Zobaczyć światło

Ruchome schody w metrze suną powoli. Tłumek znudzonym wzrokiem wodzi po plakatach - obok Jima Careya w filmie Bruce wszechmogący czarno-białe zdjęcie mężczyzny o smutnym spojrzeniu. Plakat zachęca do odwiedzenia wystawy Czeska fotografia 1840-1950. Historia współczesnego medium.

21.03.2004

Czyta się kilka minut

Mężczyzna o smutnym spojrzeniu to M.V. Lobethal; sam się sfotografował około roku 1846. To najstarszy portret fotograficzny w Czechach i na Morawach. Dagerotyp znaleziono podczas demontażu mostu łańcuchowego w Podolsku w 1961 r. - znajdował się w kapsule ukrytej w filarze mostu. Nie wiadomo, jak tam trafił.

Niewiele wiadomo też o panu Lobethalu, tyle tylko, że był wędrownym fotografem i - jak napisał w liściku schowanym razem ze zdjęciem - przebywał we Wrocławiu. Z pewnością nie przypuszczał, że jego autoportret stanie się emblematem wystawy w Rudolfinum, która przyciągnie tłumy prażan i turystów, ci zaś obejrzawszy ekspozycję wyciągną małe aparaty cyfrowe, by sfotografować Rudolfinum i spokojnie płynącą obok Wełtawę.

Obiektyw - dziwne słowo

Wełtawa zawsze wygląda tak samo, zwłaszcza z Mostem Karola i widokiem na Hradczany. Od dawna nic się tu nie zmieniło, przynajmniej od 1860 r., gdy Andreas Groll sfotografował panoramę królewskiego wzgórza. Co innego centrum miasta, na przykład Václavské Náměstí w obiektywie Frantíška Friedricha w 1878 r. Wszystko było tam wówczas niższe i mniejsze, choć ulica jakby szersza, i drzew więcej.

Rozwój środków transportu ułatwiał podróżowanie, a że fotograficy byli ciekawi świata, często wyprawiali się w nieznane. Około r. 1885 Enrique Stanko Vraz uwiecznił w Ghanie półnagie kobiety. “Dziewczyny wyrabiają ciasto na knedliki" - opisał ten obraz. Czy w Afryce tęsknił do czeskiej pieczeni wieprzowej z knedlikami i kapustą? Ciekawość wiodła fotografików z małego kraju z Europy Środkowej nie tylko do innych kultur i dalekich kontynentów. Niekiedy droga prowadziła ich do wnętrza - powstawały zdjęcia wykorzystujące technikę rentgenowską czy mikroskop, jak np. “Przekrój łodygi rośliny" autorstwa Florusa Ignaca Staska z r. 1840!

Początki rozwoju fotografii wiążą się z poszukiwaniem granic techniki i ludzkiej wyobraźni, obie wydawały się wówczas zapewne nieograniczone. Tę fascynację techniką widzimy patrząc na zdjęcia kolei i mostów, lecz ile razy można fotografować brzydkie konstrukcje stalowe? W tamtych latach budowa kolei była jednak wydarzeniem - w Czechach pierwsze połączenie kolejowe otwarto między Pragą a Czeską Třebovą już w 1845 r., na Morawach zaś linię z Brna do Wiednia ukończono w 1839 r. Na ówczesnych fotografiach czuć zapał i dumę, jakie czuli zdobywcy Dzikiego Zachodu.

Największe wrażenie robią jednak zdjęcia najprostsze. Półnadzy członkowie klubu sportowego Sokół z przejęciem prężą muskuły, patrząc z powagą w obiektyw. O czym myślą? Jak potoczyły się ich losy? Mieli żony, dzieci, kochanki? Sfotografował ich Jindřich Eckert w 1864. Trzej panowie załatwiają potrzebę na śniegu. Wypięte pupy i czarne cylindry na głowach. Rok mniej więcej 1900, autor nieznany. Przyjaciele wygłupiali się po nocnej popijawie?

Prywatne albumy rodzinne. Najczęściej zdjęcia pozowane, głowa rodziny i dziatki w odświętnych ubrankach. Ale w albumie z 1919 r. znajdujemy kilka pięknych zdjęć znad jeziora. A może znad morza? Bo nie widać przeciwległego brzegu, jedynie plażę i pływaków wybiegających z wody. Młodych, szczęśliwych, roześmianych. Zdjęcia amatorskie, robione szybko, by uchwycić chwilę. Letni wieczór i radość z silnego, mokrego ciała.

