Wielka Brytania: Mikołaj zaciska pasa

W telewizji świąteczne reklamy, a przed supermarketami stoiska z choinkami – przygotowania do świąt ruszyły tu już w listopadzie. Dla wielu to będzie jednak trudny czas.
ze Szkocji

28.11.2022

Czyta się kilka minut

Dekoracje świąteczne na Union Street, Aberdeen, listopad 2021 r. / ABERDEEN CITY COUNCIL
Dekoracje świąteczne na Union Street, Aberdeen, listopad 2021 r. / ABERDEEN CITY COUNCIL

W Aberdeen w północno-wschodniej Szkocji świąteczna parada odbyła się pierwszy raz od przedpandemicznego roku 2019. Byli święci Mikołajowie na skuterach, bieg Świętych Mikołajów, orkiestra, burmistrz i mnóstwo ludzi. Na jedenastometrowej choince, którą jak co roku sprowadzono aż z Norwegii, zapalono lampki – uroczystość miała odbyć się już kilka dni wcześniej, ale przez tę część kraju przechodziły tak porywiste wiatry i obfite deszcze, że organizatorzy zmienili plany.

Choć to jeszcze listopad, świąteczny sezon już w pełni. W niemal każdej miejscowości organizowane są jarmarki i koncerty. Sklepowe wystawy błyszczą ozdobami, puby i restauracje domykają świąteczne rezerwacje. O świętach trudno zapomnieć. Nawet jeśli kogoś na nie nie stać.

Ludzie są szczodrzy

Także wystawa sklepu charytatywnego U Daniela w Macduff ma już świąteczne akcenty. W środku używane książki po 50 pensów, kubki, talerze, pościel, ubrania, obrazy, lampy – wszystko to, co komuś już nie jest potrzebne, a komuś innemu może się przydać.

Na jednej z półek seria książeczek dla dzieci z niebudzącym wątpliwości podpisem: „Książki dla dzieci po polsku” – w szkockim Macduff i sąsiednim Banff mieszka wielu Polaków.

– Teraz przed świętami sklep bardzo dobrze sobie radzi. Ludzie więcej kupują – opowiada mi Ashley Isaac. Ale zaraz dodaje: – W ostatnim miesiącu wydaliśmy jednak na jedzenie 2 tys. funtów, średnio 500 funtów tygodniowo, ale bywa, że wydajemy więcej. Zapotrzebowanie na produkty z naszego banku żywności w ciągu ostatniego pół roku wzrosło kilkakrotnie.

Bo U Daniela to nie tylko sklep charytatywny, gdzie można upolować okazję – to także bank żywności. W jednej jego części półki wypełniają puszki z pomidorami, fasolą, opakowaniami makaronu. W wiklinowych koszach leżą marchewki i brukselka. I kartka: „Weź, czego ci potrzeba. Daj, co możesz”.

– Sklep zarabia na bank żywności. Wszystko, co zarobimy, przekazywane jest na zakup jedzenia. Wszyscy tutaj jesteśmy wolontariuszami – mówi Ashley. – Nasze środki są jednak ograniczone. Opieramy się na sklepie i na tym, co ofiarują ludzie i lokalne firmy. Ostatnio od jednej z farm dostaliśmy mnóstwo świeżych warzyw. Tu ludzie są szczodrzy, ale i oni mają coraz mniej. Tymczasem coraz częściej to do nas podsyłają potrzebujących urzędnicy z pomocy społecznej.

Coraz gorsze dane

U Daniela jest małą, lokalną organizacją, prowadzoną przez niewielką grupę zaangażowanych (nazwa upamiętnia Daniela, młodego wolontariusza, który zginął w pożarze w 2015 r.). Jednak te same niepokojące trendy widzą także duże organizacje pomocowe.

Fundacja Trussell Trust, prowadząca sieć 1,3 tys. banków żywności w całej Wielkiej Brytanii, podała ostatnio, że w okresie od kwietnia do września wydała 1,3 mln paczek żywnościowych, więcej niż kiedykolwiek wcześniej. Aż 320 tys. osób, którym fundacja pomogła, było zmuszonych poprosić o wsparcie po raz pierwszy w życiu.

Tylko w kwietniu i maju zapotrzebowanie na paczki wzrosło o 50 proc. w stosunku do czasu przed pandemią. Teraz, u progu zimy, można się spodziewać jeszcze gorszych danych – bo ceny w sklepach cały czas rosną, doszły też koszty ogrzewania.

Co więcej, do Trussell Trust przychodzą osoby ze skierowaniem wydanym przez organy władz samorządowych, szkołę czy lekarza. Potrzebujących jest zapewne więcej – nie wszyscy chcą lub potrafią szukać pomocy.

