Bez taryfy ulgowej. Młode gwiazdy muszą szybko wydorośleć

Rodzice twierdzą, że oddali dzieci w dobre ręce. Wytwórnie muzyczne, że wszystko jest w porządku. Rzecznik Praw Dziecka milczy. Czy świat dorosłych znieczulił się na niszczącą seksualizację dzieci w showbiznesie?

07.08.2023

Czyta się kilka minut

Bez taryfy ulgowej
Trzynastoletnia wówczas Viki Gabor podczas festiwalu w Opolu, wrzesień 2020 r. / TADEUSZ WYPYCH / REPORTER

Viki nie jest z plasteliny, to jest bardzo ukształtowana dziewczyna” – mówiła Kayah o 12-letniej wówczas Wiktorii Gabor w odpowiedzi na słowa Tomasza Raczka, który zwracał uwagę na niebezpieczeństwa zbyt wczesnej kariery w show-biznesie. Nagrywając z Wiktorią jej trzeci utwór, piosenkarka zapewniała, że dziewczynka „ma bardzo dobrą opiekę, mama jej nie opuszcza, mama jest bardzo rozsądną osobą. (...) Ma ogromną życzliwość w wytwórni płytowej, która raczej nie traktuje jej jako artystki, którą można wydoić i wycisnąć jak najwięcej. Ja też nie pozwolę skrzywdzić”. Niestety, już pierwszy utwór Wiktorii dowodzi, że nikt jej nie ochronił, a dorośli tworzący dziecięce gwiazdy są w stanie posunąć się bardzo daleko, by wycisnąć z nich jak najwięcej.

Ten dzieciak zrobi show

„Twój dotyk podtrzymuje mnie przy życiu (...) Czekałam całą noc, mam coś, co może ci się spodobać, mmmm / Mogę sprawić, by to było warte twojego czasu, kochanie” – śpiewała (po angielsku) Wiktoria Gabor w utworze „Time”, wyprodukowanym przez Universal Music Polska i po raz pierwszy zaprezentowanym w TVP2, w finale drugiego sezonu „The Voice Kids” z 2019 r. Dziewczynka miała wówczas 11 lat i choć nie wygrała programu, jej rodzice podpisali kontrakt z wytwórnią.

„Nie wygrała, ponieważ nie było to kierowane bezpośrednio targetowo do dzieci, ale było to już targetowo kierowane do branży: że ten dzieciak zrobi coś więcej i nie będzie śpiewał o stokrotkach i o kwiatkach, i o ptaszkach, tylko zrobi show” – wyjaśniał jeden z jurorów „The Voice Kids” Tomasz „Tomson” Lach w serialu dokumentalnym „Viki Gabor. Mój świat” (TVP, reż. Kinga Płachecińska). W kwietniu 2023 r. w serwisie vod.tvp.pl rozpoczęła się jego emisja, reklamowana słowami Wiktorii: „Dotychczas wszyscy mówili o mnie, a ja chciałam teraz coś opowiedzieć o sobie”. Tuż przed premierą w internecie opublikowano fragment, w którym dziewczyna mówi o przykrości, jaką sprawił jej nauczyciel WF-u: „Kazał mi nagrać 5 minut ćwiczeń. Nagrałam to, wysyłam mu i super fajnie wszystko, a potem się dowiaduję, że on był na jakimś weselu i to puścił. Dlatego ja już nigdy nic nie wysyłam”.

W sieci zawrzało, więc Wiktoria z rodzicami wystąpiła w „Pytaniu na śniadanie”. Dorośli starali się wmówić jej oraz widzom, że nic się nie stało. Ojciec powiedział, że media źle zinterpretowały wypowiedź dziecka, matka, że to była „taka śmieszna sytuacja”, prowadzące: „Nie chciał nic złego zrobić”, „Wszystko jest w porządku”. Wiktoria nie odezwała się ani słowem. W dostępnym na vod.tvp.pl serialu nie ma jej wypowiedzi na ten temat, a TVP nie odpowiedziała na pytanie, dlaczego była w zwiastunie, ale nie znalazła się w samym dokumencie.

