Zabić za wiarę

Pakistańska wieśniaczka uwolniona przez sąd od kary śmierci za bluźnierstwo ukrywa się przed religijnymi fanatykami, żądającymi, by ją jednak publicznie powiesić. A politycy, którzy dla zdobycia władzy umizgali się do fanatyków, stają się ich zakładnikami.

20.11.2018

Czyta się kilka minut

Demonstracje muzułmańskich radykałów domagających się powieszenia Aasi Bibi, Lahore, 2 listopada 2018 r.  / Fot. Rana Sajid Hussain / SIPA / East News
Demonstracje muzułmańskich radykałów domagających się powieszenia Aasi Bibi, Lahore, 2 listopada 2018 r. / Fot. Rana Sajid Hussain / SIPA / East News

Uwolniona ostatniego dnia października od zarzutu o bluźnierstwo przeciwko Prorokowi Mahometowi i islamowi, Aasia „Bibi” Noreen została wypuszczona z więzienia, w którym przez osiem lat przebywała w celi śmierci. Pakistańskie władze twierdzą, że w obawie o jej życie, umieściły ją w bezpiecznej, sekretnej kryjówce, ale nie pozwalają jej wyjechać za granicę do czasu, aż zostanie rozpatrzona apelacja od uniewinniającego wyroku Sądu Najwyższego.

Jeszcze więcej ofiar

Gehenna pięćdziesięciolatki Bibi, chrześcijanki (chrześcijanie stanowią ok. 2 proc. ponad dwustumilionej ludności Pakistanu) i matki pięciorga dzieci z wioski Ithan Wali w pakistańskim Pendżabie, zaczęła się w 2009 roku, gdy dwie siostry, sąsiadki, oskarżyły ją, że znieważyła Proroka Mahometa. Kobiety pokłóciły się podczas pracy na polu, gdy muzułmanki odmówiły picia wody z tego samego naczynia, co chrześcijanka. Jednak to nawet nie one, ale inny z sąsiadów, mężczyzna, dowiedziawszy się o kłótni poszedł na policję i oskarżył Aasię Bibi o bluźnierstwo. Rok później została skazana na śmierć. Teraz Sąd Najwyższy unieważnił wyrok jako bezpodstawny i oczyścił Pakistankę z zarzutów.

Nazajutrz po tym orzeczeniu cały kraj został sparaliżowany przez uliczne demonstracje, rozruchy i strajki, do których wezwali oburzeni decyzją sędziów przywódcy muzułmańskich partii religijnych. Teraz żądali już nie tylko, by Aasię Bibi publicznie powiesić, a najlepiej ściąć, jak to robią w Arabii Saudyjskiej: domagali się także śmierci trzech sędziów, którzy wydali uniewinniający wyrok, oraz dowódcy pakistańskiego wojska, generała Qamara Javeda Bajwy. Tego ostatniego mułłowie oskarżają, że wysługuje się giaurom z Zachodu i twierdzą, że należy do wspólnoty Ahmadich, których pakistańscy sunnici uważają – podobnie jak szyitów – za odszczepieńców.

Mohammed Afzal Qadari, założyciel i przywódca Ruchu Sług Proroka, wezwał sądowych urzędników, a także służbę i kucharzy z domów sędziów Sądu Najwyższego, by mając dostęp do bezbożników, jak najprędzej pozbawili ich życia. Do żołnierzy zaapelował, by wypowiedzieli posłuszeństwo ich dowódcy, a wszystkich swoich zwolenników, by obalili rząd „żydowskiego pomiotu” premiera Imrana Khana (jego pierwsza żona, Jemima Goldsmith, była Brytyjką żydowskiego pochodzenia).


Czytaj także: Wojciech Jagielski: Popyt na kata


Imran Khan, który najpierw uniewinniający wyrok Sądu Najwyższego pochwalił, a przywódców muzułmańskich fanatyków ostrzegł, by nie igrali z ogniem, w obliczu groźby zamieszek spuścił z tonu i posłał ministrów na rozmowy ze Sługami Proroka. Obiecał, że jeśli przerwą protesty, zgodzi się, by zaskarżyli wyrok uniewinniający chrześcijankę, a do czasu rozpatrzenia apelacji nie pozwoli jej wyjechać z kraju. Przywódca Sług Proroka przyznał już, że premier spełnił wszystkie jego warunki – nie zgodził się tylko na to żeby, by chrześcijankę powiesić natychmiast.

