Wyfejsbukuj mnie

Film "Social Network" jest o tym, w jaki sposób Facebook zawojował nie tylko globalną sieć, ale i globalną świadomość. A pośrednio także o tym, jakie mogą być "koszty ludzkie" tego rodzaju genialnych wynalazków.

12.10.2010

Czyta się kilka minut

Rywalizacja z akademickiego klubu wioślarskiego przeniosła się przed monitory komputerów. / fot. z materiałów dystrybutora /
Rywalizacja z akademickiego klubu wioślarskiego przeniosła się przed monitory komputerów. / fot. z materiałów dystrybutora /

Gdyby dziś Honoriusz Balzak pisał swoją "Komedię ludzką", miałby nie lada problem z takim Markiem Zuckerbergiem, sportretowanym w filmie Davida Finchera twórcą najpopularniejszego portalu społecznościowego. Oto niepozorny student informatyki z Harvardu staje się w wieku 24 lat najmłodszym miliarderem świata. Łamie po drodze niejedno prawo i niejedną zasadę fair play, ale w swojej drodze do kariery ma się nijak do takiego na przykład Rastignaca. Wszystko robi jakby od niechcenia, bez moralnych dylematów, zaś jego niby drapieżne gesty zdają się mieć tyle samo z dziecięcej przekory, co z przemyślanej zdobywczej strategii.

Towarzyski Matriks

Zuckerberg to typowy geek, zakręcony maniak komputerowy, a przy okazji człowiek enigma. Postać zrazu odrażająca - wszak tworzy swojego fejsbukowego potwora, zaczynając od tak zwanej "porównywarki studentek", biorąc tym samym odwet na swojej byłej dziewczynie. Z czasem jednak coraz bardziej przypomina bawiącego się klawiszami Mozarta internetu, któremu z dnia na dzień udaje się stworzyć największe (bo liczące pół miliarda wirtualnych "mieszkańców") państwo świata. Albo, jak kto woli, największą skrzynkę kontaktową, która nie tylko daje swym użytkownikom iluzję bycia w zgranym kolektywie, ale i pozwala dowolnie stwarzać swój publiczny wizerunek.

Wszyscy doskonale to wiemy: Facebook wypączkował już we wszystkich możliwych kierunkach. Dla jednych stał się rzeczywistością równoległą, towarzyskim Matriksem, dla innych narzędziem kontroli danych osobowych czy ukrytej manipulacji, dla jeszcze innych pośrednikiem w propagowaniu rozmaitych pożytecznych oddolnych inicjatyw. Jednak filmowa opowieść o tym, jak siedem lat temu narodził się

popularny portal, zamiast analizować jego społeczny fenomen, woli przyjrzeć się samemu mechanizmowi tych narodzin.

Zuckerberg jest tu jak Pomysłowy Dobromir z popularnej ongiś polskiej kreskówki, któremu również świtały w głowie najprostsze, a tym samym najbardziej genialne pomysły. Kiedy Mark i jego kumple z akademika mówią o "tworzeniu historii", nie przesadzają. Film "Social Network" jest właśnie o tym: w jaki sposób Facebook zawojował nie tylko globalną sieć, ale i globalną świadomość. A pośrednio także o tym, jakie mogą być "koszty ludzkie" tego rodzaju genialnych wynalazków.

Kodeks etyczny

Jest w filmie Finchera znakomita scena, w której dwóch studentów, pochodzący z wpływowej rodziny bliźniacy Winklevoss, widząc rosnącą lawinowo popularność portalu, idą na skargę do rektora, zarzucając Zuckerbergowi złamanie kodeksu etycznego uczelni. Szafując wielkimi słowami, tudzież odwołaniami do wiekowych tradycji alma mater, zarzucają koledze upublicznienie w sieci danych prywatnych, a także zawłaszczenie projektu, który pierwotnie miał być ich wspólnym przedsięwzięciem. Szacowny pryncypał odeśle ich jednak z kwitkiem, głosząc pochwałę... innowacyjności i zdrowej konkurencji. Moralna dwuznaczność tej sceny polega na tym, że doskonale zdajemy sobie sprawę, że zarówno bracia Winklevoss, jak i Zuckerberg grają nieczysto, ale mimo wszystko kibicujemy temu ostatniemu.

