Żyd od Jezusa

Kiedy opowiada swoją historię, głos mu się załamuje, a słuchacze płaczą. Nie chodzi jednak o narracyjny talent: jego historia prowadzi nas do miejsca, w którym zawęźlają się najważniejsze sprawy naszej religii i naszego człowieczeństwa.

25.03.2013

Czyta się kilka minut

Niedawno zaprosili go do Brukseli. Instytut Polski zaproponował, by doprosił jeszcze jakiegoś dziennikarza i on zaproponował mnie. Wiedziałem, że będzie tak, jak zawsze, kiedy się występuje z Romkiem: on oczaruje wszystkich (łącznie ze mną), dla nas wszystkich (bo dla mnie też) będzie ważne to, co mówi; będziemy chcieli, by mówił dalej. Dlatego chętnie pojechałem. Oczywiście, od pierwszego zdania zaczarował salę – tym łatwiej, że znakomicie mówi po francusku. „Zaczarował”, bo nie „zdominował” – nie ma skłonności do panowania nad innymi. Ta niebywała siła oddziaływania płynie z tego, kim jest, z nagromadzenia cierpienia i zachwytu, miłości i wściekłości, niemal obsesyjnej wrażliwości i szerokości wizji Kościoła i świata.


Ktoś powiedział, że cierpi nie dlatego, że jest Żydem, ale dlatego, że jest księdzem. To nieprawda. Romuald Jaakow Weksler-Waszkinel cierpi dlatego, że równocześnie jest księdzem i Żydem. Jest w nim całe zło wyrządzone w ciągu historii przez chrześcijan Żydom i jest ból Żydów. Może najbardziej boli go doktryna „substytucji” – rzekomego zastąpienia Narodu Wybranego przez chrześcijan – „nowy Izrael”. A tak nie jest, Jezus – ks. Waszkinel wciąż to przypomina – wyraźnie powiedział, że „zbawienie pochodzi od Żydów”, bowiem „nie odrzucił Bóg swego ludu, który wybrał przed wiekami” (św. Paweł).

Romuald Jaakow Weksler-Waszkinel chce być Żydem, który kocha Polaków i Polskę, i być Polakiem, który kocha Żydów i Izrael. Chce być Żydem od Jezusa, a będąc „od Jezusa”, nie może nie kochać religii Jezusa, „zwłaszcza – mówi – że to była również religia moich rodziców ciała i krwi”.

Kiedy opowiada swoją historię, głos mu się załamuje, ma łzy w oczach, a słuchacze płaczą. Opowiada ją każdemu, kto chce słuchać. „Chętnie o tym mówię (...). Wcale nie chodzi tu o moją osobę. Jestem tylko świadkiem i mam obowiązek dawania świadectwa”. Ale dlaczego łzy: jego, moje, nasze? Nie, to nie narracyjny talent Romka. Ta historia prowadzi nas do miejsca, w którym zawęźlają się najważniejsze sprawy naszej religii i naszego człowieczeństwa. Można na te tematy deliberować, można je „z zainteresowaniem śledzić”, ale on jest w samym ich środku. Kiedy on mówi, to przestaje być teorią.

Niektórzy wrażliwość Romualda biorą za przeczulenie, wręcz obsesję. Warto przytoczyć znajdującą się w opowiadającej o nim książce Dariusza Rosiaka opowieść prof. Jana Hudzika. „Jedziemy w Lublinie autobusem na cmentarz żydowski, a ks. Waszkinel cały roztrzęsiony. »Antysemici – mruczy pod nosem – wszędzie antysemici«. »Gdzie antysemici, proszę księdza, jacy antysemici?« – Napisy na murach, zobacz, na murach wszędzie napisy. »Jude raus!« i inne takie. Jedziemy tym samym autobusem, ja siedzę obok niego i nie widzę żadnych napisów. Myślę sobie »odjechał kompletnie« . Ale wie pan co? Miał rację. Napisy były. Nie zauważyłem ich. My nie zauważamy, on zauważa. Ja nie zauważam, bo mnie nie dotyczą. Mnie się fajnie jedzie, a on widzi tysiąc zagrożeń w jednej chwili”.


