Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Komunikat medialny o jakimś - nareszcie - bodaj półporozumieniu w sprawie szpitali klinicznych. I zaraz twarde akcenty w komentarzach prominentów: to nie tak, to nie wszystko, to nie dosyć. Komunikat o nowym ministrze zdrowia, mogący rokować jakieś nowe otwarcie. I zaraz odcinanie się: żeby tylko nie pomyślano, że wspieramy, że będziemy chcieli w czymkolwiek, choć na trochę, być sprzymierzeńcem. Punkt widzenia ludzi z łóżek szpitalnych i ławek w poczekalniach przychodni - także punkt widzenia chorych dopiero czekających na jedno i drugie - dyktowałby bezlitosny pragmatyzm i szybką skuteczność w poprawie sytuacji. Ale na to trzeba by przyjąć, że chorym jest absolutnie obojętne, czyj słupek sondaży pójdzie w górę. A dla decydujących tylko to jedno zdaje się być ważne.
Już nie dziwnie, ale osłupiająco dziwnie brzmią z dystansu komunikaty polskich europarlamentarzystów, jak to będą przeciw polskiemu kandydatowi na prestiżowe stanowisko. Ale o tym jeszcze czas będzie pomyśleć i może napisać.
Obrazek inny: komunikat, że oto w zagrożonym nareszcie dobroczynnymi zmianami NFZ pośpiesznie powstają nowe związki zawodowe. Wiadomo po co: ustawa związkowa nie pozwala zwolnić działaczy. Kiedyś wydawała nam się obroną przed zemstą polityczną obcej władzy. Dziś, w dobie bezrobocia, to drwina z losu nieobjętych tym przywilejem. Ale związek dalej noszący szczytną nazwę “Solidarność" nie ma w tej mierze także żadnych skrupułów. To przecież ludzie z tego związku tak niedawno przed katowicką kompanią węglową tłukli szyby i krzyczeli, że “będą obcięte łapy sięgające po czternastki, barburkę i podwyżki". I nikt tego nawet nie skomentował, ba, nikt się nie zdziwił...
Żeby nie poprzestać na zdziwieniu rozgoryczonym, jakieś inne na koniec. Wzruszające słowa Papieża z jego wakacji przypomniały nam o skarbie ciszy i milczenia, których nic nie zastąpi. Ale czy musimy i w tym wypadku narzekać na “cudzych"? To przecież w świątyniach powinno być źródło ciszy właśnie, zgromadzenie adorujące w milczeniu. Spotkania na wzór Taizé, a nie tylko na wzór wielkich manifestacji. Słowo Boże głoszone od ołtarza bez oklasków, zamieniających homilię w wiec. I niekoniecznie przekonanie, że najważniejszą misją Kościoła jest nieograniczony dostęp (a jeszcze lepiej - posiadanie) do prasy, radia i telewizji.