Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Stąd zapewne nie mamy odwagi Józefa nazwać mężem Maryi, a mówiąc, że jest ojcem, czy też rodzicem Jezusa, dodajemy "przybranym". Owszem, można ratować sytuację i, parafrazując znane przysłowie, mówić, że nie ten ojciec, który zrodził, ale ten, który wychował - nie mniej takie postawienie sprawy nie rozwiązuje naszego dylematu. Nie mamy też odwagi mówić o Maryi, że jest żoną Józefa, mówimy więc tylko o oblubieńcu.
Małżeństwo Maryi i Józefa było białym małżeństwem. Czy więc może być wzorem dla małżeństw, które zawieramy wychodząc z całkiem innych założeń? Mając na uwadze te zastrzeżenia, może warto przychylniejszym okiem popatrzeć na tych, którzy poczęcie Jezusa trochę uwalniają od biologiczno-anatomicznych uwarunkowań i przenoszą bardziej na płaszczyznę teologiczną, czyli wolą mówić o tym wydarzeniu w kategoriach przejawu miłości Boga, niż o czymkolwiek innym.
W ewangelii na uroczystość Świętej Rodziny mamy jednak wątek, stanowiący zresztą motyw przewodni, który może bardzo się przydać naszym rodzinom. Obecnie trochę mniej, ale do niedawna był to nie lada kłopot dręczący wiele małżeństw, wielu rodziców. Wciąż przecież Anglia i Irlandia nie schodzi z naszych głównych łam naszej prasy, a losy Polaków szukających tam pracy doczekały się już wersji serialowej. Do tego dochodzi również bieda związana z migracją milionów mieszkańców Trzeciego Świata za kawałkiem chleba do krajów bogatszych, a więc i do nas.
Mając to na uwadze, trzeba by do Litanii loretańskiej - do wielu tytułów, które Matka Jezusa już posiada - dodać nowe wezwania i nowy tytuł. Uciekając do Egiptu Jezus, Maryja i Józef stali się emigrantami - i to politycznymi, powiedzielibyśmy dzisiaj. To nowe wezwanie pewnie brzmiałoby: "Maryjo, Matko migrantów, módl się za nami". I pewnie wtedy usłyszelibyśmy od Niej, że już od dawna modli się za nas, za Kościół, byśmy szerzej otwarli oczy i zauważyli, że, choć dzieje się to w sposób niewidzialny, to jednak przy wolnym nakryciu przy naszym wigilijnym stole, od paru lat robi się niemiłosiernie tłoczno.
Oprócz migrantów przy wigilijnym i świątecznym stole mogliśmy, jeśli ktoś zechciał, zobaczyć również więźniów politycznych i opozycjonistów. Świętej Rodzinie nie oszczędzono przecież i tego nieszczęścia. Po powrocie z Egiptu nie mogli zamieszkać w Betlejem, w rodzinnych stronach, gdyż mimo zmiany na szczytach władzy, niebezpieczeństwo nie ustało. Nie ustało i później, aż do egzekucji Jezusa.
Tak więc my, ludzie, w tym przypadku szczególnie politycy, robimy swoje, a Bóg swoje. Nie łamiąc naszej wolności, podobnie jak w przypadku Heroda, w niczym nas nie ograniczając, aż po poddanie się naszym niesprawiedliwym, krzywdzącym wyrokom, Jezus wytrwale przeprowadza swój zamiar. Tych, którzy mieli odwagę żyć po ludzku, włącza do rodziny dzieci Boga, do swego królestwa, którego hymnem jest "Pieśń nad pieśniami".