– Jeszcze nigdy nie byliśmy tak zajęci – mówi „Tygodnikowi” Mairi McCallum z regionalnej organizacji Moray Food Plus. – Od kwietnia do października mamy ponad 70-procentowy wzrost skierowań. O 60 proc. wzrosła liczba osób, którym pomagamy. Średnio, bo w niektórych miesiącach było to więcej. Myślę, że im bliżej świąt, tym potrzebujących będzie więcej, i jestem pełna obaw…

Zjeść z godnością

Moray Food Plus – oprócz standardowych działań jako bank żywności – ma też wiele innych projektów. Wśród nich „społeczne spiżarnie”, lokowane w siedzibach współpracujących organizacji w taki sposób, że są dostępne również w nietypowych godzinach, a czasem całą dobę.

Są też „spiżarnie”, w których gromadzone są świeże produkty (warzywa i owoce, mięso i mrożonki). One oparte są na niewielkiej opłacie (2,5 funta), ale zakupy można zrobić o wielokrotnie większej wartości. Otwarte są tylko w niektóre dni tygodnia przez kilka godzin, za to łączone są z zajęciami dla dzieci, rozmowami itp.

Jest wreszcie „spiżarnia na kółkach”, czyli furgonetka z jedzeniem nazwana Big Blue.

– Uruchomiliśmy ją z myślą o rolniczych społecznościach, z których ludzie mają trudniejszy dostęp do ośrodków pomocy. Co dwa tygodnie jeździmy do 30 wsi w Moray – opowiada Mairi. Podkreśla, że Big Blue to nie tylko tania lub darmowa żywność. To także np. warsztaty dla szkół i zajęcia artystyczne. – W ten sposób ludzie, którzy się z nami kontaktują, unikają ryzyka stygmatyzacji – dodaje.

Mairi podkreśla, że i w tej mobilnej spiżarni, i w tych stacjonarnych ludzie sami wybierają to, czego potrzebują: – Jeśli ktoś może wybrać między rosołem a pomidorową, to pomaga mu to zachować godność w tym trudnym doświadczeniu.

I jeszcze jedno: znaczną część jedzenia Moray Food Plus otrzymuje od supermarketów. To jedzenie nadal zdatne do spożycia, ale często już nie do sprzedaży. – Wciąż dobrej jakości. W ten sposób walczymy również z marnotrawstwem żywności – wyjaśnia Mairi McCallum.

Herbata dla wszystkich

W U Daniela o pomoc może poprosić każdy: i ten ze skierowaniem z urzędu, i ten, kto wejdzie prosto z ulicy.

– Ale to nie tylko żywność, to znacznie więcej – mówi Philippa Gluckstein, która dyżuruje dziś wraz z Ashley. – Ludzie przychodzą tu, otwierają się, opowiadają o swoich problemach. Czasem pomagamy im wypełnić wniosek o zasiłek, a czasem idziemy z nimi na rozmowę o pracę. Kiedy tu przychodzą, rządzą nimi trzy emocje: są zawstydzeni, bezradni i czują gniew. Staramy się pomóc, choćby oferując najpierw filiżankę herbaty.

Także tu potrzebujący sami wybierają produkty, których potrzebują. – To, że ktoś jest głodny i nie ma pieniędzy, nie znaczy, że musi zjeść to, co dostanie, i być wdzięczny – mówi Philippa. – Jeśli jest możliwość wyboru, to ma prawo do wyboru.

Do U Daniela przychodzą stali klienci, ale czasem ktoś prosi o jednorazową pomoc, by przetrwać do wypłaty. Ashley i Philippa zwracają jednak uwagę, że mają teraz nową grupę potrzebujących, którzy nigdy nie byli i nie są na zasiłkach, tylko np. prowadzili firmę, która zbankrutowała. – Oni nie wiedzą, co robić – mówią.

Mairi McCallum zastanawia się chwilę, gdy pytam, kto do nich teraz przychodzi. – Widzę wzrost liczby potrzebujących powyżej 65. roku życia. To grupa, która nie korzystała wcześniej z naszych banków żywności, a teraz nie daje sobie rady. Coraz więcej jest dużych rodzin, pięcioosobowych i większych. To nowość. No i nadal są samotne osoby – wylicza Mairi.

Na koniec dodaje: – Właściwie to wszyscy mają problemy, nie ma jednej grupy. Również osoby pracujące, które mimo pracy nie mogą się utrzymać.

Obietnice państwa

„Chcemy chronić najsłabszych” – zadeklarował brytyjski minister finansów Jeremy Hunt w wyczekiwanym oświadczeniu budżetowym, wytyczającym plany fiskalne rządu. „Być Brytyjczykiem to znaczy wiedzieć, co to współczucie, a to jest współczujący rząd” – podkreślał.

