Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Głośno się dziś zrobiło o książce Teda Trippa „Pasterz serca dziecka” – poradniku dla rodziców, wydanym przez wydawnictwo Słowo Prawdy. Książka zaleca bicie dziecka jako odpowiednią karę i uzasadnia to zalecenie odwołaniem się do objawienia biblijnego. Możemy przeczytać: „Powiedz dziecku, że karząc je nie chcesz wyładowywać swej złości, lecz przywrócić go do stanu, w którym Bóg obiecuje swoje błogosławieństwo”. Rodzic jest więc napominany: „Karanie musi być wyrazem twojego posłuszeństwa Bożym poleceniom”, oraz ostrzegany: „Nie masz prawa uderzyć dziecka w sytuacji innej niż biblijne usankcjonowanie kary”.
W wyniku krytyki wydawnictwo ogłosiło na profilu FB, że „została podjęta decyzja o tymczasowym wstrzymaniu jej sprzedaży” oraz zapowiedziało, iż „w ciągu najbliższych tygodni zostanie podjęta decyzja o jej przywróceniu do sprzedaży lub wycofaniu z oferty”. Z komunikatu wynika jednoznacznie, że wydawca nie jest przekonany o szkodliwości wydanej przez siebie książki i dopiero się nad tym zastanawia.
Wahanie wydawnictwa Słowo Prawdy wcale mnie nie dziwi. Jest ono powiązane z Kościołem Chrześcijan Baptystów – wspólnoty zbliżonej do tzw. ewangelikalnych nurtów protestantyzmu. Jedną z istotnych cech chrześcijan ewangelikalnych jest tendencja do literalnej, fundamentalistycznej lektury Biblii. W tym nurcie chrześcijaństwa nie jest to jedyna – ani jedyna wydana w Polsce – książka, która uzasadnia bicie dzieci tekstami biblijnymi. Niestety, niektóre z nich zostały wydane przez wydawnictwa katolickie, jak na przykład Vocatio (choćby dostępna nadal w sprzedaży: R. Barnes, „I kto tu rządzi. Poradnik dla sfrustrowanych rodziców”).
Problem zatem jest szerszy – dotyczy nie tyle jednej książki, co do której wydawca zastanawia się, czy pozycję wycofać z obiegu, lecz zjawiska rozpowszechniania fundamentalistycznej teologii biblijnej i propagowania na jej podstawie koszmarnej, destrukcyjnej teorii pedagogicznej.
Fundamentaliści i natchnieni
To, że kary cielesne stosowane wobec dzieci są szkodliwe zarówno dla samych bitych, jak i dla relacji rodzinnych, w których taka przemoc istnieje – a w konsekwencji dla całego społeczeństwa – zostało w przekonujący sposób wykazane w licznych badaniach naukowych. Temat ten poruszaliśmy już wielokrotnie na łamach „Tygodnika”. Dlatego w tym momencie chcę tylko wskazać, że powoływanie się w tej kwestii na boski autorytet jest zupełnie nieuzasadnione.
CZYTAJ TAKŻE
RÓZGI NASZEJ POWSZEDNIEJ: W kraju, w którym obowiązuje całkowity zakaz kar cielesnych, nadal wydaje się poradniki zawierające nie tylko zachętę do bicia dzieci, ale wręcz szczegółowe instrukcje, jak to robić >>>
Ewangelikalni fundamentaliści traktują Biblię jak książkę, którą w znanej nam dziś postaci Bóg jakby słowo po słowie podyktował autorom natchnionym. Jest to wizja, która nie liczy się z faktami i opiera na słabej teologii.
Trzeba bowiem pamiętać, że „biblia” to rzeczownik w liczbie mnogiej: „księgi”. Jak pokazują badania historyczne, teksty biblijne powstawały na przestrzeni setek lat, obecna ich postać jest rezultatem wielokrotnych przeróbek i kompilacji. Uważna lektura ujawnia, że w księgach biblijnych obecne są rozmaite koncepcje teologiczne. W tekstach świętych Pism można odnaleźć ślady teologicznych polemik, a także zobaczyć zmiany świadomości religijnej wspólnot, w których żyli biblijni autorzy.
Tak na przykład przez wieki autorzy biblijni głosili, że Izrael powinien czcić tylko JHWH, ale wyraźną świadomość monoteizmu w dzisiejszym sensie tego słowa – tj. przekonanie, że istnieje tylko jeden Bóg – odnajdujemy dopiero w tekstach powstałych na przełomie VII i VI wieku przed Chrystusem.
