Wyszyński z Hongkongu

Krytykuje zarówno chińskie władze, jak i Watykan. Kard. Joseph Zen papieża się jednak nie wyrzeknie. 19 września stanie przed chińskim sądem.

12.09.2022

Czyta się kilka minut

Kardynał Joseph Zen. 5 marca 2018 r. / ANTHONY WALLACE / AFP / EAST NEWS
Kardynał Joseph Zen. 5 marca 2018 r. / ANTHONY WALLACE / AFP / EAST NEWS

Jest dla dziennikarzy wdzięcznym rozmówcą. Kard. Joseph Zen, w latach 2002-2009 biskup Hongkongu, nie dzieli włosa na czworo, z nazwiska krytykuje hierarchów Kościoła, zdradza kulisy pracy Watykanu, a komunistyczny system Chin uważa za wcielenie zła. Łatwo się przy tym emocjonuje, uderzając ręką w stół wykrzykuje: „to straszne!”, „to niewiarygodne!”. Taki styl bycia przyniósł duchownemu popularność i uznanie, ale też niechęć lub nawet wrogość tych, którzy znaleźli się na jego celowniku.

Areszt hierarchy 11 maja tego roku, potępiony przez Parlament Europejski i władze USA, spotkał się z aprobatą Pekinu i posłusznej mu administracji Hongkongu. Uwagę zwraca postawa Kościoła: diecezja hongkońska wyraziła „nadzwyczajne zatroskanie”, ale komentarz Watykanu był już dużo bardziej stonowany. Papież Franciszek nie wspomniał o jednym ze swoich kardynałów ani słowem.

Pierwotnie zarzut postawiony Zenowi i czwórce innych zatrzymanych tego dnia dotyczył naruszenia ustawy o bezpieczeństwie narodowym, a konkretnie „zmowy z obcymi siłami”, za co grozi nawet dożywocie. Potem oskarżenie zmieniono na złamanie rozporządzenia o stowarzyszeniach. Chodzi o rozwiązaną już fundację humanitarną, w której osoby te pełniły funkcję powierników, rozdzielając fundusze na wsparcie hongkońskich dysydentów. Proces sądowy rozpoczynający się w Hongkongu 19 września ma rozstrzygnąć, czy fundacja była stowarzyszeniem w świetle prawa. Jeśli tak, to brak jego rejestracji stanowi wykroczenie, a co za tym idzie Zen i pozostali byliby powiązani z nielegalną organizacją.


ZOBACZ TAKŻE:

Z Kościołem w Chinach jest tak, że wiele środowisk – Rzym, Hongkong i inne grupy – próbuje wiercić w nim swoje otwory. Co przy braku wyczucia może doprowadzić do katastrofy – tłumaczył na łamach „Tygodnika” wybitny znawca Chin ks. Roman Malek >>>>


Cała piątka, zwolniona za kaucją, będzie odpowiadać z wolnej stopy. Jeśli sąd dochowa rzetelności postępowania, mają oni szansę uniknąć więzienia, w najgorszym przypadku skończy się wtedy na grzywnie albo zawieszeniu wyroku. Jednak – biorąc pod uwagę status Zena – sprawa już ma charakter precedensowy, zwłaszcza uwzględniając jego szczególną rolę w relacjach Kościoła katolickiego z Chinami.

„Będę się kłócił”

Całe dorosłe życie związany z Hongkongiem, 90-letni kardynał uważa się za Chińczyka. Hongkong zresztą stanowi dla niego naturalną część Chin, problemem są jedynie rządzący tym krajem komuniści. Zen urodził się w ­Szanghaju, w katolickiej rodzinie; jego przedwcześnie zmarły ojciec pragnął, aby syn, przed którym na świat przyszło pięć córek, został księdzem. 16-letni Joseph wyjeżdża zatem w 1948 r. do Hongkongu, gdzie podejmuje naukę u salezjanów. Rok później komuniści zdobywają władzę w Chinach i zaczynają prześladować chrześcijan. Przyszły kardynał nigdy nie ujrzy już matki, a jego młodszy brat z powodu obecności księdza w rodzinie zostanie usunięty ze studiów. Wyświęcony w 1961 r., po doktoracie przez lata wykłada filozofię i teologię. Kiedy Deng Xiaoping otwiera Chiny na świat, Zen jeździ nauczać tamtejszych kleryków.