Gra na przeczekanie

Liberałowie z Islamabadu, Rawalpindi, Karaczi i Lahore, a także inni zwolennicy świeckości państwa, okrzyknęli wyrok Sądu Najwyższego potwierdzeniem prawdy, którą od zawsze głoszą: Pakistan, owszem, powstał z podziału brytyjskich Indii jako kraj dla muzułmanów, ale nie jako państwo muzułmańskie, wyznaniowe. Ugodę władz z fanatykami uznali za własną klęskę oraz zdradę i kapitulację rządzących. Oczyszczona z zarzutów chrześcijanka, a także jej rodzina muszą się ukrywać, a drogi ucieczki za granicę zostały im odcięte. W obawie o własne życie do Holandii wyjechał już adwokat Aassi Bibi, Holandia wywiozła z Pakistanu część swoich dyplomatów, a Wielka Brytania zawczasu ogłosiła, że ze względów bezpieczeństwa odmówi chrześcijance z Pendżabu azylu.

Pakistańskie władze chcą przede wszystkim wyciszyć sprawę, a kiedy emocje opadną – rozprawa apelacyjna od uniewinniającego wyroku może potrwać latami; w styczniu prezes Sądu Najwyższego Saqib Nissar przechodzi na emeryturę – pozwolić chrześcijance i jej rodzinie skrycie, bez rozgłosu, wyjechać z kraju, by resztę życia mogła spędzić bezpiecznie, ale pod nowym, innym nazwiskiem. Pakistankę gotowi są przyjąć Kanadyjczycy, zgłosili się też Niemcy, Francuzi i Hiszpanie. Tak właśnie, emigracją, kończyły się dotąd w Pakistanie wszystkie sprawy o bluźnierstwo.

Jak urośli mułłowie

Historia Aasi Bibi dowodzi rosnącego wpływu religijnego fanatyzmu na sytuację w kraju. Powstały w 1947 roku Pakistan do końca lat siedemdziesiątych pozostawał wierny zasadzie świeckości państwa bez względu na to, czy rządzili nim cywile, czy wojskowi dyktatorzy. Punktem zwrotnym stało się panowanie kolejnego wojskowego dyktatora, gen. Zia ul-Haqa, w latach osiemdziesiątych. Będąc człowiekiem pobożnym, wierzył on, że islam okaże się najlepszym spoiwem, jednoczącym pakistańskie państwo. W islamizacji widział też sposób na zlikwidowanie korupcji i feudalnej przepaści dzielącej nielicznych bogaczy i masy biedoty. Religijne, sprzymierzone z mułłami partie wspierał jednak także, by pomniejszyć i osłabić stare, świeckie partie – Ludową, dynastii Bhuttów i Ligę Muzułmańską.

Zia potrzebował również muzułmańskich fanatyków, by wspierać – za zachętą Ameryki – afgańskich mudżahedinów, walczących z okupującą kraj Armią Radziecką, a także partyzantów w indyjskiej części Kaszmiru. Dopiero dzięki wsparciu generała mułłowie zaczęli się liczyć w pakistańskiej polityce. W zamian za błogosławieństwo dla wojskowych władz, Zia ul-Haq rozdawał im rządowe posady i przywileje, wprowadzał do parlamentu i pozwalał, by z państwa dla muzułmanów przerabiali coraz bardziej Pakistan na państwo muzułmańskie. To właśnie generał Zia, aby przypochlebić się mułłom, w 1986 roku zmienił odziedziczone po Brytyjczykach przepisy, tak, by za bluźnierstwo karały nie dziesięcioma latami więzienia, lecz śmiercią.

Następcy generała Zii, cywilni polityce Benazir Bhutto i Nawaz Shariff, rywalizując między sobą o władzę, a także pilnując się, by nie narazić się wszechpotężnej armii, nie odważyli się ograniczyć roli mułłów i partii religijnych, które choć nie odnosiły sukcesów w powszechnych wyborach, umiały nie tylko zachować, ale rozszerzyć rząd dusz i wpływ na sprawy państwa. Przeciwstawić się próbował im kolejny wojskowy dyktator, gen. Pervez Musharraf, ale sytuacja międzynarodowa sprawiła, że poniósł klęskę. Inwazja USA i Zachodu na Afganistan w 2001 roku wymusiła na Musharrafie opowiedzenie się po zachodniej stronie, co jeszcze bardziej nastawiło przeciwko niemu muzułmańskich fanatyków, wspierających afgańskich talibów.

Musharraf próbował lawirować między Zachodem, talibami i mułłami. Ci ostatni wzięli to za jego słabość i w 2007 roku wywołali bunt. Doszło do ulicznych walk, w wyniku których, w stołecznym Czerwonym Meczecie zginęło kilkaset osób, a uliczna rebelia przerodziła się w powstanie pakistańskich talibów i regularną wojnę, w której partyzanci najchętniej sięgali po zamachy bombowe. Konflikt trwał prawie dziesięć lat i pochłonął kilkadziesiąt tysięcy ofiar, w tym zgładzoną w zamachu Benazir Bhutto.


