Ile dziś znaczy Polska

TEMAT TYGODNIKA | Głos Polski w świecie od dawna nie brzmiał tak donośnie jak obecnie i nie był równie uważnie słuchany. Ale opowieści o naszej mocarstwowej pozycji lepiej traktować jak zaklęcia.

05.12.2022

Czyta się kilka minut

Po agresji Rosji na Ukrainę USA zwiększyły liczebność swoich sił w Polsce, czego od dawna domagała się Warszawa. Obecnie przebywa u nas blisko 5 tys. amerykańskich żołnierzy. Na zdjęciu: rozładunek czołgów US Army w porcie w Gdyni.  4 grudnia 2022 r. / ADAM WARŻAWA / PAP
Po agresji Rosji na Ukrainę USA zwiększyły liczebność swoich sił w Polsce, czego od dawna domagała się Warszawa. Obecnie przebywa u nas blisko 5 tys. amerykańskich żołnierzy. Na zdjęciu: rozładunek czołgów US Army w porcie w Gdyni. 4 grudnia 2022 r. / ADAM WARŻAWA / PAP

To nagranie podbija ostatnio ­rosyjski internet, mimo że pochodzi sprzed dwóch lat, a wykonano je podczas jednej z tych konferencji naukowych, po których ślady zostają zwykle w okolicznościowej, niskonakładowej publikacji.

Doktor nauk technicznych Bułat Nigmatulin, członek Rady Państwa i dyrektor generalny rosyjskiego Instytutu Problemów Energetyki, prosi o włączenie pokazu slajdów. Następnie okrasza kolejne obrazki sardonicznym komentarzem – szokującym dla słuchacza przyzwyczajonego do narracji kremlowskich mediów, pokazujących Polskę jako kraj nieudaczników cierpiących na manię wielkości. „Będę porównywać do Polski. Ciągle w telewizji nadają, jaka Polska jest zła, taka i siaka, a Polska w ostatnich 30 latach zwiększyła swoje PKB dwuipółkrotnie” – grzmi z mównicy Nigmatulin i serwuje skonfundowanym słuchaczom dane, z których wynika, że w tym samym czasie gospodarka Rosji urosła tylko o 20 proc.

Adres URL dla Zdalne wideo

Potem jest już tylko gorzej. Dla Rosji – bo kolejne slajdy ukazują przepaść, jaka dzieli ją od Polski niemal pod każdym względem, począwszy od stopy zwrotu z inwestowanego kapitału, przez udział klasy średniej w społeczeństwie, aż po edukację i wydatki na pomoc społeczną. „Przewagę” swojej ojczyzny Nigmatulin dostrzega jedynie w liczbie miliarderów, tempie, z jakim ludzie wywożą z kraju kapitał, oraz w zapaści demograficznej, jakiej doświadcza Rosja od upadku Związku Sowieckiego. Konkluzja? Polska dokonuje skoku modernizacyjnego, katastrofa zagraża natomiast „rosyjskiej cywilizacji”.

„Mieliście rację”

Nagranie można traktować anegdotycznie, ale jest ono też ilustracją coraz wyraźniejszego trendu. Od 24 lutego – dnia ponownej rosyjskiej inwazji – oczy świata zwrócone są nie tylko na Ukrainę, ale również na jej sąsiadów. Przy tej okazji upadają też ostatnie postzimnowojenne stereotypy, które pozwalały traktować Polskę jak młodszą i mniej rozgarniętą siostrę państw Europy Zachodniej.

