ma w Biblii: „tak miało się spełnić słowo proroka: nazwany będzie Nazarejczykiem”, Mt 2, 23).

Mamy więc katechezę głoszoną po śmierci i zmartwychwstaniu Jezusa. Jest podobnie jak w malarstwie sakralnym i rzeźbie, gdzie umowne znaki ikonograficzne opowiadają głębsze treści. Św. Paweł nie nosił miecza i księgi, św. Wawrzyniec nie ciągał ze sobą żelaznej kraty, a w podręcznym bagażu św. Benedykta nie było kielicha z wężem, choć bywa przedstawiany z tym kielichem w ręku. Symbole mają pomóc w identyfikacji pokazanej postaci, i tak w opisach biblijnych obłok, światłość, głos z nieba znaczą – niemożliwą przecież do opisania – obecność Boga. Katecheza o Bożym Narodzeniu ma przekazywać dobrą nowinę, że Bóg wszedł w ludzką historię, że doszło do zderzenia sacrum z profanum i nie nastąpiła eksplozja, lecz Boskie przygarnęło do serca to, co ludzkie.

Wierzący i niewierzący, wszyscy jakoś świętujemy Boże Narodzenie, co jest piękne, jak wszystko, co ludzi łączy.

Lecz kiedy Boże Narodzenie pozostanie wyłącznie kwestią podarunków, posiłków i życzeń, może być trudno usłyszeć głos galilejskiej fletni.

Modliłem się (...) żebym – jeśli za oknem moim którejś nocy
mocniej zagra galilejska fletnia – umiał natychmiast...

(K.I. Gałczyński „Notatki z nieudanych rekolekcji paryskich”) ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodził się 25 lipca 1934 r. w Warszawie. Gdy miał osiemnaście lat, wstąpił do Zgromadzenia Księży Marianów. Po kilku latach otrzymał święcenia kapłańskie. Studiował filozofię na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Pracował z młodzieżą – był katechetą… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 51-52/2017