Czytaj także: Trzech się bije, czwarty korzysta - Wojciech Jagielski o drodze do władzy Imrana Khana


Imran Khan, dawny mistrz krykieta i ulubieniec pakistańskiej ulicy, w marszu po władzę przymilał się do przywódców partii religijnych. Ich poparcie miało mu nie tylko zjednać wyborcze głosy, ale także poprawić wizerunek bawidamka i utracjusza. Krytykował więc Zachód, zachodni imperializm, liberalizm i nieobyczajność, apelował o pojednanie z pakistańskimi talibami, podkreślał znaczenie muzułmańskiej tożsamości i deklarował, że prawdziwym pakistańskim patriotą może być tylko muzułmanin. Opowiadał się też za surowymi karami za bluźnierstwo. W lipcu wygrał wybory i przejął w Pakistanie rządy. Muzułmańscy fanatycy, przy pomocy których zwalczał swoich rywali, w listopadzie zagrozili jego własnemu panowaniu.

Słudzy Proroka

Między 1927 rokiem, gdy Brytyjczycy wprowadzili w swoich brytyjskich koloniach karę więzienia za bluźnierstwo, a 1986 roku, gdy prawo to poprawił gen. Zia ul-Haq, przed sądami za obrazę wiary i uczuć religijnych stanęło kilkadziesiąt osób. Po 1986 roku, odkąd za bluźnierstwo karzę się w Pakistanie śmiercią, o zbrodnię tą oskarżono ponad cztery tysiące ludzi, a półtora tysiąca stanęło przed sądami. Mimo wielu wyroków skazujących, żadnej egzekucji jednak nie przeprowadzono. Prawie sto osób zostało za to zlinczowanych przez podburzone przez mułłów tłumy. W 2011 roku zamordowany przez własnego ochroniarza został gubernator prowincji Pendżab Salman Taseer, który odwiedził Aasię Bibi w więzieniu i opowiadał się za zniesieniem kary za bluźnierstwo. Wkrótce potem w Islamabadzie zginął w zamachu minister od spraw religii, który również nie zgadzał się z surowymi karami za obrazę wiary i uczuć religijnych. Zabójca pendżabskiego gubernatora, skazany na karę śmierci i powieszony, został przez przywódców partii religijnych ogłoszony męczennikiem.

To w jego obronie, a potem, by czcić jego pamięć, walczyć z grzechem bluźnierstwa, bronić wiary i przerobić Pakistan na państwo wyznaniowe zawiązał się Ruch Sług Proroka, działający dziś jako regularna partia (w lipcowych wyborach nie zdobył żadnego mandatu, ale zebrał ponad dwa miliony głosów).

Wygląda na to, że Imran Khan, jak jego poprzednicy Nawaz Sharif, Benazir Bhutto czy wojskowy dyktator Musharraf, już na początku panowania staje się zakładnikiem religijnych fanatyków, którzy w jego planach mieli mu służyć za pionki w wielkiej politycznej rozgrywce. Opozycja się cieszy, ale teraz to ona, aby osłabić Imrana Khana, zabiega o względy mułłów. „Kiedy przemawiał i straszył uczestników ulicznych protestów, by nie igrali z ogniem, w głosie premiera czuło się złość i agresję – grzmiał w parlamencie jeden z przywódców ludowców, Syed Khurshed Shah – W taki sposób pokoju się nie zaprowadzi”. „Przemówienie premiera było pełne gniewu i agresji – zgodził się z kolegą posłem Khawaja Saad Rafique z Ligi Muzułmańskiej, starej nieprzyjaciółce ludowców. – Ciekawe, że dziś, jako premier, Imran Khan potępia zamieszki i barykady na ulicach, podczas gdy jeszcze niedawno, jako przywódca uważał je za coś użytecznego. Sam sięgnął po religijną kartę przeciwko nam, a dziś oburza się, że została ona zagrana przeciwko niemu”.

Słudzy Proroka zapowiadają, że wywołają wojnę domową, jeśli władze pozwolą Aasii Bibi wyjechać z Pakistanu, a jeden z najbardziej znanych duchowych przywódców partii religijnych maulana Faz lur-Rahman zapowiada, że jeśli Sąd Najwyższy nie unieważni uniewinniającego wyroku, zrobi to za niego „trybunał ludowy”, bo „niedopuszczalnym jest, by decyzja kilku sędziów ważniejsza była od woli ludu”.

Polecamy: Strona świata - specjalny serwis "TP" z analizami i reportażami Wojciecha Jagielskiego

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reporter, pisarz, były korespondent wojenny. Specjalista od spraw Afryki, Kaukazu i Azji Środkowej. Ponad 20 lat pracował w GW, przez dziesięć - w PAP. Razem z wybitnym fotografem Krzysztofem Millerem tworzyli tandem reporterski, jeżdżąc wiele lat w rejony… więcej