Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Wyobraźmy sobie, że Ukraina przegrywa bój o niepodległość. Scenariusz taki – realny w sytuacji, gdy politycy w USA nie mogą porozumieć się co do finansowania pomocy dla Kijowa na rok 2024 (temat stał się zakładnikiem sporu o ochronę granicy USA przed masową imigracją) – może realizować się na różne sposoby. Gwałtowny (obrona załamuje się, bo nie ma już czym strzelać) lub powolny, gdy wyniszczony materialnie i po ludzku kraj zmuszony jest do rozmów na warunkach Rosji. Przypomnijmy: Putinowi zależy nie na kolejnym kawałku Donbasu, lecz na kontroli nad całą Ukrainą, na zniszczeniu jej niezależności politycznej i tożsamościowej.
Niezależnie, jaki kształt przybrałby proces „białorutenizacji” Ukrainy, skutki można sobie wyobrazić. To nie tylko rosyjskie bazy na wysokości Przemyśla i Lublina. To też emigracja kolejnych kilkunastu milionów ludzi, którzy nie chcą żyć pod rządami Rosji i jej kolaborantów. Emigranci kontynuują zbrojną walkę, dla której kraje sąsiadujące z neosowieckim imperium są operacyjnym zapleczem. Unia Europejska – porzucona przez prezydenta Trumpa – staje wtedy przed dramatycznym wyborem. Albo wspiera lub choćby toleruje tę walkę, narażając się na konflikt z Rosją (konflikt może nawet pożądany przez Kreml, który nie kryje, że jego celem jest też rewizja ładu bezpieczeństwa w Europie Środkowej; Putin powiedział to otwarcie w grudniu 2021 r.). Albo Unia ugina się i zwalcza ukraiński ruch wolnościowy, ze skutkami także dla swej demokracji i wolności.
Awantura o szoferkę. Dlaczego polscy kierowcy blokują granicę z Ukrainą [Tematy Tygodnika]
W każdym wariancie ukraińskiej klęski jej skutki byłyby dla Unii fatalne. I nieporównanie większe – nie tylko w wymiarze materialnym – niż wysiłek, jaki Europa dziś podejmuje, by podtrzymać Ukrainę. Jak dotąd jest on skromny w relacji do potencjału np. Niemiec czy Francji. Wymierny podjęły tylko kraje wschodniej flanki, w tym Polska, która oddała jedną trzecią zasobów militarnych (w swoim interesie).
Tymczasem politycy w Unii sprawiają wrażenie, jakby nie zdawali sobie sprawy, w jak dramatycznym punkcie jesteśmy. I jak wiele zależy od tego, co zrobią lub nie zrobią – nie jutro, a dziś. Nowy rząd Polski jest tu od razu wrzucony na głęboką wodę. Czy podejmie się roli bijącego na alarm?