Niechciana nagroda

Wbrew zapowiedzi, w serialu nie ma zbyt wielu słów Wiktorii o niej samej – tym bardziej warto wsłuchać się w te, które (jeszcze) są i nie brzmią jak czytane z kartki. Można się z nich dowiedzieć, że matka zgłosiła ją do „The Voice Kids” bez jej wiedzy. Dziewczyna mówi: „Nie wiedziałam, że w ogóle jestem w castingach, i było tak śmiesznie, przyjechaliśmy do Warszawy i mama mi powiedziała, że »o, są castingi, masz się nauczyć dwóch piosenek (...) i zobaczymy, czy się dostaniesz«”.

Opowiada też, że źle sypia, że ciągle ma koszmary, a ostatnio często płacze. Najbardziej ją dotknęło, gdy przeczytała w jakimś serwisie plotkarskim, że jest w ciąży. Wyznaje również, iż na początku kariery pracowała z ludźmi, którzy traktowali ją jak produkt. Nie wyjaśnia, na czym to polegało, ale z innych jej wypowiedzi można dowiedzieć się, że np. nie pozwalano jej zrezygnować z grzywki, choć bardzo tego chciała.

– Ja również nie mogłam zmieniać swojego wizerunku, np. obciąć włosów, bez konsultacji z wytwórnią – mówi Anna „AniKa” Dąbrowska, która jako 14-latka wygrała drugą edycję „The ­Voice Kids” i w nagrodę otrzymała kontrakt z Universal Music. – Dzisiaj tego nie pochwalam, ale byłam dzieckiem, cieszyłam się, że mogę robić to, co kocham, czyli śpiewać i występować na scenie. Do pewnego momentu nie zdawałam sobie nawet sprawy, że to nie ja decyduję, który utwór ma być singlem promującym dany album, tylko z góry jest mi to narzucane. Początkowo mi to nie przeszkadzało, bo miałam ogromną radość z występowania na scenie i nie widziałam negatywnych stron. Zaczęłam je dostrzegać z czasem, nabierając doświadczenia. Po prostu dojrzewałam. Bardzo chciałam tworzyć tylko taką muzykę, jaką osobiście czuję, więc po wydaniu dwóch płyt i konsultacji z managementem rozwiązałam kontrakt z wytwórnią.

Wbrew temu, co czytamy w regulaminie „The Voice Kids”, nagrodą nie jest kontrakt „o nagranie i wydanie singla”, lecz od razu nagranie i wydanie pięciu płyt. AniKa Dąbrowska ma dziś 18 lat i nie jest jedyną zwyciężczynią tego programu, która zrezygnowała z nagrody – również Roksana Węgiel, która jako 13-latka wygrała pierwszą edycję, rozwiązała kontrakt z Universal Music, podobnie jak Wiktoria Gabor.

To się sprzeda

„Osoby, które ze mną pracowały, starały się w pewnym momencie wyegzekwować we mnie dużo takiej kobiecości, w piosenkach ton bardzo seksualny, o teledyskach nie wspomnę, aczkolwiek stawiałam jakieś swoje granice – mówiła niedawno Roksana Węgiel, już pełnoletnia, w wywiadzie dla serwisu NaTemat pl. – Ale też wydałam jeden numer w sumie – »Lay Low« (mogę o tym powiedzieć, bo ­wszyscy wiedzą, o czym to było) – który nie do końca był spójny ze mną na tamten moment, bo ja miałam wtedy 14 lat i próbowano ze mnie zrobić kogoś, kim nie jestem. (...) Byłam młodą kobietą, ale nie miałam potrzeby tak emanować tą seksualnością”.

Utwór „Lay Low” wzbudził kontrowersje nie tylko ze względu na seksualizację wizerunku 14-latki w teledysku (niejedynym, w którym zastosowano tę metodę utrzymywania uwagi widzów kosztem uprzedmiotowienia dziewczynki), ale również ze względu na tekst (np. w refrenie „ wanna put it on you
”, czyli „chcę cię przelecieć”). Krytyka oraz hejt, z którym ciężko jej było sobie poradzić, skierowane były jednak w kierunku Roksany, a nie wytwórni. To 14-latka sama musiała „tłumaczyć się” mediom, a także położyć się na podłodze i spojrzeć w obiektyw aparatu, by można było opublikować jej zdjęcie na Instagramie i napisać, że tekstu utworu „nie należy tłumaczyć tak dosłownie. »Lay Low« to piosenka o pierwszym zauroczeniu”.