W ciągu dziewięciu miesięcy udało się unieważnić większość klisz, przez które oglądano nas z zagranicy. Kraj ludzi niechętnych uchodźcom, który bronił się przed muzułmańskimi migrantami, serdecznie ugościł u siebie ponad 1,4 mln Ukraińców, pomagając niemal 7 mln kolejnych przedostać się dalej za zachód. Polityczne elity, które rzekomo nie umieją uwolnić się od brzemienia historii, prowadzą wzorową współpracę z Ukraińcami. Wreszcie słynna polnische Wirtschaft, która okazuje się już szóstą największą gospodarką Europy z produktem krajowym brutto wyższym od PKB Czech, Słowacji, Ukrainy i Białorusi razem wziętych. Oraz z nowoczesną infrastrukturą, pozwalającą szybko przerzucać na wschód tysiące ton broni, żywności, paliwa i innej pomocy dla walczącego sąsiada [o tym więcej w wywiadzie na kolejnych stronach – red.].

Gdyby na siłę próbować uszeregować ostatnie polskie zdobycze wizerunkowe, na czoło wysunie się jednak tempo, w jakim rozpadł się mit o ruso­fobii rządzącej naszą polityką zagraniczną. Napadając na Ukrainę, Kreml mimochodem potwierdził obawy i oceny płynące od lat nie tylko z Warszawy, ale także w Wilna, Rygi i Tallina. W połowie listopada tego roku przewodniczący Bundestagu Wolfgang Schäuble w rozmowie z dziennikiem „Handelsblatt” przyznał, że jest zły na siebie za to, że nie dostrzegał zagrożenia, jakie stwarza Rosja. „Nie chcieliśmy tego widzieć. A mogłem przyjrzeć się temu, co Rosja robiła w Czeczenii w 2008 r., albo posłuchać ówczesnego prezydenta Polski Lecha Kaczyńskiego” – zaznaczył.

W podobnym tonie o polskich obawach wobec wschodniego sąsiada mówiła w kwietniu ówczesna brytyjska minister spraw zagranicznych Liz Truss, podkreślając, że „Polska zawsze miała klarowne spojrzenie na Rosję”. Nawet centroprawicowy francuski „Le Figaro” ze zrozumieniem pisze teraz o potrzebie głośniejszego wyrażania własnych interesów na arenie unijnej przez „kraje Europy Środkowej, które od początku miały rację w kwestii oceny rosyjskiego zagrożenia”.

Mądry Fin po szkodzie

Nagła korekta oceny planów i działań Moskwy na zachodzie Europy przekłada się na konkretne, zbieżne z polskim interesem decyzje. W opisie stosunków z Rosją, jaki pojawił się niedawno na stronie niemieckiego MSZ, czytamy, że „w obecnych okolicznościach nie jest już możliwe kontynuowanie wymiany i współpracy jak wcześniej”. To oczywista uwaga także na temat przyszłości gazociągów Nord Stream, w których Polska od początku widziała bardziej surowcowy straszak niż narzędzie biznesowe.

W Finlandii premier Sanna Marin przyznaje, że panujący do niedawna polityczny konsensus w kwestii oceny surowcowych planów Moskwy opierał się na błędnych założeniach. Budowę bałtyckich gazociągów postrzegano w Helsinkach bardziej jako realizację planów Berlina niż Moskwy, a obawy co do tej inwestycji dotyczyły raczej ekologii niż geopolityki. Dziś Marin mówi, że „z Rosją należy zerwać wszelkie więzi”, a „nasi przyjaciele z Polski i krajów bałtyckich mieli rację”. Ale od wiosny Helsinki zmagają się dokładnie z tym, przed czym ostrzegała Warszawa.

Fiński wniosek o akcesję do NATO rozwścieczył Rosję, która w maju odcięła Finlandii dostawy gazu. Większość Finów do ogrzewania domów używa elektryczności, zakręcenie rosyjskich kurków uderza jednak w przemysł, zaopatrywany dotąd niemal wyłącznie w surowiec ze wschodu. Helsinki zapowiadają, że luki uda się wypełnić dostawami z innych źródeł, głównie gazem LNG, który ma docierać do budowanego właśnie terminala oraz przez oddany niedawno do użytku łącznik z Estonią, którym dopłynie surowiec importowany z Polski. W ten sposób projekt uniezależnienia się od rosyjskiego gazu, który udało się zrealizować Polsce poprzez budowę gazoportu w Świnoujściu i Baltic Pipe, stał się także elementem wzmacniającym bezpieczeństwo energetyczne sąsiadów.