Święciany, 70 kilometrów na północ od Wilna. W połowie sierpnia 1941 r. szef tamtejszej policji Januškievičius wydaje rozkaz, by wszystkich Żydów z okolicy zebrać na starym poligonie i rozstrzelać. Niemcy pozostawiają w małym getcie grupę „pożytecznych Żydów” – rzemieślników, którzy się jeszcze mogą przydać. Wśród nich jest najlepszy w mieście krawiec Jakub Weksler z rodziną: żoną Batią (z domu Wojskuńską) i dwoma synkami: Samuelem i Jaakowem. W połowie marca 1943 r. Żydzi dowiadują się o przygotowaniach do likwidacji getta. Batia Waszkinelowa bierze niemowlę, samowar i ręczną wagę – jedyne wartościowe przedmioty, które pozostały w domu – i idzie do mieszkania Waszkinelów.

Emilia Waszkinelowa opowie o tym przybranemu synowi, który od 1966 r. jest księdzem, dopiero 23 lutego 1978 r.

Tak tę rozmowę zapamiętał i zapisał: „Gdyby nie twoja Matka... – zaczęła. – Miałeś wspaniałą, mądrą i dobrą Matkę... Ja się bałam, bardzo się bałam. Za ratowanie Żyda, nawet niemowlęcia, jakim wówczas byłeś, groziła śmierć. Nie mieli­śmy, jak wiesz, własnego mieszkania, wynajmowaliśmy pokój... Tłu­maczyłam to, będąc w getcie, twojej Mamie. Ona słuchała, ale jakby nie słyszała. Patrzyła na mnie, a jej smutne oczy – ty masz oczy Matki – mówiły więcej niż jakiekolwiek słowa.

– ON wszystko widzi – powtarzała. – Życie jest w JEGO ręku, ale trzeba ratować przynajmniej tego, kto sam nie może się ratować. Proszę, niech pani ratuje moje dziecko, niemowlę... Jest pani osobą wierzącą, chrześcijanką; parę razy mówiła pani, że wierzy w Jezusa: przecież On był Żydem! Niech więc pani ratuje żydowskie niemowlę w imię tego Żyda, w którego pani wierzy. Jak to maleństwo wyro­śnie, zobaczy pani, on zostanie księdzem, będzie nauczał ludzi...”.

Polscy rodzice kochali go jak własnego syna. Ojciec, kiedy usłyszał, że Romek (dali mu na chrzcie imię wspaniałego arcybiskupa wileńskiego Romualda Jałbrzykowskiego) idzie do seminarium, uparcie protestował. Potem go odwiedził. Przed powrotem do domu zaszedł do kaplicy i Romek zauważył, że tam płakał. Nie mógł pojąć, czemu, a on płakał, bo się o syna bał. W dodatku niemal natychmiast po powrocie do domu zmarł na atak serca i adept do stanu duchownego czuł się winny tej smierci. Nawet chciał wystąpić, lecz matka go powtrzymała. Został więc i postanowił, że przez pamięć o niepokój ojca będzie dobrym księdzem: że da radę.

O żydowskim pochodzeniu nie wiedział, ale od małego przeczuwał, że coś jest nie tak. Wyzwiska kolegów, milczenie rodziców, kiedy pytał. Kiedyś jako chłopak, stojąc przed lustrem i medytując nad całkowitym brakiem podobieństwa do rodziców, powiedział, że jeśli się okaże, że jest Żydem, to się zabije. Więc się lękali i milczeli.

Wyniesione ze szkoły negatywne nastawienie do Żydów uległo zmianie w seminarium: zmieniło się w fascynację.

Ale wciąż nie wiedział. W rozmowie w 1978 r. matka niewiele potrafiła mu powiedzieć o rodzicach, nawet nie pamiętała ich nazwiska. Wiedziała, że ojciec był krawcem, że mieli drugiego synka.

