Zderzenie dwóch tożsamości

Prof. Maria Krzysztof Byrski, indolog: Zamachy w Bombaju są sygnałem, że sytuacja na subkontynencie indyjskim musi znaleźć polityczne rozwiązanie. Jeśli Indie i Pakistan go nie znajdą, skończy się zamętem, który przyniesie już nie setki, ale dziesiątki tysięcy zabitych. Rozmawiał Wojciech Pięciak

02.12.2008

Czyta się kilka minut

Wojciech Pięciak: Czy uprawniona jest teza, że zamachy w Bombaju to "indyjski 11 września"?

Prof. Maria Krzysztof Byrski: Skala tego, co się stało, jest podobna, choć na szczęście ofiar jest mniej. Jednak nie byłbym zwolennikiem całkowitej ekwiwalencji, bo nie zostały zaatakowane instytucje finansowe. Uderzenie wymierzono w dwa hotele, gdzie zatrzymują się także goście z zagranicy, i w wielki dworzec kolejowy. Chodziło chyba o to, by nadać zamachom jak największy rozgłos. Zaatakowano też ośrodek żydowski, co potwierdza fobię fundamentalistów muzułmańskich wobec Żydów. Różnice z "11 września" w USA są oczywiste, choć pewnie społeczna trauma będzie podobna. Porównanie jest więc uprawione, choć nie znak równości.

Jak można interpretować wydarzenia w Bombaju? Czy mają one wymiar międzynarodowy, czy bardziej wewnętrzny, indyjski?

W tej chwili najważniejszy jest wymiar regionalny. Chodzi o konflikt, którego korzenie sięgają głęboko w historię, aż do czasów, gdy na subkontynencie indyjskim pojawili się muzułmanie. Wiąże się to zresztą z miejscem znanym dziś Polakom: z Ghazni w Afganistanie, gdzie stacjonuje polski kontyngent. Na przełomie X i XI w. z Ghazni wyszła pierwsza fala islamskiego podboju Indii, która dała początek muzułmańskiej penetracji, a potem dominacji na subkontynencie. Dominacja ta trwała aż do momentu, gdy obszar obecnych Indii, Pakistanu i Bangladeszu podbiło Imperium Brytyjskie.

Nie miejsce tu na omawianie dziejów Indii. Ale z punktu widzenia tego, co stało się dziś, istotne jest to, co zaczęło się tysiąc lat temu. Zderzyły się dwie odmienne tożsamości grupowe, które nazywam tożsamościami mega-plemiennymi: hinduska i muzułmańska. Muzułmanie postrzegają swą tożsamość w sposób zbliżony jak my, Europejczycy. Dla nas gwarancją tożsamości narodowej są język, terytorium i państwo. Podobnie muzułmanie: dla nich państwo jest czymś niezwykle ważnym, władza państwowa ma stać na straży tożsamości "ummy", wspólnoty muzułmańskiej. To się krzyżuje z poczuciem tożsamości genetycznej, podobnej do tożsamości narodowej. Tymczasem hinduska tożsamość mega-plemienna realizuje się w pojęciu kasty, gdzie najważniejsza jest kompetencja, a władza polityczna ma pilnować, aby kompetencje wyrażające się we wspólnocie kastowej były realizowane i w społeczeństwie nie rodziły się konflikty.

Jakie były skutki zetknięcia się tych tożsamości?

Poważne i długofalowe, bo trwające do dziś. W związku ze sposobem życia muzułmanów - jedli oni wołowinę i nie zachowywali rytualnych przepisów czystości, wymaganych w społeczeństwie kastowym - wspólnota hinduska mogła zaoferować im jedynie status tzw. niedotykalnych. Doszło do zderzenia. Muzułmanie opanowali politycznie Indie i aż do nadejścia Brytyjczyków byli siłą, która decydowała o życiu politycznym subkontynentu. Potem, wraz z Brytyjczykami, przyszła nowa propozycja uporządkowania relacji państwowych i społecznych - i gdy po II wojnie światowej przygotowywana była niepodległość Półwyspu Indyjskiego, miał on stać się demokracją parlamentarną na wzór zachodni. Z tym jednak że obie strony, hinduska i muzułmańska, traktowały demokrację jako władzę większości statystycznej. Starły się więc dwie wrażliwości. Hindusi, których było więcej, uważali, że to oni będą teraz decydować, i nie potrafili przekonać elit muzułmańskich, że w nowym systemie demokratycznym także prawa muzułmanów będą respektowane. Elity muzułmańskie i część ludu muzułmańskiego, przerażone tym, że kończy się ich panowanie i że będą w mniejszości, nie widziały innego wyjścia jak stworzyć własne państwo. Tak powstał Pakistan (potem powstał jeszcze Bangladesz, wydzielając się z Pakistanu). W Indiach pozostała jednak olbrzymia mniejszość muzułmańska, licząca dziś 150 mln ludzi.