WOJNA TO WIELKA OPERACJA LOGISTYCZNA

MACIEJ MATYSIAK, ekspert wojskowy: Czołg potrafi zużyć pół tony paliwa na sto kilometrów, a haubica ciężarówkę amunicji dziennie. Musimy więc wysyłać dzień w dzień na Ukrainę tysiące ciężarówek.


Czy Polska może w najbliższych latach odgrywać jeszcze większą rolę na arenie energetycznej? Piotr Woźniak, były minister gospodarki i prezes państwowej spółki PGNiG, głównego polskiego dostawcy gazu ziemnego, na tak postawione pytanie odpowiada zdecydowanie: „nie”.

– W przypadku Baltic Pipe i gazoportu wykazaliśmy się geopolityczną wyobraźnią, której ewidentnie brakło niektórym krajom naszego regionu. Ale na tym kończą się nam obecnie atuty – mówi Woźniak. – W europejskim systemie dostaw energii elektrycznej coraz rzadziej jesteśmy tymi, którzy w trudnym momencie mogą poratować sąsiada mocami wytwórczymi, bo sami coraz częściej importujemy prąd, np. ze Słowacji, która dysponuje nadwyżkami. Naszą największą słabością jest jednak fatalny stan sieci przesyłowej, która od lat nie może się doczekać modernizacji. Np. połączenie z najbliższą ukraińską elektrownią atomową istnieje tylko w przemówieniach premiera Morawieckiego.

24. miejsce zajmuje Polska w tegorocznym rankingu Global Firepower, który ocenia siłę militarną 142 krajów świata. Badanie dotyczy siły wojsk lądowych, powietrznych oraz morskich – jeśli kraj ma dostęp do morza. Ponadto bierze się pod uwagę liczbę ludności, zasoby naturalne, jakość zaplecza logistycznego oraz stabilność finansów publicznych, a także położenie geograficzne i jego wpływ na możliwości obronne.

Sen o potędze

Wysokie noty dla Polski sprawiły jednak, że w debacie publicznej słychać dziś nowy ton. Nasz kraj jawi się w nim jako kandydat na regionalne mocarstwo, głównego rozgrywającego w tej części Europy, który miałby zastąpić w tej roli pogubione Niemcy. W jakim stopniu stymulują taką narrację rządowi spin doktorzy, próbując przypisać efekty wysiłków trzech ostatnich dekad wyłącznie rządom PiS, a na ile jest ona po prostu odreagowaniem kompleksów rodem z PRL?


GOSPODARKA TRZESZCZY. Wojna, waluty, inflacja: co nas czeka? CZYTAJ WIĘCEJ W SERWISIE SPECJALNYM >>>


– Zbliżenie Polski z Ukrainą i możliwość jego dalszego rozwoju porównałbym do potencjalnego przewrócenia stolika, przy którym ustalano dotychczas reguły gry w Europie – mówi Wojciech Konończuk, szef Ośrodka Studiów Wschodnich. – Bo jeśli poważnie potraktujemy deklaracje w sprawie uzyskania członkostwa w Unii złożone niedawno Kijowowi, musimy też przyjąć, że za jakiś czas we wspólnotowej polityce zadebiutować może koalicja dwóch dużych państw. Jeśli dodamy do tego kraje bałtyckie i środkowo­europejskie, może się okazać, że w kluczowych dla Europy sprawach istotny głos będzie mieć coraz częściej jej wschodnia flanka.

Konończuk zastrzega: to na razie polityczna fikcja. – Przed Ukrainą długa droga do pokoju i jeszcze dłuższa do spełnienia wymogów członkowskich – mówi.

