Wielki krytyk

Żegnamy nie tylko wspaniałego znawcę literatury i wielkiego krytyka, ale także pisarza niezwykle wyczulonego na problematykę moralną.

17.02.2009

Czyta się kilka minut

Gdyby ktoś mnie poprosił o to, by określić Jana Błońskiego za pomocą formuły najkrótszej, powiedziałbym bez wahania: wielki krytyk. Wielki krytyk, który towarzyszył literaturze polskiej przez półwiecze, był jej komentatorem i analitykiem, ale też - inspiratorem. Można dodać: admiratorem, doceniającym wagę tego, co w niej najlepsze, ale też demaskatorem, ujawniającym mielizny i fałsze, wmówienia i zakłamania. Widział i opisywał, ale też postulował, wskazywał wartości i kierunki, ku którym pisarstwo powinno zmierzać, ale umiał również odrzucać.

Wielki krytyk w sensie głębokim i rozległym, bo nie chodzi tylko o to, że głównie zajmował się literaturą współczesną. Krytyka klasy najwyższej jest nie tylko kwestią tematu czy przedmiotu, jest sprawą podejścia i metod problematyzowania. Ale też postawy osobistej krytyka, który siebie nie eksponuje, lecz nie zamierza również zatracić się w bezosobowych, ściśle zobiektywizowanych rozważaniach.

Sęp współczesny

W tym sensie Jan Błoński był krytykiem niezależnie od przedmiotu, jakim w danym momencie się zajmował: czy pisał o poecie nieżyjącym od kilku stuleci lub powieściopisarzu, który zmarł tuż po zakończeniu pierwszej wojny, czy też zajmował się publikacją debiutanta, którego przyszłość literacka jest zaledwie potencjalnością. By przejść do konkretów: był wielkim krytykiem zarówno wtedy, gdy zajmował się Sępem Szarzyńskim lub Proustem, jak i wówczas, gdy analizował utwory liryka, który objawił się światu w czasie październikowej odwilży, a jego książkę komentować trzeba na gorąco, bez dystansu.

Dla krytyka wszystko, czym się zajmuje, należy do literatury żywej, nie jest tylko dokumentem czy mniej lub bardziej zacnym zabytkiem historycznym. Taki właśnie był punkt wyjścia znakomitej monografii Sępa Szarzyńskiego. Błoński nie lekceważył historycznoliterackich odniesień i ustaleń, respektował je w tym imponującym także pod względem erudycji dziele. Nie ujmując niczego historii literatury, plasował się jednak w pewnym sensie ponad nią. U podstaw jego wywodów znajdowało się przekonanie, że Sęp stanowi część żywej literatury, a więc należy jego twórczość tak omawiać, jakby przeszłość była dziś, tylko cokolwiek dalej (by przywołać sławną formułę Norwida). Toteż zadawał poecie z lat przełomu renesansu i baroku takie pytania, jakie stawiał poetom dwudziestowiecznym, a do analizy jego wierszy stosował narzędzia współczesnej nauki o literaturze, jakimi ówcześni specjaliści od piśmiennictwa dawnego raczej się nie posługiwali.

Monografia Sępa okazała się nie tylko dziełem nowatorskim, ale też inspirującym. W ostatnich dziesięcioleciach badania nad literaturą staropolską niezwykle się zmodernizowały i rozwinęły. Książka Błońskiego przyczyniła się do tej chwalebnej ewolucji. Co ciekawe, po jej napisaniu nigdy już nie zajmował się literaturą najdawniejszą, jedyne, co w tej materii zdziałał, to zainicjował wydanie tomu "Jan Kochanowski - interpretacje" i go zredagował.

Nie tylko wielka czwórka

Był znakomitym specjalistą od literatury polskiej XX wieku. Zajmował się pisarzami, którzy znaleźli się na jej szczycie: Witkacym (jemu poświęcił najwięcej wysiłków) i Gombrowiczem, Miłoszem i Mrożkiem. Nie pisał monografii, choć być może pierwotnie o nich myślał, poświęcał tym twórcom narastające przez lata rozległe cykle eseistyczne. Był wspaniałym interpretatorem: ktokolwiek się tymi pisarzami zajmie, będzie musiał odwoływać się do tego, co Błoński o nich napisał, jak rozumiał i jak interpretował ich dzieła; już teraz są to pozycje klasyczne. W zasadzie nie tworzył syntez, ale nie należał do tych uczonych i komentatorów, których zajmują wyłącznie szczegóły, przeciwnie, z rozważań o nich wyłania się problematyka ogólna.

Oczywiście, Błoński jako krytyk i badacz literatury nie ograniczał się do tej swojej wielkiej czwórki. Pozostawił sporą liczbę rozpraw i esejów dotyczących twórczości pisarzy, którymi systematycznie się nie zajmował. Są one z reguły wybitnymi pozycjami; przywołam trzy przykłady, wspomnę o pracach, które szczególnie cenię i lubię.

