Wszystko po staremu

Pół roku po uroczystym ustąpieniu z tronu Nursułtan Nazarbajew, pierwszy prezydent i założyciel kazachskiego państwa, wciąż sprawuje niepodzielną władzę, a jego następca bez uzgodnienia z nim nie może nikogo zwolnić ani awansować.
w cyklu Strona świata

01.11.2019

Czyta się kilka minut

 /
/

Nowy prezydent kraju, namaszczony przez Nazarbajewa i urzędujący od wiosny Kasym-Żomart Tokajew, sam wydał w październiku dekret (podpisany na początku miesiąca, ale opublikowany dopiero w ostatnich dniach), którym oddał wszystkie sprawy kadrowe staremu przywódcy, sprawującemu dożywotnio obowiązki szefa Rady Bezpieczeństwa. Bez uzgadniania z Nazarbajewem prezydent może powołać jedynie ministrów dyplomacji, obrony i spraw wewnętrznych. Wszystkie pozostałe resorty obsadzać może jedynie za zgodą poprzedniego przywódcy. Dotyczy to także urzędów prokuratora generalnego, prezesa banku centralnego, wszechwładnego szefa służb bezpieczeństwa, wywiadu i kontrwywiadu. Prezydentowi nie wolno mianować nawet szefa własnej administracji i ochrony, akimów (wojewodów) ani prezydenta stolicy kraju.

Ojciec Narodu

Dobiegający osiemdziesiątki Nazarbajew przeszedł do historii jako jedyny ze współczesnych środkowoazjatyckich satrapów, który za życia oraz z własnej woli złożył władzę i po dobroci przekazał ją następcy. W sąsiednich krajach władza przechodzi z rąk do rąk tylko w wyniku rewolucji (Kirgizja), wojen (Tadżykistan) albo gdy panujący prezydent umiera (Turkmenia i Uzbekistan). Kazachstan, uchodzący za najłagodniejszą, najbogatszą i najbardziej postępową z satrapii, jako pierwszy zaryzykował eksperyment z pokojową sukcesją.

Nazarbajew długo się do niej przygotowywał i zabezpieczał na wszystkie niespodzianki. W 2010 roku posłuszni mu posłowie ogłosili go Ojcem Narodu, a osiem lat później przyznali przywilej dożywotniego przewodniczącego Rady Bezpieczeństwa Kazachstanu, nadzorującej wszystkie najważniejsze sprawy państwa. Rozstając się z prezydenturą, pozostał także szefem rządzącej partii Nur Otan, której posłowie stanowią dziewięć dziesiątych składu parlamentu.

Nieśmiała niezależność

Odchodzący prezydent starał się też nie popełnić żadnego błędu przy wyborze następcy. W końcu postawił na znanego w świecie i kraju dyplomatę, 66-letniego Tokajewa. Dokonując wyboru, nie kierował się jednak jego dyplomatycznym doświadczeniem ani światowymi manierami, ale własnym politycznym wyrachowaniem. Tokajew, który Nazarbajewowi zawdzięczał całą karierę, wydał się kazachskiemu władcy człowiekiem lojalnym i pozbawionym politycznych ambicji. Spędzając czas głównie za granicą, nie zbudował sobie w kraju politycznego zaplecza. Nie dorobił się też na prywatyzacji i wolnorynkowym kapitalizmie, który nastał w Kazachstanie po upadku Związku Radzieckiego i komunizmu, nie został oligarchą, a więc nie był też wystarczająco bogaty, by kupić sobie polityczne poparcie. Wyniesiony na szczyt piramidy władzy, nie mógł więc – jak to się często zdarza – wyrwać się spod kontroli starego władcy-dobrodzieja i szarpać nałożonych nań więzów.


Czytaj także: Wojciech Jagielski: Wyjść po kazachsku


Tokajew, którego intronizację część Kazachów przyjęła ulicznymi protestami (jako przejaw satrapii), a inni z nadzieją, że po 30-letnim panowaniu Nazarbajewa przyszedł czas na reformy i dobre zmiany, rzeczywiście próbował nieśmiało wybijać się na niezależność. Latem wyrzucił z pracy akima z Szymkentu. Wymienił też kilku ministrów, a na ich miejsce awansował młodych. Niespełna czterdziestolatek Aschat Ajmagambetow został ministrem nauki i oświaty, jego zaś rówieśnik Ałtaj Abrahimow – burmistrzem stołecznego Nur-Sułtanu. Tak właśnie, ku czci ustępującego Nazarbajewa, przemianowano wiosną kazachską stolicę, noszącą dotąd imię Astany. Zbudowana pod koniec ubiegłego stulecia w szczerym stepie, była oczkiem w głowie Ojca Narodu i stała się pomnikiem jego panowania. Kiedy Tokajew zaczął narzekać na korupcję stołecznych urzędników i przedsiębiorców oraz zapowiedział, że przyjrzy się bliżej aferom związanym z budową stołecznego metra, dygnitarze i starzy urzędnicy z czasów ancien régime’u poczuli się zagrożeni.