Wizje polsko-ukraińskiego sojuszu – realizacji starej koncepcji międzymorza – krążą jednak po obu stronach naszej wschodniej granicy. Aleksiej Arestowicz, doradca prezydenta Zełenskiego, mówił kilka tygodni temu wprost o „wspólnym zagospodarowaniu przestrzeni między Bałtykiem a Morzem Czarnym” przez Polskę i zwycięską Ukrainę, w której znajdzie się też „miejsce dla krajów bałtyckich i odnowionej Białorusi”.

Jeśli szukać w tej wizji konkretów, jednym z nich będzie ocieplenie stosunku Ukraińców do Polski. Według badań opinii publicznej, przeprowadzonych latem przez ukraiński instytut badawczy Info Sapiens na zlecenie Centrum Mieroszewskiego, po 24 lutego aż 73 proc. Ukraińców zmieniło opinię o Polakach na lepszą. Wynik ten jest w przybliżeniu taki sam we wszystkich regionach Ukrainy. Badanie „Polska i Polacy oczami Ukraińców” pokazuje również, że 58 proc. Ukraińców uważa, że relacje między naszymi krajami winny ulec zacieśnieniu – także w formie sojuszu lub politycznej wspólnoty.

Nawet jeśli te nastroje nie wytrzymają próby czasu, wizerunek Polski jako kraju bliskiego kulturowo i językowo Ukrainie powinien przetrwać. Pomoże w tym chociażby ukraińska diaspora, którą w tym roku zasiliło ponad milion nowych osób. Jej część zapuści u nas korzenie, co tylko wzmocni i tak silny już wizerunek Polski jako kraju kompetentnego w kwestiach wschodnich.

Po 24 lutego Warszawa wyszła niejako przed szereg – zauważa Wojciech Konończuk. – Rozpoczęliśmy dostawy sprzętu wojskowego i pomocy humanitarnej, nie czekając na sojuszników. Polski rząd wręcz wymuszał na zachodnich partnerach, np. Niemczech, zwiększenie zaangażowania, odwołując się także do argumentów moralnych.

Polski trzeci sektor wziął z kolei na siebie rolę łącznika między ukraińskimi organizacjami pozarządowymi a Brukselą. Kiedy 24 lutego na Kijów spadały pierwsze bomby, na biurku głównego lekarza weterynarii w Warszawie od tygodnia leżał już wniosek o uproszczenie procedury wwozu zwierząt domowych z Ukrainy do Polski. Podanie złożyli działacze Fundacji Dobrych Zwierząt, przeczuwając wyzwania, przed jakim polskie służby graniczne staną w trakcie wojny. Jak mówi Joanna Szpiega-Bzdoń, adwokatka specjalizująca się w prawie kynologicznym i współautorka tamtego wniosku, informacje z Ukrainy nie pozostawiały wątpliwości, że wśród uchodźców będzie mnóstwo osób ze zwierzętami.

– Pisało do nas wielu ukraińskich hodowców – wspomina prawniczka. – Dzięki temu polskie służby już 24 lutego zgodziły się uprościć przepisy i zezwolić na wjazd do Polski praktycznie każdemu zwierzęciu domowemu. Polskie służby weterynaryjne były z kolei inicjatorami zmian unijnych reguł przewozu zwierząt między państwami członkowskimi, uproszczonych tymczasowo właśnie po to, by umożliwić uchodźcom ze zwierzętami podróż w głąb Unii.

Wszystko to, jak zauważa Wojciech Konończuk, stworzyło Polsce wizerunek państwa, które w sytuacji kryzysowej nie chowa się za większych partnerów, lecz chętnie przejmuje inicjatywę. Pierwsze pozytywne wrażenie umocniła jeszcze spokojna reakcja Warszawy na tragiczne wydarzenia w Przewodowie, gdzie ukraińska rakieta zabiła dwóch obywateli Polski.

