Zaryzykować życie. Felieton Zuzanny Radzik

Ludzie wokół mnie stają się bohaterami. Mam szczęście do wspaniałych przyjaciół, zajmujących się ważnymi, bolesnymi sprawami tego świata.

21.03.2022

Czyta się kilka minut

Fot. GRAŻYNA MAKARA /
Fot. GRAŻYNA MAKARA /

Wstyd przyznać, nie wiem o niej zbyt wiele. Nie czytałam jej książek. Tak jak wielu, usłyszałam o niej pierwszy raz, gdy utonęła w Morzu Śródziemnym, próbując pomóc dwojgu tonącym dzieciom. Jej nie udało się uratować. Anne Dufourmantelle, francuska filozofka, wcześniej opublikowała m.in. książkę „Pochwała ryzyka”. To tam pisała: „»Zaryzykować swoje życie« to jedno z najpiękniejszych wyrażeń języka francuskiego”.

Bolesna ironia jej śmierci rozpropagowała wiadomość o tym utonięciu od najważniejszych światowych dzienników po głodne plotek portale: filozofka chwaląca podejmowanie ryzyka zginęła ratując cudze dzieci. Osierociła trójkę własnych. Dręczyła mnie ta historia z 2017 r., odkąd mignęła mi gdzieś przypadkiem. Bezpieczniejsze jest odwracanie wzroku od tego, że czasem umiera się za to, co się głosi, albo w co się wierzy. Od tego, że zdarza się to na wakacjach, ot tak. Przychodzi moment, który wymaga szybkiej decyzji. Odruch serca. Dlatego unikałam jej historii, która przypominała to, czego nie chcemy pamiętać: że i nam może się zdarzyć, nawet na plaży w Saint-Tropez. Że czasem będziemy musieli lub chcieli stanąć przy swoich wartościach i zaryzykować zbyt wiele.

To bywa lęk jednostek, odsuwających wzrok od faktu, że takie heroizmy i decyzje dzieją się co dzień. To mój lęk. To bywa też lęk państw, czasem całych ich konstelacji. Co się stanie, gdy będziemy musieli stanąć za tym, co głosimy? Gdzie kończy się dbanie o integralność poglądów i czynów, a zaczyna pochopność, może nawet brawura? I gdzie na tej osi stoi bohaterstwo?

Nie od dziś patrzę, jak ludzie wokół mnie stają się bohaterami. Mam szczęście do wspaniałych przyjaciół, zajmujących się ważnymi, bolesnymi sprawami tego świata. Ponieważ są blisko, widzę też koszt. Nie zawsze jest to ryzykowanie życia wprost, częściej codzienne oddawanie go na raty. Cicho, ale konsekwentnie. Stupor po powrocie z obozu dla uchodźców. Terapie, wypalenie, zaniedbane własne zdrowie, maskowane śmiechem nerwy. Bieg bez oddechu, bo zawsze jest coś ważnego. Lekcje, że dbanie o siebie to nie egoizm, przyswajane dopiero po paru kryzysach. To wszystko w ramach wolontariatu albo skromnej pensji.

A teraz krąg tych działających w słusznych sprawach spuchł. Chciałoby się otworzyć kronikę tych indywidualnych historii i doświadczeń, ale też koalicji pomocy, by zapamiętać, że jest to możliwe, i sięgnąć po te rozwiązania w normalnych czasach. Ze wzruszeniem i niedowierzaniem widzę skalę zaangażowania firm i korporacji, po których pomoc w normalnych czasach – poza chlubnymi wyjątkami – ciężko się dobić. Chciałabym zaczarować ich instytucjonalną pamięć, by odtąd już wiedzieli, ile mocy mają, i jak czasem niewiele trzeba, by poprawić pracę małej organizacji pomocowej. I że czynienie dobra rozpromienia ich pracowników.

Oprócz tego chciałabym, żeby w pamięci nas wszystkich zostało, że gdy państwo i jego służby się ociągały, znaleźli się ludzie, którzy wiedzą, jak zorganizować pomoc. Cała sieć tych ludzi – również, jeśli nie głównie, z wyklętych przecież i odcinanych od kasy organizacji pozarządowych. Niepoprawnych, prawnoczłowieczych, które jeszcze chwilę temu chciano odsunąć od szkół i które trafiały na czarną listę jednego z kuratoriów. Tych samych organizacji, których pracownicy i aktywiści wspierają ofiary haniebnych wywózek przy granicy z Białorusią. Wspierają, czytaj: od miesięcy osobiście nocami przeczesują lasy w poszukiwaniu błagających o pomoc ludzi.

Teraz równocześnie z ogarnianiem rzeczywistości, w której też poniekąd są sami, bo bez wsparcia państwa, myślą, co będzie dalej. Co, gdy zostaną kolejny raz z ogromem nieszczęść? Nieszczęść, których skala wymaga kompleksowych rozwiązań i dużych pieniędzy, a nie łatania i pracy bez wytchnienia?

To tutaj, na zapleczu kraju ogarniętego wojną.

A jednocześnie wraca do mnie natrętnie Anne Dufourmantelle, gdy myślę o tych, których heroizm ma tło wojny. Który wojną jest wywołany. Wraca do mnie ten sam opór, bo też wolałabym nie wiedzieć, że można w marcu 2022 r. zginąć, wyprowadzając z domu sąsiadkę, roznosząc mieszkańcom swojego miasteczka chleb albo wracając z karmienia psów w schronisku. Gesty serdeczności i odruchy solidarności z czasów pokoju, choć zawsze niezwykłe, w scenografii wojny wydają się czymś olbrzymim. Niepokojąco jednocześnie znajomym i obcym. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Teolożka i publicystka a od listopada 2020 r. felietonistka „Tygodnika Powszechnego”. Zajmuje się dialogiem chrześcijańsko-żydowskim oraz teologią feministyczną. Studiowała na Papieskim Wydziale Teologicznym w Warszawie i na Uniwersytecie Hebrajskim w… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 13/2022