Wyprawa na dno kanalizacji

Zamachy w moskiewskim metrze wstrząsnęły rosyjskim społeczeństwem, ale nie naruszyły fundamentów piramidy władzy. Prezydent i premier zapowiadają kontynuację polityki kija i marchewki wobec matecznika terrorystów: Kaukazu Północnego.

06.04.2010

Czyta się kilka minut

Zapewnienie bezpieczeństwa na Kaukazie Północnym i zapobieganie wylewaniu się zagrożenia terroryzmem poza Kaukaz będzie w najbliższym czasie szczególną troską rosyjskich władz. Kreml ma po temu co najmniej dwa powody. Pierwszy: ewentualne kolejne zamachy mogłyby zachwiać równowagę w obozie rządzącym. Drugi: Soczi, gdzie mają się odbyć za cztery lata zimowe igrzyska olimpijskie, leży niedaleko Kaukazu.

Moskwa po dłuższej przerwie

Tragiczne zamachy w Moskwie, do których doszło 29 marca, były zaskoczeniem - dla społeczeństwa, dla władz i dla służb specjalnych. Od kilku lat w stolicy było pod tym względem spokojnie: ostatnie akty terroru miały miejsce kilka lat temu (w lutym i sierpniu 2004 r.; były to również ataki terrorystów-samobójców na metro). W ostatnich latach aktywność kaukaskiego podziemia zbrojnego ograniczała się do Kaukazu. Wyjątkiem był zamach na pociąg "Newski Ekspress" relacji Moskwa-Petersburg jesienią 2009 r.

Dziś wielu ekspertów wskazuje, że ostatnie zamachy to kolejne ogniwo planowanych od dawna ataków islamskich fundamentalistów z Kaukazu na obiekty w Federacji Rosyjskiej, w szczególności w stolicy - przez radykałów postrzeganej jako nowy Babilon i siedlisko zła. Wedle jednej z wersji najczęściej powtarzanych przez przedstawicieli Federalnej Służby Bezpieczeństwa, zamachy to odwet za niedawne zabicie przez siły federalne w górach Kaukazu najważniejszych przywódców i ideologów ruchu islamskich radykałów: Saida Buriackiego i Anzora Astiemirowa. Nie można tego wykluczyć. Choć, z drugiej strony, zamachy na taką skalę i z dala od Kaukazu przygotowuje się miesiącami, podczas gdy od śmierci Saida minęły trzy tygodnie, a Anzora - zaledwie kilka dni.

W zamachach należałoby zatem widzieć raczej planowe - i zapowiadane przez emira Dokkę Umarowa - działania żołnierzy jego wirtualnego państwa wyznaniowego, czyli Emiratu Kaukazu, którego rychłe powstanie w "realu" proklamuje on we wszystkich odezwach i kaukascy mudżahedini właśnie o to walczą. Ich ideologia diametralnie różni się od ideologii czeczeńskich separatystów [więcej na ten temat w tekście Macieja Falkowskiego obok - red.].

System wytrzymał próbę

To, że do zamachów w Moskwie w ogóle doszło, jest porażką polityki władz, zwłaszcza Władimira Putina. Dziesięć lat temu dochodził on do władzy na fali strachu wywołanego wyjątkowo brutalnymi zamachami na domy mieszkalne w rosyjskich miastach. Putin zapowiadał "dorwanie terrorystów nawet w kiblu" i obiecywał obywatelom poczucie bezpieczeństwa.

Jednak ani odebranie części swobód obywatelskich, ani efekciarska retoryka przywódcy nie zaowocowały likwidacją zagrożenia terroryzmem. Przeciwnie: najbardziej spektakularne zamachy miały się dopiero zdarzyć, za prezydentury Putina. A każdy kolejny był wykorzystywany przez władze do przykręcania śruby: na media nałożono kaganiec, zniesiono wybory regionalnych władz. Jak pisali Andriej Sołdatow i Irina Borogan, analizując politykę antyterrorystyczną władz, "w połowie dekady 2000-2010 Kreml przyjął nową koncepcję walki z terroryzmem, według której najważniejsze znaczenie w razie dokonania zamachu terrorystycznego ma nie liczba ofiar, lecz stopień zagrożenia dla stabilności politycznej".

"System zwalczania terroryzmu był budowany tak - dowodzili Sołdatow i Borogan - aby bojownicy nie mieli szans okazania wpływu na decyzje władz, aby nie mogli zmusić Kremla do wykazania słabości (np. skłonić przedstawicieli najwyższych władz do podjęcia negocjacji z terrorystami, jak to miało miejsce w czasie operacji uwalniania zakładników w Budionnowsku w 1995 r., gdy negocjacje z terrorystami prowadził premier). Wzięcie zakładników w [teatrze] Nord-Ost i w Biesłanie pokazało - zarówno terrorystom, jak i władzom - że wywieranie nacisku na Kreml przy pomocy opinii publicznej nie jest skuteczną metodą".

Teraz też system wytrzymał próbę. Z punktu widzenia władz nie ma więc powodu, by coś w nim zmienić.

Za dużo kija, za mało marchewki

Kontynuację obranej taktyki zapowiada dziś prezydent Miedwiediew: nie rezygnując z represji wobec islamskich bojowników, Moskwa chce wspierać gospodarczo region Północnego Kaukazu - słabo rozwinięty, pogrążony w permanentnym kryzysie, depresyjny.

Przez wiele lat komponent siłowy przeważał w polityce Moskwy wobec Kaukazu Północnego - i to nie tylko w czasie dwóch krwawych wojen czeczeńskich. Od czasu do czasu ogłaszano, że jeszcze trochę i siły federalne poradzą sobie z problemem ugrupowań zbrojnych; z zadowoleniem odnotowywano sukcesy w "likwidacji" bojowników. Ale problem nie znikał, miejsce zabitych zajmowali nowi - zbuntowani zarówno przeciw "okupacji niewiernych", jak i przeciw miejscowym władzom, znienawidzonym za brutalne metody, powiązania mafijne czy służalczość wobec Moskwy.