We wspomnianym wywiadzie Roksana mówiła, że gdy miała 14 lat, „mężczyźni, z którymi pracowałam, byli za tym, żeby pójść w odważniejszy wizerunek, bo to się lepiej sprzedaje”, „patrząc na mnie jak na produkt, stwierdzili, że lepiej sprzeda się kobieta niż dziecko”.

Milczący rzecznik

– Dzieci nie są aseksualne, ale ich seksu­alność jest inna niż dorosłych – mówi dr Monika Zielona-Jenek, seksuolożka z Zakładu Seksuologii Społecznej i Klinicznej Wydziału Psychologii i Kognitywistyki Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. – Rozwój psychoseksualny to długi proces, w którym dziecko stopniowo uczy się rozumieć swoje uczucia i pragnienia oraz znaczenie seksualności. To złożone zadanie, które wymaga edukacji, ochrony i czasu. Nawet gdyby dzieci lub młode nastolatki same stworzyły takie utwory jak „Lay Low” czy „Time”, dorośli nie powinni pozwolić na ich upublicznienie. Powinni wyjaśnić im, że takie piosenki w ich wieku nie są dobrym pomysłem. Odbiorcy na takie materiały mogą zareagować seksualną ekscytacją lub oburzeniem, a dziecko nie jest gotowe, by mierzyć się z takimi reakcjami, szczególnie u dorosłych. Dlatego potrzebna jest ochrona. Natomiast narzucanie takich treści dzieciom i czerpanie z nich korzyści to ewidentne nadużycie. Naraża młodą osobę na trudne doświadczenia i niesie ryzyko dla jej rozwoju. Nie mówimy o jednorazowym występie.

Dorośli napisali teksty i wyprodukowali teledyski, a dzieci wykonywały utwory na koncertach i w stacjach telewizyjnych. Wideo do „Time” ma dziś 5,5 mln wyświetleń na YouTubie, a „Lay Low” – 15 mln. Czy nikt nie widział w nich niczego złego?

„Do Dyżurnet.pl nie wpłynęły zgłoszenia dotyczące wskazanych filmów ani tych konkretnych twórców” – informuje nas państwowy instytut NASK, zajmujący się cyberbezpieczeństwem. W jego piśmie czytamy jednak: „Opiekunowie powinni zwracać szczególną uwagę na wizerunek dziecka publikowany w internecie, aby nie rozpowszechniać treści, które pokazują dziecko w seksualnym kontekście. Dzieci, naśladując zachowania dorosłych, nie rozumieją szerokiego kontekstu przekazu, dlatego tak ważne jest poszanowanie praw dziecka”.

Rzecznik praw dziecka Mikołaj Pawlak (w 2020 r. wraz z Universal Music wydał płytę z piosenkami dzieci z „The ­Voice Kids”) przez miesiąc nie odpowiedział na pytanie, czy do RPD zgłaszano problem seksualizacji 11-letniej Wiktorii w utworze „Time” i 14-letniej Roksany w utworze „Lay Low”, ani na inne pytania „Tygodnika”: np. czy rzecznik widział ten problem przed podjęciem współpracy z wytwórnią i podjął jakieś działania mające na celu ochronę tych dziewczynek i innych dzieci pracujących w branży muzycznej?

W wytwórni dowiaduję się, że jej dyrektor (i przewodniczący zarządu Związku Producentów Audio Video) Maciej Kutak jest na urlopie, ale mimo próśb przez miesiąc nie otrzymuję możliwości rozmowy z żadnym innym przedstawicielem Universal Music Polska.

Od rana do nocy

– Jeśli pani Roksana i pani Wiktoria poczują się skrzywdzone seksualnym uprzedmiotowieniem w utworach i teledyskach, będą mogły żądać zadośćuczynienia nie tylko od konkretnych osób, które je skrzywdziły (w sądzie karnym i cywilnym), ale również od wytwórni, która zarabiała na ich krzywdzie (w sądzie pracy i cywilnym) – mówi Katarzyna Warecka, adwokatka specjalizująca się m.in. w prawie europejskim i antydyskryminacyjnym. – W polskim systemie prawnym nie istnieje kategoria molestowania seksualnego dzieci z motywacją komercyjną, a w przepisach dotyczących pracy osób poniżej 16. roku życia jest mnóstwo luk, więc możliwe, że sprawa skończyłaby się przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka.

