Reklama

Ładowanie...

„Wszystkie tak robią”

„Wszystkie tak robią”

18.07.2017
Czyta się kilka minut
Tak twierdzi tytuł. Chociaż nie jest to prawda. Nie robią tak wszystkie. Opery. Ta jest wyjątkowa.
Capella Cracoviensis, wykonawcy „Così fan tutte” TOMEK GOLA
P

Ponoć to historia oparta na faktach. Mimo że wydaje się mało wiarygodna, a jednocześnie temat przewijał się przez literaturę komediową. Dziś nazwalibyśmy ją miejską legendą.

Nierozważni i romantyczne

Dwóch młodzieńców jest zbyt zakochanych, by dostrzec ludzką słabość swych narzeczonych, z czego natrząsa się ich starszy przyjaciel (?), Don Alfonso. Kończy się to zakładem: na parę dni młodzieńcy oddają się w jego władanie, a on dowiedzie im, że wybranki są tylko ludźmi, czyli kobietami, które zmienią obiekt swych uczuć, gdy tylko warunki będą sprzyjające... W tym przypadku warunkiem będzie odjazd ukochanych na linię frontu (są żołnierzami), a następnie pojawienie się w ich miejsce dwóch zakochanych w damach „Albańczyków”. Wraz z Don Alfonsem tylko my wiemy, że to nasi znajomi oficerowie w przebraniu – a każdy startuje do narzeczonej kolegi.

Tak rodzi się intryga, ale wiele potocznie rozumianej „akcji” z niej nie będziemy mieli. I to kolejna cecha tej opery. Rzecz toczy się w dialogach; nie o czyny tu idzie, lecz o przemiany wewnętrzne. Rozpoczyna się tercetem, panowie wysławiają swe wybranki, a ważna aria pojawia się dopiero gdy jedna z nich, Fiordiligi – obwieszcza swą wolę niezłomną zaprzeczenia twierdzeniom Don Alfonsa (starego cynika raczej niż mędrca) – jednak całość, co jest spełnieniem istoty geniuszu Mozarta, rozwija się w ansamblach. Duetach – będących rozmowami potencjalnych kochanków lub dwóch sióstr, tercetach, gdy dołącza don Alfonso lub nader dwuznaczna (a może właśnie całkiem jednoznaczna) służąca, Despina... W sześciu osobach, ich interakcjach, nieustających dialogach zawiera się całość akcji, intrygi i... uwodzenia, które jest istotą tej różowej opery, o muzyce zarazem ciepłej i ironicznej. W samym jej wnętrzu nie ma może nic więcej – ale za to po „skonsumowaniu” pozostaje mieszanina uczuć. Żadne inne operowe danie nie daje podobnego efektu, bowiem tytułowe stwierdzenie i niby to zwyczajnie komediowa intryga uruchamiają lawinę pytań, na które nie sposób znaleźć odpowiedzi.

Czy naprawdę znasz „Così”?

Słynna trylogia oper Mozarta do librett Lorenza da Ponte składa się z trzech pewniaków, z których dwa są jednak jakby bardziej oczywiste niż „Così fan tutte”. „Don Giovanni” i „Wesele Figara” pławią się wręcz w sławnych, kluczowych dla rozwoju operowej dramaturgii scenach, no i w niezapomnianych hitach – rozpowszechnianych wpierw przez zespoły dęte, następnie katarynki, a do niedawna telefony komórkowe (jeśli faktycznie można mówić o zmierzchu Zachodu, to symptomem będzie zanik melodii arii „Non più andrai” albo „Non so più” z przestrzeni publicznej – znane i popularne „melodyjki” wychodzą ze zbiorowej pamięci po 230 latach...). W „Così” nie ma ani jednego podobnego szlagieru. Jasne, nie brak genialnych arii i porywających ansambli. Naprawdę trudno zapomnieć początkowego „È la fede delle femmine”, „Smanie implacabili”, „Una donna di quindici anni”, „Donne mie, la fate a tanti”, a tym bardziej – jeżeli się wsłuchać – „Come scoglio” czy „Per pietà, ben mio, perdona” (dwóch wielkich arii Fiordiligi, naprawdę wzruszającej postaci tej opery).

