Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Nasza waluta przyzwyczaiła nas, że w czasach burzliwych dla gospodarki gwałtownie traci na wartości do dolara, euro czy franka szwajcarskiego. Taki już los – komentowali ekonomiści – użytkowników złotego: w oczach międzynarodowych inwestorów nadal uchodzi za walutę kraju na dorobku, której lepiej pozbyć się z portfela, kiedy na horyzoncie majaczą czarne chmury. Tym razem złoty pozytywnie zaskoczył. W dniach, kiedy świat ze strachem śledził kolejne upadłości banków w USA i drżał o stabilność europejskiego systemu bankowego, nasza waluta zachowywała się spokojnie. Symboliczne zmiany jej kursu do dolara i euro nie odbiegały od obserwowanych w poprzednich tygodniach. Więcej, kiedy ze Szwajcarii zaczęły płynąć informacje o problemach Credit Suisse (doprowadziły de facto do jego upadłości), złotówka zaczęła wręcz zyskiwać do franka.
Ekonomiści wciąż spierają się, czemu nasza waluta zawdzięczała tę stabilność. Część z nich uważa, że wskutek wojny w Ukrainie złoty potaniał już tak bardzo, że nie ma potencjału do głębszych obniżek. Inni zwracają uwagę na charakterystykę polskiego systemu bankowego, który podlega ostrzejszym regulacjom niż szwajcarski oraz amerykański. Albo na szeroki strumień pomocy wojskowej i gospodarczej, który z Zachodu płynie do Ukrainy przez Polskę (część zleceń, choćby remont sprzętu dla ukraińskiej armii, realizowana jest w naszym kraju) i umacnia kurs złotego do dolara czy euro.
Są wreszcie analitycy, którzy w stabilności polskiego pieniądza dostrzegli dowód na to, że duże banki inwestycyjne i fundusze spekulacyjne, śledząc zacieśniającą się współpracę Polski z USA, postanowiły przerzucić złotego z koszyka walut krajów rozwijających się do koszyka walutowego państw rozwiniętych. Pojawiają się nawet sugestie, że rynek przygotowuje się już do zaostrzenia konfliktu gospodarczego USA z Chinami. Efektem tej rywalizacji może być przeniesienie dużej części amerykańskiej produkcji z Dalekiego Wschodu do politycznie bardziej przewidywalnych regionów świata, w tym do Europy Środkowo-Wschodniej.©℗