Bitwa o Kupiańsk

Obok frontu zaporoskiego i Bachmutu, to miasteczko jest dziś często wymieniane w wojskowych komunikatach. Rosjanie próbują przerwać tu ukraińską obronę.
z Kupiańska

27.08.2023

Czyta się kilka minut

Bitwa o Kupiańsk
Wyrzutnia rakiet Grad zainstalowana na aucie terenowym ostrzeliwuje rosyjskie pozycje. / ANTONINA PALARCZYK

Spokój – relatywny – trwał w tym miejscu niemal rok.

Od kiedy we wrześniu 2022 r. ukraińska armia przeprowadziła na Charkowszczyźnie spektakularną kontrofensywę, w okolicy wyzwolonego Kupiańska ucichło. Front oddalił się o 20 km od tego powiatowego miasta, przed inwazją liczącego 25 tys. mieszkańców, i stanął w miejscu. Do mediów Kupiańsk trafił na moment tylko pod koniec 2022 r., gdy jednostka „Kraken” wyzwoliła pobliską kolonię Nowoseliwskie, już w obwodzie ługańskim.

Pod koniec lipca 2023 r. oficer prasowy wschodniego zgrupowania armii ukraińskiej podał, że Rosjanie zgromadzili niedaleko Kupiańska duże siły: 100 tys. żołnierzy, 900 czołgów i 500 systemów artyleryjskich. 9 sierpnia ukraińskie władze ogłosiły obowiązkową ewakuację kilkudziesięciu wsi w tym rejonie, głównie na wschodnim brzegu rzeki Oskil, nad którą leży miasto.

Tymczasem wymarły kiedyś Kupiańsk, do którego po wyzwoleniu mało kto chciał wracać, już jakiś czas temu ożył. Dziś miasto tętni życiem – choć coraz częściej spadają na nie bomby i rakiety.

SAMOCHODY, niemal wszystkie należące do wojskowych – brudne terenówki w maskujących kolorach i przeważnie z zagranicznymi tablicami rejestracyjnymi – ciągną się wzdłuż chodnika. Tłum kręci się wokół stoisk z odzieżą taktyczną, lemoniadą i wszystkim, czego żołnierz może sobie zażyczyć. Stoiska zjawiły się tu niedawno – jak tylko Kupiańsk wrócił na nagłówki.

Niemałym zainteresowaniem cieszy się miejscówka ze świeżymi szaszłykami, popularnymi na ukraińskich poboczach. Zawiadujący interesem Andrij uwija się za ladą w pełnym słońcu i w żarze znad paleniska.

– To mój moralny obowiązek karmić wojskowych – robi poważną minę. Jego brat służy w Brygadzie Szturmowej „Wściekłość”, jednej z dziewięciu takich jednostek sformowanych przez ministerstwo spraw wewnętrznych i tworzących Gwardię Ofensywy. Jak większość sprzedawców, którzy rozkładają stragany, Andrij wraca na noc do rodzinnego Charkowa – stąd to tylko dwie godziny samochodem.

ŻAR Z NIEBA ułatwia jedno: rozminowanie terenu. Mozolnie prowadzone od niemal roku, odkąd Rosjanie wycofali się za rzekę Oskil, jej także nie szczędząc min osadzonych na dnie. – W ciągu dnia zakopane w ziemi miny nagrzewają się, przez co nocą są dobrze widoczne z drona wyposażonego w kamerę termowizyjną, a to ułatwia pracę saperów – objaśnia Wowa, niemłody już żołnierz 14. Brygady Zmechanizowanej. Jego ręce znaczą blizny po poparzeniach.

Centrum Kupiańska po rosyjskim bombardowaniu. / ANTONINA PALARCZYK

W opuszczonym domu kwateruje teraz wojsko. Nie mija pięć minut, gdy żołnierz zasiadający za ekranem, na którym widać obraz z kamer kilkunastu dronów patrolujących okolicę, wzdycha: – Minus jeden dron.

Jeden ekranik szarzeje. Dron najpewniej został zestrzelony z broni ręcznej. – To najczęstsza przyczyna ich utraty – mówi Wowa. – Drony typu Mavic 3 żyją u nas przeważnie przez tydzień. Antyrekord to cztery drony stracone w ciągu jednego dnia.

KOSZT JEDNEGO DRONA to równowartość ok. 10 tys. złotych. Jednostki takie jak ta, w której służy Wowa, opierają się głównie na wsparciu wolontariuszy z rodzinnych stron. Większość żołnierzy z 14. Brygady pochodzi z obwodu wołyńskiego. Na kierunku Kupiańsk-Swatowe (to miasto powiatowe w obwodzie ługańskim, pod okupacją) stacjonują kolejny miesiąc. I doświadczają jego przemiany: z najcichszego w jeden z najcięższych.

– Wolontariuszom zawdzięczamy wszystko. Od wszystkich naszych aut i zaopatrzenia w żywność po drony DJI Mavic. Od „góry” dostaliśmy raptem jednego – dodaje cicho Kola, gdy oddział odpoczywa na podwórzu zacienionym teraz przez bujną winorośl, będącą też naturalnym kamuflażem. Od rosyjskich pozycji dzieli nas kilka kilometrów.

– Po naszym obejściu chodzimy w grażdance, cywilnym ubraniu – mówi jeden z żołnierzy. – Im mniej widać, czy to z drona, czy przez okolicznych mieszkańców, tym spokojniej możemy spać.

STARANNEGO UKRYCIA wymaga zwłaszcza stojąca przed drzewem terenówka z zainstalowaną na pace wyrzutnią rakietową Grad z czterema prowadnicami – najpopularniejszą i po ukraińskiej, i po rosyjskiej stronie.