Wspomnienie mesmerycznej sceny wyciągania trucizny z domniemanych dwóch nieszczęśliwych truposzy (ileż ironii wobec dobrego znajomego Mozarta, a jednocześnie jednej z najsłynniejszych postaci epoki, doktora Mesmera i jego zwierzęcego magnetyzmu!) może w środku snu przysporzyć paroksyzmów śmiechu. A jednak żaden z tych numerów nie jest kojarzony jako mozartowski przebój. Niesłusznie! Choć może – to zrozumiałe. Siła atrakcyjności bardziej może, niż w pozostałych operach, tkwi tu w wyrafinowaniu: barwie orkiestry, mieniącej się ciepłym brzmieniem klarnetów i fagotów, dialogów dętych, drewna jakby komentującego słowa przekomarzających się osób; idealnie rozplanowanym dramaturgicznie podejmowaniu (lub nie) wątków melodycznych przez poszczególne postaci, co określa ich charakter, odsłania skłonności.

Trudno wyobrazić sobie któryś ansambl albo nawet arię w oderwaniu od całości. Niejedna wprawdzie jest w stanie żyć samodzielnie, lecz zdaje się, że tracilibyśmy zbyt wiele, wyrywając nawet szalenie efektowne „Come scoglio”, imponujące ogromnymi, instrumentalnymi wręcz skokami głosu, i przenosząc je w świat standardów koncertowych.

Komu się udało?

Zakład wygrał Don Alfonso. Okazało się, że kobiety nie potrafią nie odpowiedzieć uczuciem na uczucie, w które uwierzyły. Przegrali mężczyźni, którzy dali się wciągnąć w ryzykowną grę. Pointa jednak – jak rzadko – należy nie do muzyków, lecz do reżysera. Jedna drobna decyzja, w żaden sposób nie ingerująca w zawartość opery. W jaki sposób, po rozwiązaniu intrygi, gdy okaże się, że pary skrzyżowały się wbrew swej początkowej woli, a potem Don Alfonso na nowo usiłował je zespolić, ukształtują się dwa małżeństwa? Kto pozostanie z kim, gdy przyjaciel zdążył – cóż z tego, że w ramach próby? – uwieść narzeczoną przyjaciela? Czy sam na pewno nie uległ nowej namiętności? Która miłość jest prawdziwsza? Reżyser połączy ich na nowo: ale według starego czy nowego układu?

Równie trudno pogodzić się z jednym, co z drugim. Najbardziej przejmująco wygląda sytuacja, gdy zostają wtłoczeni w swe pierwotne wybory, ale jednocześnie biorą się za ręce na krzyż. Wiadomo, co to oznacza – Don Alfonso swym pomysłem przeniósł związki z poziomu naiwności na wyższy poziom kłamstwa.

Piotr Kamiński w swym przewodniku-niezbędniku „Tysiąc i jedna opera” podsuwał wprawdzie pocieszenie: tenor Ferrando, wrażliwy i inteligentny, znacznie lepiej pasował do podobnej mu Fiordiligi – tej, dla której ulegnięcie nowemu uczuciu było rzeczywistą tragedią – niż jej pierwotny absztyfikant, bucowaty bas Guglielmo. Dokonana więc została poprawa koniunkcji: każdy dostał to, na co zasługiwał. To już jednak nasza interpretacja... i czy potrafi nas usatysfakcjonować? Lecz „Così fan tutte” nie jest bajką dającą dobre odpowiedzi – przeciwnie, wśród śmiechu stawia gorzkie pytania. Decyzja reżysera za każdym razem będzie więc narzucona widzowi siłą. I niech się nie łudzi władca sceny: każda może być oprotestowana. Bo w niby prostej, anegdotycznej komedyjce mamy do czynienia z najbardziej zagadkową operą w dziejach. Drążącą istotę człowieczeństwa. ©

„Così fan tutte” w wykonaniu solistów (Natalia Rubiś, Marta Wryk, Marzena Lubaszka, Juan Sancho, Sebastian Szumski, Jacek Ozimkowski) i zespołu Capelli Cracoviensis pod dyr. Jana Tomasza Adamusa będzie kolejną operą prezentowaną przez Festiwal Bachowski – 5 sierpnia, o godz. 18.00 w Kościele Pokoju.

Autor artykułu

Ur. 1973. Jest krytykiem i publicystą muzycznym, historykiem kultury, współpracownikiem „Tygodnika Powszechnego” oraz Polskiego Radia Chopin, członkiem jury International Classical Music...

Napisz do nas

Chcesz podzielić się przemyśleniami, do których zainspirował Cię artykuł, zainteresować nas ważną sprawą lub opowiedzieć swoją historię? Napisz do redakcji na adres redakcja@tygodnikpowszechny.pl . Wiele listów publikujemy na łamach papierowego wydania oraz w serwisie internetowym, a dzięki niejednemu sygnałowi od Czytelników powstały ważne tematy dziennikarskie.

Obserwuj nasze profile społecznościowe i angażuj się w dyskusje: na Facebooku, Twitterze, Instagramie, YouTube. Zapraszamy!

Newsletter

© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]