Głos z biblioteki

I właśnie temu, żeby ich uspokoić, zapewnić, że nie mają się czego bać, a w stepowym państwie do żadnej rewolucji nie dojdzie, miał – zdaniem znawców kazachskiej polityki – służyć październikowy dekret oddający sprawy kadrowe w ręce starego prezydenta, dziś zaś szefa Rady Bezpieczeństwa. Urzędnicy bagatelizują zresztą znaczenie dekretu, tłumacząc, że był on potrzebny jedynie po to, by uściślić postanowienia zeszłorocznej ustawy o kompetencjach Rady Bezpieczeństwa. 


Czytaj także: Wojciech Jagielski: Zmienna jak stolica


„Gdyby tak było, nie nadawano by mu takiego rozgłosu – uważa kazachski uczony Dosym Satpajew. – A nadano właśnie po to, żeby wszyscy w Kazachstanie wiedzieli, kto tak naprawdę rozdaje karty, kto jest prawdziwym gospodarzem”. W rozmowie z internetową gazetą „Fergana” Satpajew stwierdził, że wielu starszym wiekiem i stażem dygnitarzom nie spodobały się kadrowe posunięcia Tokajewa, zwłaszcza jego zapowiedzi o potrzebie pokoleniowej zmiany.

Żeby ich uspokoić, a także umocnić stabilizację, tak umiłowaną przez starego prezydenta, Nazarbajew zdecydował się przypomnieć Tokajewowi, gdzie jest jego miejsce w szeregu. Że choć urzęduje w pałacu prezydenckim, to prawdziwy ośrodek władzy znajduje się w „bibliotece”, gdzie biuro ma Nazarbajew i jego współpracownicy. Stary władca uznał, że publiczne upokorzenie następcy i poniżenie go w oczach rodaków, a przede wszystkim urzędników nie zaszkodzi, ale pomoże przeprowadzanej wciąż przecież sukcesji. Kazachowie przestaną wiązać z nowym przywódcą nadzieje na zmiany, urzędnicy zaś przestaną się obawiać, że zastąpi ich swoimi ludźmi. Taka nauczka powinna też – to tak na wszelki wypadek – wybić Tokajewowi wszelkie mrzonki o wybijaniu się na niezależność.

Pieśń przyszłości

Dosym Satpajew twierdzi, że w Kazachstanie nie mamy do czynienia ani z początkiem dwuwładzy, ani wojną między „pałacem” a „biblioteką”, prawdziwa sukcesja zacznie się zaś dopiero, gdy po śmierci Nazarbajewa elity władzy same rozstrzygną między sobą walkę o pierwszeństwo.

Wyjaśniając w państwowej, czyli rządowej telewizji potrzebę dekretu przyznającego Ojcu Narodu politykę kadrową państwa, minister sprawiedliwości Marat Beketajew tłumaczył, że także w innych państwach prezydenci i premierzy mają obowiązek uzgadniać z innymi wszystkie ważniejsze awanse i dymisje. „W monarchiach konstytucyjnych jest to zwykła formalność” – zapewniał.

Również sam Nazarbajew, w tej samej rządowej telewizji, wyśmiał pogłoski o dwuwładzy w Kazachstanie. „Owszem, Tokajew radzi się mnie w wielu sprawach – powiedział. – Ale decyzje podejmuje już samodzielnie”.

Polecamy: Strona świata - specjalny serwis "TP" z reportażami i analizami Wojciecha Jagielskiego

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reporter, pisarz, były korespondent wojenny. Specjalista od spraw Afryki, Kaukazu i Azji Środkowej. Ponad 20 lat pracował w GW, przez dziesięć - w PAP. Razem z wybitnym fotografem Krzysztofem Millerem tworzyli tandem reporterski, jeżdżąc wiele lat w rejony… więcej