W XXI wieku, w środku Europy, istnieją miejsca, w których nie możesz liczyć na nikogo i na nic

Film „Zielona granica” mógł być początkiem poważnej rozmowy o tym, co się dzieje na białoruskiej granicy – no ale po co rozmawiać, skoro się przedustawnie posiada niezachwianą opinię?

15.10.2023

Czyta się kilka minut

Fot. Karol Paciorek /
Tomasz Stawiszyński / Fot. Karol Paciorek

Zanim jeszcze odbyła się światowa i krajowa premiera najnowszego filmu Agnieszki Holland, w Polsce niemal wszyscy mieli już niezachwianą opinię na jego temat. Zarówno kwestie artystyczne, jak i polityczne, a nawet sam fakt, że mamy do czynienia z konglomeratem tych dwóch wymiarów – sztuki i polityki – poddawane były w mediach (nie tylko) społecznościowych żywiołowej krytyce albo równie żywiołowej gloryfikacji. W pewnym sensie – trudno się dziwić. „Zielona granica” dotyczy sprawy boleśnie aktualnej, wokół której istnieją w przestrzeni publicznej dwie radykalnie przeciwstawne, nieuzgadnialne opowieści. Obie roszczące sobie prawo do wyłączności, obie napędzane paliwem najintensywniejszych emocji.

W pierwszej spotykamy wyłącznie operację rosyjskich i białoruskich służb, która ma na celu destabilizację Polski. Element diabolicznej układanki, której finalnym akordem była inwazja na Ukrainę w lutym 2022 r. Podobnie jak wszystkie inne kraje UE, tak i Polska musi w tej opowieści chronić swoje terytorium. Bohaterski opór stawiany przez Straż Graniczną atakującym nas młodym mężczyznom uzbrojonym w pałki i kamienie – bo w tej opowieści nikogo innego tam, na granicy, nie ma, są tylko ci mężczyźni z pałkami i kamieniami – zasługuje na aplauz i całkowite wsparcie. Ktokolwiek chciałby z tym obrazem dyskutować, jest pożytecznym idiotą Putina albo chodzącą inkarnacją antypolskości.

W drugiej opowieści z kolei funkcjonariuszki i funkcjonariusze Straży Granicznej to bez wyjątku ludzie zdemoralizowani, pozbawieni elementarnej wrażliwości, uwikłani w zbrodniczy proceder porównywalny z najczarniejszymi kartami światowej historii. Ślepo, niekiedy zaś wręcz z satysfakcją wykonujący rozkazy autorytarnej władzy, która ludzkie życie ma za nic, a nawet czerpie jakąś mroczną, sadystyczną satysfakcję z jego bezinteresownego niszczenia. Innej racjonalności, innej etyki w tych działaniach nie ma. Wybór jest prosty: albo służysz złu, albo przechodzisz na stronę światła. Ktokolwiek chciałby z tym obrazem dyskutować, ten jest okrutnikiem albo faszystą.

Przywiązani do tych opowieści, nie po raz pierwszy tracimy szansę na pogłębioną dyskusję wokół najtrudniejszych wyzwań, przed którymi stawia nas rzeczywistość. Tutaj zaś mamy w całej okazałości właśnie takie tragiczne wyzwanie.

