Ameryka jako źródło cierpień

Autor podjął się niemożliwego wręcz zadania, jakim jest sporządzenie powieściowego, rozpisanego na kilkanaście pełnokrwistych postaci portretu egipskiej mniejszości w Ameryce.

14.12.2010

Czyta się kilka minut

Założony w 2007 roku Smak Słowa wystartował niedawno z nową serią wydawniczą Kontynenty, w której w przeciągu kilku miesięcy ukazało się pięć ważnych i doskonale napisanych powieści. Możemy dzięki nim, jak zachęca wydawca, odbyć literacką wędrówkę "po innych lądach, śladami innych kultur" i przekonać się, "co czytają ludzie na całym świecie".

Tomy już wydane zapraszają nas do podróżowania po północnej, arabskojęzycznej Afryce, a konkretniej po Sudanie i Egipcie. Wyjątkiem jest "Ziemia kłamstw", powieść norweskiej autorki Anne B. Ragde, która nie tylko zdobyła rzesze czytelników (przekład na 21 języków, prawie milion egzemplarzy sprzedanych w samej Norwegii, popularna ekranizacja), ale też uznanie krytyki i jurorów prestiżowych nagród. Komercyjny sukces i niezbyt szczęśliwy tytuł nie zmieniają faktu, że Ragde napisała wspaniałą wielowątkową powieść o postępującym rozpadzie dysfunkcyjnej rodziny i nieudolnych próbach walki z chorymi emocjami. Norweska pisarka dowiodła, że "popularna saga skandynawska" wcale nie musi być określeniem pejoratywnym.

Arabskojęzyczni autorzy prezentowani w serii przekonują z kolei, że sztukę opowiadania zajmujących historii opanowali co najmniej tak dobrze jak ich europejscy i amerykańscy koledzy. Przykładem powieści klasyka literatury sudańskiej At-Tajjiba Saliha ("Sezon migracji na Północ" i "Wesele Zajna"), wznowienie "Hamidy z zaułka Midakk" Nadżiba Mahfuza, wybitnego pisarza egipskiego i laureata literackiej Nagrody Nobla, oraz pierwsza przełożona na język polski powieść jego mniej znanego rodaka Ali al-Aswaniego - "Chicago".

Pierwsze akapity al-Aswani poświęca początkom miasta, rzeziom Indian dokonywanym przez białych osadników oraz późniejszemu rozkwitowi metropolii. Historyczna narracja szybko przemienia się jednak w uniwersalną opowieść o zbrodni i karze, o "okresach szczęścia", po których następują "okresy bólu".

8 października 1871 roku Chicago stanęło w płomieniach: "Widok był iście baśniowy i zatrważający, przywodził na myśl opisy piekła ze świętych ksiąg". Trwający dwa dni pożar pochłonął ponad trzysta osób, a sto tysięcy pozbawił dachu nad głową, ale był to dopiero początek "całkowitego rozkładu" miasta, w krótkim czasie opanowanego przez chaos i anarchię. Przytoczenie kilku historycznych faktów oraz nadanie im symbolicznego wymiaru (upadłe miasto zbudowane na szczątkach wymordowanych Indian i zgliszczach, które obecnie znowu znajduje się w "okresie szczęścia") pozwala pisarzowi płynnie przejść do Szajmy, prymuski i dobrej muzułmanki, która opuściła Egipt, by rozpocząć naukę w Centrum Medycznym Uniwersytetu Illinois.

Przez czterdzieści kolejnych rozdziałów al-Aswani opowiada o losach studentów, doktorantów i profesorów Centrum oraz ich rodzinach. Przywoływanie tych zagmatwanych życiorysów, obfitujących w dziesiątki emocjonujących wydarzeń, mijałoby się z celem i byłoby - bez wątpienia nieudolną - próbą podrabiania metody pisarskiej autora. Al-Aswani podjął się w "Chicago" niemożliwego wręcz zadania, jakim jest sporządzenie wielopoziomowego, rozpisanego na kilkanaście pełnokrwistych postaci portretu egipskiej mniejszości w Stanach Zjednoczonych. Do tego dochodzą oczywiście "rdzenni" obywatele amerykańscy - wykładowcy akademiccy, ich partnerki życiowe, przyjaciele - którym pisarz również poświęca sporo miejsca.

"Chicago" to jakby zbeletryzowana wersja wieloodcinkowego, sprawnie zmontowanego i świetnie "zagranego" serialu telewizyjnego dla dorosłych (drobiazgowo i bez zbędnej pruderii przedstawione życie seksualne poszczególnych postaci). Al-Aswani do ostatnich stron mnoży wątki, historie i postaci, popada w dygresje (o przestępczości i rasizmie w USA, kairskiej policji i prezydencie Mubaraku, a nawet o punkcie G i "kulturze wibratora"), konfrontuje ze sobą kolejnych bohaterów. Przede wszystkim jednak tak umiejętnie stopniuje napięcie, że nawet na moment nie pozwala nam oderwać się od książki/ekranu. Konstrukcyjne podobieństwo "Chicago" do ambitnej produkcji telewizyjnej wyraża się także w formie licznych krótkich rozdziałów/ujęć, z których każdy przenosi nas do innej postaci, w inną przestrzeń (akademik, mieszkania profesorów, ulice Chicago czy wspomnienia lat spędzonych w Kairze czy Tancie). Początkowo łatwo się w powieściowym labiryncie pogubić, ale kolejne rozdziały pozwalają okiełznać tę różnorodność (i zapamiętać nazwiska bohaterów).

