Bonowicz: Sala ćwiczeń

Poproszony o to, żeby opisał swój ból w skali od jeden do dziesięciu, człowiek właściwie nie wie, co powiedzieć.

19.06.2023

Czyta się kilka minut

Wojciech Bonowicz / Fot. Grażyna Makara
Wojciech Bonowicz / Fot. Grażyna Makara

Najbezpieczniej byłoby powiedzieć „pięć”, ale przecież kiedy usiłował rano wstać, wydawało mu się, że jest co najmniej siedem albo osiem. A kiedy podnosił drzwi garażu, aż krzyknął, więc może ma prawo powiedzieć „dziesięć”. Chociaż teraz, gdy już trochę ten ból rozchodził, wcale nie jest pewien, czy nie powinien zostać przy pięciu. Więc kiedy terapeutka, stukając w klawiaturę, pyta go, co z tym bólem, odpowiada ostrożnie: „Tak między cztery a sześć”.

Bólu wokół jest pod dostatkiem. Każdy, kto wchodzi na salę ćwiczeń, wchodzi tam z jakimś. Ludzie po udarach i wypadkach, ofiary nieroztropnej jazdy na nartach i wielogodzinnego siedzenia za biurkiem. Kierowca, który przez większą część życia prowadził miejskie autobusy, i pani, która wykonuje ćwiczenia szybciej niż inni, bo musi za godzinę otworzyć sklep i przyjąć oraz rozładować towar. Sam ból nieraz może nie jest tak silny jak strach przed bólem – że nagle postrzyknie, ukłuje, przebiegnie dreszczem przez całe ciało. „Odczuwanie bólu jest u każdego inne”, mówi lekarz. „Bywa, że ludzie z niewielką skoliozą wchodzą na czworaka do gabinetu. A inni, wchodzący dziarsko, mają kręgosłup w kawałkach”. To jest tajemnica ciała. Da się ją objaśnić, ale objaśnienie niczego nie zmienia: jednego boli tak, drugiego inaczej.

Terapeutkami są na ogół młode kobiety. Czasem mężczyźni, ale kobiet jest zdecydowanie więcej. Krucha dziewczyna pomaga wsiąść na wózek niepełnosprawnej pani. Inna pochyla się nad starszym panem z brzuszkiem, żeby pomóc mu w nieskomplikowanym ćwiczeniu. Jedni pacjenci po prostu podnoszą i opuszczają ramiona i nogi, a inni wykonują ruchy wymagające stałego towarzyszenia. Tak jest dzień w dzień; każdego trzeba dostrzec, dobrać mu ćwiczenia, a potem przypilnować, żeby wykonał je prawidłowo. Mężczyźni wchodzący na salę na widok młodych kobiet prostują się, wciągają brzuchy i spinają odwłoki. Ale to tylko na chwilę; nie da się w ten sposób przetrwać całej sesji. Panie, nawet te starsze, krępują się mniej. W ogóle na sali ćwiczeń można odnieść wrażenie, że ludzie generalnie akceptują własne ciała, chcą tylko, żeby działały, żeby nie przeszkadzały. „Śpię na boku, raz na lewym, raz na prawym. W nocy o trzeciej, czwartej budzi mnie okropny ból. Ale kiedy budzę się rano, ból jest niewielki. Nie wiem, jak to wytłumaczyć – chyba ciało samo się układa tak, żeby mu było dobrze?”.

A jeszcze wcześniej są wirówki, prądy, mrożenie, masaż… Fizykoterapię też obsługują głównie młode panie. Ludzie napływają falami – czasem jest flauta, a czasem tsunami. Tsunami jest zwykle z rana, większość pacjentów przychodzi wcześniej, niż powinna. „Jest wolne, to idę do masarza”, żartuje pan po pięćdziesiątce. Niewidomy mężczyzna masuje na stole obok starszą kobietę. „Co pan czyta?”, pyta niespodziewanie masowana. Mężczyzna wymienia kilka nazwisk. „Niech pan koniecznie przeczyta »Głuszę« Anny Goc. Ona dostała Nagrodę Kapuścińskiego, chyba jako piąta Polka. To są duże pieniądze...”. Ale chyba nie w pieniądzach tkwi według niej wartość książki, bo dalej w kilku zdaniach trafnie streszcza zawartość i przesłanie. „»Głusza«, niech pan zapamięta. »Głusza«, Anna Goc”, powtarza kobieta z naciskiem. „No, dziękuję pani za polecenie”, odpowiada uprzejmie masażysta.

Ciekawe, ile bólu leczy się tu słowem, uważnością, uśmiechem. Terapeutki chodzą przeważnie w maseczkach, ale przecież widać, kiedy się uśmiechają, a kiedy nie. To, że ćwiczymy razem, też ma swoje znaczenie. Nie wypada się gapić, ale ja trochę się gapię, bo człowiek mnie ciekawi, a człowiek w ruchu ciekawi mnie bardzo. Ludzie są na ogół dla siebie nawzajem mili, uprzejmie podają sobie piłki, taśmy, ustalają miejsce w kolejce do bieżni. Przez osiem dni nie spotkałem tu nikogo konfliktowego. Zostało mi jeszcze siedem.

„Jak by pan ocenił teraz swój ból w skali jeden do dziesięciu?”, pyta terapeutka. Pan koło osiemdziesiątki zamyśla się: „Teraz? Teraz to trzy”. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Poeta, publicysta, stały felietonista „Tygodnika Powszechnego”. Jako poeta debiutował w 1995 tomem „Wybór większości”. Laureat m.in. nagrody głównej w konkursach poetyckich „Nowego Nurtu” (1995) oraz im. Krzysztofa Kamila Baczyńskiego (1995), a także Nagrody… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 26/2023