Zmora, która od czasu do czasu nawiedza nasze społeczeństwo

W socjologii moment powrotu zmory nazywa się anomią, jako pierwszy zidentyfikował to zjawisko stary dobry Émile Durkheim. Na czym polega? Czy mamy z nim właśnie do czynienia?

11.09.2023

Czyta się kilka minut

Olga Drenda // Fot. Maciej Zienkiewicz

Pewien kolega, punkowy weteran i od wielu lat konsekwentny anarchista, opowiadał mi kiedyś o swoich wspomnieniach z lat 80. w PRL. Jego zdaniem wprowadzenie stanu wojennego oznaczało oficjalne usankcjonowanie przemocy jako sposobu na życie, a nawet normy postępowania. 

Oczywiście, wcześniej istnieli dranie i praktykowali szujowatość oraz podkładanie innym świń, ale wypadało im się trochę miarkować. Tymczasem stan wojenny, z jego zamordystowską naturą i satysfakcją z pałowania, był komunikatem od władzy: teraz już można – i draństwo cywilne wyszło z ukrycia. Kolega nazwał tę postawę trafnie „śmierć frajerom”, bo przypominała wprowadzenie gangsterskiej logiki do codziennego życia. Nie tylko można, lecz trzeba było rozpychać się łokciami, sabotować, szkodzić, bo skoro wszyscy i tak nurkują w tym samym bagienku, to prędzej czy później ktoś spróbuje nam wcisnąć głowę pod powierzchnię, więc lepiej samemu kogoś utopić. Jedynie prymitywna siła i cwaniactwo mogły być powodem do dumy i satysfakcji. 

Choć ówczesne punki z zasady nie znosiły dyskoteki, kolega docenił wykładnię opisanej przez siebie postawy zawartą w piosence Kombi „Słodkiego miłego życia”: „twarde łokcie pomogą ci i giętki kark”. W latach 90. na ten trening nałożyła się chciwość – i tak wyhodowano zmorę, która od czasu do czasu nawiedza nasze zmęczone społeczeństwo.

W socjologii moment powrotu zmory nazywa się anomią, jako pierwszy zidentyfikował to zjawisko stary dobry Émile Durkheim. Oznacza stan, kiedy na skutek jakiegoś poważnego kryzysu ludzie przestają odczuwać, że łączy ich jakikolwiek wspólny interes, przestają czuć się współobywatelami, sąsiadami, bliźnimi. Rzeczywistość traktują jako stan ciągłego zagrożenia, w którym ludzie czyhają na siebie nawzajem, więc trzeba się bronić na zapas. Innych zaczynają traktować jako wrogów, ofiary lub zawalidrogi. 

Najczęściej zaś obojętnieją na to, co się dzieje dookoła: pilnują własnego nosa i zakładają, że inni też muszą. Komuś coś się stało – jego problem, widocznie okazał się frajerem. Instytucje wówczas są zajęte umywaniem rąk i kręceniem czegoś na boku. „Umiesz liczyć, licz na siebie” to dewiza społeczeństwa w stanie anomii, i odniesienie do liczenia nie jest zupełnym przypadkiem, bo w końcu chodzi też o zysk.

Zastanawiałam się często, jak rozpoznać pierwsze symptomy anomii, tę symboliczną rozbitą szybę, po której dalsza rozwałka następuje już siłą bezwładności. Może to, kiedy nikt nie zwraca uwagi, gdy ktoś wyrywa torebkę staruszce? Albo kiedy ktoś traci opory, żeby nawrzeszczeć na przypadkowe dziecko, które weszło mu pod nogi na ulicy? A może tak jak w latach 90., kiedy na każdej kierownicy widnieje blokada antykradzieżowa, w mieszkaniach montuje się podwójne drzwi, a w przedziałach kolejowych ludzie zagradzają drzwi od środka?

Słodkiego zgniłego życia

Ostatnio poczułam nieprzyjemny ścisk w brzuchu przypominający mi o wrogim świecie, którego sama miałam okazję kiedyś doświadczyć, i który – jak kiedyś zauważyłam z ulgą – zdążył w tej wrogości nieco zelżeć. Zdarzyło się to podczas planowania podróży i przeglądania w internecie różnych poradników. Kiedy w jednym z nich przypomniano, żeby podczas nawet krótkiego tranzytu przez kraje spoza Unii Europejskiej albo podróży statkiem wyłączać roaming, dyskusję rozpętała tam pewna pani, która obruszała się, że „przecież to logiczne, każdy powinien to wiedzieć”, a przede wszystkim „po co mówić o takich rzeczach, jeśli ktoś się natnie, to jego problem”. Oho – pomyślałam – ta pani już weszła w fazę głoszenia „śmierci frajerom”. 

Nie chodziło jej przecież o to, że sama mogłaby coś zyskać na tym, że ktoś zupełnie jej nieznany zapłaci za wysoki rachunek. Chodziło jej o satysfakcję z pognębienia kogoś, kto – jej zdaniem – niewystarczająco miał się na baczności. Ona uważała, więc – co za ulga – nie jest frajerką. Ale udzielenie komuś pomocnej rady już byłoby niebezpiecznym zbliżeniem się do tej kategorii: to podzielenie się wiedzą, a w anomicznym świecie nie ma nic za darmo (bo „za darmo” oczywiście umarło).

Szczęśliwie szarża tej skrupulatnie liczącej pani spotkała się z szybką kontrą innych dyskutantów, którzy wykonali wirtualnie wymowny gest postukania się w czoło i uświadomili jej, że tak się nie robi. Czyli nie jest tak źle – pomyślałam sobie; naprawdę źle robi się wtedy, gdy nikt nie reaguje. Ale pewnie wkrótce mogą pojawić się inne takie panie, już nie jedna, lecz kilka, kilkanaście, które marzą o tym, by cudze ręce zostały w nocnikach. A może nawet sami się przyłapiemy kiedyś na takim marzeniu. Wtedy wejdziemy znowu niestety w fazę „słodkiego, zgniłego życia”. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Badaczka i pisarka, od września 2022 r. felietonistka „Tygodnika Powszechnego”. Autorka książek „Duchologia polska. ­Rzeczy i ludzie w latach transformacji”, „Wyroby. Pomysłowość wokół nas” (Nagroda Literacka Gdynia) oraz rozmów „Czyje jest nasze życie” ­(… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 38/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Słodkiego zgniłego życia