Wojciech Konończuk: – W listopadzie brałem w Brukseli udział w konferencji, podczas której głos miało zabrać kilku wysokich rangą polskich wojskowych. Wystąpienia naszych oficerów zgromadziły bardzo liczne audytorium. Polskie doświadczenia z pogranicza teatru działań wojennych są teraz dla naszych sojuszników bezcenne.

Drugi Izrael?

Tragedia w Przewodowe pokazała jeszcze jedno: jako pierwsze z wyrazami wsparcia pospieszyły kraje bałtyckie. W obliczu potencjalnego zagrożenia dla mniejszych państw to polska armia – obecnie najliczniejsza w regionie – będzie przecież realną forpocztą głównych sił NATO. Sądząc zaś po tempie, z jakim zbroi się Wojsko Polskie, Warszawa bierze to pod uwagę.

W 2023 r. wydatki na armię – wraz z pieniędzmi z pozabudżetowego Funduszu Wsparcia Sił Zbrojnych – mają wynieść aż 143 mld zł, czyli ok. 4,3 proc. PKB (spośród krajów wysoko rozwiniętych wyższy wskaźnik będzie miał tylko Izrael).

Już w tym roku polska armia mogła się poczuć jak rozpieszczany jedynak na mikołajki. 4 listopada Agencja Uzbrojenia podpisała z koreańskim koncernem Hanwha Aerospace kontrakt na dostawę 218 ruchomych wyrzutni rakietowych K239 Chunmu oraz pakietu amunicji. To część wartego 14 mld dolarów pakietu zamówień, które wysłaliśmy w tym roku do Korei Południowej. W porcie w Gdyni zacumował niedawno statek z pierwszymi z 180 czołgów K2 Black Panther, które dostarczy Polsce koncern Hyundai Rotem. Kolejne 800 maszyn ma zbudować polsko-koreańskie konsorcjum w zakładach w Poznaniu. W ramach kontraktu z Koreą kupujemy także 670 haubic K9A1/K9PL, które w praktyce zastąpią chwalone przez ukraińskich artylerzystów haubice krab. Listę koreańskich zakupów zamyka 48 myśliwców szkoleniowo-bojowych FA-50 i najpewniej (rozmowy jeszcze trwają) ciężkie bojowe wozy piechoty.

Kupujemy też w Stanach Zjednoczonych. Latem MON zadeklarował chęć zakupu sześciu baterii amerykańskiego systemu obrony powietrznej Patriot za ok. 42 mld zł oraz pół tysiąca wyrzutni rakietowych M142 Himars (najprawdopodobniej skończy się na zakupie ok. 100-140 wyrzutni). W zamian za ponad 250 poradzieckich czołgów T-72, które Polska przekazała Ukrainie, nasza armia w przyszłym roku otrzyma 116 używanych amerykańskich czołgów M1A1 Abrams SA, do których w kolejnych latach dołączy 250 abramsów w najnowszej dostępnej wersji A2 SEPv3. Nowe czołgi będą kosztować ok. 21 mld zł.

Znacznie bardziej kosztowne jest czekające na aprobatę Kongresu zapytanie o sprzedaż 96 śmigłowców bojowych AH 64 Apache. Polska chce maszyn w najnowszej i najlepiej wyposażonej wersji „Guardian”, dlatego ostateczne zamówienie będzie najpewniej opiewać na góra 32 sztuki. Na polskim niebie apache współpracowałyby z zamówionymi już w 2020 r. 32 myśliwcami F-35. MON zapowiada zresztą zakup kolejnych myśliwców z USA.