Liczące miliard mieszkańców Indie szczycą się tym, że są "największą demokracją świata". Jak współistnieją te dwie tożsamości?

Ponad 60 lat istnienia Republiki Indii jest dowodem, że da się to ułożyć. Choć oczywiście muzułmanie mieli trudniejszą sytuację niż większość hinduska. Także dlatego, że większość elit muzułmańskich znalazła się w Pakistanie, a tu został lud muzułmański, który dopiero musiał się organizować. Dziś większość establishmentu Indii stanowią hindusi, ale muzułmanie biorą udział w życiu politycznym, są w administracji, a ich interesy są brane pod uwagę. Warto pamiętać, że trzech prezydentów Indii było muzułmanami; pierwszy z nich był zasłużonym działaczem niepodległościowym, a trzeci - twórcą indyjskiej bomby atomowej. Owszem, zdarzają się hindusko-islamskie starcia i pogromy; kilka lat temu w stanie Gujarat zginęło w nich 2 tys. ludzi. Ale patrząc na Indie całościowo, ostrzejsze konflikty niż między społecznością hinduską i islamską rodzą się np. w prowincjach północno-wschodnich, gdzie żyją społeczności plemienne w sporej części nawrócone na chrześcijaństwo. A wszystko to, konflikty hindusko-islamskie i hindusko-chrześcijańskie, związane jest również ze zjawiskiem fundamentalizmu hinduskiego, który narasta od pewnego czasu.

Czy nie mamy tu już do czynienia ze zderzeniem się dwóch fundamentalizmów: muzułmańskiego i hinduskiego?

Niewątpliwie tak. Przy czym fundamentalizm hinduski jest w jakiejś mierze odpowiedzią na fundamentalizm islamski, a także - warto o tym pamiętać - na fundamentalizm chrześcijański. Misjonarze chrześcijańscy w Indiach wywodzą się często z tzw. młodych Kościołów amerykańskich, fundamentalistycznych i prowadzących agresywną działalność.

Fundamentaliści hinduscy nie przejęli wprawdzie od muzułmanów i od chrześcijan ich propozycji teologicznych, ale przejęli stosunek do własnej religii. To zjawisko bardzo niepokojące. W tym roku ofiarą pogromów padło kilkuset chrześcijan.

Jak na te pogromy reagowały władze indyjskie?

Władze nie wspierają fundamentalizmu hinduskiego, choć nie zawsze ich reakcja była taka, jakbyśmy oczekiwali. Wiem z pierwszej ręki, że gdy zaczęły się ostatnie niepokoje, władze przydzieliły policyjną ochronę ośrodkowi założonemu przez ojca Żelazka w Puri. Ale niestety nie wszędzie władze lokalne są tak neutralne światopoglądowo jak te w Puri.

Teraz, po atakach w Bombaju, przypomina się, że od wiosny tego roku w zamachach bombowych, które islamscy fundamentaliści przeprowadzali zwłaszcza na bazarach, zginęło już 350 osób. Tylko że poza Indiami nikt tego nie zauważał - aż do dziś. Pojawia się teza, że Indie stają się kolejnym centrum islamskiego terroryzmu.

Nie zgodziłbym się z taką tezą w stu procentach. Niewątpliwie, otwartą raną pozostaje Kaszmir. To pokłosie procesu powstawania Pakistanu i sporu, do kogo Kaszmir ma należeć. Sytuacja była tam taka, że lokalny władca, maharadża, był hindusem, a większość mieszkańców muzułmanami. Nie chcę wchodzić w historyczne zaszłości, długo by o tym opowiadać. W każdym razie maharadża zdecydował, że Kaszmir przystąpi do Indii, na co Pakistan nie chciał się zgodzić. Część Kaszmiru zajęły bojówki muzułmańskie wspierane przez Pakistan; teren ten nazywany jest dziś "Wolnym Kaszmirem". A część jest kontrolowana przez Hindusów: dolina Śrinagaru.

Kaszmir to kocioł, z którego mogą wychodzić impulsy terrorystyczne. Zwłaszcza że wiosną tego roku wybuchły tam antyhinduskie niepokoje, związane z pogłoską o przyznaniu przez władze gruntów na rozbudowę świątyni hinduskiej, popularnej wśród pielgrzymów. Wywołało to niesłychanie ostrą reakcję muzułmanów, były demonstracje i ofiary, gdy interweniowała indyjska policja i wojsko. Teraz w jednej z informacji o atakach w Bombaju usłyszałem, że terroryści mieli powoływać się na "krzywdy muzułmanów z Kaszmiru" i na to, że im zabierana jest tam ziemia. Może być nawiązanie do tej sprawy.

