Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Bo rychło nadeszła era domofonów, więc i przy jego wejściu zawisły tabliczki z przyciskami. Do niedawna przyciski opatrzone były numerem mieszkania i nazwiskiem - przybywający gość nie miał trudności, zapora była tylko dla intruzów. Od niedawna jednak jest jeszcze tabliczka dodatkowa, bez nazwisk: to kod, który umożliwia otwarcie drzwi. Jeśli go nie znasz, nie wejdziesz.
Taki kod staje się już codziennością. Bariery przy wejściu do domostw wzrosły, bo rośnie napór na bastion prywatności. Nie tylko oferty, reklamy i wszelakie zaproszenia. Mieszkańcy bloku tłumaczą: u nas coraz częściej ktoś śpi na schodach. Zwłaszcza u samej góry, dokąd nie dochodzi winda. Tam zacisznie i ciepło. A przecież człowiek się boi.
W ciągu ostatnich zim, gdy nasiliły się mrozy, słychać było apele, by jak najwięcej miejsc pozostało otwartych dla szukających schronienia przed najgorszym: mroźną ciemnością skazującą na śmiertelny sen przypadkowego zbłąkanego lub bezradnego. Ale też poznaliśmy wtedy ryzyko pozostawiania otwartymi przestrzeni takich, jak choćby kościoły, od razu narażone na rabunek i sponiewieranie. To nie jest łatwy egzamin.
A przecież my jeszcze w skali szerszej w ogóle przed tym egzaminem nie stanęliśmy. Na razie obserwujemy wielką próbę, z którą zmagają się kraje na zachód od nas. Właśnie próbę barier albo ich nieobecności. Hasło solidarności z wykluczonymi kazało im się otwierać w całej kuszącej przestrzeni cywilizacyjnego dorobku, który przyciągnąć musiał tłumy z krajów nędzy i zaniedbania. Ale to hasło musiało mieć swój rewers. Była to niezdolność, ale i obojętność, albo wręcz odmowa respektowania czegokolwiek z powinności społecznych. Konsumuje się ład i wygody w taki sposób, że coraz więcej ulegać zaczyna destrukcji, wraz z poczuciem bezpieczeństwa dotychczasowych mieszkańców, teraz przymusowych sąsiadów, najdotkliwiej znoszących wielką próbę.
Łatwo uchwalać zgorszone słowa potępienia dla stawiających z powrotem bariery, których braku samemu się nie odczuwa, przebywając w bezpiecznej odległości albo miejscu dobrze izolowanym. A jeszcze łatwiej żądać trudnej solidarności od innych. I nie zastanawiać się, jak by się samemu zareagowało wtedy, gdyby obóz wykluczonych, hałaśliwy, agresywny i wszystko dewastujący, znalazł się tuż za ogrodzeniem naszej posiadłości.