Wyraźne różnice między biblijnymi tekstami dotyczą również tak fundamentalnych spraw, jak widzialność Boga. W Księdze Wyjścia jest fragment, zgodnie z którym Izraelici podczas objawienia synajskiego „ujrzeli Boga Izraela, a pod Jego stopami jakby jakieś dzieło z szafirowych kamieni, świecących jak samo niebo. Na wybranych Izraelitów nie podniósł On swej ręki, mogli przeto patrzeć na Boga” (Wj 24, 10-11). Księga Powtórzonego Prawa głosi zaś na temat tamtych wydarzeń: „I przemówił do was Pan, Bóg wasz, spośród ognia. Dźwięk słów słyszeliście, ale poza głosem nie dostrzegliście postaci” (Pwt 4, 12).
Z chrześcijańskiego punktu widzenia nie powinno to stanowić teologicznego problemu. Chrześcijaństwo jest religią wcielenia i uznaje, że nawet w przypadku Chrystusa ludzka natura zachowała wszystkie swoje ludzkie właściwości – co znaczy m.in., że Jezus musiał się uczyć chodzić i mówić (i że nigdy nie nauczył się łaciny), że przejął obraz świata panujący w Jego czasach itp. Pogląd przeciwny jest herezją monofizytyzmu, potępioną już w V wieku. Tym bardziej więc autorzy natchnieni – pisząc teksty biblijne zachowali wszystkie swoje ludzkie właściwości, a więc i ograniczenia.
Boska perspektywa
Nie da się więc utrzymywać, że Biblia jest słowem Bożym w takim sensie, że wszystkie słowa, zdania i koncepcje są adekwatnym wyrazem tego, co Bóg chciał przekazać ludzkości. Czytając biblijne teksty musimy pamiętać o kulturowym uwikłaniu znajdowanych tam koncepcji fizycznych, ale także teologicznych, etycznych, społecznych czy psychologicznych. Można tam znaleźć prymitywny obraz Boga właściwy świadomości religijnej koczowniczych pustynnych plemion, pochwałę rodziny poligamicznej czy nakaz kamienowania za cudzołóstwo.
Jeśli w tych wszystkich, odstręczających dziś, rozmaitych aspektach ludzkiego światopoglądu chcemy dostrzec głos absolutnego Boga, musimy czytać święte Pisma we właściwym im kontekście i rozpoznawać tendencje obecne w historii Izraela, której teksty biblijne są zapisem: stopniowe (ale właśnie stopniowe) ograniczanie przemocy, coraz bardziej wyrafinowane zrozumienie ludzkiej natury, coraz bardziej wyrafinowany obraz Boga.
CZYTAJ TAKŻE: PRZYZNAJMY DZIECIOM PRAWA CZŁOWIEKA >>>
Powyższe zasady trzeba zastosować także do biblijnych koncepcji pedagogicznych. Zauważyć na przykład, że teksty, na które powołują się chrześcijańscy zwolennicy bicia dzieci, pochodzą najczęściej z Księgi Przysłów. Jest to zbiór niejednorodny, powstały jako kompilacja wielu powiedzeń mądrościowych funkcjonujących przez wieki w Izraelu – ale także w kulturach ościennych, zwłaszcza w Egipcie. Fragmenty, w których wspomina się o karceniu rózgą jako o metodzie wychowawczej (por. Prz 13, 24; Prz 23, 13-14; Prz 22, 15; Prz 29, 15) pochodzą sprzed VI wieku przed Chrystusem i – jak wskazują międzykulturowe badania porównawcze – powstały pod dużym wpływem kultury Egiptu. Aby ocenić właściwie zawartą tam wizję pedagogiczną, trzeba wiedzieć, jak w tamtym świecie traktowane było dziecko, jak funkcjonowało w rodzinie i społeczeństwie, co wiedziano o psychologii rozwojowej – i jak na tym tle jawi się proces wychowania.
Chrześcijanin powinien umieścić jeszcze tamte teksty w perspektywie nauczania Jezusa – tego, co On mówił o relacji do dziecka, a także o stosowaniu przemocy. W tej perspektywie wychowawcze rady z Księgi Przysłów można przeczytać jako wezwanie do troski o dziecko, nieobojętności na to, co się z nim dzieje i jak postępuje, oraz jako radę, by stawiać młodemu człowiekowi granice i pomagać mu rozpoznawać konsekwencje jego działań. To właśnie w tym tekście jest Boże. Jednak wszelka przemoc wobec dziecka pokazuje się w ewangelicznej perspektywie jako skutek naszego uwikłania w grzech – czyli to, co Bogu przeciwne i od czego pragnie On nas wyzwolić.