Żadna kobieta w XX wieku nie dała się we znaki papieżom tak jak ona

Siostra Łucja od kłopotów – taki przydomek mogłaby nosić ostatnia wizjonerka z Fatimy. Właśnie otwarła się droga do jej beatyfikacji.

03.08.2023

Czyta się kilka minut

Siostra Łucja, 2000 r. / REUTERS / FORUM
Siostra Łucja, 2000 r. / REUTERS / FORUM

Była prostą wiejską dziewczynką. Kiedy miała 10 lat, wydarzyło się coś, co całkowicie zmieniło jej życie – niespodziewanie stała się pośrednikiem między potężnymi i niebezpiecznymi siłami: Nadprzyrodzonością a ziemskim Kościołem.

Ta wyczerpująca misja trwała aż do końca jej długiego życia. Czy wyszła z niej obronną ręką? Wygląda na to, że tak – papież Franciszek niedawno zatwierdził dekret o heroiczności cnót portugalskiej karmelitanki, siostry Łucji dos Santos. Do beatyfikacji ostatniej niekanonizowanej wizjonerki z Fatimy potrzebne będzie jeszcze uznanie cudu przypisywanego jej wstawiennictwu.

Po drugiej stronie

Miejsce w niebie było dla niej od dawna gwarantowane. Życie poświęcającej się modlitwie zakonnicy w kontemplacyjnym zakonie spełniało tradycyjny kanon świętości – to po pierwsze. Po drugie, Kościół musiałby tłumaczyć, dlaczego beatyfikował (w 2000 r.) i kanonizował (w 2017 r.) pozostałych wizjonerów – Hiacyntę i Franciszka Marto – a nie beatyfikuje ich kuzynki, skoro odgrywała ona nieporównywalnie ważniejszą rolę w historii objawień fatimskich. I po trzecie: objawienia już w 1930 r. zostały uznane przez Kościół za prawdziwe, możemy więc założyć, że Piękna Pani, z którą rozmawiała Łucja, to Maryja. Ona zaś dwukrotnie – podczas pierwszego i drugiego widzenia – obiecała dzieciom, że wszystkie trafią do nieba.

Franciszka i Hiacyntę miała zabrać niebawem, i tak też się stało. Oboje zmarli z powodu szalejącej wówczas grypy hiszpanki – Franciszek w 1919 r., jego siostra w 1920 r. Łucja otrzymała zapewnienie, że pozostanie jeszcze „przez jakiś czas”, bo ma rozpowszechnić kult Niepokalanego Serca Maryi. Czekała długo – zmarła w 2005 r., przeżywszy 98 lat. Benedykt XVI skrócił wymagany przez prawo kanoniczne pięcioletni okres oczekiwania od śmierci kandydata na ołtarze i proces Łucji rozpoczął się już w 2008 r.

Nie było to wcale pewne. Łucja – zważywszy na rolę, jaką odegrała – stała się jedną z najbardziej wpływowych i zarazem kłopotliwych dla hierarchii postaci. Żadna kobieta nie dała się we znaki papieżom w XX wieku tak jak ona. Omal nie została – bezwolnie – natchnionym przywódcą rebelii i schizmy w Kościele. A wszystko to przez żądania Nadprzyrodzoności, która w 1917 r. wmieszała się z impetem w historię Europy.

Wkracza Niebo

13 maja dzieci pasące owce na wzgórzu Cova da Iria niedaleko Fatimy dostrzegły błysk światła. Myśląc, że to błyskawica zwiastująca burzę, zaczęły schodzić ze wzgórza. Światło jednak zatrzymało się nad ostrokrzewem i wtedy zobaczyły postać dziewczyny, jaśniejącą „światłem jaśniejszym od promieni słonecznych, które świecą przez kryształowe naczynie z wodą”. Tak opisywała ją Łucja; pytana potem o wiek zjawy, powie, że wyglądała na 15 lat. Dziewięcioletni wówczas Franciszek widział ją, ale nie słyszał. Ośmioletnia Hiacynta widziała i słyszała, ale nie rozmawiała z nią. Rozmawiała, a potem usłyszane słowa stopniowo ujawniała tylko najstarsza z nich – Łucja.

Fatima

Ze znanych mi sanktuariów najbardziej lubię Fatimę. W Fatimie nie ma „słynącego łaskami” źródła, „cudownego” obrazu ani figury.

