Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Każda kolejna informacja o sukcesie to niedowierzanie i radość. Taką sumę dało się zebrać… wprost nie do wiary. Ileż serc drgnęło współczuciem, ileż w sercach naszych rodaków jest dobroci. Mimo oglądanej codziennie politycznej zajadłości, mimo pozornie przepastnych podziałów między nami, ten naród jeszcze nie upadł, skoro ma w sobie tylu dobrych ludzi.
Myślę o rodzicach, w których, jak obuchem w głowę, uderza informacja o chorobie dziecka i niewyobrażalnych sumach, które są konieczne dla ratowania go w chorobie. Myślę o chwiejnym płomyku nadziei, że może znajdą się ludzie, którzy im pomogą, i wreszcie o sukcesach tych apeli, o niewiarygodnej empatii tysięcy ludzi.
Do naszego świata, który, jak się wydaje, coraz bardziej staje się światem dla bogatych i silnych, do tego dusznego świata rządzonego prawem zysku i sukcesu nagle dopływa wielka porcja tlenu: bezinteresownej solidarności z „obcym”, który jest w nieszczęściu. Wciąż jeszcze cudze nieszczęście otwiera ludzkie serca.
Według Ewangelii to otwarte na potrzeby bliźniego serce decyduje o zbawieniu. Nie znajomość katechizmu, nie chodzenie w niedzielę do kościoła, nie pełniony urząd (nawet kościelny). To wszystko, co w tak wysokiej jest u nas cenie, ma znaczenie tylko wtedy, gdy służy otwieraniu serca. Bezinteresowne dobro nie musi mieć kościelnej czy nawet chrześcijańskiej pieczątki firmowej. Ono zawsze jest ewangeliczne, zawsze – według Ewangelii – jest biletem do raju, czy ktoś tego chce, czy nie (por. Mt 25, 31-46).
Astronomiczne sumy zebrane na leczenie konkretnych dzieci robią wrażenie. Możliwość ich zgromadzenia to w znacznym stopniu efekt zasięgu środków przekazu, a także pracy ludzi takich jak redagujący słynny portal Siepomaga.pl. Nade wszystko zaś wrażliwości darczyńców.
Czytaj także: Maciej Müller, Przemysław Wilczyński: Najdroższy lek świata
Kto wie, może Bóg jeszcze z nami wytrzymuje dzięki obecności tych właśnie sprawiedliwych („I rzekł Pan: Jeśli znajdę w mieście Sodomie pięćdziesięciu sprawiedliwych, przebaczę całemu miejscu ze względu na nich”, Rdz 18, 26). Dzięki tym, którzy ratują nieznajome, chore dzieci, dzięki warszawskim i krakowskim kapucynom, którzy (mądrze) wspierają bezdomnych, dzięki s. Małgorzacie Chmielewskiej, ks. Józefowi Krawcowi ze Strzelec Opolskich i wielu takich jak oni, np. bardzo leciwej emerytce, którą znam z kościoła św. Floriana. Ta starsza pani opiekuje się jednym z krakowskich bezdomnych. Wiem, że dla niego pomocą większą od kanapek, które mu przynosi, jest świadomość, że jest na świecie ktoś, kto się o niego martwi, niepokoi, że jest ktoś, dla kogo on jest ważny całkowicie bezinteresownie.
Nakarmienie głodnego, wsparcie ubogiego to czynności stosukowo proste. Najwyżej ryzykuję, że ubogi pieniądze, które mu dałem na chleb, wyda na piwo. Ale już kapucyński ośrodek pomocy bezdomnym w Krakowie, żeby mógł pomagać licznym zainteresowanym, musi mieć mądry statut i być dobrze zorganizowany. Także zbiórki wielkich pieniędzy na leczenie dzieci wymagają od organizujących je wielkiej kompetencji. I o tym jest artykuł „Najdroższy lek świata” Przemysława Wilczyńskiego i Macieja Müllera. Zawiera on wielką pochwałę ludzkiej solidarności, ale jednocześnie zwraca uwagę na moralny wymiar choćby przedstawianych informacji dotyczących sposobów i możliwości leczenia, refundacji itp.
Otwieranie przed każdym z nas możliwości udziału we wspaniałym wysiłku pomocy choremu dziecku jest dziełem wspaniałym i właśnie dlatego wszystkim nam zależy, żeby było także dziełem – na ile to możliwe – doskonałym. ©℗