Wiara i praktyki niedzielne

KARD. JEAN-CLAUDE HOLLERICH, arcybiskup Luksemburga: Zadajmy sobie szczerze pytanie: czy ksiądz koniecznie musi być celibatariuszem? Dlaczego nie mielibyśmy mieć żonatych duchownych?

07.02.2022

Czyta się kilka minut

Jean-Claude Hollerich, jeszcze jako arcybiskup, w drodze na obrady „watykańskiego szczytu w sprawie pedofilii”. Watykan, luty 2019 r. / GIUSEPPE LAMI / EPA / PAP
Jean-Claude Hollerich, jeszcze jako arcybiskup, w drodze na obrady „watykańskiego szczytu w sprawie pedofilii”. Watykan, luty 2019 r. / GIUSEPPE LAMI / EPA / PAP

LOUP BESMOND DE SENNEVILLE („LA CROIX”): Misjonarz w Japonii, jezuita, arcybiskup Luksemburga, kardynał... czy zawsze Ksiądz poszukiwał Boga w ten sam sposób?

KARD. JEAN-CLAUDE HOLLERICH: Kiedy trafiłem do Japonii jako młody ksiądz, był to dla mnie wielki szok. W owym czasie byłem młodym człowiekiem nasiąkniętym katolicyzmem ludowym w wersji, jaka istniała w Luksemburgu. Wraz z innymi jezuitami, z których każdy pochodził z innego katolickiego kraju, przybywaliśmy tam z modelem katolicyzmu, który, jak można się było szybko zorientować, nie odpowiadał oczekiwaniom Japonii.

Dla mnie był to kryzys. Musiałem odłożyć na bok całą pobożność, która aż do tamtej chwili stanowiła bogactwo mojej wiary, i porzucić moje ulubione drogi wiary. Stałem przed wyborem: albo zrezygnuję z wiary, bo nie mogłem odnaleźć dróg, które znałem, albo podejmę wędrówkę innym szlakiem. Wybrałem drugą opcję. Zanim mogłem głosić Boga, musiałem stać się osobą poszukującą Boga. Powtarzałem uporczywe: „Boże, gdzie jesteś? Gdzie jesteś – zarówno w tutejszej tradycyjnej kulturze, jak i w ponowoczesnej Japonii?”.

Kiedy powróciłem do Europy dziesięć lat temu, kolejny raz musiałem zaczynać na nowo. Szczerze mówiąc, myślałem, że odnajdę taki katolicyzm, jaki zostawiłem w młodości. Ale tamten świat już nie istniał. W zsekularyzowanej Europie musimy robić to samo: poszukiwać Boga.

Czy Europa jest znów terenem ­misyjnym?

Tak, i to od dłuższego czasu. Luksemburg mojego dzieciństwa przypominał trochę Irlandię: tłumne procesje, silna pobożność ludowa itd. Kiedy byłem dzieckiem, wszystkie dzieci chodziły do kościoła. Moi rodzice wprawdzie nie chodzili, ale posyłali mnie, bo to było normalne. Pamiętam, że kiedy dziecko z mojej klasy nie przystąpiło do pierwszej komunii, wybuchł skandal. Dziś robi się skandal, kiedy któreś dziecko idzie do komunii.

Ale po chwili refleksji dostrzegam, że ta przeszłość nie była tylko i wyłącznie chwalebna. Oczywiście nie widziałem tego jako dziecko, ale dziś zdaję sobie sprawę, że w ówczesnym społeczeństwie było mnóstwo pęknięć i obłudy. W gruncie rzeczy ludzie nie wierzyli wcale bardziej niż dziś, choć chodzili do kościoła. Była to taka niedzielna praktyka kulturowa, ale śmierć i zmartwychwstanie Jezusa wcale ich nie inspirowały.

Czy zdaniem Księdza ­Kardynała nastąpił już koniec katolicyzmu ­kulturowego?

