Wygrani przegrani

Rządząca partia premiera Indii Narendry Modiego wygrała wybory w południowym stanie Karnataka, ale nie przejęła w nim władzy i w ogóle uznano jej wynik za porażkę. Indyjski Kongres Narodowy przegrał wybory, a jednak to jego przywódcę Rahula Gandhiego okrzyknięto ich zwycięzcą.

23.05.2018

Czyta się kilka minut

Nowy premier stanu Karnataka, H. D. Kumaraswamy, w rozmowie z dziennikarzami, 19 maja 2018 r. / Fot. Aijaz Rahi / AP Photo / East News
Nowy premier stanu Karnataka, H. D. Kumaraswamy, w rozmowie z dziennikarzami, 19 maja 2018 r. / Fot. Aijaz Rahi / AP Photo / East News

W majowych wyborach w blisko 70-milionowej Karnatace wygrała rządząca Indiami od czterech lat Indyjska Partia Ludowa (BJP), prawicowe ugrupowanie hinduskich nacjonalistów. W nowym 225-osobowym parlamencie (w maju wybierano tylko 222; dwaj pozostali zostaną wybrani w późniejszym terminie, a jednego, zgodnie z konstytucją, mianuje gubernator spośród mieszkających w Karnatace potomków brytyjskich osadników uważających język angielski za rodzimy) zasiądzie aż 104 posłów BJP.

Główny przeciwnik BJP, Kongres kierowany od pierwszych dni przez polityczną dynastię Nehru-Gandhich (przed dobiegającym do pięćdziesiątki Rahulem partią dowodzili pradziadek Jawaharlala Nehru, babka Indira, ojciec Rajiv i matka Sonia) do maja rządził Karnataką i jej stolicą Bengaluru (eks-Bangalore), indyjską Doliną Krzemową. Wybory przegrał jednak z kretesem. Zdobył tylko 78 poselskich mandatów – pięć lat temu wygrał wybory i miał 122 posłów. Przegrana sprawiła, że Kongres, władający niepodzielnie Indiami przez większą część ich niepodległego bytu, utrzymał się u władzy już tylko w Pendżabie, maleńkim Mizoramie na południowym wschodzie kraju i jeszcze mniejszym Puducherry (niegdysiejszym Pondicherry), dawnej kolonii francuskiej na wybrzeżu Oceanu Indyjskiego.  

Karnatacka klęska zapowiadała, że z politycznego kolosa, Kongres, najstarsza, licząca sobie już 133 lata, partia polityczna Indii, która wywalczyła dla nich niepodległość stacza do roli kanapowej partyjki. Ćwierć wieku temu Kongres rządził w Delhi i w szesnastu z 26 (od tego czasu utworzono 3 nowe stany) indyjskich stanów. Jeszcze w 2014 roku, roku największej klęski, kiedy zdobył głosy ledwie piątej części wyborców i stracił władzę w kraju, wciąż kontrolował 13 z 29 stanów. Od tego czasu Kongres przegrał wszystkie możliwe wybory, a po przegranej w Kartanace triumfujący premier Modi szydził, że kongresowi przywódcy będą musieli zmienić nazwę partii na „PPP – Pendżab, Puducherry, Parivar (Rodzina)”, pokazującej jej rzeczywiste znaczenie w krajowej polityce.

Utrata bogatej Karnataki pozbawiłaby Kongres ważnego źródła funduszy na kampanię przed przyszłorocznymi wyborami do parlamentu krajowego, a opinia wiecznego przegranego zniechęciłaby do niego wyborców i ewentualnych koalicjantów. „Czy to już koniec politycznej kariery Rahula Gandhiego?” – zastanawiały się gazety w Bangaluru i w Delhi. Wybrany jesienią na szefa partii, Rahul Gandhi osobiście dowodził kampanią wyborczą w Karnatace, przemawiał na wiecach, pił herbatę i fotografował się z wyborcami. Wszystko na nic. Po przegranej kongresowi przywódcy usprawiedliwiali się, że choć zdobyli tak niewiele mandatów, zagłosowało na nich więcej ludzi niż na zwycięską BJP (38 proc. na Kongres, 36 proc. na BJP) i że w Karnatace od ponad trzydziestu lat nie zdarzyło się, by rządząca partia utrzymała władzę na drugą, kolejną kadencję.


Czytaj także: Wojciech Jagielski: Indie, mój kontynent


Porażka w Karnatace oznaczała upadek jednego z dwóch ostatnich kongresowych bastionów i reduty, blokującej Modiemu polityczną ekspansję na indyjskie południe, niechętne hinduskiemu nacjonalizmowi, głoszonemu przez indyjskiego premiera i jego partyjnych towarzyszy. Tylko raz, w 2008 roku, właśnie w Karnatace udało się BJP sięgnąć po władzę na południu Indii. W pozostałych stanach rządzą partie miejscowe (w Kerali komuniści), nieufne zarówno wobec BJP, jak Kongresu.

Dla Modiego i BJP wybory w Karnatace były ostatnią próbą podboju południa przed przyszłorocznymi wyborami do krajowego parlamentu. Odkąd w maju 2014 roku BJP przejęła władzę w Delhi, wygrała kilkanaście kolejnych wyborów stanowych i rządzi dziś w 21 z 29 indyjskich stanów. Samodzielnie lub w koalicji z sojusznikami kontroluje najbardziej liczące się w polityce i gospodarce stany Uttar Pradesh, Bihar, Maharashtra, Gudżarat, Radżasthan czy Madhya Pradesh. Ale z blisko trzystu posłów, jakie w 2014 roku wprowadziła do krajowego parlamentu, z południa pochodziło jedynie dwudziestu (południe wybiera 130 posłów do krajowego parlamentu), z czego 17 z Karnataki.