Zjawa poprosiła, by dzieci przychodziły w to miejsce 13. dnia każdego miesiąca przez pół roku i żeby codziennie odmawiały różaniec, „aby uzyskać pokój dla świata i koniec wojny”. „Potem – to znów opis Łucji – zaczęła się spokojnie unosić w stronę wschodu i wreszcie znikła w nieskończonej odległości. Światło, które Ją otaczało, zdawało się torować Jej drogę do przestworza niebieskiego”.

W czerwcu Maryja pokazała dzieciom swoje Niepokalane Serce przebijane cierniami, co miało symbolizować grzechy ludzi (kult Niepokalanego Serca Maryi – analogiczny do pochodzącego ze średniowiecza kultu Najświętszego Serca Jezusa – zaczął rozpowszechniać się już w XVII w.). W lipcu otrzymały dwie (a jak się potem okazało – trzy) tajemnice: wizję piekła i warunki, jakie Kościół i ludzie mają spełnić, by uniknąć nowej wojny, głodu oraz prześladowania chrześcijan. Tajemnica trzecia, ujawniona dopiero w 2000 r., będzie budzić nieustanny ferment w Kościele.

Wbrew logice Maryja dodaje, by z wyjątkiem Franciszka dziewczynki nie ujawniały tajemnic nikomu – Łucja ujawni dwie pierwsze dopiero w 1941 r. W 1946 r. pytana, czy nie szkoda, że nie zrobiła tego przed wojną, wizjonerka odpowiedziała niezbyt przekonująco: „Tak, gdyby Bóg chciał, bym była prorokiem, ale On nie miał takiego zamiaru, bo w przeciwnym razie kazałby mi na pewno mówić o tym w roku 1917, a tymczasem nakazał milczenie”.

Najbardziej zdumiewające, bo odnoszące się do światowej polityki, było wezwanie do poświęcenia Rosji Niepokalanemu Sercu Maryi. Dzieci nie zrozumiały tego wezwania: Łucja sądziła, że Rosja to jakaś wyjątkowa zła kobieta, a Franciszek myślał, że chodzi o Russę, oślicę wujka. W sierpniu – z powodu uwięzienia dzieci przez władze – wizja odbyła się dopiero 19. Maryja, pytana, co zrobić z pieniędzmi, które ludzie przynoszą, odpowiedziała, by wybudowano w tym miejscu kaplicę i przygotowano dwa feretrony, które dziewczynki i Franciszek z kolegami będą nosić w święto Matki Bożej Różańcowej. We wrześniu na liczne prośby o uzdrowienie Maryja odpowiedziała: „Tak, kilku uzdrowię, innych nie”. Ponadto zapowiedziała na październik cud słońca, „aby wszyscy uwierzyli”, oraz zmultiplikowaną wizję: „Przybędzie również nasz Pan, Matka Boża Bolesna i z Góry Karmelu, św. Józef z Dzieciątkiem Jezus, żeby pobłogosławić świat”.

W październiku w Cova da Iria zgromadziło się kilkadziesiąt tysięcy osób, w tym przedstawiciele antyklerykalnej prasy. Podczas gdy ludzie z przerażeniem oglądali „taniec słońca” (obserwowany też w promieniu kilkudziesięciu kilometrów), zjawa powiedziała Łucji, że jest Matką Bożą Różańcową, ponownie wezwała do codziennego odmawiania różańca i zapowiedziała koniec I wojny światowej.

Niepokojąca – choć można powiedzieć, że typowa dla ówczesnej pobożności – jest teologia, która kryje się za objawieniami. „Czy chcecie ofiarować się Bogu, by znosić wszystkie cierpienia, jakie On zechce na was zesłać w akcie wynagrodzenia za grzechy, którymi On jest obrażany, i jako błaganie za nawrócenie grzeszników?” – to pierwsze pytanie zjawy zadane już 13 maja 1917 r. Odczytując to wprost: pobożność fatimska budowana jest na teologii, która głosi, że Bóg czuje się obrażony grzechami ludzi i potrzebuje jako zadośćuczynienia cierpienia dzieci. Czy w takim Bogu można rozpoznać Ojca, do którego modlił się Jezus? Trudno też nie zauważyć, że Jezus w Ewangeliach dość stanowczo odmawia czynienia spektakularnych cudów.