Oddział jej operatorów wydaje się być wyluzowany, gdy w połowicznym negliżu rozkładają się na trawie oraz w wiklinowych fotelach. Ale wystarczy kilka minut, by już w pełnym ubraniu i uzbrojeniu pakowali się do samochodu – wszystko za sprawą otrzymanej od operatora drona wyczekiwanej wiadomości z lokalizacją stanowiska rosyjskiego moździerza.

Mają go zniszczyć. Szybko zajmują miejsca. Dwóch na pace – ci trzymają się kurczowo stelaża wyrzutni – i auto rusza z piskiem opon.

KOZAK SIROMAHA, uwielbiany przez żołnierzy, ryczy z samochodowego radia. Co chwilę ściszany przez wiszącego na krótkofalówce Kolę (pseudonim „Samowar”). Kierowca ledwo wyrabia obciążonym autem na zakrętach, liczy się czas. Mijani na blockpoście – drogowym posterunku – żołnierze na widok pędzącej z załadowanymi wyrzutniami terenówki gwiżdżą z radości, jeden śle dłonią całusy w ślad za rakietami.

– Czy nie wystarczy ci biedy?! – rzuca kierowca do staruszka na rowerze, który wyłonił się zza zakrętu i niemal nie został przejechany.

– „Ahar”, „Ahar”, tu „Samowar”! – Kola próbuje przekrzyczeć huk samochodu, kontaktując się z bazą. Stajemy w szczerym polu. Czas płynie, żołnierze rzucają się do nastawiania wyrzutni na podane koordynaty. Cel jest kilkanaście kilometrów od nas. Wysuwają stelaż, który stabilizuje wyrzutnię. Grad ryczy, rakiety lecą. Odwrót.

NADCHODZI WIECZÓR. Nawet słyszane z oddali wystrzały nie zakłócają na kwaterze przygotowań do kolacji z okazji Święta Spasa, Przemienienia Pańskiego, ważnego w obrządku wschodnim.

Misza z powagą zabiera się za rozpalanie grilla, a artyleryjskie towarzystwo rozsiada się za stołem. Po wzniesieniu toastów – za miłość, piękno i 122 mm (kaliber rakiet Grad) – zaczynają się targować, co kupią za pieniądze ze sprzedaży „Cygańskiej Madonny”, kopii obrazu Tycjana, którą namalował Anton, jeden z żołnierzy.

Artylerzyści z 14. Brygady Zmechanizowanej. Front pod Kupiańskiem, sierpień 2023 r. /

– Na wojnie głowa dobrze nie pracuje, więc nie maluję nic autorskiego, tylko kopie – opowiada Anton. Pochodzi z polskiej mniejszości, zwanej Mazurami i zamieszkującej obwód chmielnicki. Po wojnie chce otworzyć własną pracownię malarską: – Tu nie mam ze sobą dużo ­materiałów, ale staram się w wolnym czasie malować. Za mój poprzedni obraz kupiliśmy starlinka.

– DWA MIESIĄCE TEMU oni przebili się w słabym punkcie na północy, w okolicach Dworicznej, kilkanaście kilometrów na północny wschód od Kupiańska. Tam ich zatrzymaliśmy. Potem wzięli Jahidne, ale nic dalej. Szukają słabych punktów, intensywnie pracują ich oddziały dywersyjne. Nasza brygada na razie trzyma pozycje. Największym problemem jest brak dostatecznej ilości amunicji – objaśnia z ponurą miną Wowa, gdy następnego dnia zasiada za kierownicą terenówki.

Pospiesznie przemierzamy okoliczny las, znad którego wzdłuż całego widnokręgu unoszą się kłęby siwego dymu. Wowa: – Tu głównie latają lancety, szeroko stosowana przez Rosjan amunicja krążąca. I słynne bomby KAB. Zresztą to chyba skutki KAB-a tam widać...

Wowa pokazuje największą smugę na horyzoncie, już w mieście.

Wyprzedzamy rejsowy autobus – najzwyklejszy, nie ewakuacyjny. Ci, którzy wciąż mieszkają w okolicy, nie zamierzają jej opuścić – tak samo, jak nie zamierza zaniechać pracy lokalny przewoźnik.

W CENTRUM KUPIAŃSKA po bombardowaniu płonie kilka aut, pracują ratownicy. Wowie słabnie głos, gdy podnosi do twarzy telefon i nagrywa wiadomość głosową: „Zapytaj, czy na Nowej Poczcie nie było nikogo z naszych, bo tu właśnie uderzyli”.

Nowa Poczta to popularna firma kurierska, swoje punkty prowadzi nawet w pobliżu frontu. Przesyłki z pomocą humanitarną często przewozi nieodpłatnie.

W ostatecznym wieczornym bilansie okazuje się, że rannych zostało jedenaście osób, w tym jeden ratownik. Rosjanie uderzyli obok punktu, gdzie zwykle wydawana jest pomoc humanitarna. Obok jest sklep i przystanek. Mina Wowy robi się coraz bardziej ponura: – To skupisko cywilów, żaden tam strategiczny punkt wojskowy. Ale weźże spróbuj zrozumieć Rosjan. To była kwestia czasu, aż rąbną w Nową Pocztę. Cholerni idioci. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Rocznik 2001. Studiuje psychologię na SWPS w Katowicach. Od marca 2023 roku pisze dla Tygodnika Powszechnego korespondencje z Ukrainy.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 36/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Bitwa o Kupiańsk