Kreml doszedł więc do wniosku, że metoda siłowa jest nieskuteczna - szeregi ekstremistów zamiast maleć, rosły - i mniej więcej rok temu sformułował nową politykę. "Rosyjskie władze zdały sobie sprawę, że konieczne jest kompleksowe podejście, że należy wypracować plan dla Kaukazu, włączając obok komponentu siłowego także społeczno-ekonomiczny, ideologiczny i polityczny" - pisał niedawno Aleksiej Makarkin z moskiewskiego Centrum Technologii Politycznych, znawca problematyki północno kaukaskiej. - "Realizacja takiego obszernego programu musi być obliczona na lata, nie dokona się tego przez kilka spektakularnych operacji specjalnych. Nowa polityka wobec Kaukazu jest mocno spóźniona i nie można liczyć na szybki efekt".

Rosyjskie pomysły na Kaukaz

Odpowiedzialnym za realizację "planu dla Kaukazu" jest Aleksandr Chłoponin: wcześniej gubernator Kraju Krasnojarskiego, uważany za zdolnego menedżera. W styczniu utworzono odrębny okręg federalny, północnokaukaski: w jego skład weszły republiki Kaukazu Północnego. Jako pełnomocnik prezydenta w tym nowym okręgu Chłoponin został wyposażony w uprawnienia wicepremiera rosyjskiego rządu. Ma poradzić sobie z problemami nękającymi ten najbiedniejszy region Rosji: ubóstwem, bezrobociem, kryminalizacją, brakiem perspektyw.

I dodajmy: z postępującym od lat oddalaniem się Kaukazu od Rosji. Obserwuje się derusyfikację (najwięcej Rosjan wyjechało w czasie wojen czeczeńskich, ale nie tylko z Czeczenii i nie tylko w związku z wojnami) i islamizację północnokaukaskich społeczeństw. Do głosu dochodzi tu pokolenie, które nie pamięta ZSRR i chętniej buduje tożsamość, opierając się na ideologii islamu niż na odwoływaniu się do nieistniejącej wspólnoty narodów radzieckich i więzi z Moskwą. Pod tym względem Rosji trudno będzie konkurować.

Na kilka dni przed zamachami Chłoponin prezentował projekty rozwoju turystyki w regionie; władze wzywają najbogatszych ludzi w Rosji do ich sfinansowania. Wszyscy mają z tyłu głowy myśl, że kluczową sprawą w najbliższym czasie będzie zapewnienie bezpieczeństwa podczas zimowej olimpiady w pobliskim Soczi. Teraz, po zamachach, Miedwiediew potwierdził wolę kontynuowania programów pomocowych dla Kaukazu. Ale zapowiedział, że władze nie ograniczą elementu siłowego. Można się spodziewać spektakularnych ataków sił specjalnych na siedziby radykałów. I można się spodziewać, że - wbrew pozorom - wzmożenie elementu siły nie ułatwi zadania zbliżenia Kaukazu i metropolii, które oddalają się od siebie coraz bardziej.

Ten medal ma dwie strony: owszem, Kaukaz szuka własnych dróg w coraz większym oderwaniu od Rosji, ale i Rosja stara się trzymać problem kaukaski z daleka, na wodzy. Kremlowi chodzi o to, by problemy kaukaskie kisiły się we własnej beczce i nie przenosiły w pobliże stolicy. Kłopot w tym, że właśnie się przeniosły. Najważniejszy dylemat Kremla sprowadza się zatem do pytania: integrować czy odseparować?

Kaukaskie know-how

O ile w centralnej Rosji w ostatnich latach nie było zamachów terrorystycznych, o tyle były one codziennością na Kaukazie Północnym. Ich celem byli przedstawiciele władz, milicjanci, wojsko. Wybuchały auta-pułapki, podkładano ładunki pod tory kolejowe, strzelano do prezydenta Inguszetii, zabito ministra spraw wewnętrznych Dagestanu. Testowano też możliwości dokonania zamachów przez samobójczynie-szachidki. Niegdyś szkolił je słynny Szamil Basajew, po jego śmierci do pomysłu powrócił emir Umarow.

Eksperci zwracają uwagę, że samobójcze zamachy "czarnych wdów" - kobiet, które mszczą się za krzywdy bliskich - to know-how rosyjskiego Kaukazu Północnego. "Ostatnich zamachów w Moskwie nie da się przypisać zewnętrznym siłom - piszą Sołdatow i Borogan. - Ten typ zamachów nie został przyniesiony do Rosji z zewnątrz przez Al-Kaidę czy inne organizacje międzynarodowe, a pierwszy zamach samobójczyni-szachidki miał miejsce nie w Palestynie, lecz w Czeczenii: w 2000 r. w bazie Ałchan-Jurt".

Choć Emirat Kaukazu nie odżegnuje się od powiązań i braterstwa z Al-Kaidą, pozostaje on wynalazkiem miejscowym. Wynalazek ten - zgodnie z najnowszym zaleceniem premiera Putina - służby specjalne powinny "wydłubać z dna kanalizacji".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
W latach 1992-2019 związana z Ośrodkiem Studiów Wschodnich, specjalizuje się w tematyce rosyjskiej, publicystka, tłumaczka, blogerka („17 mgnień Rosji”). Od 1999 r. stale współpracuje z „Tygodnikiem Powszechnym”. Od początku napaści Rosji na Ukrainę na… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 15/2010