Czy w Indiach może dojść do otwartego konfliktu hindusko-islamskiego?

To poważne zagrożenie. Bardzo, ale to bardzo wiele zależy od tego, jak na zamachy w Bombaju zareaguje teraz fundamentalizm hinduski. Jak postąpi np. przywództwo opozycyjnej BJP, wielkiej partii narodowo-prawicowej. Nie powiedziałbym, że są to fundamentaliści. Ale jest to hinduska partia mocno narodowa, z silnym nurtem fundamentalistycznym. Wiele zależy więc od tego, jak oni zareagują: czy będą dolewać oliwy do ognia, czy też będą starali się tonować nastroje. Jeśli zaczną się wezwania, że musimy zrewanżować się muzułmanom za to, co zrobili terroryści z Bombaju, może być niedobrze. Ale mam nadzieję, że rządząca w Indiach Partia Kongresu dogada się z opozycją. Bo tak naprawdę wybuch wielkiego starcia islamsko-hinduskiego nie leży w niczyim interesie - ani indyjskiej opozycji, ani partii rządzącej, ani władz Pakistanu. Zresztą te ostatnie już się określiły, że nie mają nic wspólnego z zamachami i są gotowe pomóc w śledztwie, by zidentyfikować sprawców i wyłapać tych, którzy jeszcze zostali do złapania. Sytuacja w Pakistanie jest dziś niezwykle skomplikowana, to kraj na krawędzi rozpadu. Wybuch takiego konfliktu nie leży w interesie pakistańskich władz.

Wyklucza Pan inspirację Pakistanu? W Indiach panuje powszechne przekonanie, że za zamachami stoi Pakistan.

Nie jest wykluczone, że wszystko przygotowano w Pakistanie. Ale jeśli nawet, to raczej bez wiedzy nawet pakistańskich służb specjalnych. Gdyby one wiedziały, to myślę, że w obecnej sytuacji politycznej powstrzymałyby zamachowców. Nie twierdzę, że uczyniłyby to z entuzjazmem. Ale by ich powstrzymały.

Choć jednej rzeczy nie można wykluczyć. Słyszałem opinię, że rozważana jest taka możliwość - na szczeblu USA i NATO - aby Indie wysłały do Afganistanu swój kontyngent. Gdyby taka pogłoska miała się potwierdzić, zamachy w Bombaju mogłyby mieć dodatkowy cel: zniechęcenie Indii do zaangażowania w Afganistanie. Ale tu już wróżymy z fusów.

Jakie skutki może mieć zatem to, co stało się w Bombaju?

Zamachy są wyraźnym sygnałem, może już przedostatnim, że sytuacja na subkontynencie musi znaleźć polityczne rozwiązanie, z udziałem Indii i Pakistanu. Inaczej może się to skończyć jakimś niezwykłym zamętem, który przyniesie już nie setki, ale dziesiątki tysięcy zabitych.

O jakie rozwiązanie chodzi?

Wspólne rozwiązanie polityczne z udziałem tych dwóch krajów jest jedynym wyjściem. Jakie? Coś w rodzaju, nazwijmy to roboczo, Unii Południowoazjatyckiej, w ramach której wszystkie części składowe Indii i Pakistanu zyskałyby suwerenność. Wtedy problem Kaszmiru zostałby rozwiązany, bo Kaszmir stałby się suwerennym państwem. My, wchodząc do Unii Europejskiej, musimy rezygnować z części naszej suwerenności, przekazujemy tę część Brukseli. Tam zaś władze Pakistanu i Indii powinny przekazać część swych uprawnień swoim częściom składowym. Uważam, że tu otwiera się pole do działania Unii Europejskiej: może ona pomóc obu krajom w realizacji idei takiej Unii Południowoazjatyckiej.

Ale czy w elitach Indii i Pakistanu taka idea jest obecna?

Niestety, nie za bardzo. Dlatego powiedziałem, że to wielkie zadanie dla Unii Europejskiej. W końcu Unia istnieje, choć Europa ma za sobą znacznie trudniejsze doświadczenia niż subkontynent indyjski, to Europa była główną areną dwóch wojen światowych. Pomoc dla Indii i Pakistanu w znalezieniu rozwiązania politycznego - to zadanie dla Europy.

MARIA KRZYSZTOF BYRSKI jest profesorem indologii Uniwersytetu Warszawskiego, orientalistą i znawcą Indii, tłumaczem. W latach 1990-95 był ambasadorem Polski w Delhi.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 49/2008