Wystarczyło. W Izraelu żyli ocaleli z Holokaustu Żydzi ze Święcian. Ks. Waszkinel znalazł tam krewnych. Ktoś dał mu zdjęcie matki. Kiedy już wiedział, do polskiego imienia i nazwiska dodał żydowskie: Jakub Weksler. Napisał do Jana Pawła II, który odpisał mu, rozpoczynając słowami: „Kochany Bracie” (potem będzie powtarzał: „to najpięknieszy tytuł, jaki otrzymałem w Kościele”).


I od tej pory on, wykładowca filozofii na KUL-u, stał się „Żydem od Jezusa”. Świadkiem, apostołem, „prorokiem pojednania”. Niewygodnym, dociekliwym, „przewrażliwionym”. Poszukiwanym przez jednych, starannie omijanym przez innych. Miał wsparcie w arcybiskupie Życińskim, który darzył go przyjaźnią i słowem wstępnym opatrywał jego książki: „Zgłębiając tajemnice Kościoła” i „Błogosławiony Bóg Izraela”.

W 2008 r. Weksler-Waszkinel odszedł na emeryturę (może gdyby zrobił habilitację, to by go na uczelni zatrzymali). Wyjechał do Izraela. A i tam nie było łatwo. Jako ksiądz nie był tam potrzebny – do posługi kapłańskiej dość jest księży-studentów. Jakiś czas przebywał w religijnym kibucu Sde Elijahu. Tam próbował wniknąć w judaizm.

Dariusz Rosiak zebrał relacje ludzi stamtąd: to było dla nich trudne, bo on chciał żyć w religijnej wspólnocie żydowskiej, ale – mówią – na każdy żydowski tekst patrzył z punktu widzenia chrześcijańskiego. W synagodze każdy nosi tałes, on nie nosił. Ktoś opowiada: „w synagodze modlił się dwa rzędy przede mną, często go obserwowałem. Za każdym razem, gdy dochodziliśmy do Szma Israel, wyznania wiary monoteistycznej: »Słuchaj, Izraelu, Pan jest Bogiem naszym, Pan jedynie« – on natychmiast zalewał się łzami, za każdym razem. Przecież to wyznanie jest jawnie sprzeczne z ideą Trójcy Świętej. To zdanie jest deklaracją jedności Boga. On się zmagał za każdym razem, kiedy wymawiał te słowa, widziałem to. Nie wiem, co się w nim w środku działo. Musiał cierpieć”.

Dziś ks. Romuald Jaakow Weksler-Waszkinel mieszka w Jerozolimie przy ulicy poety Ibn-Gabriola. Codziennie jedzie tramwajem na Wzgórze Herzla, do Instytutu Jad wa-Szem. Przy własnym biurku przegląda i porządkuje archiwa. Czy jest człowiekiem rozdartym, nieszczęśliwym? Mówi o sobie: „Nie jestem rozdarty, jestem najbardziej sklejonym człowiekiem na ziemi. Bardzo mało rozumiem z tego wszystkiego, ale to jest moje życie i nie chcę oddawać żadnej jego cząstki. Komu? Dwie rodziny – polska i żydowska – skleiły się we mnie w nazwisku Weksler-Waszkinel i chciałbym, żeby tak już pozostało. I żeby nikt mnie już nie rozdzierał, ani jedni, ani drudzy”.

PS. Historię ks. Romualda Jaakowa Wekslera-Waszkinela pięknie i wnikliwie opisał Dariusz Rosiak w książce „Człowiek o twardym karku”, opublikowanej właśnie przez wydawnictwo Czarne. Dobrze będzie, jeśli jej lektura skłoni czytelnika także do sięgnięcia po cytowane w tekście książki jej bohatera, bo – jak powiedziała Joanna Krupska – on jest wielkim znakiem zaufania, zjednoczenia polskości z judaizmem.

Wszyscy jesteśmy dziećmi Izraela: historia ks. Waszkinela jest metaforyczną historią chrześcijaństwa.  

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodził się 25 lipca 1934 r. w Warszawie. Gdy miał osiemnaście lat, wstąpił do Zgromadzenia Księży Marianów. Po kilku latach otrzymał święcenia kapłańskie. Studiował filozofię na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Pracował z młodzieżą – był katechetą… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 13/2013