Postacią, która zaważy na losach kapłana z Hongkongu, okaże się zmarły niedawno kard. Jozef Tomko, Słowak, wieloletni prefekt Kongregacji ds. Ewangelizacji Narodów. To jemu Zen zdawał raporty ze swoich pobytów w Chinach, a o sytuacji tamtejszego Kościoła debatowano na sekretnych watykańskich spotkaniach, m.in. z udziałem kard. Josepha Ratzingera. W 1996 r., z protekcji Tomki, Jan Paweł II uczyni Zena biskupem pomocniczym hongkońskiej diecezji. Dziesięć lat później Benedykt XVI mianuje go kardynałem. W okresie gdy Hongkong wracał do Chin, a jednocześnie rosły nadzieje na renesans chińskiego katolicyzmu, Watykan chciał mieć zapewne wyrazistego człowieka w tej części świata. „Wiedzieli, że będę się kłócił” – mówi kardynał.

Piastując wysokie funkcje, stał się najbardziej doniosłym głosem hongkońskiego Kościoła w obronie demokracji. Uczestniczył w wolnościowych protestach i stanowił oparcie dla więzionych dysydentów. Nigdy jednak nie ukrywał, że najbardziej przejmuje go los chińskich katolików. Na tym tle poróżnił się z watykańską hierarchią, a konflikt uległ zaostrzeniu w 2018 r., gdy Stolica Apostolska zawarła z Pekinem niejawne porozumienie o wyborze biskupów.

Porozumienie jako kłopot

Od przejęcia władzy przez komunistów funkcjonują w Chinach dwie wspólnoty katolickie: Kościół podziemny i Kościół oficjalny, liczące po około 6 milionów wiernych. Ten pierwszy, uznający tylko religijną zwierzchność papieża, podlega często prześladowaniom i ma około 30 biskupów. W drugim jest ich ponad 70 – wyznaczonych przez władze.

List Benedykta XVI do chińskich katolików z 2007 r. mówi o nienaturalnym podziale na oba Kościoły i o tym, że należy zmierzać do ich unifikacji. Formalne zbliżenie nastąpiło jednak dopiero za pontyfikatu Franciszka, choć szczegóły zawartej w 2018 r. umowy, odnawianej co dwa lata, pozostają ukryte. Wiemy, że papież uznał oficjalnych biskupów, z kolei część podziemnych hierarchów została zaaprobowana przez władze. Nowych zaś ma się wyłaniać kompromisowo: rzekomo to papież dysponuje ostatecznym słowem w ich zatwierdzeniu, ale wybiera z kandydatur pasujących Pekinowi. Od 2018 r. nominację przyznano sześciu nowym biskupom.


ZOBACZ TAKŻE:

Po raz pierwszy od dziesięcioleci wszyscy biskupi w Chinach są w komunii z biskupem Rzymu – cieszył się watykański sekretarz stanu kard. Pietro Parolin po ogłoszeniu tymczasowego porozumienia między Stolicą Apostolską a Chińską Republiką Ludową >>>>


Kard. Zen uważa porozumienie za „zdradę wartości Kościoła”. Jego zdaniem Watykan nie zyskał nic, tracąc przy tym swój autorytet. Biskupi zaaprobowani przez papieża są bowiem częścią Kościoła sterowanego przez partię komunistyczną i przynajmniej niektórzy z nich to wobec niej są w pierwszym rzędzie lojalni. Po drugie, hierarchowie przechodzący z podziemia do oficjalnego Kościoła wprawiają w konfuzję wiernych i księży ze swojej diecezji. Podobnie dzieje się, gdy na czele uznawanej odtąd przez Pekin nieoficjalnej diecezji staje biskup, który całe życie był posłuszny władzom.