Na jego oświadczenie czekano z nadzieją i niepokojem. W czasie katastrofalnych kilkutygodniowych rządów premier Liz Truss i jej ministra finansów Kwasiego Kwartenga wiarygodność brytyjskich finansów znacznie ucierpiała, niemal posypały się fundusze emerytalne, a do interwencji zmuszony był Bank Anglii.

Głównym zadaniem nowego rządu było zatem uspokojenie burzy i stabilizacja, a także przedstawienie wiarygodnego planu wypełnienia olbrzymiej dziury budżetowej. Hunt zdecydował się na podniesienie podatków (ale tylko części lepiej zarabiających) i spowolnienie wydatków publicznych (ale nie ich obcięcie).

Zapowiedział też podwyżkę emerytur i zasiłków zgodnie z inflacją, obecnie przekraczającą 11 proc. (to najwięcej od ponad 40 lat). W 2023 r. wzrośnie też płaca minimalna. Na dodatkowe środki może liczyć pogrążona w kryzysie opieka zdrowotna, a także edukacja. Utrzymany zostanie limit cen energii w gospodarstwach domowych, choć na wyższym poziomie niż dotąd. Osoby o najniższych dochodach, emeryci i osoby z niepełnosprawnościami mogą liczyć na dodatkowe fundusze.

Jednak według analiz niezależnego Biura Odpowiedzialności Budżetowej, dochody rozporządzalne gospodarstw domowych spadną w tym oraz w przyszłym roku finansowym o ponad 7 proc. To największy spadek od roku 1957, gdy zaczęto prowadzić takie statystyki. „To trudny czas dla wszystkich – przyznał Hunt. – Najbliższe dwa lata będą wyzwaniem”.

Partia Bożego Narodzenia

– Dobrze, że będzie ta podwyżka emerytur. To na pewno zostanie przyjęte z ulgą – komentuje Mairi McCallum. Rozmawiamy akurat w dniu, gdy minister przedstawiał swoje plany, a wyrównanie emerytur zgodnie z inflacją do ostatniej chwili nie było pewne. – Tylko że to nastąpi dopiero na wiosnę. Przed nami trudna zima – wzdycha Mairi.

Sondaże pokazują, że Brytyjczycy są pełni obaw. Według ośrodka Ipsos prawie 60 proc. martwi się swoją sytuacją finansową. W ciągu ostatnich miesięcy odsetek tych, którzy z trudem sobie radzą, wzrósł z 21 do 28 proc. Prawie wszyscy ankietowani, bo aż 93 proc., deklarują, że odczuli wzrost cen żywności, a 84 proc. wyższy koszt paliwa i transportu.

Zbliżające się święta – pierwsze po pandemii – będą więc pod znakiem zaciśniętego pasa. Według sondażu YouGov 60 proc. Brytyjczyków zamierza wydać mniej na prezenty i świąteczne przyjemności. Tylko 28 proc. spodziewa się mieć „normalne święta”. Ponad jedna trzecia będzie ograniczać spotkania ze znajomymi, wyjścia na jarmarki bożonarodzeniowe czy świąteczne przedstawienia.

Wobec takich nastrojów firmy przygotowujące świąteczne reklamy telewizyjne musiały się mocno natrudzić i znaleźć sposób, by zachęcać do wizyt w sklepach, ale zarazem nie drażnić świąteczną rozrzutnością.

Reklamy największych sieci supermarketów to w Wielkiej Brytanii od wielu już lat współzawodnictwo – co roku trwa dyskusja, która jest najlepsza i najbardziej wzruszająca. Np. w tym roku sieć domów towarowych John Lewis postawiła na świąteczny przekaz niezwiązany z zakupami i niemal niezauważalne lokowanie produktu – pokazała historię mężczyzny, który przygotowuje się na przyjęcie do rodziny zastępczej nastolatki lubiącej jeździć na deskorolce i sam próbuje zdobyć tę umiejętność.

Najbardziej w społeczne nastroje wpisała się chyba jednak sieć Tesco z reklamą przypominającą spot wyborczy fikcyjnej Partii Bożego Narodzenia. W żartobliwy sposób obiecuje ona więcej radości, więcej kiełbasek, świąteczny obiad dla pięciu osób za 25 funtów oraz referendum z pytaniem, czy „To właśnie miłość” jest najlepszym filmem świątecznym.

Problemy europejskie i brytyjskie

Nowej partii w Wielkiej Brytanii na horyzoncie nie ma, za to rządząca Partia Konserwatywna nie cieszy się popularnością. Trzy czwarte Brytyjczyków uważa, że rząd źle radzi sobie z kryzysem rosnących kosztów utrzymania, i że bardziej troszczy się o bogatych niż ubogich. Tego zdania jest też prawie 60 proc. wyborców, którzy na torysów oddali głos podczas poprzednich wyborów. Gdyby wybory odbyły się teraz, wygrałaby Partia Pracy z 48 proc. poparcia. Konserwatyści mogą liczyć na 25 proc.