Religijny miks

Dzieci przyjęły objawiony przekaz bardzo dosłownie. Przy okazji kolejnych objawień Maryja – by łagodzić ich cierpiętniczy zapał – musiała nakazać małym wizjonerom zdejmowanie przynajmniej na noc sznura od wozu, który dzieci znalazły i zobaczyły, że gdy nim się obwiążą, zadaje to dotkliwy ból (zaczęły go zatem we trójkę nosić jako umartwienie). Łucja poświadczyła, że przed śmiercią Hiacynty otrzymała od niej sznur, który był zakrwawiony i który po jej śmierci spaliła, a potem żałowała, bo byłby to dowód na heroizm kuzynki.

Praktyka zastępczego cierpienia w czyjejś intencji jest zakorzeniona w głębokiej teologii ofiary Chrystusa. Natomiast teologia wynagradzania Bożych zniewag odwołuje się do religijności pogańskiej (naturalnej) – sacrum znieważone przez profanum domaga się zadośćuczynienia. Tymczasem chrześcijaństwo zniwelowało przepaść między tymi światami: sacrum wkroczyło w profanum i przemieniło je od środka. Chrystus poprzez Wcielenie stał się naszym bratem – możliwa jest z Nim relacja osobowa. W teologii i pobożności podkreślającej wciąż przepaść między sacrumprofanum relacja międzyosobowa (przyjaźni, miłości) jest utrudniona, o ile w ogóle możliwa. Dlatego pobożność taka szuka przedmiotowych zastępników: łatwiej jest myśleć o Bożym „sercu” i reagować na wbijane weń „ciernie” naszych grzechów, niż stanąć przed cierpiącym z miłości do człowieka Bogiem (inna rzecz, że dzisiaj taka anatomiczna obrazowość słabo do nas przemawia, gdyż wiemy, że „siedliskiem” uczuć nie jest serce, tylko mózg, a właściwie psychika).

O ile teologia odwołująca się do relacji osobowych z przerażeniem będzie patrzeć na dzieci zadające sobie dotkliwy ból w celu wynagradzania Bożych zniewag, o tyle religijność naturalna przyjmie to za oczywistość. Skoro nieskończony Stwórca dopuszcza cierpienie i śmierć milionów dzieci chorych na nieuleczalne choroby, czym jest przy tym szorstki sznur obcierający do krwi kilkuletnie ciało?

W objawieniach fatimskich wymieszane są zatem różne teologiczne perspektywy. Dlatego budzą one ambiwalentne reakcje: odpychają i zarazem przyciągają.

Zabawy i więzienie

Powróćmy do głównej bohaterki. Łucja urodziła się w 1907 r. w portugalskim Aljustrel nieopodal Fatimy jako najmłodsza z siedmiorga dzieci ubogich rolników Antonia dos Santosa i Marii Rosy. Nie była urodziwa: „Wysokie i szerokie czoło. Oczy brązowe, duże i żywe. Niezbyt gęste brwi. Nos spłaszczony. Usta szerokie, grube wargi. Broda zaokrąglona. Twarz nieco szersza niż normalnie. Niski wzrost. Zachowanie poważne i niewinne. Żywa, inteligentna, ale skromna i bezpretensjonalna. Ręce grube, spracowane, normalnej wielkości”.

Nie była też sprytnym dzieckiem. Często w zabawach przegrywała – jak notuje w pamiętnikach, zdarzało się, że ku niezadowoleniu matki wracała do domu bez guzików. Ale miała zmysł organizacyjny i zdolności przywódcze – to ona organizowała dzieciom zabawy i cieszyła się wśród nich autorytetem. Gdy osiągnęła wiek, w którym dzieci posyłane były do pracy, i zaczęła wypasać owce, młodsze kuzynostwo wyprosiło u swoich rodziców pozwolenie na przebywanie razem z nią.

Odebrała surowe religijne wychowanie. Religii uczyła ją matka, Maria Rosa. „Musieliśmy rozumieć to, czego nas uczyła. (...) Zadawałyśmy jej więc wiele pytań, a ona tłumaczyła wszystko lepiej niż ksiądz na katechezie. Pewnego dnia zapytałam ją, jak to się dzieje, że ogień piekielny nie spala piekielnych dusz, tak jak spala drzewo. Matka z kolei zapytała, czy widzieliśmy kiedykolwiek kość wrzuconą do ognia, która się pali, ale nie spala. To nas przeraziło i powzięliśmy wówczas postanowienie, aby nie grzeszyć i tym samym uniknąć ognia piekielnego”.