Warunkiem porozumienia było też przyjęcie pod skrzydła Stolicy Apostolskiej ekskomunikowanych wcześniej siedmiu oficjalnych biskupów, z których dwóch, co nie jest wielką tajemnicą, złamało celibat i ma dzieci. „To niesłychane” – zapala się kard. Zen. Równie krytycznie wypowiada się on o „Wskazaniach duszpasterskich” – watykańskim dokumencie z 2019 r. dotyczącym rejestracji kapłanów na terenie Chin, a w istocie, zdaniem Zena, nakłaniającym ich do opuszczania podziemia.

Kardynał z Hongkongu idzie jednak dalej, palcem wskazując winnych zaistniałej sytuacji. Jego zdaniem Watykan zaczął błądzić w relacjach z Pekinem 20 lat temu, gdy na emeryturę odszedł kard. Tomko. Słowak, znający komunizm od podszewki, potrafił twardo negocjować z chińskimi przywódcami. Również w okresie jego urzędowania (1985-2001) oficjalni biskupi bywali uznawani przez Jana Pawła II, głównie ci, którzy pod groźbą prześladowań zostali zmuszeni do przyjęcia nominacji z rąk chińskich władz. O nawiązywaniu formalnych relacji z państwowym Kościołem nie było jednak wtedy mowy.

Następcą Tomki został kard. Crescenzio Sepe, zdaniem Zena niedoświadczony dyplomata, który „rwał się” do układania z Chinami. Ale prawdziwe armaty wytacza on dopiero wobec kard. Ivana Diasa, prefekta Kongregacji ds. Ewangelizacji Narodów za Benedykta XVI, oraz dzisiejszego sekretarza stanu kard. Pietro Parolina: mieli oni dopuszczać się manipulacji wolą dwóch ostatnich papieży.

Błędy dyplomacji

Po wyrugowaniu z Watykanu frakcji sceptycznej wobec Chin obaj kardynałowie nadali impet negocjacjom, których kulminacją stało się porozumienie z 2018 r. Wszystko to, mówi Zen, z powodu „zaczadzenia” tak zwaną Ostpolitik, której watykańskim patronem w stosunku do krajów Europy Wschodniej przed 1989 r. był kardynał Casaroli. Ta szkoła dyplomacji głosi, że pomimo trudności należy układać się z komunistami. Cel stanowi bowiem ratowanie tkanki Kościoła, a w przypadku Chin także próba ewangelizacji milionów ludzi. Kard. Zen, być może nieco wybiórczo, przywołuje jednak zawsze te wypowiedzi Jana Pawła II i Benedykta XVI, gdzie wskazują oni na fiasko Ostpolitik w Europie, twierdząc, że katolicyzm przetrwał tam dzięki wierze zwykłych ludzi. Inne jest też, zdaniem Zena, położenie oficjalnego Kościoła w Chinach, bezwzględnie posłusznego władzy partyjnej.

Wzorem zachowania wobec komunistów pozostaje dla niego kard. Wyszyński, o którym często wspomina. Dlatego tak rozjuszyła go wypowiedź Parolina na konferencji ku czci Casarolego – o przeciwnikach Ostpolitik jako „gladiatorach, którzy systematycznie sprzeciwiali się władzom, by sami zaistnieć politycznie”. Nietrudno domyśleć się, że chodziło o kardynałów Mindszentyego, Berana i Wyszyńskiego. „Pogardzać tymi bohaterami to jakby pogardzać wiarą!” – mówi Zen. O ile jednak różne wizje w dyplomacji są czymś naturalnym, zapewne także watykańskiej, to całkiem inny problem już stanowi przeinaczanie woli papieża. Zen wskazuje tu na chiński list Benedykta, którego tłumaczenie znacząco różniło się od oryginału.

W swojej książeczce „Z miłości do moich ludzi nie mogę milczeć” wylicza on kolejne błędy: od lapsusów po fragmenty zmieniające znaczenie papieskich słów. Najjaskrawszy przykład dotyczy miejsca, gdzie Benedykt XVI wyraża zrozumienie dla chęci wyjścia z podziemia, dodając jednak od razu, że „w niemałej liczbie konkretnych przypadków, a właściwie prawie zawsze” władza narzuca przy tym warunki, które łamią sumienie osoby wierzącej. Tłumaczenie pomijało frazę „prawie zawsze”, a urzędnikom watykańskim zajęło rok wprowadzenie stosownych korekt. Tymczasem list, z aprobatą Pekinu, rozszedł się wśród chińskich wiernych, którzy mogli odnieść wrażenie, że papież ma przychylny stosunek do oficjalnego Kościoła. Zen mówi o „zatrutym umyśle” Parolina, głównego negocjatora z Chinami, który dla poklasku gotów jest zawrzeć każde porozumienie.

