W Ukrainie trwa wojna dronów. Reportaż z frontu

Ciężkie działa, czołgi, lotnictwo – w XX wieku to one zrewolucjonizowały sposób prowadzenia działań wojennych. Dziś na froncie ukraińsko-rosyjskim trwa rewolucja dronów. Są wszędzie.
z Orichiwa i Zaporoża (Ukraina)

07.08.2023

Czyta się kilka minut

Wojna dronów
Praca „aerorozwidki” na pozycjach, rejon orichiwski, lipiec 2023 r. / ANTONINA PALARCZYK

Mogłoby się wydawać, że bycie operatorem drona to rzecz lepsza niż siedzenie w okopie. Bezpieczniejsza. Czasem jednak to przekleństwo.

– Zajmowanie się dronami to beznadziejna profesja. Widzisz wszystko, co się dzieje, ale czasem nic nie możesz zrobić – zaczyna swoją opowieść Slawik. – Kiedyś nawigowałem z góry grupę chłopaków wykonujących zadanie. W jednej chwili trzech zginęło, reszta była ranna. Wszystko na moich oczach. Mogłem tylko patrzeć.

– To najgorsze chwile w tej pracy: kiedy przychodzi deszcz, który uniemożliwia latanie dronem, chłopaki idą szturmować, a ty nie możesz im tego ułatwić – dodaje Witalik.

Przedtem był „szturmownikiem”, żołnierzem grupy szturmowej. Teraz odpowiada za „aerorozwidkę”: zwiad powietrzny za pomocą dronów.

 

– GRUPA „MACHNO” jedzie na polowanie – mówi do krótkofalówki Achmet. Auto mija ruiny Orichiwa, ostatniego miasta przed frontem zaporoskim. Razem z operującą na tym odcinku brygadą szturmową „Kara-Dag” członkowie ochotniczego oddziału „Machno” jadą na zwiad. Nazwa formacji nawiązuje do postaci historycznej: chłopskiego rewolucjonisty, po 1917 r. twórcy anarchistycznej republiki ze stolicą w Hulajpolu na Zaporożu; Nestor Machno walczył ze wszystkimi, aż w końcu bolszewicy zniszczyli jego quasi-państwo.

Zwiad to jedno z głównych zadań realizowanych przez operatorów dronów – tutaj nazywanych „drończykami”. Na ich barkach opiera się funkcjonowanie niemal każdego rodzaju broni – od artylerii (jej ogień kierowany jest na cel przez drony) po oddziały piechoty i wozy pancerne, których natarciom towarzyszą.


ATAK NA UKRAINĘ: CZYTAJ WIĘCEJ W SERWSIE SPECJALNYM >>>


JEST JUŻ CIEMNO, gdy kierowca wysadza naszą kilkuosobową grupę na podwórzu zbombardowanego gospodarstwa i pospiesznie zawraca. Jak niemal każdy z budynków znajdujących się w sercu strefy frontowej, i ten nie uniknął poważnych uszkodzeń. Za to znajdująca się obok piwniczka przetrwała – to daje nadzieję, że przetrwa i następny ostrzał.

Dwóch żołnierzy rozkłada kilkumetrowy maszt (usprawnia działanie i zwiększa zasięg drona) i antenę Starlinka – praca „aerorozwidki” zależy od łącza internetowego. Za jego pośrednictwem obraz z kamery drona, widoczny na iPadzie operatora, jest zsyłany dalej do sztabu. Tam również będzie analizowany na bieżąco (wojskowi mówią: w czasie rzeczywistym).

 

 

– POZAKLEJAJ DIODY na bateriach – Dimon podaje czarną taśmę. Diody, choć niewielkie, świecą fosforyzującą zielenią. Jest ryzyko, że dron może zostać zauważony na nocnym niebie. Gdy są już zaklejone, jedynymi źródłami światła w piwniczce są mała latarka (zawieszona tak, by nie rzucała za wiele światła) i ekran tableta, w który wpatrzony jest Achmet. Oraz żar papierosa w zębach Żeni.

– Szkoda, że zapomnieliśmy jedzenia. Ale puścimy muzyczkę, co? – proponuje. Z głośniczka zawieszonego na haczyku pod łukowym sklepieniem piwniczki zaczynają płynąć popularne na całej długości frontu rapowe kawałki, przeważnie o patriotycznym charakterze. Nie możemy być widoczni, ale nie musimy być całkiem cicho.

Równocześnie z naszym dronem, lecącym nad okolicą w poszukiwaniu celu, którym potem ma się zająć artyleria, niebo patrolują też rosyjskie „ptaszki”. Tak, wyjątkowo zgodnie, nazywają je żołnierze z obu stron.

 

– WIDZĘ CZOŁG – Achmet przybliża obraz na tablecie.

– Nasz?

– Nasz, bo rozwalony – ironizuje Dimon. – A tu dalej już siedzą Rosjanie. Pewnie się zastanawiają, co to, a to mój drogi bratan Achmet. Słyszą drona, ale go nie widzą.