Nie całkiem. Podlega on zmianom w różnych częściach świata. Jestem jednak przekonany, że covid przyspieszy ten proces. W Luksemburgu liczba chodzących do kościoła spadła o jedną trzecią. Jestem pewien, że ci wierni nie powrócą. Pośród nich są ludzie w pewnym wieku, dla których powrót do praktyk religijnych byłby bolesny. Ale są wśród nich również katolicy, dla których niedzielna msza była ważnym rytuałem zapewniającym stabilność w ich życiu. Dla wielu ludzi nazywanie siebie katolikami to wciąż rodzaj przebrania, które ma sygnalizować ogólną moralność. Pomaga im być w zgodzie ze społeczeństwem, być „dobrymi chrześcijanami”, ale nie dookreślają oni, co to tak naprawdę oznacza.

Ale ta epoka musi się skończyć. Musimy budować Kościół oparty na wierze. Wiemy już, że jesteśmy i będziemy mniejszością. Nie powinno nas to dziwić ani smucić. Mam słodką pewność, że mój Pan jest dziś obecny w Europie.

I nie ma Ksiądz Kardynał co do tego żadnych wątpliwości?

O nie. Żadnych wątpliwości. To pytanie już mnie nie dręczy. Kiedy byłem młodszy, bałem się, że nie znajdę odpowiedzi. Tak jakby prześladował mnie ten strach. Musiałem się dowiedzieć, bo inaczej bym się pogrążył. Teraz jestem o wiele spokojniejszy.

Czy ta mądrość przychodzi wraz z wiekiem?

Nie wiem, czy istnieje coś takiego, jak mądrość przychodząca wraz z wiekiem. (śmiech) Byłbym szczęśliwy, gdyby istniała! Ale w głębi duszy zawsze robimy te same głupie rzeczy i zawsze trafiamy na ten sam mur. Przynajmniej wiemy, że ten mur stoi i że będzie bolał.

Wiem również, że jestem tylko narzędziem Pana. Jest wielu innych. Ta świadomość sprawia, że zawsze jestem trochę podejrzliwy wobec tych, którzy mówią, że posiedli bezkonkurencyjną formułę głoszenia Boga.

Nie ma magicznej formułki?

Nie, jest tylko ewangeliczna pokora.

A w młodości wierzył Ksiądz Kardynał w magiczne formułki?

Oczywiście. Ale to jest piękne szaleństwo młodości. Ukazuje też entuzjazm młodych ludzi.

Dlaczego przesłanie chrześcijaństwa jest dziś nadal aktualne?

Ludzie nie zmienili się od dwóch tysięcy lat. Wciąż szukamy szczęścia i go nie znajdujemy. Nieustannie jesteśmy spragnieni nieskończoności i napotykamy na własne ograniczenia. Popełniamy niesprawiedliwości mające poważne konsekwencje dla innych ludzi, które nazywamy grzechem. Ale żyjemy teraz w kulturze, która ma tendencję do tłumienia tego, co ludzkie. Kultura konsumpcyjna obiecuje zaspokoić ludzkie pragnienia, ale tego nie czyni. A jednak w chwilach kryzysu, szoku ludzie uświadamiają sobie, że w ich sercach drzemie cała masa pytań. Przesłanie Ewangelii jest wyjątkowo świeże jako odpowiedź na poszukiwanie sensu i szczęścia.

To przesłanie jest wciąż aktualne, ale posłańcy pojawiają się czasem w kostiumach z minionych czasów, co nie jest najlepszą wobec niego przysługą. Dlatego właśnie musimy się dostosować. Oczywiście nie po to, aby zmienić samo przesłanie, ale po to, aby było ono zrozumiałe, nawet jeśli to my je ogłaszamy. Świat nadal poszukuje, ale nie patrzy już w naszym kierunku. To boli. Musimy przedstawiać przesłanie Ewangelii w taki sposób, aby ludzie mogli zwrócić się ku Chrystusowi.

Właśnie dlatego papież Franciszek zainicjował w październiku ubiegłego roku synod o synodalności, którego jest Ksiądz Kardynał głównym sprawozdawcą. Niedawno Ksiądz powiedział, że nie wie, co napisze w sprawozdaniu.

Muszę być tym, który słucha. Jeśli będę składał mnóstwo propozycji, to zniechęcę ludzi, którzy mają inne zdanie. To ludzie muszą zapełnić moją głowę i strony mojego sprawozdania. To jest synod. Musi być otwarty. Jak mówi papież, to Duch Święty jest głównym budowniczym. Musimy więc zostawić miejsce także dla Ducha Świętego.