Wiele problemów Brytyjczycy dzielą z innymi Europejczykami – jak rosnącą inflację i ceny energii, wywołane po części pandemią i wojną w Ukrainie. Jednak brytyjska gospodarka jest jedyną wśród państw grupy G7, która nie wróciła do poziomu sprzed pandemii.

Natomiast jeśli chodzi o prognozy na 2023 r., to wśród państw grupy G20 Wielka Brytania może być – po Rosji – tym krajem, którego gospodarka skurczy się najbardziej (wszystkie inne, poza Brytanią, Niemcami i Rosją, powinny odnotować wzrost).

Coraz bardziej oczywiste staje się, że wśród powodów tych kłopotów jest brexit, który jak dotąd nie przyniósł Brytyjczykom znaczących korzyści gospodarczych. Dyskusja o tym wśród polityków i ekspertów właśnie się rozwija. Tymczasem sondaże pokazują, że większość obywateli (56 proc.) uważa, iż referendum o opuszczeniu Unii Europejskiej było błędem. To najwyższa jak dotąd przewaga nad zwolennikami brexitu, których jest dziś 32 proc.

Co więcej: co piąty Brytyjczyk, który w 2016 r. opowiedział się za wyjściem z Unii, teraz myśli, że to była zła decyzja.

Młodzi oddają napiwki

Popołudniem w U Daniela jest nieco mniejszy ruch, ale i tak co chwila ktoś wstępuje na kilka zdań o pogodzie, zmieniającym się wietrze (w rybackim miasteczku to zawsze ważny temat) lub zapytać, co słychać.

Pytam jeszcze Ashley i Philippę o skrzynki z jabłkami, śliwkami i ziemniakami, które jesienią ludzie wystawiali przed swoje domy, gdy mieli ich nadmiar, aby wziął ten, kto potrzebuje, za darmo. Czy to też efekt rosnących kosztów utrzymania?

Ashley odpowiada zdecydowanie: – Tu zawsze tak było. Mieszkam tu od dzieciństwa i pamiętam, że ludzie zawsze dzielili się tym, co mieli.

– A pamiętasz, jak mieliśmy włamanie? – przypomina Philippa. Do U Daniela złodzieje włamali się rok temu tuż przed Wigilią.

– Pamiętam. Zostaliśmy z niczym przed świętami… Ale wszyscy nam pomogli – odpowiada Ashley. – Dostaliśmy olbrzymie wsparcie od miejscowych firm i zwykłych ludzi.

– A młodzież dorabiająca sobie w barze z rybą i frytkami przyniosła nam swoje napiwki – dodaje Philippa.

Ciepłe powitanie

Również wielebny John Gow z Kościoła Szkocji (to miejscowy Kościół prezbiteriański) może liczyć w tym roku na wsparcie ze strony mieszkańców miasteczka Portsoy.

W związku z rosnącymi kosztami energii i doniesieniami, że ludzi nie stać na ogrzanie domów, duchowny zdecydował się na otwarcie przykościelnej sali na kilka godzin dziennie. Można się ogrzać, wypić herbatę, zjeść zupę, poczytać lub porozmawiać.

– Z naszym „Ciepłym Powitaniem” („Warm Welcome”), bo tak nazwaliśmy akcję, ruszyliśmy 7 listopada i pomysł spotkał się z wielkim wsparciem – mówi pastor. – Zaoferowano nam herbatę, kawę, jedzenie, a także, co ważne, czas: w sali zawsze dyżuruje ktoś, kto może pomóc.

Mijający listopad był wyjątkowo ciepły, nie wszyscy włączali ogrzewanie. Wielebny Gow nie ma jednak wątpliwości, że najgorsze dopiero przed mieszkańcami. – Zimy bywają tu surowe – przypomina. – Wyzwaniem dla wszystkich będą rosnące koszty życia. A dla wielu też samotność w zimowym miesiącach. Ludzie czasem nie chcą prosić o pomoc z powodu dumy lub z obawy przed stygmatyzacją.

– Dlatego – dodaje – nasze miejsce to nie tylko cel dla ludzi, którzy nie mogą ogrzać domów, ale także przestrzeń, gdzie mogą spędzić czas. W towarzystwie innych lub w ciszy, jak chcą.

Dekoracje i lampki na miejskiej choince zostaną zapalone w Portsoy 3 grudnia. Będzie chór, a z dziećmi spotka się Święty Mikołaj. Przygotowania trwają. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka działu Świat, specjalizuje się też w tekstach o historii XX wieku. Pracowała przy wielu projektach historii mówionej (m.in. w Muzeum Powstania Warszawskiego)  i filmach dokumentalnych (np. „Zdobyć miasto” o Powstaniu Warszawskim). Autorka… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 49/2022

W druku ukazał się pod tytułem: Mikołaj zaciska pasa