Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Antony Blinken, szef dyplomacji USA, był bardzo szczery. „Demokracja wchodzi w recesję” – mówił podczas swej podróży do Afryki jesienią 2021 r. Podkreślił, że ma na myśli nie tylko Afrykę, i że zjawisko to przybiera wymiar globalny. Choć akurat na Czarnym Lądzie w 2021 r. odwrót od demokracji odbywał się w sposób widowiskowy.
W Etiopii, drugim po Nigerii najludniejszym kraju kontynentu (ponad 100 mln ludzi), rok 2021 upłynął pod znakiem wojny domowej i wszelkich możliwych wojennych zbrodni, popełnianych i przez armię rządową, i przez partyzantów ze zbuntowanej prowincji Tigraj. Etiopia, jeszcze dwa-trzy lata temu uważana za nadzieję Afryki, dziś jest dla niej przestrogą, a jej premier Abiy Ahmed, kiedyś okrzyknięty reformatorem i uhonorowany pokojowym Noblem, okazał się zaślepionym władzą wcieleniem afrykańskiego satrapy. Wojna zaczęła się tu jesienią 2020 r. najazdem armii rządowej na Tigraj. Latem 2021 r. partyzanci przeszli do kontrnatarcia i jesienią podeszli aż pod Addis Abebę. Etiopskie wojsko odparło ich jednak i odrzuciło aż do Tigraju. Teraz partyzanci proponują układy, ale Abiy Ahmed nie jest skłonny do ustępstw, choć wojna domowa grozi rozpadem państwa.
Do recesji demokracji w Afryce przyczyniły się też wojny, które miejscowi dżihadyści toczą w Somalii, w strefie Sahelu (Niger, Mali, Burkina Faso, Czad, Nigeria, Kamerun) i nad równikiem (Kongo, Uganda, Tanzania, Mozambik), a także – niemodne, zdawało się już – wojskowe przewroty w Czadzie, Gwinei, Mali i Sudanie.
Powiewem nadziei były wybory prezydenckie w Zambii, wygrane przez kandydata opozycji, który pokonał panującego prezydenta, wyznawcę populizmu i autokracji – tendencji królujących dziś na światowych listach politycznych przebojów. ©℗
Strona Świata: wszystkie analizy i komentarze Wojciecha Jagielskiego