W jednym z wywiadów jej najstarsza siostra Maria dos Anjos twierdziła, że Łucja nie była bita w domu. Raz tylko oberwała miotłą od matki, ale stało się to już podczas trwania objawień. Wówczas relacja z surową matką pogorszyła się – Maria Rosa uważała, że córka kłamie, i bardzo się bała, że ludzie zrobią jej krzywdę, gdy żadnego cudu w październiku nie zobaczą. Łucja mogła liczyć tylko na ojca – Antonio był jedyną osobą z całej rodziny, która broniła dziewczynki. Choć gdy pytano go o objawienia, odpowiadał: „Nic na ten temat nie wiem. To sprawy kobiet”.

Aż do „cudu słońca” szykany spotykały Łucję także poza domem. Nieraz była wyzywana i popychana, a jej najstarsza siostra mówiła nawet o biciu Łucji przez sąsiadów. Zaświadczała, że Łucja zachowywała wówczas spokój. Gdy także miejscowy proboszcz straszył Łucję piekłem za kłamstwo, odpowiedziała, że tam nie pójdzie, bo nie kłamie. Przestraszyła się dopiero, gdy ksiądz zasugerował, że objawia jej się diabeł.

Zastraszyć Łucję próbowali także odwiedzający Fatimę duchowni. Jak opowiadał ojciec Hiacynty i Franciszka, jeden z nich przed ostatnim objawieniem groził wizjonerce: „Albo natychmiast odwołasz to wszystko, co mówiłaś, albo zrobię to sam wobec zebranego tłumu. Ludzie mi uwierzą, a co więcej, udadzą się do Cova i zniszczą wszystko, a ty nawet nie zdążysz im uciec”. Podobno Łucja nie odezwała się ani słowem.

Prawdziwą psychiczną torturę zafundował dzieciom antyklerykalny burmistrz pobliskiego Ourém. 13 sierpnia wywiózł podstępnie wizjonerów do ratusza, gdzie poddał ich przesłuchaniu – chciał, by Łucja wyjawiła tajemnice przekazane przez Maryję albo przyznała się, że nie ma żadnych objawień. Ponieważ przesłuchanie nie przyniosło rezultatu, zamknął dzieci na kilka godzin w areszcie z więźniami. Skończyło się tym, że Hiacynta zorganizowała odmawianie różańca wspólnie z aresztantami. W końcu burmistrz zastosował podstęp – symulował, że zabiera najmłodszą Hiacyntę, by ją usmażyć w oleju, potem zabrał Franciszka. Łucja była przekonana – jak potem mówiła – że dzieci zostały zabite, i sama przygotowywała się na śmierć.

Uwięzienie dzieci trwało dwie doby. W tym czasie tylko rodzice Hiacynty i Franciszka starali się dowiedzieć, co się z dziećmi dzieje. Matka Łucji mówiła: „Dobrze jej tak, skoro kłamie!”.

Spektakularne życie ukryte

Wszystko zmieniło się po „cudzie słońca”. Dzieci zdobyły rozgłos i nowy kłopot: jak uniknąć natrętów? Trwało to do śmierci Franciszka i Hiacynty. W 1921 r. miejscowy biskup za zgodą rodziców zabrał Łucję do szkoły prowadzonej przez siostry doroteuszki w Porto. Wreszcie mogła uczyć się czytać, jak nakazała jej Maryja w jednym z widzeń (wcześniej matka nie pozwalała jej chodzić do szkoły). Jak przetrwała te wszystkie trudne doświadczenia?

Odnajdujemy ją jako dziewczynę pewną siebie, pogodną, mającą swoje zdanie. Gdy do mieszczańskiego domu, w którym 14-latkę umieściły zakonnice, by utemperować jej wiejskie nawyki, miał przyjść na obiad biskup, pani domu nakazała Łucji włożyć gorset. Nastolatka czyni to pierwszy raz w życiu i zaraz go zdejmuje. Podczas obiadu wyjaśnia: „Poczułam się zaciśnięta jak siodło na oślicy mojej mamy”.

