Ekspert wojskowy: na Ukrainę codziennie jadą tysiące ciężarówek

MACIEJ MATYSIAK: Czołg potrafi zużyć pół tony paliwa na sto kilometrów, a haubica ciężarówkę amunicji dziennie. Transporty na Ukrainę to kropla w morzu potrzeb.

05.12.2022

Czyta się kilka minut

Pokaz sprzętu wojskowego w Jasionce, styczeń 2017 r. / BARTOSZ FRYDRYCH / EAST NEWS
Pokaz sprzętu wojskowego w Jasionce, styczeń 2017 r. / BARTOSZ FRYDRYCH / EAST NEWS

AURELIUSZ M. PĘDZIWOL: Słyszymy o kolejnych dostawach broni dla Ukrainy, ale rzadziej o tym, że ta broń potrzebuje amunicji, paliwa, części zamiennych. Jaki to wysiłek, aby te czołgi i haubice mogły uczestniczyć w boju?

MACIEJ MATYSIAK: Zacznijmy od tego, że liczby dotyczące pomocy wojskowej dla Ukrainy, np. amerykańskiej, wydają się imponujące. To setki różnych egzemplarzy broni, setki tysięcy pocisków. Ale musimy sobie zdawać sprawę, że Ukraina jest prawie dwa razy większa od Polski, a front rozciąga się na dystansie około tysiąca kilometrów. I okazuje się, że ta cała pomoc jest kroplą w morzu potrzeb. Oczekujemy zwycięstwa Ukrainy, czyli odzyskania terytoriów zagrabionych przez Rosję i jej militarnego pokonania. Ale przy obecnym zaangażowaniu nie jest to wysoce prawdopodobne. Potrzeby są o wiele większe.

Oczywiście gdyby nie pomoc Zachodu, Ukraina nie zatrzymałaby napaści rosyjskiej i nie przetrwałaby jej. Ta pomoc spowodowała, że Ukraińcy zadali armii rosyjskiej bardzo duże straty sprzętowe, przez co straciła ona impet i musiała zrezygnować z usiłowania zajęcia Kijowa.

Mówi Pan o pomocy, która przyszła, zanim w lutym zaczęła się rosyjska inwazja na całą Ukrainę?

Zdecydowanie wcześniej. Minimum od dwóch-trzech lat prowadzono wspólne szkolenia. Także sama Ukraina wiele zrobiła. Jej armia przed rokiem 2014 prawie nie istniała.

Na Krymie nie podjęła walki...

...a jej dowódcy przeszli na stronę rosyjską. Dowódca ukraińskiej floty czarno­morskiej stał się nawet zastępcą dowódcy rosyjskiej floty czarnomorskiej. Poddawały się całe koszary. Ukraińska armia była ograbiona ze sprzętu, miała słabych i skorumpowanych dowódców.

Zbigniew Brzeziński, który wtedy był w Polsce, powiedział: „Jak mieliśmy im pomagać, skoro oni sami nic nie zrobili?”.

Tak. I to był wstrząs. Zajęcie Donbasu zmusiło Ukrainę do działania. Z oddolnej inicjatywy powstały oddziały ochotnicze, które stawiły Rosjanom opór. A później zaczęło się tworzenie sił zbrojnych z prawdziwego zdarzenia. Posowiecka struktura ukraińskiej armii i sposób jej dowodzenia zostały zmienione na wzór natowski.


ILE DZIŚ ZNACZY POLSKA [TEMAT TYGODNIKA]

MAREK RABIJ: Głos Polski w świecie od dawna nie brzmiał tak donośnie jak obecnie i nie był równie uważnie słuchany. Ale opowieści o naszej mocarstwowej pozycji lepiej traktować jak zaklęcia.


Tegoroczna rosyjska napaść na Ukrainę zweryfikowała propagandową narrację Rosji w kwestii siły jej armii, obnażyła jej słabe punkty. Pod tym względem możemy już śmiało powiedzieć, że Rosja przegrała. Nie wiemy jednak, czy przegra też finalnie, zgodnie z naszymi i ukraińskimi oczekiwaniami, czyli zostanie wyparta z całości terytorium Ukrainy w granicach sprzed 2014 r.

