Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Naukowcy terminem „teoria wszystkiego” określają nieistniejącą jeszcze konstrukcję, z której wynikałyby wszystkie teorie fizyki, a być może i całość nauk przyrodniczych. W szczególności dałoby się z niej wywieść pełen opis pól i cząstek elementarnych – a więc tego, co najmniejsze w świecie – oraz prawideł rządzących wszechświatem w skali najszerszej. Być może z takiej „teorii wszystkiego” nie uzyskalibyśmy przepisu na szarlotkę idealną i porad, jak dobrze wychować dziecko, wciąż jednak byłby to fenomenalny wyczyn umysłu ludzkiego. Stąd dekady prób zakorzenienia fizyki w czymś jeszcze głębszym: może będzie to geometria (o czym pisze Sebastian Szybka), a może pojęcie symetrii (zob. tekst Wojciecha Grygiela). Z projektem tym jest jednka sporo problemów. W trialogu Jerzego Stelmacha, Michała Hellera i Bartosza Brożka pada pytanie, jak daleko może sięgnąć ludzki rozum. Michał Eckstein zastanawia się, co właściwie w praktyce wyniknęłoby z zespolenia całej fizyki. Tomasz Miller zadaje kłopotliwe pytanie o miejsce człowieka w kosmosie, a ja sam opowiadam o książce Stevena Weinberga, „Śnie o teorii ostatecznej”, w której ów wybitny fizyk rozlicza się w teorią i praktyką „ostatecznych wyjaśnień”.
Ale czego właściwie powinna się spodziewać naga małpa, która uparła się, aby wyjaśnić wszystko? Że będzie łatwo? ©℗
Zobacz także: Wielkie Pytania na nowo: serwis specjalny