Raczej nie zajmował się on literaturą XIX wieku, ale i z tego zakresu zostawił rzecz znakomitą. Myślę o ogłoszonym w roku 1967 na łamach  "Twórczości" eseju "Norwid wśród prawnuków". Od lat mnie zdumiewa, że przeszedł on niedostrzeżony, wśród prac o poecie nie funkcjonuje. Nie umiem tego wytłumaczyć, być może wynikło to z faktu, że egzegeci Norwida nie zwykli zaglądać do miesięczników literackich.

Przykład kolejny to znakomite studium "Bergson a program poetycki Leśmiana". Kiedy je czytam, żałuję, że Jan Błoński napisał jedną tylko rozprawę o tym poecie. Ujawnia się w niej to, co dla jego praktyki krytycznej i sposobu myślenia o literaturze ogromnie ważne i charakterystyczne: niezwykła dociekliwość, umiejętność dojrzenia i opisania tego, co najistotniejsze, co stanowi sedno problemu. O oddziaływaniu myśli Bergsona na Leśmiana pisano przed Błońskim, jednakże dopiero jego studium nadało sprawie właściwy wymiar i ujawniło rozmaite aspekty i uwikłania tego zjawiska.

Jako przykład trzeci wymienię esej "Pamięci anioła", będący portretem Krzysztofa Kamila Baczyńskiego. Łączy się tu w sposób mistrzowski dokładna analiza z ujęciami uogólniającymi. Krótko: czytając te teksty, znajdujemy się na szczytach pisarstwa krytycznoliterackiego.

Zmiana warty

Krytyk literacki, towarzyszący na bieżąco literaturze, a takim krytykiem był Jan Błoński, skazany jest na zajmowanie się różnościami, nie może swoich zainteresowań ograniczać tylko do tego, co znaczące jako dzieło, wybitne, godne dokładnej analizy. Nie tylko z recenzenckiego obowiązku dane jest mu omawiać publikacje efemeryczne, czasem musi przywiązywać do nich wagę, bo wydają się ciekawym świadectwem, mówiącym o szerszych problemach, nie tylko zresztą literackich, także - bądź przede wszystkim - ideowych czy psychospołecznych. Jan Błoński od zajmowania się tego rodzaju kwestiami nie stronił, zwłaszcza we wczesnym okresie działalności. Snuł rozważania o ewolucjach i sytuacjach literatury. Taki charakter mają artykuły zebrane w tomie "Zmiana warty" (1961), zajmujące się głównie twórczością pisarzy debiutujących po Październiku. W części poświęconej poezji pojawiają się nazwiska autorów jeśli nawet nie zawsze wybitnych, to do dzisiaj pamiętanych; rzeczy mają się całkiem inaczej w szkicach o książkach prozaików. Są wśród nich autorzy, których nazwiska i mnie dzisiaj nic nie mówią, choć byłem wtedy dość uważnym obserwatorem życia literackiego i tamte czasy nieźle pamiętam.

Wielki krytyk, jakim jest Jan Błoński, inaczej rzecz jasna wypowiadał się o pisarzach, w których twórczości widział wartości samoistne, inaczej o tych, których publikacje traktował jako dokument szerszych tendencji, świadectwo czasu, przejaw krystalizujących się procesów literackich i nie tylko literackich.

W Polsce Ludowej

Był krytykiem - diagnostą, który zmierza do opisania sytuacji literackich i ich ogólnych uwikłań. Robił to znakomicie. Dam tylko jeden przykład, a mianowicie esej o długim tytule, otwierający pierwszy numer "Tekstów Drugich", wznowionych w roku 1990 po dziesięcioletniej przerwie: "Bezładne rozważania starego krytyka, który zastanawia się, jak napisałby historię prozy polskiej w latach istnienia Polski Ludowej". Szkic ten, ogłoszony tuż po zmianie ustrojowej, jest jedną z najważniejszych wypowiedzi na temat literatury powstającej w szczególnych warunkach PRL-owskich, imponującą mądrością i wyważeniem. Błoński formułuje tu problemy podstawowe, pyta, jak pisać o literaturze powstającej w państwie, w którym działa cenzura - i daleki jest zarówno od apologii, jak i oskarżeń. Niestety, ten znakomity tekst, poświęcony czterdziestoleciu funkcjonowania literatury w warunkach specyficznych, nie został zauważony i nie oddziaływa tak, jak powinien.

Charakterystyczne, że Błoński, który tyle uwagi poświęcił znakomitym pisarzom tworzącym na wychodźstwie, bodaj nigdzie nie wprowadzał dychotomicznego podziału na literaturę krajową i emigracyjną, w jego wizji istnieje jedna całość. Nie zarysowywał linii granicznych, zawsze świadom, że sytuacja jest dużo bardziej skomplikowana. W tym szkicu stworzył on wzór mądrego i rozważnego pisania o literaturze polskiej drugiej połowy XX wieku.