Przepisy regulujące zatrudnianie dzieci poniżej 16. roku życia zostały wprowadzone do kodeksu pracy w 2003 r., w ramach dostosowywania polskiego ustawodawstwa do wymogów unijnych. W odróżnieniu od szczegółowo uregulowanej pracy tzw. młodocianych, którym poświęcony jest cały dział tego kodeksu, problemu pracy dzieci poniżej 16. roku życia dotyczy tylko jeden artykuł. Zgodnie z nim wykonywanie pracy przez dziecko w tym wieku jest dozwolone wyłącznie na rzecz podmiotu prowadzącego działalność kulturalną, artystyczną, sportową lub reklamową i wymaga zgody nie tylko rodzica lub opiekuna, ale też właściwego inspektora pracy.

– Rodzaj i charakter pracy nie mogą zagrażać życiu, zdrowiu i rozwojowi psychofizycznemu dziecka ani kolidować z jego obowiązkami szkolnymi – mówi Przemysław Worek, rzecznik prasowy Okręgowego Inspektoratu Pracy w Warszawie. – Za tym, że praca nie jest sprzeczna z powyższymi założeniami, przemawiają opinie i zgody, które trzeba dołączyć do wniosku kierowanego do inspektora pracy. Podmiot, na rzecz którego dziecko ma ją świadczyć, musi uzyskać pisemną zgodę przedstawiciela lub opiekuna dziecka, opinię poradni psychologiczno-pedagogicznej oraz orzeczenie lekarza, stwierdzające brak przeciwwskazań do podjęcia prac zarobkowych. Ustawodawca nie określił ani dobowego wymiaru czasu pracy, ani też nie określił pory nocnej dla dziecka poniżej 16. roku życia, pozostawiając je decyzji inspektora pracy.

„Pamiętam takie dni, gdzie od samego rana do samego wieczoru musiałam nagrywać i kończyłam chyba w studiu o trzeciej, o drugiej. Najgorsze było to, że potem na drugi dzień musiałam szybko wstawać” – mówiła Onetowi 13-letnia Wiktoria Gabor. Pytam więc w Okręgowym Inspektoracie Pracy w Warszawie, czy inspektor pracy wyraził zgodę na zatrudnienie Wiktorii (i zwycięzców „The Voice Kids”: Roksany Węgiel, Anny Dąbrowskiej, Marcina Maciejczaka, Sary Egwu-James, Mateusza Krzykały i Martyny Gąsak) dla Universal Music Polska, a także dla jej drugiej wytwórni Sony Music Entertainment Poland oraz dla Telewizji Polskiej (gdzie występowała podczas Sylwestra Marzeń, podobnie jak Roksana Węgiel i Sara Egwu-James).

Choć w maju otrzymałam odpowiedź na podobne pytanie o zezwolenie na pracę dzieci-influencerów, tym razem dowiaduję się, że ze względu na RODO nie mogę uzyskać tej informacji. Dowiaduję się jednak, że TVP i Sony składały wnioski o zezwolenie na pracę dzieci. Dopytuję o Universal – w rejestrach nie ma wniosków tej firmy.

W najlepszych rękach 

„Z moimi rodzicami za bardzo nie gadam o takich rzeczach, bo moi rodzice nie wiedzą, jak w tym świecie jest, ale moja mama troszkę się o mnie boi w tym całym świecie show-biznesu i w ogóle. Ale ja wiem sam, że jestem na tyle dojrzały, że niektórym rzeczom się po prostu nie dam” – stwierdził 14-letni Marcin Maciejczak, zwycięzca trzeciej edycji „The Voice Kids”, w odpowiedzi na pytanie dziennikarza viva.pl, jakie wskazówki dają mu rodzice. Reporter dopytał, czego mama się boi, a gdy usłyszał, że chyba złego towarzystwa, zapewnił, że chłopiec jest „w najlepszych rękach, wszystko się okaże za kilka lat, ale my jesteśmy pewni, że wszystko pójdzie zgodnie z planem”. W innych wywiadach Marcin podkreślał, jak jest dojrzały i samodzielny (np. sam jeździ do Warszawy) i ma wpływ na swój wizerunek (od początku zmysłowy, niebinarny, seksowny).

