Wyjście z azylu

Niewielu intelektualistów komentuje dziś na bieżąco rozgrywające się na naszych oczach wydarzenia; normą staje się spojrzenie zdystansowane. Zmarła w ubiegły wtorek Susan Sontag świadomie podejmowała ryzyko postawy zgoła odmiennej, stąd zaskakujące niekiedy uproszczenia niektórych jej sądów, służące za argumenty rzeszom jej przeciwników.

09.01.2005

Czyta się kilka minut

Trudno znaleźć wśród jej współczesnych, a tym bardziej wśród przedstawicieli młodszych roczników, postać równie wszechstronną, łączącą temperament (lewicowej) publicystki z postawą (arystokratycznej) estetki, godzącą działalność polityczną z pogłębioną refleksją nad kulturą i z własną twórczością literacką, filmową i teatralną. A jednocześnie osobę gotową do wyjścia z azylu, jakim są dla intelektualisty ściany gabinetu czy mury uczelni, by naocznie poznawać mechanizmy współczesnego świata i pełnić niewdzięczną rolę publicznego sumienia swoich czasów. Ta maksymalistyczna postawa, widoczna jeszcze u Sartre’a czy w innym wydaniu u Hannah Arendt, jest już dzisiaj wyraźnie niemodna bądź zwyczajnie niemożliwa.

Francuzi i kontrkultura

Wyrosły z ideałów lewicy wymóg aktywnego uczestnictwa w komentowanej rzeczywistości ma w przypadku Susan Sontag swój rodowód w postawie intelektualistów francuskich: Sartre’a, Foucaulta czy Barthesa. Sontag po studiach w Harvardzie i Oksfordzie wyjechała na parę lat do Paryża, a pobyt ten wpłynął w sposób decydujący na ukształtowanie jej sylwetki intelektualnej. Pamiętając jednak, że najważniejsze prace Sontag ukazały się w latach 60., dodałbym jeszcze, że jej aktywizm, wiążący działalność intelektualną z imperatywem etycznym, jest także dziedzictwem kontrkulturowego etosu, a konkretnie przekonania, że rzeczywistość społeczną należy zmienić, a zmienić ją można poprzez zmiany w sferze świadomości.

Kiedy w 1968 roku Susan Sontag demonstracyjnie wyjechała do Hanoi lub kiedy skrytykowała reakcje amerykańskie po ataku na World Trade Center, kierowała się przekonaniem o konieczności nieustannego nicowania uznanych, dominujących prawd. Czyniła to w przekonaniu, że jako intelektualistka musi stać się mistrzynią podejrzeń, programowo nieufnym demistyfikatorem. Intelektualista nie może śpiewać w chórze: jeżeli daną prawdę powtarzają miliony, on prześwietla ją i nicuje, by nie zakrzepła w rodzącą samozadowolenie stuprocentową pewność, przed którą ostrzegał Stary Żyd z Podkarpacia ze znanej, cytowanej przez Miłosza przypowieści.

Ale to nie jedyna przyczyna wyjątkowości postawy Susan Sontag: Ameryka miała w swojej historii wiele postaci, które wygłaszały równie niewygodne prawdy. Wyjątkowość Sontag jako amerykańskiej intelektualistki bierze się po części z kart jej europejskiej, a konkretnie francuskiej, biografii. W jednym z wywiadów przyznała, że ma naturę europejską, dlatego powinna się była urodzić w którymś z krajów Europy. Ta deklarowana europejskość jest doskonale widoczna w twórczości Susan Sontag, stanowiąc zarazem klucz do wielu jej intelektualnych wyborów. Kanoniczne już teksty tej pisarki mają swój rodowód w lekturach współczesnych myślicieli francuskich, zwłaszcza w fascynacji myślą Rolanda Barthesa, którego wybór pism Sontag zredagowała i poprzedziła obszernym wstępem. Etyczny i poznawczy imperatyw prześwietlania powszechnie uznanych opinii może mieć swoje źródło właśnie w postawie Barthesa: to on przecież ostrzegał przed arcywrogiem, jakim są doxa, ogólnie przyjęte prawdy i niekwestionowane mity współczesności.