Jan Błoński był - jak już podkreślałem - nie tylko interpretatorem dzieł wybitnych pisarzy, był także krytycznym diagnostą, analizującym to, co się we współczesnej literaturze dzieje. Diagnostą i inspiratorem, analitykiem sytuacji. Również imponujący jest fakt, że publikując w PRL-u umiał znaleźć taką dla siebie pozycję, która pozwoliła mu działać w miarę swobodnie, z reguły niezależnie od oficjalnie narzuconych tendencji, tak, by ograniczenia sprowadzały się do minimum. A trzeba pamiętać, że położenie krytyki literackiej w Polsce Ludowej było szczególnie trudne, dużo gorsze niż teorii literatury i historii piśmiennictwa epok dawniejszych. Była ona pod większym obstrzałem, kontrolowano ją z dużo większym natężeniem, jak wszystko, co łączyło się ze sprawami bieżącymi. Trzeba podkreślić, że Jan Błoński umiał te rafy omijać, zawsze był krytykiem niezależnym. I dlatego prace jego zachowały wartość i aktualność.

Był też krytykiem niezwykle wszechstronnym. Zajmował się z równym powodzeniem liryką, prozą narracyjną, dramatem. Był wybitnym znawcą spraw teatralnych, a także w jakiejś mierze praktykiem w tej dziedzinie jako wieloletni kierownik literacki scen krakowskich. Był nie tylko polonistą, był także romanistą. Jego dorobek w tej dziedzinie nie ogranicza się do pięknej, wspomnianej już, niewielkiej książki o twórczości Prousta, jest rozleglejszy. Był znakomitym tłumaczem z francuskiego, to jemu zawdzięczamy przekłady książek i dramatów takich autorów jak Camus, Ionesco, Leiris, Genet, Caillois. Nie można też zapomnieć o tym, że był znakomitym publicystą, choć w tej roli występował rzadko.

Biedni Polacy

Jeden z jego artykułów zdobył zasłużoną sławę, odegrał wielką rolę, jest pamiętany i komentowany do dzisiaj, choć od jego opublikowania minęło dwadzieścia lat z okładem. Chodzi oczywiście o ogłoszony w "Tygodniku Powszechnym" w roku 1987 esej "Biedni Polacy patrzą na getto". Stała się rzecz zdumiewająca i niespodziewana: rozważania autora, który nigdy przedtem o tych sprawach się nie wypowiadał, nie tylko wywołały dyskusję o charakterze zasadniczym, ale wpłynęły na myślenie o relacjach polsko-żydowskich. Jest to publikacja przełomowa.

I tutaj także ujawnia się niezwykła właściwość pisarstwa Jana Błońskiego: o czymkolwiek jego tekst traktuje, zawsze dociera do istoty problemu. Tak się stało i tym razem. Ten wspaniały esej nie przez wszystkich przyjmowany był z aprobatą, Jerzy Turowicz ujawnił, że do redakcji "Tygodnika" napłynęło sporo listów, wyrażających oburzenie i oskarżających autora o postawy antypolskie (w druku zarzuty tego typu - jeśli nie liczyć rzeczy ogłaszanych w "Trybunie Ludu" i podobnych pismach - sformułował Władysław Siła-Nowicki). A o tym, że nadal jest aktualny, świadczy fakt, iż odnoszą się do niego negatywnie - podobnie jak do eseju Jana Józefa Lipskiego "Dwie ojczyzny - dwa patriotyzmy" - niektórzy zwolennicy nader osobliwie pojmowanej polityki historycznej.

W osobie Jana Błońskiego żegnamy nie tylko wielkiego krytyka literackiego, wspaniałego znawcę literatury polskiej, żegnamy także pisarza niezwykle wyczulonego na problematykę moralną.

***

A ja żegnam człowieka bliskiego, z którym łączyły mnie więzy przyjacielskie. Znaliśmy się od ponad czterdziestu lat. Podziwiałem jego znakomity dorobek krytycznoliteracki, ale też jego mądrość, otwartość na świat, swoisty sposób bycia, często podszyty ironią i autoironią. Z sentymentem wspominam spotkania w różnych miejscach w czasie rozmaitych zebrań i konferencji polonistycznych, a także w sytuacjach czysto towarzyskich. Mam w pamięci wizyty w gościnnym domu przy ulicy Narvik - jeszcze za życia jego wspaniałej żony, pani doktor Teresy Błońskiej. Nadchodzące z Krakowa wiadomości o jego ciężkiej, nie pozostawiającej miejsca na nadzieję chorobie odbierałem z bólem. Nie mogłem nie myśleć o potwornej złośliwości losu, który w ten sposób potraktował człowieka o tak wielkiej inteligencji i tak wspaniale kreatywnego.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 08/2009