Niespodziewanie po nich pojawiają się zdjęcia z czasów I wojny światowej. Autor nieznany, jak nieznane są ofiary. Czaszka w hełmie, wokół resztki broni, torba. Nie dowiemy się nigdy, kim był jeniec na kolejnej fotografii. Widzimy tylko jego plecy i brudne ręce skrępowane skórzanym paskiem. Te ręce wypełniły cały obiektyw. Obiektyw - jakie to dziwne słowo. Czy fotografik był obiektywny? Dokumentował przebieg walki? Dla kogo? To dziś bez znaczenia. Fotograf z pewnością już nie żyje, podobnie jak i jeniec, nawet jeśli wówczas przeżył. Zostało zdjęcie.

Mojej ręki tam nie było

Josef Sudek miał dziewiętnaście lat, gdy powołano go do wojska. Był rok 1915. Trafił na front włoski, gdzie spędził prawie rok, został ranny w ramię. Pojawiło się zakażenie. Prawą rękę amputowano mu wysoko, tuż przy barku. Trzy lata spędził w szpitalach dla weteranów. Dla zabicia czasu zaczął fotografować okaleczonych towarzyszy niedoli. Potem wrócił do domu i musiał zastanowić się, co z sobą począć.

Był introligatorem, ale trudno oprawiać książki jedną ręką. Mógł zostać urzędnikiem, myślał też o sklepiku, ale to go nie pociągało. Coraz bardziej fascynował się fotografią. Miał dwa ulubione tematy: weteranów z Invalidovny oraz rekonstruowaną właśnie katedrę św. Wita na Hradczanach. Zostawszy członkiem Amatorskiego Klubu Fotografii, zaprzyjaźnił się z Jaromírem Funke, młodym fotografikiem z głową pełną nowych idei i pomysłów, które nie podobały się konserwatywnym kolegom z Klubu. Kiedy więc Funkego i Sudka wyrzucono z Klubu, razem założyli w 1924 r. awangardowe Czeskie Towarzystwo Fotograficzne. Dla Sudka zaczęły się dobre lata, był młody, pracował z pasją, przesiadywał z przyjaciółmi w kawiarniach tocząc dyskusje o nowych prądach w sztuce. Kryzys przyszedł w roku 1926.

W książce o Sudku Sonja Bullaty, znana fotograficzka i jego była asystentka, przytacza relację artysty z tamtych dni. “Kiedy muzycy z Czeskiej Filharmonii powiedzieli: »Józefie, jedź z nami, jedziemy koncertować do Włoch«, powiedziałem sobie: »Nie bądź głupcem, byłeś tam, ale służąc w cesarskiej armii nie nacieszyłeś się tym pięknym krajem«. W Mediolanie odnieśliśmy wielki sukces i jechaliśmy dalej, w dół włoskiego buta, aż dojechaliśmy do tamtego miejsca - musiałem wyjść w połowie koncertu; zgubiłem się w ciemnościach, ale musiałem szukać. Tuż przed świtem, daleko za miastem, wśród pól skąpanych w porannej rosie, znalazłem to miejsce. Ale mojej ręki tam nie było".

Przyjaciele szukali go daremnie. Odnalazł się sam - w Pradze, dwa miesiące później. Potrzebował czasu, by pogodzić się ze stratą, którą poniósł podczas wojny. Czy mu się udało? Sudek wrócił do Pragi spokojny, znów spotykał się z przyjaciółmi, żartował, co tydzień urządzał u siebie popołudnia z muzyką poważną (miał wielką kolekcję płyt). Jednak coś się zmieniło, bo nigdy już nigdzie nie wyjechał. “Czego miałbym szukać, skoro nie znalazłem tego, co chciałem znaleźć?".

Przestał fotografować ludzi, koncentrując się odtąd na Pradze, drzewach, przedmiotach. Pragę darzył miłością, wydał o niej siedem książek. Niemal do końca życia niestrudzenie przemierzał praskie ulice, zgięty pod ciężarem aparatu fotograficznego i statywu. Rzemienie, które przewieszał sobie przez pierś dźwigając sprzęt, wrzynały mu się w skórę, aż powstała pod nimi nie gojąca się rana. Robiąc zdjęcia pomagał sobie zębami.

Sonja Bullaty wspomina: “Pamiętam pewien dzień, w jednej z sal romańskich - było ciemno jak w katakumbach - z maleńkim okienkiem poniżej poziomu ulicy, wewnątrz masywnych średniowiecznych murów. Ustawiliśmy statyw i aparat, siedliśmy na podłodze i rozmawialiśmy. Nagle Sudek zerwał się na równe nogi. Promień światła przełamał ciemność, a my machaliśmy szmatami, aby podnieść kurz i »zobaczyć światło«, jak powiedział Sudek. Najwyraźniej wiedział, że słońce dociera tam dwa lub trzy razy w roku i czekał na to".