Sporo sprzętu dla wojska powstaje też w kraju. Podwarszawska spółka WB Electronics dostarczy drony i amunicję krążącą w ramach programu Gladius. Huta Stalowa Wola – 48 krabów, które uzupełnią lukę po armatohaubicach tej ­serii, które Polska przekazała Ukrainie. W kwietniu minister Mariusz Błaszczak zatwierdził też umowę wykonawczą pomiędzy Agencją Uzbrojenia a Konsorcjum PGZ-Narew na dostawę wybranych elementów dwóch jednostek ogniowych systemu obrony powietrznej krótkiego zasięgu, zwanego Małą Narwią. Ten drobny na tle innych kontrakt wedle nieoficjalnych informacji kosztować będzie podatników ok. 1,5 mld zł, ale to tylko jeden element systemu obrony powietrznej o kryptonimie „Narew”, który łącznie pochłonie od 40 do 60 mld zł, a powstać ma w ciągu najbliższych 5 do 7 lat. Końca dobiegają również testy nowego bojowego wozu piechoty borsuk, który zbiera entuzjastyczne recenzje wśród żołnierzy – armia zapewne zamówi go w liczbie oscylującej wokół tysiąca sztuk.

I wreszcie ostatni element: zwiększeniu – czy raczej przywróceniu – zdolności operacyjnych polskiej marynarki na Bałtyku służyć ma program budowy trzech nowoczesnych fregat rakietowych Miecznik, na które wydamy około 9 mld zł.

Równie wielkiego programu modernizacyjnego wojsko polskie nie widziało od początków lat 80. Racjonalności nie można odmówić właściwie żadnemu ze składających się nań zamówień, wątpliwości budzą jedynie detale i sposób realizacji. Największym znakiem zapytania pozostaje kwestia, czy w realiach spowolnienia gospodarczego Polska zdoła unieść tak wielki wysiłek budżetowy. Jeśli zamówienia nie ulegną okrojeniu, a dodatkowo uda się znaleźć chętnych do służby wojskowej, w perspektywie kolejnych pięciu lat wojsko polskie może stać się faktycznie jedną z najsilniejszych sił lądowych Europy. Nasza „mocarstwowość”, na razie wciąż w sferze pobożnych życzeń, nabierze wówczas pierwszych realnych kształtów. Trudniej będzie zbudować ją w wymiarze politycznym i dyplomatycznym, zwłaszcza rządowi pozostającemu w permanentnym sporze z unijnymi partnerami i negującemu wspólnotowe wartości.

Lider – jak zauważa Wojciech Konończuk – to ktoś, za kogo uważa go reszta. Niekoniecznie ten, kto tak mówi o sobie.©℗

IRAN: SIŁA WBREW SANKCJOM

W tym regionalnym mocarstwie położonym między Bliskim Wschodem a Azją Centralną wprowadzone przez Zachód sankcje powodują ciągły kryzys i niemożność dokonania prawdziwego skoku cywilizacyjnego. Potencjał państwa – dobrze wykształcone społeczeństwo, potężne zasoby ropy i gazu – jest jednak olbrzymi; jego władza, właśnie dzięki tanim surowcom, unika zaś finansowej zapaści i wydaje miliony na armię. Silny rząd zarówno wzmacnia irańskie wpływy w ­regionie (po Liban i Strefę Gazy), jak i tłumi cykliczne protesty mieszkańców. Szczególne znaczenie ma tu wyłączony ze struktur armii i podległy ajatollahowi Chameneiemu 150-tysięczny Korpus Strażników Rewolucji.

Sankcje sprawiły też, że w wielu aspektach Irańczycy musieli liczyć tylko na siebie. Dziś mają własne satelity, tworzą nowoczesne rodzaje broni, są o krok od możliwości budowy własnej broni jądrowej. Na wsparcie Iranu liczy m.in. Rosja, która kupuje od niego nowoczesne drony, a ostatnio także kamizelki kuloodporne i hełmy.