Dyplomacja watykańska widzi to oczywiście inaczej: nikt nie gwarantował, że zbliżenie z Pekinem da od razu Chińczykom pełną swobodę praktyk religijnych. Stanowi ono raczej pierwszy krok w żmudnym układaniu wzajemnych relacji. Istniejące kanały komunikacji dają zaś choćby minimalną możliwość wpływania na władze Chin. Kard. Giovanni Battista Re mówi nawet, że umowa jest jak najbardziej w duchu pontyfikatu Jana Pawła II oraz Benedykta XVI, a inny kardynał – Fernando Filoni – grozi, że jej przeciwnicy „ryzykują wypłynięciem poza granice Kościoła”. Zadowolony zdaje się być również papież Franciszek, który liczy na przedłużenie porozumienia tej jesieni i konstatuje tylko, że dyplomacja pozostaje sztuką możliwości.

Joseph Zen, zarzekając się, że nigdy nie wypowie posłuszeństwa papieżowi, motywację dla postawy Franciszka (obok wpływów Parolina) widzi w jego pochodzeniu. Argentyna, gdzie dorastał Bergoglio, była często rządzona przez wojskowe dyktatury z poparciem Waszyngtonu. O los biednych ludzi troszczyli się tam zaś komuniści, sami politycznie prześladowani. Stąd sympatia obecnego papieża dla lewicy i dystans wobec Stanów Zjednoczonych, które krytykują umowę z 2018 r. Franciszek zdaje się jednak nie dostrzegać, mówi Zen, że Chiny, podobnie jak kiedyś Europa Wschodnia, znajdują się dziś we władzy komunistów i to oni represjonują społeczeństwo, także na tle religijnym.

Wspierać socjalizm

Kto ma rację w tym sporze? Przypomina on nieco dylemat wolnego świata: czy angażować się politycznie i biznesowo w relacje z Chinami bądź Rosją? Zacieśnienie kontaktów powinno prowadzić do liberalizacji tych państw. Następca Zena w Hongkongu, kard. John Tong Hon, popierający umowę z 2018 r., wskazuje, jak bardzo Państwo Środka zmieniło się przez ostatnie dekady, zarzucając przeciwnikom zbliżenia „krótkowzroczność”. Do tego zarzut pychy stawiany watykańskim dyplomatom daje się przecież odwrócić: czy maksymalizm moralny zakazujący układania się z komunistycznym szatanem nie prowadzi ostatecznie do powierzenia mu chińskich katolików?


ZOBACZ TAKŻE:

Po dwóch latach bilans tajnego porozumienia Watykanu z władzami Chin wypada niejednoznacznie. Papież jest jednak zdeterminowany, by je przedłużyć >>>>


Kard. Zen odpowiada, że w negocjacjach z takim krajem jak Chiny łatwo zatracić moralny kompas. Snując wizje korzyści dotyczące nieokreślonej przyszłości, można sprzeniewierzyć się deklarowanym wartościom. Wszak pomimo ocieplenia między Watykanem a Chinami kościoły są tam wciąż burzone, wierni prześladowani, a hierarchowie, nawet ci posłuszni, upokarzani.

Co więcej, pod rządami Xi Jinpinga wszystkie religie podlegają w Chinach przyspieszonej „sinizacji”. Według oficjalnych rozporządzeń kler ma obowiązek „kochać ojczyznę, wspierać socjalizm oraz przywództwo Komunistycznej Partii Chin”. W praktyce wygląda to tak, że przedstawiciele oficjalnego Kościoła, którzy odwiedzają prowincję Hebei, pierwsze kroki muszą skierować do Xibaipo, mekki ruchu komunistycznego, a potem dopiero wizytują lokalne parafie. Można zapytać też, jak z katolicką doktryną pogodzić slogan partyjny: „Myśl Xi Jinpinga to esencja chińskiej kultury i chińskiego ducha”?

