Antychryst i produkty uboczne

Wszystko w tych świętach mówi o nadziei, nawet czas ich obchodzenia.

11.12.2016

Czyta się kilka minut

Na razie jeszcze tego nie widać, ale od 22 grudnia noc realnie zaczyna ustępować miejsca dniowi, najgorsze (pod naszą szerokością geograficzną) – za nami. Jasne, że efekty owego przesilenia odczujemy pewnie najwcześniej w marcu, ale to znowu przecież opowieść o naszym życiu. Najważniejsze już się w nim dokonało, ale teraz trzeba poczekać, aż się w pełni objawi.

Tak się przekornie złożyło, że akurat w tym roku w Adwencie, momencie oczekiwania na przyjście Nadziei, stoczyłem parę ciekawych rozmów o tym, który jest jej zaprzeczeniem i który też niezawodnie na świecie się zjawi – o antychryście. Zjawi się albo już się zjawił. Wiele tropów nakazywało dosłownie odczytywać nowotestamentalne zapowiedzi, dopytywać, czy antychrystem jest ten czy ów skandalista, radykalne środowiska rozpoznawały go przecież jeszcze nie tak dawno w Baracku Obamie, a świadkowie Jehowy za antychrystów uważają wszystkich wierzących w Trójcę Świętą.

Dla mnie zawsze najbardziej fascynująca była sugestia, że ów antychryst będzie nie tyle ludzi kusił, co zwodził. Będzie robił zło, sprawiając wrażenie, że robi dobro i że wielu da się na to złapać. To ładnie spina się w całość z wizją chrześcijaństwa jako osobistej relacji. Bo jeśli stanie przed nami dwóch z pozoru podobnie zachowujących się jegomości – który z nich jest tym prawdziwym. Tym, na którego czekamy, rozpozna tylko ten, kto Go osobiście zna, kto ma z Nim relację. Być może rzecz oprze się na intuicji, na niuansach, na dostrzeżeniu, że niby wszystko gra, ale jednak coś jest jakby nie w Jego stylu.

Idąc tym tropem, ciężko nie dojść do wniosku, że antychryst to nie żaden Obama. Że on, niczym lustro z baśni Andersena, potłukł się na miliardy kawałków i skutecznie powbijał ludziom w serca.

Debatowałem ostatnio ze znacznym przedsiębiorcą, który klarował mi, że w biznesie, który go otacza, na rzeczywiste popychanie spraw do przodu idzie może 10, może 20 proc. energii. Całą resztę pochłania zaś obsługa lęku: przed stratą, zostaniem wyrolowanym, wykorzystanym. Pęczniejące jak grzyby po deszczu kancelarie zajmujące się prawem gospodarczym dzień w dzień, za ciężką kasę, produkują kolejne kłódki, które we wzajemnych umowach zakładają sobie nawzajem układające się co do jakichś posunięć strony. Te systemy czasem są wielopiętrowe: w celu zabezpieczenia pierwszej kłódki konstruuje się drugą, tej drugiej broni trzecia i tak można ad infinitum. Kłopot w tym, że realizując owe szczytne cele, podduszamy innych, marnując zasoby, które mogłyby pracować nie przy rozminowywaniu naszych spiętrzających się w postępie geometrycznym obaw, a naprawdę służyć poprawieniu wspólnego świata.

W życiu społecznym: ile życia, ile energii zżera nam każdorazowa odsłona „wojny o pokój”? Na sztandarach zawsze najpiękniejsze hasła, najbardziej wzniosłe wartości: prawda, naród, historia, sprawiedliwość, równość, braterstwo. Produkty uboczne – też zawsze te same: zastąpienie jednych wykluczonych innymi, pogłębienie społecznych podziałów, rozdrapanie (i narażenie na infekcje) ran. Ale co tam – przy tak świetlanych celach parę trupów to wypadek przy pracy, ofiary muszą być. W osobistych relacjach: jak często zdarza się nam używać kogoś niczym narzędzia, przedmiotu? Oczywiście robimy to często nieświadomie, ale zwykle wszystko wspaniale potrafimy zracjonalizować. Pamiętam wariację, na jaką pozwoliła sobie kiedyś pewna znana włoska biblistka, próbując dociec, co działo się w głowie przechadzającego się po dachu swego pałacu i dybiącego na Batszebę króla Dawida. A może tak rzeczywiście mogło być: podglądactwo przebrane w adorację piękna? Zwykła chuć przerobiona na tłumaczenie sobie, że przecież król ma prawo do chwili zapomnienia z poddaną, władzę nad nią dostał wszak od Boga. Ba, on może nawet wcale tego nie zrobi z rozkoszą, raczej w poczuciu odpowiedzialności przed narodem, państwowego obowiązku – w końcu na pewno z Batszebą chwilowo się zrelaksuje, a zrelaksowany król to szczęśliwe społeczeństwo!

Każde skurczysyństwo da się przystroić pięknie jak choinkę. Dla wyższych celów – prawdę zmienić w propagandę, zapobiegliwość w chciwość, troskę w agresję. Antychryst ma swoje pięć minut już od wielu lat, i ja też nim bywam, nie zdając sobie często z tego sprawy. Ustrzec się przed tym można tylko w jeden sposób – traktując ideologie, polityki, ekonomie, religie „człowiekoterapią”. Popatrzeć na żłóbek i przypomnieć sobie, że dokładnie każdy: bezdomny, prezydent, sąsiad, sprzedawca, arcybiskup, był kiedyś czystą przychodzącą na świat nadzieją. Spojrzeć na pieluszki, w które zawinięte jest Dzieciątko, i zobaczyć w nich zapowiedź płócien, w które zawinięte zostanie ciało składanego do Grobu Mesjasza. Zobaczyć w każdym, nawet najbardziej wpieniającym bliźnim to, co w małym Jezusie widziała jego Matka. Antychryst tej jednej rzeczy nie będzie umiał na pewno. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Polski dziennikarz, publicysta, pisarz, dwukrotny laureat nagrody Grand Press. Po raz pierwszy w 2006 roku w kategorii wywiad i w 2007 w kategorii dziennikarstwo specjalistyczne. Na koncie ma również nagrodę „Ślad”, MediaTory, Wiktora Publiczności. Pracował m… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 51-52/2016