Obraz z kamery termowizyjnej czerwieni się wyraźnie wokół kraterów, które powstały po uderzeniach pocisków artyleryjskich. Krajobraz, choć niewyraźny, przypomina zdjęcia powierzchni Księżyca.

– To, czego nie widzimy, widzą wyraźniej na dużym ekranie w sztabie – mówi Żenia.

Wojna dronów

DRUGA W NOCY. Żołnierze wykonują jeden lot za drugim, zmieniając się przy iPadzie. Za kolejnym razem, już podczas lądowania, wracający dron zahacza o kant dachu zrujnowanego budynku.

– Najważniejsze, że kamery całe. Tak się czasem dzieje. Złośliwość rzeczy martwych – Dimon jest spokojny. Choć minę ma zmartwioną, gdy chwilę potem majstruje przy podniesionym z ziemi aparacie. – Nie rozumiem, co się stało. Leci kilka metrów, jak sam sobie chce, i wpada na dach.

 

ŻENIA KLNIE cichutko. Razem z Achmetem składają maszt, gdy otoczenie oblewa nagle pomarańczowe światło. Odruchowo wszyscy rzucają się ku piwniczce.

– To tylko raca oświetlająca – uspokaja Slawik, kiedy wszystko znów pogrąża się w ciemności. – Ułatwia rozpoznanie terenu w nocy, oświetla teren przez jakiś czas. W tym czasie oni z góry rozglądają się po okolicy.

Jeszcze kilka rac pojawia się na horyzoncie z różnych stron, gdy czekamy na transport do bazy. Rozpalają się milcząco na niebie.

– Szlag, ile gwiazd! – Dimon zadziera głowę. – Wy mnie nie rozumiecie, jestem romantykiem.

– Ale polowanie, nie ma co – szydzi Żenia, wyrzucając niedopałek.

– Dajże spokój, bratan. Mam nadzieję, że oni też rozwalili wszystkie swoje drony i nie mają na czym latać.

 

– PRACUJĄ CHŁOPAKI! – Witalik komentuje z uśmiechem ukraińskich artylerzystów, gdy na jego ekranie podrywa się w górę tuman kurzu.

Po kilku godzinach snu w orichiwskiej kwaterze grupa kontynuuje zadanie na pozycjach: w okopie przystosowanym na miarę tutejszych możliwości do wykonywania precyzyjnej pracy, a więc szerszym niż okop piechoty i pokrytym z wierzchu drewnianymi żerdziami; mają chronić przed odłamkami.

Przez schron co chwila przetacza się pogłos pobliskich wybuchów. Najgłośniej hałasuje moździerz o kalibrze 120 milimetrów. Najwyraźniej sąsiadujemy z jego stanowiskiem.

– Pewnie będziemy niedługo przenosić się stąd gdzieś do przodu, nasze chłopaki przeprowadziły z powodzeniem szturm. Przejęcie kolejnych rosyjskich pozycji sprawia, że nasza obecna lokalizacja może już nie mieć wystarczającego zasięgu – Slawik kieruje dronem, który sunie wysoko ponad kłębami sinego dymu.

 

ZIEMIA JEST SUCHA jak pieprz. W pełnym słońcu każde uderzenie pocisku wywołuje w zżółkniętej trawie lub zaroślach ogień. W powietrzu rozchodzi się smród spalenizny, na ubraniu osiadają drobinki sadzy.

Do okopu wlatuje motyl. Ciężko i niepewnie macha skrzydełkami, zatacza się.

– Szalony.

– Myślę, że jemu tu za głośno od artylerii, to dlatego.

– Myślę, że on w ogóle nie ma uszu – oświadcza z przekonaniem Achmet. – Więc jest mu i tak wszystko jedno.

 

ROZKAZ Z DOWÓDZTWA: w naszą stronę kieruje się bojowy wóz piechoty, należy go przypilnować z powietrza. Witalik podrywa drona.

W pobliżu słychać łoskot przejeżdżającego wozu. Odtąd śledzimy jego drogę z wysokości dwustu metrów, optymalnej, bo trzymającej drona poza zasięgiem celnego strzału z karabinka szturmowego, a pozwalającej z dużą dokładnością obserwować teren.

– A ty co, już zawracasz? Powłóczyłeś się i dosyć? – Witalik komentuje pod nosem ruchy obserwowanego pojazdu, który pospiesznie przemierza pokryte kraterami pole.

– Zatrzymał się tam koło pozycji na chwilkę i coś zostawił – zauważa ktoś.

Witalik syczy przez zęby: obok wozu podrywa się dym. Najwyraźniej rosyjski „ptaszek” namierzył pojazd, a rosyjscy artylerzyści szybko zareagowali.

Wojna dronów

POZA KORYGOWANIEM ognia artylerii, eskortowaniem własnych pojazdów, a także niszczeniem wrogich celów za pomocą dronów kamikadze (tym grupa się nie zajmuje), możliwości „drończyków” przydają się w zupełnie niespodziewanych okolicznościach.