Po czterech latach nauki Łucja wstąpiła do zgromadzenia św. Doroty. W 1948 r. za pozwoleniem papieża przeniosła się do wytęsknionego Karmelu w Coimbrze. Prowadziła obfitą korespondencję i spotykała się z wieloma osobami – do czasu, aż Watykan przejął kontrolę nad jej kontaktami. Od 1960 r., a więc od daty zapisanej przez zakonnicę na kopercie z trzecią tajemnicą przekazaną do Rzymu (Łucja wyjaśniła, że od tego roku można tajemnicę wyjawić publicznie), mogła przyjmować tylko swoich bliskich lub osoby, które otrzymały z Watykanu pozwolenie.

Szukającym porady duchowej dawała proste zalecenia. „Niech Ci na wszystko zabraknie czasu, ale nigdy na modlitwę, a wtedy zobaczysz, jak wiele osiągniesz w krótkim czasie” – pisała do znajomego księdza. Człowieka niemodlącego się porównywała do ubitego białka bez cukru, „które po jakimś czasie zamienia się w zabrudzoną ciecz”.

„Siostra jest drobniutka, bystra i wielka gaduła” – tak po dwugodzinnej rozmowie w 1977 r. charakteryzował s. Łucję kard. Albino Luciani, późniejszy Jan Paweł I. Z kolei kard. Tarcisio Bertone, który spotkał się z nią w 2003 r., o 95-letniej wówczas mniszce pisał: „Odznaczała się werwą, poczuciem humoru”. Gdy wspomniał jej, że w Lourdes mówił o Matce Bożej Fatimskiej, zauważyła, że „nie należy mieszać Matek Bożych”.

Zapewne bezpośredni kontakt z objawiającymi się Maryją i Jezusem dawał jej poczucie swobody w traktowaniu kościelnych dostojników. Bo objawienia wcale nie ustały w roku 1917.

Czego oczekuje niebo

Biskup diecezji Leiria, José Correia da Sil­­va, stwierdzając w 1930 r. „z całkowitą pewnością”, że objawienia fatimskie z 1917 r. „są godne wiary”, tak naprawdę nie wiedział, co zatwierdza i jaki wybuchowy potencjał zawiera ta nadprzyrodzona ingerencja. Pojawienie się Matki Bożej zalecającej odmawianie różańca wydawało się całkowicie bezpieczne. Dzieci jednak zgodnie z poleceniem zjawy zataiły główne przesłanie. Z czasem hierarcha zrozumiał, że nie skończy się na poświęceniu kaplicy w miejscu objawień.

A Łucja otrzymywała kolejne instrukcje z nieba. W latach 1925-1929 miała co najmniej cztery wizje, dotyczące m.in. rozpowszechniania nabożeństwa pięciu pierwszych sobót miesiąca poświęconego Niepokalanemu Sercu Maryi (należało wtedy przyjmować komunię wynagradzającą, zwłaszcza za grzechy znieważające dogmaty maryjne). W ostatniej wizji Matka Boża powiadomiła: „Przyszła chwila, w której Bóg wzywa Ojca Świętego, aby wspólnie z biskupami całego świata poświęcił Rosję memu Niepokalanemu Sercu”. Żądanie nieba przekazała poprzez spowiedników biskupowi. Ten dopiero w 1937 r. poinformował o nim listownie Piusa XI.

Odpowiedzi nie było. O możliwej reakcji Piusa XI pisze Marco Tosatti w książce „Fatima. Nieujawniona tajemnica”. Papież po obiedzie (podczas którego ­słuchał w samotności radia – ówczesnej nowinki technicznej) miał zwyczaj pić kawę i przeglądać korespondencję w towarzystwie dwóch swoich sekretarzy. Z ich relacji wiemy, że gdy dostawał list dotyczący jakiejś zakonnicy mającej widzenia, mówił do siebie głośno: „No, popatrz! Mówi się, że to ja jestem Jego namiestnikiem na ziemi. Jeśli chce mnie o czymś powiadomić, mógłby to powiedzieć mnie”.

Dużo bardziej przejęty był pobożny Pius XII, który w 1942 r. poświęcił świat i – w sposób zawoalowany – Rosję Niepokalanemu Sercu Maryi. Z powodu wojny nie uczynił tego jednak w łączności ze światowym episkopatem. Niebo nie było zadowolone.