Ta metoda jest ważna zwłaszcza dzisiaj, bo nie możemy już dłużej zadowalać się wydawaniem rozkazów z góry na dół. W życiu społecznym, w polityce, w biznesie liczy się teraz tworzenie i współpraca w ramach sieci. Zmiana w procesie podejmowania decyzji idzie w parze z prawdziwą zmianą cywilizacyjną, przed którą stoimy. I Kościół, jak zawsze w swojej historii, musi się do niej dostosować.

Różnica polega na tym, że tym razem ta zmiana cywilizacyjna ma niespotykaną dotąd siłę. Mamy teologię, której za 20 czy 30 lat nikt już nie będzie rozumiał. Ta cywilizacja do tego czasu przeminie. Dlatego potrzebujemy nowego języka, który musi być oparty na Ewangelii. I cały Kościół musi uczestniczyć w rozwoju tego nowego języka: takie jest znaczenie synodu.

Jako przewodniczący Komisji Konferencji Biskupów Unii Europejskiej (COMECE) w październiku wziął Ksiądz Kardynał udział w Rzymie w spotkaniu partii prawicowych i centroprawicowych. Kard. Pietro Parolin, żegnając się ze zgromadzonymi, zachęcał ich, by nie traktowali chrześcijaństwa jako supermarketu, z którego można sobie wybierać tylko niektóre wartości. Czy politycy miewają taką pokusę?

Oczywiście. Prawica sięga po chrześcijańskie symbole. Lubi różańce i krucyfiksy, ale nie zawsze ma to coś wspólnego z misterium Chrystusowym. Jest to związane z naszą przeszłą kulturą europejską. Politycy prawicy chcą odwoływać się do kultury, aby ją zachować. To niewłaściwe wykorzystanie religii. Znam również polityków z lewej strony zapewniających, że są oddanymi chrześcijanami, którzy walczą ze zmianami klimatycznymi, ale głosują w Parlamencie Europejskim za uznaniem aborcji za prawo podstawowe i ograniczeniem wolności sumienia lekarzy. To również jest traktowanie religii jak supermarketu.

Można być chrześcijańskim demokratą, socjalistą, ekologiem itd. i nadal być chrześcijaninem. Różnorodność formacji politycznych jest bardzo korzystna dla społeczeństwa. Ale politycy często zachowują swoje preferencje religijne w tajemnicy. W takim przypadku to już nie jest wcale religia, ale osobiste przekonanie. Religia wymaga przestrzeni publicznej, aby mogła się wyrazić.

Czy chrześcijanom nie jest jednak trudniej zaangażować się w politykę?

Po pierwsze, to prawda, że jest mniej chrześcijan. Po drugie, to prawda, że stają się coraz mniej zaangażowani w politykę. Widać to po każdych wyborach. Z drugiej strony oczywiste jest, że przesłanie biskupów już nie dociera do społeczeństwa. Francja doświadcza tego od wielu lat. To konsekwencja tego, że jesteśmy w mniejszości.

Aby pomóc ludziom zrozumieć, o co nam chodzi, musimy podjąć trwały dialog z tymi, którzy nie są już chrześcijanami, albo są chrześcijanami na peryferiach. Jeśli zajmujemy określone stanowiska, to nie dlatego, że jesteśmy konserwatywni, ale dlatego, że wierzymy, iż życie i osoba ludzka muszą być w centrum. Aby móc to mówić, musimy prowadzić dialog i zachować przyjaźń z decydentami lub politykami, którzy myślą inaczej. Nawet jeśli nie są oni chrześcijanami, dzielimy z nimi szczerą dbałość o współpracę dla dobra społeczeństwa. Jeśli nie chcemy żyć w społeczeństwie podzielonym na grupy, musimy być w stanie wysłuchać historii innych.

Czy to oznacza, że Kościół musi ­zaprzestać obrony swoich idei?

Nie, nie o to chodzi. Musimy starać się zrozumieć drugiego, budować mosty ze społeczeństwem. Aby głosić antropologię chrześcijańską, musimy oprzeć się na ludzkim doświadczeniu naszego rozmówcy. Bo choć antropologia chrześcijańska jest wspaniała, wkrótce przestanie być rozumiana, jeśli nie zmienimy naszej metody. A jaki byłby pożytek z tego, że mówimy, jeśli nie jesteśmy słuchani? Czy mówimy dla siebie, aby się upewnić, że jesteśmy po właściwej stronie? Czy po to, by utwierdzić naszych zwolenników? Czy też mówimy po to, abyśmy byli słyszani?