Paradoks polega na tym, że siła polityczna Iranu została częściowo „zbudowana” przez Stany Zjednoczone. To one w 2001 r. rozprawiły się ze skonfliktowanymi z Iranem talibami oraz zlikwidowały regionalną konkurencję – Irak Saddama Husajna. To wtedy Iran stał się regionalnym hegemonem, a w kolejnych latach jego wojsko w praktyce uratowało Bagdad przed ofensywą tzw. Państwa Islamskiego. ©(P) KĘS

TURCJA: DYPLOMACJA, SIŁA I ZNÓW DYPLOMACJA

Pierwsza dekada XXI w. była w tureckiej polityce zagranicznej czasem dyplomacji: kraj m.in. mediował między Izraelem a Syrią, odbudowywał więzi z Bałkanami, zwiększał wpływy w Azji Środkowej i aspirował do Unii Europejskiej. Polityka nastawiona na konsensus skończyła się jednak w 2010 r. wraz z falą wspieranych przez Turcję rewolucji w państwach arabskich i wybuchem syryjskiej wojny domowej.

Nowa doktryna pchnęła Ankarę m.in. do ograniczonych interwencji wojskowych w Syrii, Libii i północnym Iraku oraz wybudowania baz w Katarze i Somalii. Turcja weszła w spór z Arabią Saudyjską, inną lokalną potęgą, a relacje z Izraelem przez kolejne lata pozostawały chłodne. „Szlachetna samotność”, motto ukute przez jednego z doradców prezydenta Erdoğana, sprawdzała się do niedawna: syryjski kryzys migracyjny i kierowane pod adresem Unii groźby otwarcia uchodźcom granic ugruntowały pozycję Ankary także na Zachodzie. Obok Węgier Turcja pozostaje ostatnim członkiem NATO, który nie ratyfikował akcesji Szwecji i Finlandii do Sojuszu.

Ostatnie dwa lata to powrót do koncyliacyjnej polityki w regionie. Ankara wznowiła konsultacje z Egiptem, poprawiła też relacje z Arabią Saudyjską i Izraelem. A w sukurs dyplomatom przychodzi też soft power, turecka popkultura, obecna już nie tylko na Bliskim Wschodzie. © (P) ŻYM

KOREA POŁUDNIOWA: JAK SŁABOŚCI STAŁY SIĘ ATUTEM

Ubogie państwo, skazane na trudne sąsiedztwo z wrogo usposobioną Koreą Północną, w ciągu półwiecza zdołało nadgonić cywilizacyjne zaległości nie tylko w stosunku do sąsiadów, ale i państw rozwiniętych na Zachodzie. W latach 1961-2014 wzrost produktu krajowego brutto sięgnął 7,3 proc., co pozwoliło państwu awansować na 14. miejsce na świecie pod względem wysokości PKB na mieszkańca. To wszystko przy jednoczesnym wzroście liczby ludności, która od czasu rozejmu w Panmundżom w 1953 r. podwoiła się z niespełna 25 do 51 mln osób.

Źródłem sukcesu Korei Południowej był strategiczny sojusz ze Stanami Zjednoczonymi, które w pierwszych dekadach jej istnienia były militarnym gwarantem niepodległości i nawet obecnie – choć 600-tysięczna koreańska armia należy do największych i najnowocześniejszych na świecie – wciąż utrzymują tu blisko 30 tys. żołnierzy. Amerykańskie wsparcie pozwoliło też Koreańczykom rozwinąć prężny przemysł zbrojeniowy, a współpraca z amerykańskimi firmami i uczelniami zapewniła know-how, bez którego nie byłoby późniejszej globalnej ekspansji koncernów Samsung czy LG.

Sukces Korei Południowej jest jednak przede wszystkim osiągnięciem samych Koreańczyków, którzy od lat przodują w globalnych rankingach najciężej pracujących i najlepiej wykształconych nacji świata. ©(P) MR

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Historyk starożytności, który od badań nad dziejami społeczno–gospodarczymi miast południa Italii przeszedł do studiów nad mechanizmami globalizacji. Interesuje się zwłaszcza relacjami ekonomicznymi tzw. Zachodu i Azji oraz wpływem globalizacji na życie… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 50/2022