„Jak się pierwszy raz zetknąłem z twoją muzyką, a dopiero potem się dowiedziałem, w jakim jesteś wieku, to sobie pomyślałem: »k...a, lecą mi w ch...a«. Absolutnie byłem przekonany, że ten koleś, który do mnie śpiewa, jest co najmniej z 7-8 lat starszy od ciebie” – powiedział do wówczas 15-letniego Marcina dziennikarz muzyczny Artur Rawicz, po czym zapytał: „Kazik Staszewski (...) zadawał takie retoryczne pytanie, które pasuje w wielu miejscach (...): »ta k...a taka głupia jest czy taka cwana?«. I teraz parafrazując to pytanie, to czy Marcin jest taki cwany, czy mu to przypadkowo wyszło? Albo innymi słowy, jak duży ty miałeś wpływ na to, z czym my teraz obcujemy w głośnikach?”.

Chłopiec odpowiedział, że zgadzał się ze wszystkim, co przygotowywali dla niego dorośli. Nieco ponad rok później w innym wywiadzie stwierdził natomiast, że gdy nagrywał swoją pierwszą płytę, był „jeszcze dzieckiem (...). Miałem wtedy jakieś 14-15 lat i nie wiedziałem, co się wokół mnie dzieje”. Czy jego rodzice wyrazili zgodę na te rozmowy i autoryzowali wypowiedzi swojego syna? Nie udało mi się z nimi skontaktować. Za to mogłabym bez ich zezwolenia porozmawiać z Marcinem. Według jego menedżera, którego poprosiłam o kontakt do rodziców, ich zgoda nie jest potrzebna, bo nie współpracują z Marcinem zawodowo. Myli się, taka zgoda jest potrzebna.

Właścicielem firmy zajmującej się managementem Marcina jest Michał Majak, jeden z dorosłych, którzy od początku z nim współpracują, autor niektórych śpiewanych przez niego tekstów i reżyser programu „The Voice Kids”. Jego firma współpracuje z fanklubem, którego członkinie wielbią chłopca jak bożyszcze, wyznają mu miłość, tworzą jego ołtarzyki, spotykają się na zlotach i jeżdżą nie tylko na wszystkie koncerty, ale nawet do jego rodzinnej wsi. Marcin ma obecnie 17 lat, a większość jego fanek to dorosłe kobiety, które mogłyby być jego matkami albo babkami. Wśród najwierniejszych miłośników są też mężczyźni.

Dorosłych fanów mają również dziewczęta, których rodzice podpisali kontrakt z Universal Music. Roksana wspomina np., że gdy skończyła 15 lat, znalazła na Facebooku grupę „Roxie Węgiel jest już legalna”. Weszła tam, myśląc, że tworzą ją młodzi chłopcy, i skręciło ją z obrzydzenia, gdy zobaczyła wielu żonatych i dzieciatych mężczyzn. W jednym z wywiadów narzekała też na „starszych panów”, którzy na koncertach „za bardzo próbują dążyć do kontaktu fizycznego”.

Bez taryfy ulgowej

– Zdarzały się nieprzyjemne, czasem niebezpieczne sytuacje – mówi z kolei AniKa Dąbrowska. – Nawet pod moim domem zjawiali się fani, którzy natarczywie chcieli się ze mną spotkać. Mój niepokój wzbudziły także wydarzenia po koncertach w Krakowie, gdzie zachowania agresywnej kobiety zagrażały mojemu bezpieczeństwu. Każda osoba publiczna się z tym mierzy.

Dzieci również. Bo w show-biznesie – jak podkreślał Tomasz Raczek – nie ma taryfy ulgowej dla młodych ludzi. Krytyk apelował do rodziców dziecięcych gwiazd, by je chronili. Ale co może zrobić rodzic dziecka, które wygrało program telewizji publicznej i w nagrodę otrzymało kontrakt, którego pod groźbą kary finansowej nie może zerwać? W jaki sposób może je chronić rodzic, który niczego nie wie o świecie show-biznesu i ufa dziennikarzom twierdzącym, że jego dziecko jest w najlepszych rękach?©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Inicjatorka kampanii „Kocham. Nie daję klapsów” i akcji „Książki nie do bicia”, specjalizuje się w tematyce praw dziecka. Doktor nauk humanistycznych w dyscyplinie nauki o kulturze i religii. Doktorat o udziale dzieci w programach reality show obroniony w… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 33/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Bez taryfy ulgowej