Jakie są warunki wysłuchania ­drugiego człowieka?

Po pierwsze pokora. Sądzę, że nawet jeśli nie dzieje się to świadomie, to Kościół ma wizerunek instytucji, która wszystko wie lepiej od innych. Potrzebuje zatem mnóstwa pokory, inaczej nie będzie w stanie wejść w dialog. To także oznacza, że musimy pokazać, iż chcemy uczyć się od innych. Dam przykład: jestem całkowicie przeciwny aborcji. Jako chrześcijanin nie mogę zająć innego stanowiska. Ale rozumiem również, że żywa jest troska o godność kobiet, a dyskurs, którym posługiwaliśmy się w przeszłości, aby wyrazić sprzeciw wobec ustaw aborcyjnych, nie jest już dzisiaj słyszalny. Co więc jeszcze możemy zrobić, aby bronić życia?

Kiedy jakiś dyskurs traci na znaczeniu, nie wolno nam uparcie go używać, ale musimy szukać innych dróg.

We Francji wielu uważa, że Kościół stracił znaczną część wiarygodności z racji popełnianych w nim przestępstw seksualnych. Jak Ksiądz odnosi się do tego kryzysu?

Przede wszystkim chcę powiedzieć, że te nadużycia są skandalem. Kiedy widzimy liczby przedstawione w raporcie Sauvégo [ogłoszonym 5 października 2021 r. przez Niezależną Komisję ds. Nadużyć Seksualnych w Kościele francuskim], widzimy, że nie jest to wina tylko kilku osób. Gdzieś tkwi błąd systemowy i trzeba się nim zająć. Nie powinniśmy obawiać się szkód i ran, jakie może nam to zadać – są absolutnie niczym w porównaniu z ranami ofiar. Dlatego musimy być bardzo uczciwi i gotowi na przyjęcie kilku ciosów.

Kilka tygodni temu odprawiałem mszę w Portugalii. Był tam mały chłopiec, który służąc do mszy patrzył na mnie, jakbym był dobrym Bogiem. Zdawałem sobie sprawę, że widzi we mnie przedstawiciela Boga, którym w rzeczywistości byłem w czasie liturgii. Molestowanie takich dzieci jest prawdziwym przestępstwem. Jest to o wiele poważniejsze przestępstwo niż to, które popełniłby nauczyciel czy trener sportowy. Fakt, że tolerowano to, by chronić Kościół, boli. Przymykaliśmy na to oko! To jest prawie nie do naprawienia.

Teraz przechodzę do pańskiego pytania. Niektórzy ludzie stracili zaufanie. Aby je odzyskać, w sytuacjach, gdy to jest możliwe, trzeba wykazać się ogromną pokorą. Kiedy ktoś towarzyszy wspólnocie lub osobie, musi pamiętać o zasadzie absolutnego szacunku dla tych, którym się towarzyszy. Nie mogę zlekceważyć nawet jednej osoby. Wydaje mi się oczywiste, że podczas procesu synodalnego wszyscy będziemy mieli na uwadze i w sercu te pytania. Potrzebujemy otwartości na zmianę.

Jeśli błąd jest systemowy, to czy ­potrzebne są zmiany systemowe?

Tak. Rzecz jasna w mojej diecezji, podobnie jak w wielu innych, mamy kartę dobrych praktyk, którą muszą podpisać wszyscy, zarówno księża, jak i świeccy pracujący dla Kościoła. Przed święceniami poddajemy też seminarzystów ośmiu sesjom psychologicznym, mającym na celu wykrycie pedofilii. Robimy wszystko, co w naszej mocy, ale to nie wystarczy. Potrzebujemy Kościoła, który będzie tak skonstruowany, że takie rzeczy nie będą już możliwe.

To znaczy?