Na zdjęciach Sudka widać światło. W szarościach, w cieniach, w mokrych liściach roślin. Jego fotografie, zwłaszcza zdjęcia Pragi, często opisuje się jako romantyczne, melancholijne, tajemnicze, doszukując się w nich śladów Mozarta i Kafki. Ale on szukał przede wszystkim światła. Czekał na jasną smugę, które przetnie ciemność, tak jak włoski poranek zakończył jego żałobę i umożliwił mu powrót do domu.

Drzewo za oknem

“Czasem myślę, że jeśli nie straciłby ręki, nie stałby się wielkim artystą" - powiedział o Sudku jego przyjaciel Peter Helbich. Jego zdaniem, od amputacji ręki Sudek czuł się wyobcowany wśród ludzi i to właśnie fotografie miały mu pomóc przekroczyć tę przepaść. “Główną rolę w jego dziele pełni nie logika i konstrukcje, ale poezja tajemnicy najpowszedniejszych rzeczy. Fotografie Sudka są głęboko związane ze stanami jego duszy, a światło staje się zasadniczym środkiem jej wyrazu. To poprzez nie napełnia przedmioty duszą, wypełnia przestrzeń obrazu, nim przemienia rzeczywistość zależnie od nastrojów i uczuć, aż zyskuje ona cechy optycznego cudu" - czytamy o Sudku w książce “Cesty fotografie československé" Danieli Mrázkovej i Vladimíra Remeša.

Umarł w połowie września 1976. Dziś jest artystą cenionym na całym świecie, w ojczyźnie zaś uznaje się go za największego z czeskich fotografików. Trudno jednak wyobrazić sobie człowieka, który mniej dbałby o sławę - nieśmiały i skromny Sudek nie pojawiał się nawet na swoich wystawach. Chciał jedynie pracować i “zobaczyć światło". Mieszkał skromnie w drewnianym domku z atelier na Małej Stranie, rzeczy interesowały go tylko jako obiekt do sfotografowania, miał podobno tylko jedną parę spodni. Unikał podróży, ale też ich nie potrzebował, wystarczyło, że wnikliwie przypatrywał się drzewu za oknem atelier, które na jego zdjęciach zmienia się w zależności od pory dnia i roku.

Wystawę w Rudolfinum, która składa się z dwudziestu jeden działów tematycznych, zamykają zdjęcia Zdenka Urbanka i Josefa Sudka. Uznano, że to oni najlepiej symbolizują dialog tradycji i nowoczesności oraz “otwieranie nowych perspektyw". Choć w pozostałych salach można zobaczyć również reklamowe zdjęcia Sudka, to historię pierwszych stu lat czeskiej fotografii podsumowuje obraz podwórza widzianego z domu artysty na Małej Stranie. “Okno mojego atelier" - deszcz spływa po szybie, drzewo straciło liście. Jesień. To jedno z pierwszych zdjęć okiennych, potem przyjdą kolejne.

Widoki wokół atelier Sudek fotografował do śmierci, tak jak i Pragę. Zmieniała się natomiast technika. W latach 50. Sudek zaczął fotografować Kodakiem z 1894 r., który dawał możliwość uzyskania wielkich negatywów (10 cm na 30 cm). Kiedy w połowie lat 40. artysta zobaczył zdjęcie z ubiegłego stulecia wywołane metodą stykową, postanowił zdobyć stary aparat i wrócić do archaicznych metod. Wielkiego negatywu nie powiększa się, lecz kładzie na powierzchnię światłoczułą i naświetla, następnie zdejmuje się negatyw i wywołuje zdjęcie. Powstaje odbitka o wymiarach negatywu. Zdaniem Sudka, zdjęcia nie powiększone lepiej oddają fakturę przedmiotów i większa jest skala cieni.

“Do robienia »stykówek« zmusiły mnie stare fotografie! Widziałem kiedyś stare zdjęcie rzeźby, odbitkę z negatywu 30 na 40 i powiedziałem sobie: - Rany Julek, wiele lepsi to my nie jesteśmy. A przecież ten biedak to robił przy zwykłym świetle dziennym na materiale niechromatycznym, o niskiej czułości. No, ale robił »stykówki«! Trzeba zatem robić »stykówki!«" - opowiadał na kilka miesięcy przed śmiercią. W jego słowach przebija pokora, o którą trudno w czasach zachłyśnięcia się techniką, a także wrażliwość sprawiająca, że za zdjęciem widzimy jego autora, który czasem być może był smutny jak pan Lobethal.

Wystawa jest otwarta do 28 marca,

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka działu Świat, specjalizuje się też w tekstach o historii XX wieku. Pracowała przy wielu projektach historii mówionej (m.in. w Muzeum Powstania Warszawskiego)  i filmach dokumentalnych (np. „Zdobyć miasto” o Powstaniu Warszawskim). Autorka… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 12/2004