Bo Rosja ma olbrzymie rezerwy?

Potencjał rosyjski w zakresie wojsk konwencjonalnych jest nieporównywalny z ukraińskim, naszym, a nawet wielu krajów Europy Zachodniej, zarówno pod względem ilości sprzętu, nawet niskiej jakości, jak i liczby ludzi, nawet słabo wyszkolonych. A Putin jest w stanie poświęcić wiele. Jak wiele? Nikt tego nie wie, bo nikt nie siedzi w jego głowie. Rosja dysponuje ponadto potencjałem nuklearnym, którym nas szantażuje. Wynik tej wojny będzie więc zależał od tego, jak mocno będziemy nadal wspierać Ukrainę.

Jak to wygląda dziś? Zacznijmy od polskich krabów. Ile ich Ukraina dostała?

W pierwszej transzy przekazaliśmy bodajże osiemnaście tych samobieżnych armatohaubic, potem jeszcze kilka. Powiedzmy, że jest ich dwadzieścia kilka. Sprawdzają się znakomicie i są bardzo chwalone. To potwierdzenie, że potrafimy produkować skuteczną, nowoczesną, bardzo dobrą broń. Na Ukrainie funkcjonują też haubice niemieckie i francuskie, a także ciągnione haubice amerykańskie, bardzo sprawne. W sumie jest ich tam już prawie dwieście.

I co to oznacza, jeżeli mają dzień w dzień uczestniczyć w boju?

Że musimy zapewnić dla nich amunicję, części zamienne i paliwo. Weźmy przykład czołgu T-72, który na przejechanie 100 kilometrów potrzebuje od 350 do nawet 500 litrów oleju napędowego, gdy porusza się w ciężkim, grząskim terenie. Czyli do pół tony. Samochód osobowy z dwulitrowym silnikiem diesla spala taką ilość na dystansie około 8 tys. kilometrów, czyli 80 razy dłuższym. Armia ukraińska ma kilkaset takich czołgów. Jeśli przemnożymy ich dzienne zapotrzebowanie na paliwo przez już ponad 250 dni wojny, otrzymamy astronomiczne liczby.

A to tylko czołgi. Żeby państwo mogło funkcjonować, potrzebne jest również paliwo dla pozostałych pojazdów, także obsługujących infrastrukturę cywilną. Ukraina ma zaś bardzo ograniczone możliwości jego wytwarzania, bo jej gospodarka jest zniszczona. Trzeba je więc dostarczyć z zewnątrz.

Wróćmy do amunicji.

Ukraina musi ją dostawać, bo nie ma takiego potencjału, żeby ją produkować. Np. krab jest w stanie w ciągu dnia wystrzelić kilkadziesiąt, może nawet setkę pocisków. Aby mógł prowadzić intensywny ostrzał, potrzebuje jednej ciężarówki amunicji dziennie.

Czyli mówimy o setkach ciężarówek dziennie samej tylko amunicji?

Załóżmy, że Ukraina dysponuje tysiącem luf armatnich. To znaczy, że przy intensywnych działaniach codziennie musi do nich dojechać tysiąc ciężarówek amunicji.

Mówię tu o broni artyleryjskiej i amunicji do niej, która pochodzi z Zachodu i musi przejechać z zachodnich fabryk i magazynów przeważnie przez Polskę, potem przez całą Ukrainę i dotrzeć w pobliże linii frontu, a potem zostać dostarczona do tych dział. Poza tym Ukraina ma także własną broń i artylerię porosyjską, która zużywa podobne ilości amunicji.

Armia ukraińska stara się działać oszczędnie. Według statystyk, które opublikowała, zużywa dziesięć razy mniej amunicji niż Rosjanie. Ale wciąż jest to od pięciu do sześciu tysięcy pocisków dziennie. Pomnożone przez liczbę dni wojny daje to nawet półtora miliona sztuk, czyli liczbę, którą trudno jest ogarnąć wyobraźnią. A przecież artyleria to nie wszystko. Na Ukrainę trzeba jeszcze dostarczyć rakiety, karabiny maszynowe, broń indywidualną i amunicję do nich. Z tego robią się setki tysięcy ton sprzętu, amunicji i paliwa.

Czyli jest to ogromna operacja logistyczna?