Gdyby kobiety i młodzi ludzie mieli istotniejszy głos, te rzeczy zostałyby odkryte dużo wcześniej. Musimy przestać zachowywać się tak, jakby kobiety były marginalną grupą w Kościele. One nie są na peryferiach Kościoła, są w samym jego centrum. I jeśli nie damy głosu tym, którzy są w centrum Kościoła, będziemy mieli duży problem. Nie chcę wchodzić w szczegóły: to pytanie nieuchronnie zostanie zadane na synodzie, w odniesieniu do różnych kultur, w różnych kontekstach. Ale kobiety były za bardzo ignorowane. Musimy ich słuchać, tak jak słuchamy reszty ludu Bożego. Biskupi muszą być jak pasterze słuchający swego ludu. Nie wystarcza, by powiedzieli: „Tak, słyszę was, ale mnie to nie interesuje”. Muszą być w samym środku swojego stada.

Jakie inne zmiany trzeba ­przeprowadzić?

Zmianie musi ulec formacja kleru. Nie może być skupiona tylko na liturgii, choć rozumiem, że seminarzyści przywiązują doń znaczną wagę. Świeccy i kobiety muszą mieć coś do powiedzenia w sprawie formacji kapłanów. Formowanie kapłanów jest obowiązkiem całego Kościoła, więc cały Kościół musi towarzyszyć temu etapowi, z udziałem mężczyzn, tak samotnych, jak żonatych, oraz kobiet.

Po drugie, musimy zmienić nasz sposób patrzenia na seksualność. Do tej pory mieliśmy raczej stłumioną wizję seksualności. Oczywiście nie chodzi o to, by mówić ludziom, że mogą robić wszystko, czy też znieść moralność, ale myślę, że musimy powiedzieć, że seksualność jest darem od Boga. Wiemy o tym, ale czy o tym mówimy? Nie jestem pewien. Niektórzy przypisują wzrost liczby nadużyć rewolucji seksualnej. Sądzę, że jest dokładnie odwrotnie: moim zdaniem najstraszliwsze przypadki miały miejsce przed latami 70.

Księża poza tym muszą być w stanie mówić o własnej seksualności i być wysłuchani, jeśli mają problemy z przeżywaniem celibatu. Muszą mieć możliwość swobodnego mówienia o tym, bez obawy, że otrzymają naganę od swojego biskupa. Jeśli chodzi o księży homoseksualnych, a jest ich wielu, to dobrze by było, gdyby mogli o tym porozmawiać ze swoim biskupem, a ten ich nie potępiał.

Co się tyczy celibatu i życia kapłańskiego, to zadajmy sobie szczerze pytanie: czy ksiądz koniecznie musi być celibatariuszem? Mam bardzo wysokie mniemanie o celibacie, ale czy jest on konieczny? Mam w diecezji żonatych diakonów, którzy wspaniale wypełniają diakonat, w swoich homiliach dotykają ludzi o wiele mocniej niż my, którzy żyjemy w celibacie. Dlaczego nie mielibyśmy mieć żonatych księży? A jeśli jakiś ksiądz nie może dłużej żyć w samotności, musimy umieć go zrozumieć, a nie potępiać.

Jestem już stary, więc nie dotyczy mnie to tak bardzo...

Czy odczuwał Ksiądz Kardynał trudy życia w samotności?

Oczywiście. W pewnych okresach mojego życia było to bardzo wyraźnie odczuwalne. I jest też oczywiste, że każdy ksiądz od czasu do czasu się zakochuje. Pytanie, jak się w takim przypadku zachować. Przede wszystkim trzeba zdobyć się na uczciwość, by się do tego przyznać przed samym sobą, a potem postępować tak, by móc dalej przeżywać swoje kapłaństwo.©

Przełożył: Paweł Bravo

Powyższa rozmowa ukazała się na stronie francuskiego dziennika katolickiego „La Croix”: powszech.net/lacroix.

KARD. JEAN-CLAUDE HOLLERICH (ur. 1958) jest bliskim współpracownikiem papieża. W 2021 r. Franciszek mianował go relatorem generalnym synodu poświęconego synodalności, a w 2019 r. kardynałem. W 1981 r. Hollerich wstąpił do jezuitów. W latach 1985-2011 przebywał z przerwami w Japonii. W 2011 r. został arcybiskupem Luksemburga, a w 2018 r. przewodniczącym Komisji Konferencji Biskupów Unii Europejskiej.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 7/2022