Warszawa w roli widza

Ryszard Petru, przewodniczący Towarzystwa Ekonomistów Polskich: Gdy rozmawiam z polskimi przedsiębiorcami, powtarzam, że trzeba się przygotować na spowolnienie. Rozmawiała Patrycja Bukalska

07.11.2011

Czyta się kilka minut

Patrycja Bukalska: Kryzys w strefie euro i sytuacja w Grecji codziennie przynoszą nowe wydarzenia i emocje. Jakie ma to przełożenie na Polskę?

Ryszard Petru: Polska nie należy do strefy euro, ale to nie znaczy, że skutki kryzysu nas nie dotykają. Niestety, nie uczestniczymy w decyzjach politycznych dotyczących strefy euro. Mówię niestety, gdyż jesteśmy silnie z nią związani. Po pierwsze, przez więzi handlowe: do Unii trafia 80 proc. naszego eksportu, w tym do strefy euro 60 proc., z czego 25 proc. do Niemiec. Spowolnienie w strefie euro oznacza gorsze perspektywy dla polskiej gospodarki. Po drugie, polski wzrost napędzają też inwestycje zagraniczne, które w kontekście kryzysu w strefie euro wyhamowują. Kolejne firmy, także polskie, wstrzymują inwestycje z powodu niepewności w strefie euro. W efekcie odczujemy gospodarcze spowolnienie w podobny sposób jak np. Niemcy, z tą tylko różnicą, że my za to nie płacimy, występujemy jedynie w roli widza w tym wielkim teatrze.

Czy ten polski widz powinien kiedyś wprowadzić u siebie euro?

Strefa euro nie jest dziś atrakcyjną panną na wydaniu. Jeśli jednak strefa wspólnej waluty zreformuje się wewnętrznie, to jest to nasze strategiczne miejsce zarówno gospodarczo, jak i politycznie. Oczywiście, państwa strefy euro muszą wyciągnąć wnioski z obecnego kryzysu. Potrzebna jest głębsza integracja, polegająca zwłaszcza na przekazaniu części kompetencji w polityce fiskalnej Brukseli. Głównie po to, by kraj, który w przyszłości za bardzo by się zadłużał albo miał za duży deficyt, otrzymywałby karę, automatyczną i niepodlegającą negocjacjom. Tak ścisła integracja oznaczać będzie jednak, że prawdziwa Unia Europejska sprowadzi się do państw strefy euro. Pytanie brzmi więc: czy chcemy być w takiej realnej Unii Europejskiej, czy poza?

Pomysł referendum, w którym Grecy mieliby decydować, czy przyjmują plan ratunkowy - dotyczący przecież całej strefy - zadziałał chyba jak katalizator: nie ma już tabu, europejscy politycy zaczęli otwarcie mówić, że nawet Unia może istnieć bez Grecji.

Na miejscu Merkel czy Sarkozy’ego też bym się wkurzył i także zapytałbym Greków otwarcie: chcecie w ogóle być w strefie euro? Grecja nie dotrzymała umów. To tak, jakbym umówił się z panią, że redukujemy pani dług o 50 proc., a trzy dni później informuje mnie pani, że musi się jeszcze skonsultować ze znajomymi. Na szczęście grecki premier wycofał się z pomysłu referendum.

Ponownie okazało się, że prawdziwym zagrożeniem w tym kryzysie jest polityka. Jeśli taki kraj jak Grecja zastanawia się nad przeprowadzeniem reform, to niemiecki czy francuski podatnik może w końcu odmówić finansowania greckiego długu, bo dlaczego miałby to robić? Na szczęście Grecja jest mała. Głównym problemem dzisiaj są Włochy, które są wielką gospodarką, a mają prawie dwa biliony euro długu. To skala nieporównywalna z Grecją, to Włochy mogą doprowadzić do prawdziwego krachu.

Czy jest w ogóle dobre wyjście z tej sytuacji?

Formalne bankructwo Grecji, uzależnienie kolejnych transz z pomocą od realizacji reform, wymuszenie reform także na Włoszech, które umożliwią tam wzrost, uzupełnienie "funduszu ratunkowego" przez środki europejskie i zagraniczne... No i czekanie na wzrost gospodarczy. Jeśli się pojawi w zagrożonych krajach, zwłaszcza we Włoszech i Hiszpanii, to rynki finansowe uznają, że jesteśmy na dobrej drodze. Ważne, aby reformy doprowadziły do odbicia gospodarek ze stagnacji. To trochę potrwa, a do tego czasu będzie nerwowo.

W Polsce mamy niewielki, ale jednak wzrost gospodarczy. Czy to nasza zasługa, czy też bliskich powiązań gospodarczych z Niemcami?

Nasz wzrost wynika po części z tego, że polska gospodarka jest bardzo konkurencyjna. Nasze płace są niskie, ale są odzwierciedleniem tego, co wytwarzamy - inaczej niż w Grecji. Polacy zachowują się racjonalniej niż wiele krajów Południa, niższe jest u nas zadłużenie osób prywatnych, niższy poziom długu publicznego, mamy też "bezpieczniki" konstytucyjne. Wciąż jesteśmy krajem biednym, ale takim, któremu łatwiej się rozwijać. Gdy w Europie wzrost wynosi około zera, w Polsce mamy 3 procent. Ale to nie jest dane raz na zawsze, im bardziej się bogacimy, tym mniej będzie prostych rezerw i tym większe znaczenie będą miały reformy podażowe tak bardzo Polsce potrzebne.

Czyli ostrożny optymizm?

Gdy rozmawiam dziś z przedsiębiorcami, powtarzam: trzeba przygotować się na spowolnienie, które nadchodzi.

RYSZARD PETRU jest przewodniczącym Towarzystwa Ekonomistów Polskich i doradcą ekonomicznym DemosEuropa. W latach 1997-2000 doradca ministra finansów Leszka Balcerowicza, 2001-04 pracował w Banku Światowym, a później w największych polskich bankach.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 46/2011