Życie w czasach śmierci

W powieści tego sarajewskiego pisarza nie ma okrucieństwa wojny, trupów, krwi, wybuchów. Jest codzienne życie, próba zachowania pozorów normalności...

21.02.2006

Czyta się kilka minut

Skończyła się dwa miesiące temu. I jeszcze dziesięć lat wcześniej. Po takim też czasie ukazała się w Polsce jedna z najważniejszych powieści o ostatniej wojnie na Bałkanach, w Bośni książka kultowa.

Na próżno szukać w niej odpowiedzi na pytania, które pozostawił po sobie tak niedawny, a nieco już zapomniany konflikt. "Koczownicy" nie są dziennikarskim opisem ludzkich losów, jak znane u nas książki Svetlany Broz ("Dobrzy ludzie w czasach zła") czy Wojciecha Tochmana ("Jakbyś kamień jadła"). Nie znajdziemy tu ani próby oceny, ani nawet zapisu zdarzeń. Mimo że akcja powieści rozgrywa się w realnej przestrzeni i czasie - w Sarajewie, najdłużej obleganym w XX wieku mieście - nie ma tu nawet cienia obrazów, które najmocniej kojarzą się z tym okresem jego historii: płonącego budynku parlamentu, ostrzelanego wieżowca "Oslobodjenja", samochodów pędzących Aleją Snajperów ani czerwonych kałuż, które serbski pocisk pozostawił na placu Merkele.

To wszystko mogliśmy zobaczyć w telewizji. My, bierni obserwatorzy. Veličković nie był obserwatorem. Był uczestnikiem. Oblężenie przetrwał w Sarajewie. Mieście, w którym się urodził, studiował, gdzie mieszka i pracuje do dziś. Dlatego w "Koczownikach" pokazuje wojnę z innej perspektywy. Żabiej, nie ptasiej. Spod ziemi, nie z samolotu. Od środka.

Ta forma opowiadania ogranicza przestrzeń. "Od środka" znaczy "z wewnątrz". Akcja powieści toczy się rzeczywiście we wnętrzu - w podziemiach dziwnego Muzeum, w którym ukrywa się grupka ludzi, tytułowych "koczowników". To właśnie ludzie, a nie oblężone miasto stanowią centrum zainteresowania pisarza. Wśród nich młoda dziewczyna, raczej jeszcze licealistka niż studentka, która jest narratorką. "Mam na imię Maja" - przedstawia się w pierwszym rozdziale. "Piszę coś, co będzie powieścią w formie dziennika, a może czymś zupełnie nowym - dziennikiem w formie powieści". Fikcyjna opowieść zachowuje tu pozór autentyczności. Przedstawiana jest przez młodą dziewczynę w sposób uproszczony, niekiedy naiwny ("Piszę, bo nie pozostało mi już nic innego. Nie chodzę do szkoły, nie oglądam telewizji, nie wystawiam nosa z piwnicy. A z piwnicy nie wychodzimy, bo na górze trwa wojna. Wojna toczy się między Serbami, Chorwatami i Muzułmanami. Davor twierdzi, że to dlatego, bo Chorwaci mają Chorwację, Serbowie - Serbię, a Muzułmanie nie mają swojej Muzułmanii").

Maja zapisuje pięć miesięcy z losów pewnej sarajewskiej rodziny oraz jej przyjaciół, którzy w Muzeum znajdują tymczasowy dom. Plejada zabawnych, przerysowanych, troszkę nawet karykaturalnych postaci przypomina nieco bohaterów "Undergroundu" Emira Kusturicy albo belgradzką społeczność życiowych wykolejeńców, dezerterów, narkomanów i krysznowców opisaną przez Vladimira Arsenijevicia w wydanej dwa lata temu powieści "Pod pokładem". Wszystko podlane jest typowo bałkańskim absurdem, który pozwala z dystansem, a nawet ironią patrzeć na dziejącą się dookoła tragedię.

Ojciec, historyk, dyrektor Muzeum, to Muzułmanin, który "ratuje serbskie ikony przed Serbami, którzy chcą je zniszczyć, by uchronić je przed Muzułmanami". Po pożarze mieszkania sprowadził do Muzeum rodzinę. Matka jest miłośniczką jogi, wegetarianką ze szkoły makrobiotycznej; ze swoimi telepatycznymi prośbami zwraca się do Sai Baby, a odpowiedzi na nurtujące ją pytania szuka w Księdze Przemian "I Cing". Jej syn z pierwszego małżeństwa Davor, reżyser słuchowisk radiowych, ukrywa się w Muzeum wraz z ciężarną żoną Sanją nie tylko przed koszmarem wojny, ale także przed groźbą wcielenia do serbskiej armii.

Jest jeszcze dwójka starców, Julio i Brkić; znają się z czasów partyzanckich. Pierwszy osiągnął sukces, drugiemu się nie powiodło, ale "u schyłku życia, tak jak na początku, obaj są proletariuszami". Ich pamięć przywołuje czasy, w których kocioł bałkański na dobre się rozpalił: schyłek Austro-Węgier, działalność Młodej Bośni i innych organizacji nacjonalistycznych sprzed I wojny, walkę czetników z ustaszami w II wojnie, czasy komunizmu i panowania Tity. Gamę postaci dopełnia przygłucha babcia, sąsiedzi przezywani przez Maję Flinstonami oraz pies Sniffi.