Kard. Joseph Zen zdaje się twierdzić, że to niemożliwe, a chińskim wiernym udziela wskazówki: lepiej zejść do katakumb i czekać na lepsze czasy, niż sprzeciwić się własnemu sumieniu – nawet jeśli oznacza to rezygnację z przyjmowania sakramentów. Przypomina też, że Kościół ma w swoją historię wpisane męczeństwo: „Może będziemy musieli trochę pocierpieć, by wzmocnić nasze oddanie wierze”. Przyszłość zaś wcale nie jest przesądzona: komuniści znajdują się na chińskiej ziemi dopiero sto lat, a jezuici od XVI wieku.

Papieski dystans

Zapewne chęć podtrzymania kontaktów z Chinami sprawiła, że Franciszek nie wsparł trzy lata temu uczestników wolnościowych demonstracji w Hongkongu. Za przyczynę niepokojów uważał raczej problemy bytowe, „tak jak w Chile czy Francji”. Był w tym bliski narracji pekińskich władz, które dodatkowo atakowały zachodnich podżegaczy protestów. Sekretarz stanu USA Mike Pompeo bezskutecznie ubiegał się wówczas o audiencję u papieża.

 

Podobnie Joseph Zen – coraz bardziej marginalizowany, gdy odwiedza Rzym, bezskutecznie wyczekuje na możliwość kontaktu z papieżem. Traktuje się go tam dziś jako enfant terrible i chyba też nie do końca poważnie. Kardynał opowiada, jak podczas jednej z ostatnich wizyt w Watykanie papież Franciszek, rozpoznawszy go wśród duchownych na placu św. Piotra, „zrobił gest, jakby strzelał kamykiem z procy”, dodając po chwili z uśmiechem: „tu jest ten, co staje do walki z procą”. Kapłanowi z Hongkongu pozostaje już tylko pisanie listów do Stolicy Apostolskiej, często bez odpowiedzi.

Na koniec komunizmu

Joseph Zen nie zwykł trzymać języka za zębami, ale rozgłos zawdzięcza i temu, że jego miejscem na ziemi był Hongkong, który przez dekady stanowił oazę wolności w obrębie chińskiej cywilizacji. Zaczęło się to zmieniać dwa lata temu wraz z wprowadzeniem drakońskiej ustawy o bezpieczeństwie narodowym. W efekcie parafie, które do niedawna wspierały demokratów, trzymają się teraz z dala od polityki. Pierwszy raz tego roku zrezygnowano też z nabożeństw upamiętniających ofiary masakry na Tiananmen.

Pomijając rozpoczynający się proces, Zen mógłby dziś zostać pociągnięty do odpowiedzialności również za wiele swoich wypowiedzi, choćby: „Chcę odebrania Chin komunistom”. Niektórzy mówią nawet, że ma on osobistego wroga w postaci Xia Baolonga, odpowiadającego z Pekinu za sprawy Hongkongu. Funkcjonariusz ten wsławił się kiedyś nadzorowaniem akcji strącania krzyży z kościołów. Sędziwy kardynał pozostaje jednak niewzruszony. Wciąż na chodzie, regularnie odwiedza z posługą więzienia – ostatnio wielu dysydentów. I czeka, wierny swojej maksymie: komunizm nie będzie przecież trwał wiecznie. ©

Autor jest dziennikarzem specjalizującym się w tematyce Azji Południowo-Wschodniej. Ostatnio wydał książkę „Hongkong. Powiedz, że kochasz Chiny”. Stale współpracuje z „Tygodnikiem Powszechnym”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Specjalizuje się w tematyce Azji Południowo-Wschodniej, mieszka po części w Japonii, a po części w Polsce. Stale współpracuje z „Tygodnikiem”. W 2014 r. wydał książkę „Słońce jeszcze nie wzeszło. Tsunami. Fukushima”. Kolejna jego książka „Hongkong. Powiedz,… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 38/2022

W druku ukazał się pod tytułem: Proca kardynała Zena