Eleganccy i nadęci dżentelmeni z Harvardu, odnoszący sukcesy w sporcie i skupieni w ekskluzywnych klubach, budzą zdecydowanie mniejsze zaufanie niż bezczelny abnegat i wizjoner. Jego pierwszy konflikt ze wspólnikiem Eduardo będzie zresztą przejawem swoiście pojętego idealizmu: zanim Zuckerberg zdecyduje się wpuścić do Facebooka reklamy, chce najpierw stworzyć złudzenie, że to miejsce inne niż wszystkie - a więc niekomercyjne, "fajne", cool. Choć w gruncie rzeczy chodzi przecież o to, by przyciągnąć jeszcze więcej użytkowników, a tym samym jeszcze więcej wyciągnąć od potencjalnych reklamodawców.

Ranking koleżanek

Oglądając prowadzone przez bohaterów rozgrywki, dostrzeżemy nie tylko ich piekielny geniusz, polegający na trafnym rozpoznaniu najprostszych ludzkich potrzeb i stadnych odruchów. Na przykładzie tychże samych bohaterów zobaczymy także załamanie rzeczywistych więzi społecznych. Pomiędzy Markiem a Eduardo wkrótce zabraknie miejsca na zaufanie czy przyjaźń. Małe jest też prawdopodobieństwo, że "wyfejsbukowana" przez Zuckerberga Erica, jego była dziewczyna, od której odejścia wszystko się zaczęło, doda go na powrót do swoich prawdziwych, a nie tylko wirtualnych znajomych.

Film twórcy "Siedem" poprzez osobę Zuckerberga, który w żywe oczy kpi sobie z prawa i siwych głów jego przedstawicieli, pokazuje także świat, w którym Mickiewiczowska "Oda do młodości" znalazłaby swoje karykaturalne spełnienie. W dobie dynamicznie rozwijających się technologii wystarczy dobry pomysł, laptop i biegłość w programowaniu, by nawet w wieku lat dziewiętnastu stać się panem tego świata - tak jak pojawiający się w filmie twórca Napstera, programu nielegalnie udostępniającego w internecie pliki muzyczne (gra go, cóż za ironia, gwiazda popu, a pewnie i była ofiara Napstera - Justin Timberlake).

Z filmu przebija także mocno seksistowska twarz twórców Facebooka. Prototyp portalu, który gromadził i ustawiał w rankingach zdjęcia koleżanek z uczelni, określali beztrosko jako... "spis inwentarza". Dziewczyny pojawiające się

w ich życiu mniej lub bardziej przygodnie sprowadzali wyłącznie do funkcji użytkowych. Wszak bycie geekiem to zajęcie głównie chłopackie. Zresztą cała batalia o prawa autorskie do Facebooka toczona między Zuckerbergiem a braćmi Winklevoss nosi wszelkie cechy samczej rywalizacji, która z akademickiego klubu wioślarskiego przeniosła się przed monitory komputerów.

***

"Social Network" został ujęty w klamrę przesłuchania, lecz Zuckerberg podlega przede wszystkim naszemu osądowi. Grający go powściągliwie Jesse Eisenberg nie zabiega o naszą sympatię, jednakowoż może budzić fascynację, jeśli wziąć pod uwagę gigantyczną skalę rozpętanego przezeń zjawiska. Film kończy się w momencie, w którym dopiero zaczyna się wielka, trwająca do dzisiaj, choć nadwątlona paroma aferami, epopeja Facebooka. Wprawdzie niektórzy już wieszczą jego zmierzch, mimo to warto zobaczyć, w jaki sposób tkane są misterne pajęczyny dzisiejszej komunikacji.

"THE SOCIAL NETWORK" - reż. David Fincher, scen. Aaron Sorkin na podst. powieści Bena Mezricha "The Accidental Billionaires: The Founding of Facebook, a Tale of Sex, Money, Genius and Betrayal", zdj. Jeff Cronenweth, muz. Trent Reznor, Atticus Ros, wyst. Jesse Eisenberg, Rooney Mara, Bryan Barter i inni. Prod. USA 2010. Dystryb. UIP. W kinach od 15 października 2010 r.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyczka filmowa „Tygodnika Powszechnego”. Pisuje także do magazynów „EKRANy” i „Kino”, jest felietonistką magazynu psychologicznego „Charaktery”. Współautorka takich publikacji, jak „Panorama kina najnowszego”, „Szukając von Triera”, „Encyklopedia kina”, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 42/2010