Tak.

Także dla Polski?

W kwestii pomocy natowskiej dla Ukrainy Polska ma kluczowe znaczenie, bo tędy przebiega większość szlaków dostaw, po drogach albo mostem powietrznym z amerykańskiej bazy w niemieckim Ramstein. W Polsce te transporty lotnicze są przeładowywane i kierowane na Ukrainę. Paliwo i większość ciężkiego sprzętu jedzie koleją, co oznacza następne wyzwanie logistyczne, bo pociągi trzeba przestawiać na szerokie tory.


ATAK NA UKRAINĘ | KORESPONDENCJE, ZDJĘCIA, ANALIZY | CZYTAJ NA BIEŻĄCO W SERWISIE SPECJALNYM >>>


Kolejnym wyzwaniem jest zabezpieczenie tej operacji, bo nie można wykluczyć prób sabotażu, a nawet ostrzału. Oczywiście takie działania byłyby de facto wypowiedzeniem wojny NATO. W związku z powyższym nad południową Polską wiszą cały czas samoloty rozpoznawcze. Przestrzeń powietrzną patrolują też samoloty bojowe Sojuszu: polskie, amerykańskie, brytyjskie, włoskie. Cały czas, przez 24 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu.

Powiedział Pan, że to, co Ukraina dostaje, ciągle jest kroplą w morzu potrzeb. Czy istnieją fizyczne możliwości, żeby dostarczyć tyle, ile trzeba?

O przepustowość i drożność bym się tak bardzo nie martwił. To zadanie dla planistów, którzy są wprawieni w tym, co robią. Problemem może okazać się wydolność krajów wspierających. Teraz przekazują zasoby zgromadzone na wypadek konfliktu zbrojnego. Ale jeśli ta wojna potrwa dłużej, zapewne staną przed dylematem, ile jeszcze mogą odstąpić Ukrainie. Pewnie będą musiały ruszyć z produkcją broni, a zwłaszcza amunicji, by uzupełnić uszczuplone zapasy, które powinniśmy przecież mieć na wypadek ewentualnego zagrożenia. Na własne potrzeby musimy mieć amunicję na minimum 30 dni. Ale jej się nie wyrabia w sposób ciągły. Nie jest więc wykluczone, że będziemy musieli przestawić gospodarkę na tory wojenne, choć sami tej wojny nie prowadzimy. A to oznacza wysiłek gospodarczy, otwieranie linii produkcyjnych, przeznaczanie sił, finansów i zasobów na produkcję tego wszystkiego, czego potrzebują walczący żołnierze ukraińscy.

A robić to trzeba w czasach kryzysu energetycznego i wysokiej inflacji.

Tak. Ale pamiętajmy, że Rosja sama doświadcza podobnych problemów, a nawet w większej skali, bo jest poddana sankcjom. Wprawdzie mówi, że jej społeczeństwo jest w stanie wytrzymać więcej, w przeciwieństwie do nas, którzy zdaniem Putina jesteśmy zniewieściali.

W każdym razie nasze morale jest równie ważne, jak morale społeczeństwa ukraińskiego, które przeciwstawia się agresji rosyjskiej. Powinno być zatem na tyle silne, żebyśmy dali radę i potrafili znieść pewne dolegliwości po to, by wesprzeć Ukrainę, a tym samym odsunąć zagrożenie stwarzane przez agresywną Rosję.

Czyli chodzi o to, żeby wyborcy na Zachodzie nie wywrócili tych rządów, które wspierają Ukrainę?

Żeby swoim podejściem nie zmusili rządzących do odstąpienia od pomagania Ukrainie. ©

MACIEJ MATYSIAK jest pułkownikiem rezerwy Wojska Polskiego. Pełnił funkcję zastępcy szefa Służby Kontrwywiadu Wojskowego, obecnie jest ekspertem fundacji Stratpoints, pełni też obowiązki dyrektora Instytutu Nauk o Bezpieczeństwie Akademii Nauk Stosowanych w Gnieźnie i jest wykładowcą Szkoły NATO w Oberammergau w Niemczech. Uczestniczył w misjach w Chorwacji, Kosowie, Bośni i Hercegowinie oraz Iraku.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 50/2022