Jeden z pierwszych głośnych tekstów Susan Sontag, szkic “Przeciw interpretacji", również bardzo wyraźnie wyrasta z Barthesowskiej inspiracji. Słychać w nim echo poglądów tego francuskiego krytyka na temat przyjemności czytania, karnawału języka wolnego od codziennych obowiązków, koncepcji tekstu, który donikąd nie prowadzi, będąc źródłem nieprzerwanej satysfakcji. Obecność myśli wielkiego Francuza jest też wyczuwalna w znakomitej monografii Sontag poświęconej fotografii, która ukazała się kilka lat przed podejmującą ten sam temat książką Barthesa “Światło obrazu". Tu też widać podobną postawę nieufności, tym razem wobec fotograficznych obrazów rzeczywistości, które podawane są nam jako przedstawienia naturalne i obiektywne, a więc rzekomo nie podlegające dyskusji, faktycznie zaś są konstruowane i pełnią perswazyjne, ideologiczne funkcje.

Susan Sontag jako teoretyk nie ma najlepszej opinii w kręgach akademickich, gotowych widzieć w niej co najwyżej wpływowego komentatora i publicystkę. Zapewne należałoby dokładniej zbadać jej związki z myślą francuską, by ocenić, na ile oryginalna jest jej eseistyka. Bez względu jednak na możliwe zadłużenia wobec wielkich Francuzów, nie ulega wątpliwości, że bez Susan Sontag nie tylko kultura amerykańska ostatnich dziesięcioleci wyglądałaby inaczej. Dzięki swoim wszechstronnym, interdyscyplinarnym zainteresowaniom, Sontag potrafiła dostrzec i nazwać zjawiska z pozoru marginalne lub dopiero się wyłaniające. Ciekawym przykładem jest przywoływany już tu szkic “Przeciw interpretacji", który można odczytać jako próbę wpisania zapóźnionej pod tym względem literatury w kontekst stworzony przez antymetaforyczne tendencje sztuki współczesnej, od ready-mades po minimalizm.

Trudno również przecenić znaczenie jednego z pierwszych esejów Susan Sontag - “Notatek o campie". Choć ona sama nie ukuła tego terminu, zaproponowała i spopularyzowała jego definicję, która funkcjonowała do czasu, gdy wchłonęła ją z gruntu campowa estetyka postmodernizmu. Ten esej, w którym Sontag przewartościowuje pojęcie kiczu i sztuki niskiej, nawiązując do gejowskiej subkultury, to kolejny przykład wyjątkowej przenikliwości autorki, umiejącej uchwycić zjawisko z pozoru peryferyjne, bez którego jednak nie sposób dziś zrozumieć wielu zjawisk współczesnej nam kultury: od renesansu zainteresowania prozą Ronalda Firbanka i twórczością Wilde’a, poprzez pop-kulturowe dokonania Davida Bowiego, aż po (zaryzykuję) niektóre wiersze Tadeusza Pióry i Andrzeja Sosnowskiego.

Cena niezależności

Susan Sontag zawsze wzbudzała gorące emocje. W pierwszych dniach po jej śmierci na stronach internetowych można było wyczytać dziesiątki nienawistnych, obraźliwych i obrażonych głosów. To cena, jaką zawsze musiała płacić nie tylko za swoją niezależność - także jako Żydówka, lewicowiec, biseksualistka, a wreszcie jako kobieta. Trzeba przyznać, że jej sądami rządziła czasami potrzeba chwili i poetyka publicystycznej dosadności.

W niemal wszystkich tekstach wspomnieniowych o Susan Sontag, jakie ukazały się po jej śmierci, przywoływana jest wypowiedź sprzed lat czterdziestu, że “biała rasa jest rakiem historii świata". Zgoda, to słowa niewyważone, ale wypowiedziała je przecież biała kobieta w czasie, gdy czarna społeczność Ameryki bezskutecznie domagała się zniesienia haniebnych rasistowskich ustaw, a w Wietnamie toczyła się coraz mniej zrozumiała i coraz potworniejsza wojna (wkrótce świat zaszokują zdjęcia z My Lai). Wydaje się, że im silniejsze było dobre samopoczucie i samouwielbienie białej rasy, tym większa była potrzeba takich słów. Bez względu na to, jak bardzo są szokujące, trudno odmówić Susan Sontag racji, gdy twierdzi, że zbrodni popełnianych przez cywilizację białego człowieka nie zrównoważy muzyka Mozarta czy algebra Boole’a. Bo dokonania sztuki czy nauki żadnej zbrodni zrównoważyć nie mogą.

Kilka lat później, po wykryciu u niej choroby nowotworowej, Susan Sontag napisała głośną książkę “Choroba jako metafora" (1978), w której rozwinęła założenia eseju “Przeciw interpretacji": o ile tam sprzeciwiała się przekształcaniu dzieła literackiego w znieczulającą czytelnika metaforę, tutaj krytykowała próby równie metaforycznego ujmowania choroby jako kary, prowadzące do obciążania chorego winą za doświadczane przez niego cierpienie. Książkę tę, w której nadawanie gruźlicy i rakowi symbolicznego sensu poddane zostało krytycznej analizie, można uznać za autorską krytykę cytowanej wyżej wypowiedzi o białej rasie jako raku. W 1989 Sontag poszerzyła swoje rozważania na temat mitologizacji choroby, proponując analizę metaforycznych interpretacji AIDS.