Narratorka z precyzją odmalowuje postacie i zdarzenia ubarwiające monotonię wegetacji w podziemiach oblężonego miasta. Narracja nie przypomina typowego dziennika. Ciąg spostrzeżeń dotyczących życia codziennego "koczowników" miesza się z zapisami rozmów, przeplatany jest czasem opowieściami bohaterów, niekiedy pojawia się monolog wewnętrzny Mai. Tworzą go zarówno refleksje na temat wojny ("Serbowie są prawosławni, co oznacza, że reszta jest nieprawomyślna. Muzułmanie są prawowierni, co oznacza, że reszta jest niewierna. Chorwaci to katolicy, co oznacza, że reszta to protestanci. Jeśli nadal będę starała trzymać się logiki, wyjdzie na to, że wojna toczy się z powodu różnych religii. A to z kolei oznacza, że prowadzą ją wszyscy wierni. Przeciw komu? Przeciw niewiernym. Zaplątałam się. Lepiej, żebym pisała o tym, co widzę"), jak i spostrzeżenia odnoszące się do nic nieznaczących przedmiotów, czynności, a nawet nieco irytujące, podawane w nawiasach "autoprzypisy", na przykład definicje znanych słów ("Fabuła to szereg zdarzeń powiązanych związkami przyczynowo-skutkowymi i przedstawionych w porządku chronologicznym").

Bo "Koczownicy" to także autorefleksja nad tym, jak pisać o wojnie. Widać to w rozmyślaniach narratorki (w świecie przedstawionym powieści jest ona przecież autorką) nad sposobem prowadzenia narracji i nad jej językiem. Stąd tyle neologizmów mających dostosować język do sytuacji wojny: Serboczetnicy, Unikor (krytyka działalności UNPROFORu), jakbógda. Po mistrzowsku radzi sobie z nimi - jak i z całym tłumaczeniem - Dorota Jovanka Ćirlić.

W tle pojawia się postać Profesora Literatury, który zanim pozostał w zagarniętej przez Serbów części Sarajewa, poradził zdezorientowanej rozwojem sytuacji dziewczynie, aby pisała. Tę postać można łączyć z samym Veličkoviciem - na co dzień asystentem w Katedrze Literatury na sarajewskim uniwersytecie. On też przeżył wojnę po prostu pisząc. Poprzez postać narratorki wydaje się uciekać od łatwego utożsamiania pierwszoosobowej narracji z dziennikiem.

Nie ma tu okrucieństwa wojny, trupów, krwi, wybuchów. Jest codzienne życie, próba zachowania pozorów normalności, budowy czyśćca, gdy dokoła jest piekło. Dopiero w czyśćcu można planować ucieczkę, choćby balonem, tak jak jeden z bohaterów, albo snuć marzenia o dostaniu się do raju - choćby takiego jak Australia, o której myśli Davor. O tym samym myślał także kolejarz Luka, bohater filmu Kusturicy "Życie jest cudem".

Czytając "Koczowników", przypominam sobie swoje zaskoczenie, gdy znajomi z Sarajewa, pytani o wojnę i oblężenie, mówili raczej o czasie bardziej intensywnego życia niż tylko o strachu i śmierci. Bo w sytuacji, kiedy łatwo można życie stracić, nawet błahe sytuacje, czynności, spotkania i rozmowy zyskują na ważności - tłumaczyli. Wspominali, jaką pomysłowość potrafiła wskrzesić w ludziach potrzeba zdobycia podstawowych surowców koniecznych do życia: wody, jedzenia, prądu i opału. Ojciec Emira, dyrektor szkoły, nauczyciel fizyki i matematyki, skonstruował z silnika starego fiata i roweru generator prądu. Nauczył się też uprawiania warzyw, a gdy nastała zima i w szkole skończył się opał, nakazał zerwać wszystkie parkiety. Podobne historie o problemach "koczownictwa", porażkach i małych radościach, przytacza narratorka powieści Veličkovicia.

Wojna powoli jednak wygasa, zbliżający się poród dziecka Sanji przynosi nadzieję na nowe życie. Przywróci ją także odkrycie tajemnicy babcinego kuferka. Skończy się czas koczownictwa. Świat i życie wrócą do swojego naturalnego biegu. Jakbógda.

Nenad Veličković, "Koczownicy", przeł. Dorota Jovanka Ćirlić, Wołowiec 2005, Wydawnictwo Czarne

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz od 2002 r. współpracujący z „Tygodnikiem Powszechnym”, autor reportaży, wywiadów, tekstów specjalistycznych o tematyce kulturalnej, społecznej, międzynarodowej, pisze zarówno o Krakowie, Podhalu, jak i Tybecie; szczególne miejsce w jego… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 09/2006

Artykuł pochodzi z dodatku „Książki w Tygodniku (9/2006)