Owszem, na granicy polsko-białoruskiej trwa operacja zorganizowana przez Putina i Łukaszenkę. Owszem, chodzi i od początku chodziło o destabilizację Polski i Unii. Owszem, wszystkie państwa świata bronią swoich granic i wszędzie, gdzie dochodzi do prób ich nielegalnego przekroczenia, interweniują służby mundurowe. Owszem, przekonanie, że powinniśmy granicę otworzyć na oścież albo wpuszczać wszystkich, którzy próbują przekroczyć ją nielegalnie, jest czystą utopią. Owszem, mamy tu młodych mężczyzn zachowujących się wobec polskich funkcjonariuszy agresywnie. Owszem, mamy tutaj także rodziny z dziećmi, kobiety w ciąży, ludzi starych i schorowanych. Owszem, reżim Putina i Łukaszenki cynicznie używa migrantów do realizacji swoich celów. Owszem, jest to działanie przemyślane, obliczone na postawienie państw unijnych, ich polityków i służb, w sytuacji bez wyjścia, na złapanie ich w pułapkę, w której każdy ruch powoduje tylko jeszcze mocniejsze zaciśnięcie wnyków. Owszem, jest humanitarnym, moralnym i politycznym skandalem, że w XXI wieku, w środku Europy, z głodu, wycieńczenia i zimna umierają ludzie. I jest takim samym skandalem, że w XXI wieku, w środku Europy, istnieją takie piekielne nie-miejsca, w których, jeśli się znajdziesz, nie możesz liczyć na żadną pomoc, nie możesz ani się cofnąć, ani pójść naprzód, nie możesz liczyć na nikogo i na nic, nie obowiązują bowiem na tym skrawku ziemi żadne prawa: ani prawa człowieka, ani prawa UE, ani nawet prawa boskie, kilkadziesiąt metrów dalej zaś trwa zupełnie normalne życie, jest co jeść, gdzie spać, świat działa tak, jak powinien. Owszem, obowiązkiem moralnym jest pomoc tym ludziom – nawet za cenę łamania polskiego prawa, nawet za cenę sprzeniewierzenia się logice polskiej, unijnej lub światowej polityki. Owszem, ten obowiązek wynika także, choć nie tylko, wprost z rdzenia chrześcijaństwa, które było u źródeł – i u źródeł nadal jest – gestem radykalnego sprzeciwu wobec porządku tego świata. Sprzeciwu w imię Innego, nawet jeśli ten Inny jest wrogiem, a co dopiero jeśli jest tułającym się po lasach przerażonym dzieckiem.

Jak z tych strasznych dylematów wybrnąć? Jak się zachować – w sensie ściśle praktycznym? To znaczy – jakie konkretnie, krok po kroku, podjąć działania, żeby w sposób możliwie najbardziej etyczny, a zarazem politycznie racjonalny wyjść z tego morderczego impasu? Nie znajduję takiej odpowiedzi w żadnej z tych dwóch wspomnianych wcześniej opowieści. I nie jest to pytanie do aktywistek i aktywistów niosących pomoc ludziom w pogranicznych lasach, ale pytanie do polityków. Tymczasem politycy PiS oraz przyjazne im media od początku starannie omijają obecność niewinnych, wplątanych w to wszystko przez Rosję i Białoruś ludzi, tułających się i umierających w polskich lasach. Politycy PiS-owi przeciwni – którzy w kampanii wyborczej częściowo sami zaczęli grać na antyimigranckiej nucie, popadając przy tym w liczne sprzeczności (ale to inny temat) – również nie proponują żadnych rozwiązań, ograniczają się do instrumentalnego uderzania w swoich przeciwników.

Wydaje się, że film „Zielona granica” mógł być początkiem poważnej rozmowy na ten temat – no ale po co rozmawiać, skoro się przedustawnie posiada niezachwianą opinię? Cóż, jest to z pewnością skuteczny mechanizm obronny pozwalający z jednej strony organizować radykalne emocje w służbie politycznej mobilizacji, z drugiej unikać realnej konfrontacji z najtrudniejszymi dylematami i wyzwaniami. Szkoda tylko, że takim kosztem.©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Eseista i filozof, znany m.in. z anteny Radia TOK FM, gdzie prowadzi w soboty Sobotni Magazyn Radia TOK FM, Godzinę filozofów i Kwadrans Filozofa, autor książek „Potyczki z Freudem. Mity, pokusy i pułapki psychoterapii”, „Co robić przed końcem świata” oraz „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 43/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Dwie opowieści o granicy