Mimo że Susan Sontag nie zmieniła swoich politycznych poglądów tak drastycznie jak na przykład Auden czy Steinbeck, ewoluowały one wraz ze zmieniającym się światem. Początkowe zachłyśnięcie się rewolucją kubańską ustąpiło miejsca dużo ważniejszej działalności na rzecz obrony praw człowieka, także na Kubie. Pacyfizm, jaki reprezentowała w czasach wojny wietnamskiej, nie wykluczył jej poparcia dla interwencji w Jugosławii. Po wprowadzeniu stanu wojennego w Polsce przyjęła wobec komunizmu postawę bardziej radykalną niż wielu byłych opozycjonistów, oświadczając wprost, że “komunizm jest faszyzmem", a ekipa Jaruzelskiego nie różni się od reżimów w państwach jawnie faszystowskich.

Opinię tę wygłosiła w lutym 1982 roku podczas zorganizowanego przez amerykańską lewicę spotkania poświęconego wydarzeniom w Polsce. W charakterystyczny dla siebie sposób Susan Sontag sprzeciwiła się instrumentalnemu traktowaniu “sprawy polskiej", twierdząc, że potępienie stanu wojennego ze strony jej lewicowych kolegów jest przede wszystkim próbą przeciwstawienia się polityce Reagana, a nie wsparciem zdelegalizowanej “Solidarności". Co ważniejsze, Sontag oskarżyła amerykańską lewicę o to, że przez długie lata lekceważyła dochodzące z Europy wschodniej głosy dysydentów, uznając je za antykomunistyczną propagandę. Po tej wypowiedzi, która była także odważnym rozliczeniem się z własną przeszłością, Sontag została ostro zaatakowana przez niemal wszystkich uczestników dyskusji.

Nieufność Susan Sontag wobec stadnych reakcji i gotowość do głoszenia sądów osobnych, choćby miały się one spotkać z powszechnym potępieniem, uwidoczniła się najbardziej dramatycznie w krótkim szkicu, jakim zareagowała na tragedię World Trade Center. Przeraziła ją nie tylko próba politycznego wykorzystania tej tragedii przez urzędującą administrację prezydenta Busha, ale także fala uproszczonego myślenia, zgodnie z którym Ameryka stała się nagle zranionym niewiniątkiem, a całe zło ulokowało się w grupie islamskich terrorystów. Za ten krótki tekst, opublikowany w niecałe dwa tygodnie po zamachu, Sontag uznana została za wroga publicznego numer jeden, a “New Republic" zapytywał wprost, “co mają wspólnego Osama bin Laden, Saddam Husajn i Susan Sontag?".

***

W ostatnich latach Susan Sontag coraz częściej mówiła o znużeniu publicystyką i eseistyką, coraz bardziej pociągała ją literatura. O ile jednak pierwsze jej dokonania literackie, ambitne powieści “Benefactor" (1963) i “Zestaw do śmierci" (1967) czy ciekawy wybór krótkiej prozy “I, etcetera" (1977), nadal mogą ciekawić jako literackie eksperymenty, dowodzące fascynacji trzydziestokilkuletniej pisarki francuską nouveau roman, o tyle dwie dużo późniejsze historyczne powieści: “Miłośnik wulkanów" (1992), osadzony w okresie wojen napoleońskich, i “W Ameryce" (2001), będąca zbeletryzowaną biografią Heleny Modrzejewskiej, wyraźnie odchodzą od awangardowości, zyskując w zamian szersze kręgi czytelników, a autorce przynosząc prestiżowe nagrody.

Wydaje się jednak, że mimo powieściopisarskich ambicji Susan Sontag to nie literatura, ale eseistyka, niepokorna, dociekliwa i ważka, przetrwa próbę czasu. I to nie tylko jako znak odchodzącej epoki, wyraźnie odleglejszej wraz ze śmiercią europejsko-amerykańskiej intelektualistki z Nowego Jorku.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Jerzy Jarniewicz - polski filolog angielski, profesor nauk humanistycznych (2015), poeta, krytyk literacki i tłumacz (głównie literatury anglojęzycznej, m.in. Jamesa Joyce’a, Philipa Rotha, Craiga Raine’a).

Artykuł pochodzi z numeru TP 02/2005