Dimon wspomina niedawną historię: – W czasie zwiadu zauważyliśmy obok naszego zniszczonego czołgu dwóch chłopaków z 1. Brygady Pancernej. Jeden był ciężko ranny. Zrzuciliśmy im z drona leki i wodę. A nawet papierosy! – uśmiecha się szeroko. – A potem wiadomość na kartce, że dron poprowadzi ich do naszych pozycji. Stąd zostali ewakuowani.

 

NAZWIJMY GO ILIUSZA. Jest żołnierzem jednostki HUR, wywiadu wojskowego, która operuje na Zaporożu. W takich formacjach profesja „drończyków”, choć w ukraińskiej armii bardzo młoda, jest na najwyższym poziomie.

– Na początku wszystko opierało się na wolontariuszach: oni organizowali zbiórki, kupowali i dostarczali nam sprzęt – wspomina Iliusza. – Dopiero potem armia zaczęła kupować drony. Głównie DJI Mavic, to najpopularniejszy model komercyjnych dronów.

Jesteśmy w piwnicy, w której jego oddział składa drony kamikadze własnej produkcji. Iliusza: – W roku 2014, gdy zaczęła się wojna w Donbasie, nie było w ogóle dronów, a jeśli już gdzieś, pojedynczo, to najwyżej takie samodzielnie konstruowane, które nie sięgały obecnego poziomu „aerorozwidki”. Dopiero około roku 2016 do użytku, ale wciąż dość ograniczonego, weszły półprofesjonalne drony DJI Phantom.

 

PRZEŁOMEM dla tego rodzaju broni było rozpoczęcie pełnoskalowej wojny przez Rosję 24 lutego 2022 r. – Wtedy rozwinęła się ona do wysokiego poziomu efektywności i zaczęło zależeć od niej coraz więcej aspektów poza zwiadem – mówi Iliusza. – „Drończyk” widzi wszystko i jest w stanie wszystko koordynować za pomocą drona. A kiedy cię zobaczy, już cię nie wypuści. Jesteś bez szans.

Także po 24 lutego zaczęły się upowszechniać drony kamikadze – jednorazowego użytku, niszczone w momencie detonacji przenoszonego ładunku po spotkaniu z celem. Wyjątkowo cenione – sto kilometrów na godzinę prędkości i sto procent skuteczności. Za ich pomocą można zniszczyć dowolną ­„technikę”, jak mówią tu na sprzęt wojskowy.

Podobnie cele żywe – żołnierzy przeciwnika.

 

ILIUSZA bierze do ręki jeden z gotowych dronów ze stołu. Stół jest pełen równych stosików z komponentami do ich budowy. Do lekkiego stelaża za pomocą plastikowych trytytek przymocowany jest ładunek wybuchowy w kształcie butelki. Na kadłubie naklejka z emotikonem w kostiumie wampira i niewinnym podpisem „Ząbek”.

Tłumaczy: – Maksymalna efektywność wynika z tego, że znajdujesz się względnie daleko od wroga, a wciąż masz do niego dostęp i możliwość poważnego zaszkodzenia mu. Nic cię nie ogranicza.

 

 

NAJWIĘKSZY PROBLEM, z jakim muszą się mierzyć „drończyki”? Na to pytanie Iliusza odpowiada bez wahania: „radioelektronnaja borba”, w skrócie REB. Dosłownie: walka radioelektroniczna. Chodzi o system zagłuszania sygnału, którym operator steruje dronem, za pomocą emisji elektromagnetycznej. Jedyny sposób poradzenia sobie z REB to likwidacja pojazdu walki radioelektronicznej za pomocą artylerii.

Natomiast samodzielna produkcja drona od zera pozwala od razu pominąć inny problem, występujący u dronów komercyjnych, które są tu powszechnie stosowane: chodzi o ich oprogramowanie, które nie jest przystosowane do warunków wojennych. Zanim dron pierwotnie cywilny – jak DJI Mavic – wejdzie do użytku na froncie, musi przejść przez ręce specjalisty, który ingeruje w kod jego oprogramowania, minimalizując możliwość przejęcia drona przez Rosjan. I zabezpiecza ustawienia dotyczące możliwości zlokalizowania drona.

 

KOSZT WYKONANIA jednego drona kamikadze to równowartość czterystu dolarów. Najwięcej kosztuje kamera. Tu ich produkcja odbywa się we względnie prymitywnych warunkach, to wciąż ręczna robota żołnierzy.

– Co innego w Rosji – mówi Iliusza z krzywym uśmiechem. – Tam drony weszły już do masowej produkcji.

Żołnierz HUR twierdzi, że inaczej niż Ukraińcy, Rosjanie nie mają problemu z pozyskiwaniem dronów DJI, tak popularnych również po stronie ukraińskiej – mają kupować je od chińskich producentów.

 

KTO JEST LEPSZY w tym nowym wyścigu zbrojeń?

Iliusza jest szczery: – W tym momencie poziom „aerorozwidki” w rosyjskim wojsku jest tak samo wysoko rozwinięty jak u nas. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Rocznik 2001. Studiuje psychologię na SWPS w Katowicach. Od marca 2023 roku pisze dla Tygodnika Powszechnego korespondencje z Ukrainy.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 33/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Wojna dronów