Modi wie, że skoro w 2014 roku na północy i zachodzie kraju zdobył praktycznie całą pulę, to po czterech latach rządów może raczej stracić głosy rozczarowanych wyborców niż zyskać sobie nowych zwolenników. Sukcesy na południu, zwłaszcza w Karnatace miały rekompensować BJP możliwe straty w jej politycznej twierdzy. Zwycięstwo w Karnatace utwierdziłoby też wizerunek BJP jako partii ogólnokrajowej, a nie jedynie przedstawicielki północy, umocniło morale działaczy i zwolenników. Wskrzesiłoby też z nową siłą legendę niezwyciężonego, jaką cieszył się Modi, legendę nadszarpniętą nieco ostatnimi niepowodzeniami wyborczymi.

Jesienią wygrał, co prawda, wybory w rodzinnym Gudżaracie (Modi osobiście przewodzi wszystkim kampaniom wyborczym), ale odniósł zwycięstwo znacznie skromniejsze niż oczekiwał. Gorycz porażki zmył wiosną, wygrywając elekcje stanowe na wschodzie kraju (wschód wybiera do krajowego parlamentu 25 posłów). Zbiegło się to jednak z bolesnymi porażkami w wyborach uzupełniających do parlamentu krajowego, w wyniku których BJP straciła aż dziesięciu posłów. Zwycięstwo w Karnatace pozwoliłoby Modiemu przekonywać rodaków, że sprawy wróciły do normy i pozostaje w Indiach politykiem niezwyciężonym.

Wygrał wybory i po raz kolejny dowiódł, że wśród indyjskich polityków żaden nie dorównuje mu skutecznością, ani popularnością. Niewiele też brakowało, by jego partia przejęła władzę w Karnatace i zrobiła wyłom w południowej twierdzy opozycji. Zaprzyjaźniony z Modim gubernator powierzył misję utworzenia rządu szefowi karnatackiej filii BJP i dał mu dwa tygodnie na przeciągnięcie na swoją stronę kilku posłów, by zyskać większość w stanowym parlamencie.

Ubiegł go jednak Rahul Gandhi, który zaproponował koalicyjne przymierze trzeciej na mecie partii Janata Dal (38 posłów), a żeby przekonać ją do ugody oddał jej posadę stanowego premiera. Mając 115 posłów w parlamencie, koalicjanci, wsparci przez Sąd Najwyższy, zażądali od gubernatora, by to im oddał misję utworzenia nowego rządu. Nie mając szans na większość w parlamencie BJP wycofała się z walki o władzę, którą w środę przejmują koalicjanci.

W ten sposób pokonani w wyborach wyszli z nich zwycięsko, zwycięzcy zaś okazali się przegranymi. Tym bardziej, że zdaniem wielu znawców indyjskiej polityki z Delhi i Bengaluru, sukces koalicjantów może zachęcić przeciwników BJP do budowania podobnych przymierzy w przypadających na ten rok wyborach stanowych w Radżasthanie, Madhya Pradesh i Chhattisgarze. Według analizy, sporządzonej przez gazetę „Hindustan Times” gdyby w Karnatace Kongres zdecydował się na zawarcie koalicji przed wyborami, a nie po nich, pokonałby BJP wyraźniej. Na podstawie ostatnich wyborów w Radżsathanie, Madhya Pradesh i Chhattisgarze eksperci wyliczyli też, że jeśli Kongres zawiąże tam przedwyborcze przymierza z mniejszymi i lokalnymi partiami, również tam może pokonać Modiego i jego partię.

Rahul Gandhi zapowiada, że zjednoczenie w jednym froncie wszystkich sprzeciwiających się rządom Modiego będzie jego jedynym celem w roku, jaki pozostał do nowych wyborów. Początkiem nowego przymierza ma być uroczystość zaprzysiężenia nowego premiera Karnataki H.D. Kumaraswamiego (syna b. premiera Indii z lat 1994-96 H.D. Deve Gowdy), na którą zaproszeni zostali wszyscy liczący się w kraju niechętni Modiemu politycy i przywódcy partii politycznych. Do Bangaluru zjechali m.in. Akilesh Yadav i Mayawati z Uttar Pradesh, Arvind Kejriwal z Delhi, Mamata Banerjee z Zachodniego Bengalu i Chandra Babu Naidu z Andhra Pradesh. Wszyscy oni są zwolennikami świeckiej republiki i zarzucają Modiemu i BJP pychę, zawłaszczanie państwa do swoich politycznych korzyści, ksenofobię przede wszystkim rozniecanie religijnych waśni między wyznawcami hinduizmu i islamu, stanowiącymi ok. jednej piątek blisko półtoramiliardowej ludności Indii.

Partia Modiego odpowiada, że w pojedynkę pokona wszystkich.

Czytaj także: Strona świata - specjalny serwis "TP" z analizami i reportażami Wojciecha Jagielskiego

 

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reporter, pisarz, były korespondent wojenny. Specjalista od spraw Afryki, Kaukazu i Azji Środkowej. Ponad 20 lat pracował w GW, przez dziesięć - w PAP. Razem z wybitnym fotografem Krzysztofem Millerem tworzyli tandem reporterski, jeżdżąc wiele lat w rejony… więcej