Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Niemcy, śledztwo przeciw Darkazanlemu prowadzący bezskutecznie od 1997 r., aresztowali go. Ale ten złożył skargę do Trybunału Konstytucyjnego, że "europejski nakaz aresztowania" jest niezgodny z konstytucją RFN. I wygrał. Odwołując się do swych praw jako obywatela RFN, zagrał na nosie Hiszpanom, Amerykanom (podejrzewającym go o zorganizowanie zamachów z 11 września) i Brytyjczykom, bo biznesmen był aktywny także na Wyspach.
To prawda: w UE nie ma jeszcze wspólnej przestrzeni prawnej i “nakaz" wybiega naprzód. Prawdą jest też, że Trybunał nie zakwestionował samego “nakazu". Ale trudno nie zgodzić się z opinią, że orzeczenie jest ciosem w europejską walkę z terroryzmem. Wyegzekwowanie “nakazu" napotyka trudności nie tylko w Niemczech. Ale właśnie tam - gdzie, jak dziś wiemy, zadomowiło się wielu “śpiochów" Al-Kaidy - wymiar sprawiedliwości jest tolerancyjny dla podejrzanych o terroryzm: kilku członków Al-Kaidy, którzy stawali w minionych latach przed niemieckimi sądami, wyszło na wolność, często dzięki kruczkom prawnym. Leninowi przypisuje się bonmot, że “kapitaliści sami ukręcą sznur, na którym ich powiesimy". Terroryści nieraz potrafili wykorzystać zdobycze Zachodu do walki z nim. Powiedzieć, że znów wraca pytanie o prawa obywatelskie w warunkach de facto europejskiej wojny z terroryzmem, byłoby banałem.
Znamienny przypadek: dzień po tym, jak Darkazanli wyszedł na wolność, na jednej ze stron internetowych islamskich radykałów pojawiła się groźba enigmatycznej organizacji (wcześniej przyznała się ona do zamachów w Londynie): grozi ona zamachami wszystkim krajom Europy, których żołnierze służą w Iraku. Niemców to nie dotyczy. Na razie.