Postaci takie jak Szajma, zaangażowany w walkę o demokratyzację Egiptu młody poeta Nadżi, oddany służbie w egipskim wywiadzie gorliwy aparatczyk Danana czy "zamerykanizowany" profesor Rafat, służą autorowi do sporządzenia przejmującego studium wyobcowania i samotności. Mimo że bohaterowie powieści wierzą w Boga (większość to praktykujący muzułmanie, Nadżi i Karam są chrześcijańskimi Koptami, Wendy - Żydówką, wyjątek stanowi Amerykanin profesor Graham - ateista hołdujący od kilkudziesięciu lat lewicowym ideałom), al-Aswani zdaje się sugerować, że pocieszenie płynące z religii na dłuższą metę nie wystarczy, by poradzić sobie z trudami życia. Wszechogarniający pesymizm powieści, niekończące się problemy poszczególnych postaci, a przede wszystkim przygnębiające zakończenia ich historii powodują, że po zamknięciu książki czytelnik czuje się dotknięty do żywego nieoczekiwanym fabularnym okrucieństwem, właściwie oszukany.

Jeśli dobrze odczytuję intencje autora, jego celem nie jest jednak perwersyjna zabawa fikcyjnymi bohaterami literackimi po to, by wyprowadzić nas z równowagi (nieco wstydliwy głód filmowego happy endu nie zostaje w żaden sposób zaspokojony), lecz brutalna konstatacja: tak właśnie wygląda rzeczywistość. Szczególnie na emigracji, z dala od naszego miejsca urodzenia. Na emigracji zawsze bowiem będziemy ludźmi "stamtąd", przybyszami, Innymi. W nagłym przypływie wściekłej szczerości ze strony "tubylców" Egipcjanie słyszą, że są "dzikusami" z Afryki, fanatykami religijnymi i potencjalnymi terrorystami. Al-Aswani dowodzi, że nigdy nie uda nam się zapomnieć o ojczyźnie i wykarczować swoich korzeni, przeciwstawić tradycji, religii i przodkom. Na przykładzie losów Rafata Sabita pokazuje, że Egipcjanin przeobrażony w stuprocentowego Amerykanina jest tylko niezgrabną karykaturą. Wcześniej czy później nasza prawdziwa, nie ta z mozołem odgrywana, tożsamość da o sobie znać.

Walcząc z jednymi stereotypami (islam jest religią fanatyzmu i nienawiści, a Arabowie najchętniej pozbyliby się Żydów), autor sam niestety sięga czasem po inne. Przykładem obraz Ameryki, przedstawionej z jednej strony jako kraj w pełni demokratyczny, postępowy, z edukacją na bardzo wysokim poziomie, a z drugiej - jako miejsce pozornej tylko równości i sprawiedliwości, w którym narkotyki są sprzedawane na ulicy, kobiety zamawiane przez telefon, a porzucone żony zakochują się szybko w świeżo zakupionych wibratorach. Powieść mogłaby nosić tytuł "Ameryka jako źródło cierpień": gdyby bohaterowie nie opuścili Egiptu, być może byliby szczęśliwsi. Niczym dawna ukochana Salaha, zostaliby w kraju, owszem, pełnym wad, opóźnionym w cywilizacyjnym rozwoju i okrutnie rozprawiającym się z przeciwnikami politycznymi, buntownikami i Koptami, ale przynajmniej własnym. Nawet mieszkający od wielu lat w Chicago Karam Dus, ceniony i zakochany w swojej profesji chirurg, każdego dnia tęskni za ojczyzną, która niegdyś zmusiła go do emigracji.

Największą wadą "Chicago" nie są jednak pojedyncze uproszczenia ani fakt, że powieściowi Egipcjanie wydają się postaciami z krwi i kości dużo bardziej od ich amerykańskich bliźnich, lecz... objętość. Powieść kończy się w momencie, w którym dopiero zdążyliśmy poznać bliżej bohaterów. Al-Aswani nie zaspokaja głodu, który sam rozbudził w czytelnikach, stwarzając tyle zajmujących postaci, że wystarczyłoby ich na kilka obszernych tomów. Zakończenia poszczególnych historii są nie tylko niespodziewanie okrutne, ale i mało przekonujące (niezrozumiała decyzja Szajmy, idiotyczny postępek Carol), jakby wymyślone po to, by pozbyć się wreszcie nieszczęsnych figur, które zdążyły już zniecierpliwić ich twórcę. Paradoksalnie, marzymy o, dajmy na to, tysiącstronicowym "Chicago": to zarzut i komplement w jednym.

Ala al-Aswani, Chicago, tłum. Izabela Szybilska-Fiedorowicz, Sopot 2010, Wydawnictwo Smak Słowa.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 51/2010

Artykuł pochodzi z dodatku „Książki w Tygodniku 11 (51/2010)