Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Ogarnęła nas mania rzekomych rekonstrukcji dziejów. Ściągają pono tłumy na coroczne zwycięstwo polsko-litewskiej konnicy i piechoty pod Grunwaldem. Ale tam przynajmniej fetuje się autentyczne zakończenie. Kiedy natomiast mali goście Muzeum Powstania Warszawskiego mogą wcielić się w rolę swoich rówieśników przenoszących na zapleczu barykady meldunki, mają pewność, że je przeniosą szczęśliwie i dumnie, bo strzały tylko słychać z nagrań. Tak samo jest z owym atakiem na Belweder sprzed stu siedemdziesięciu dziewięciu lat. Już nawet nie chcę pytać, czy aby na pewno wiemy, którymi ścieżkami biegli wtedy podchorążowie i czy rosyjscy żołnierze, takie właśnie jak teraz słyszymy, wydawali okrzyki. Nie to jest ważne, tak jak i wierność mundurów powstańczych, być może starannie odtworzona. Istotna jest właśnie prawda historyczna: był to zaczątek zwycięstwa czy nie? Biegną tam przyszli tryumfatorzy czy przyszli przegrani? Zdobycie Belwederu - jakie to krzepiące. I może nieobyci z historią - a takich nas coraz więcej - gotowi z widowiska wracać z satysfakcją, skrzepieni odegraną sceną? Nikt im przecież nie zaproponuje dziś, choćby jako dalszego ciągu tej samej, ale już wiodącej głębiej refleksji, nowej inscenizacji "Nocy listopadowej" czy jeszcze mniej prawdopodobne - "Warszawianki"...
Niedawno, będąc u przyjaciół, odsłuchałam dziesięciolatka wyśpiewującego w sąsiedztwie całą serię piosenek patriotycznych. Od "Pierwszej brygady" i "Strzelców wraz" aż po ułanów pod okienkiem. Młody człowiek znał świetnie teksty i rytmy, ale melodie całkowicie ignorował, wykrzykując byle jak, z całkowitym zadowoleniem dla swego wykonania. A nikt z dorosłych nie ingerował, by ratować tradycję przed (mimowolną pewnie) karykaturą. Pomyślałam, że to nie jest przypadkowe. To jakby symbol. Nasza pamięć o dziejach, słusznie i szczęśliwie wyczulona, za często niestety zadowala się byle czym. Jest zabawą w pamięć. To gorzkie stwierdzenie, ale nie mogę się przed nim obronić.