Paweł VI – potwierdza to jego bliski współpracownik, Jean Guitton – miał podobny stosunek do wizjonerów, jak Pius XI. Uważał, że skoro Kościół osiągnął pełnię objawienia, już ich nie potrzebuje. O samej Łucji w rozmowie z Gui­ttonem wyrażał się z lekceważeniem: „To bardzo prosta osoba. Wiejska dziewczyna o nieskomplikowanej osobowości. Wierni chcieli ją zobaczyć, więc im ją pokazałem”. Tosatti wskazuje, że choć był pierwszym papieżem, który odwiedził 13 maja 1967 r. na krótko Fatimę, odmówił spotkania z Łucją na osobności.

Jan Paweł II zainteresował się Fatimą po zamachu. Ważna okazała się koincydencja dat – zamach nastąpił w rocznicę objawień – a przede wszystkim treść trzeciej tajemnicy. Począwszy od lat 50. ubiegłego wieku kolejni papieże zapoznawali się z zapisaną przez Łucję w 1944 r. wizją „biskupa ubranego na biało”, który kroczy przez na wpół zrujnowane miasto, by dojść na golgotę i u stóp krzyża z nieociosanego drewna zginąć z powodu ran zadanych przez kule z karabinów i strzały z łuków. By nie prowokować szaleńców chcących spełnić proroctwo, papieże – począwszy od Jana XXIII – nie decydowali się na publikację tej wizji. Jednak informacje o zapoznaniu się papieży z tekstem i późniejsze ich milczenie działały na wyobraźnię – sądzono, że trzecia tajemnica zapowiada wielki kryzys wiary w Kościele, wewnętrzne walki i przyjście Antychrysta.

Aktywne były zwłaszcza tradycjonalistyczne środowiska dążące do ogłoszenia kolejnego dogmatu maryjnego – o Maryi jako współodkupicielce i pośredniczce wszelkich łask (który to tytuł właściwie zrównywałby Ją z Chrystusem). Traktowały one Łucję jako alternatywne Magisterium Kościoła – skoro w przeciwieństwie do papieża ma ona bezpośredni kontakt z niebem, a temu niebu bardziej zależy na ochronie maryjnych dogmatów i walce z komunizmem niż np. na walce ze złem niesprawiedliwości społecznych i przeciwstawianiu się rodzącemu się w latach 20. w Europie faszyzmowi. Skądinąd nie wiadomo, dlaczego Matce ­Bożej Fatimskiej tak zależało na nawróceniu komunistycznej Rosji, a nie np. faszystowskich Niemiec...

Ogłaszając w Roku Jubileuszowym 2000 treść trzeciej tajemnicy, Jan Paweł II po części motywowany był chęcią uspokojenia środowisk tradycjonalistycznych – jednak nadal krąży opinia, że Kościół nie wszystko ujawnił. Papieżowi z Polski nie do końca też udało się spełnić warunki poświęcenia Rosji. Aktu tego dokonał w łączności z episkopatami w 1984 r., ale ze względów ekumenicznych (by nie obrazić rosyjskiego prawosławia) użył eufemizmu, mówiąc o narodach, na których Maryi „najbardziej zależy”. Słynny mariolog ojciec René Laurentin, którego – jak zauważa Tosatti – o sympatię do tradycjonalistów podejrzewać nie można, pisał w 1986 r.: „Łucja zdaje się sądzić, iż poświęcenie »nie zostało dokonane« tak, jak chciała tego nasza Pani”.

Wszystkie warunki spełnił dopiero Franciszek, gdy po napaści Rosji na Ukrainę w łączności ze światowym episkopatem poświęcił oba kraje Niepokalanemu Sercu Maryi 25 marca 2022 r. Czy akt został przez niebo przyjęty? Nie mamy już kogo zapytać. ©℗

Korzystałem ze strony SekretariatFatimski.pl oraz z książek: „Ostatnia wizjonerka z Fatimy. Tarcisio Bertone i Giuseppe de Carli rozmawiają o siostrze Łucji”, przeł. B. Piotrowska, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2008; Ks. Jan Drozd SDS „Orędzie Niepokalanej”, Wydawnictwo Salwatoriańskie, Kraków 1996; Robert J. Fox „Ponowne odkrycie Fatimy”, przeł. M. ­Olszewska, Pallotyni, Zakopane 1994.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Kierownik działu Wiara w „Tygodniku Powszechnym”. Ur. 1966 r., absolwent Wydziału Mechanicznego AGH, studiował filozofię na Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie i teologię w Kolegium Filozoficzno-Teologicznym Dominikanów. Opracowanymi razem z… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 32/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Siostra Łucja od kłopotów