Aby nie oszaleć, trzeba mieć własne strategie przetrwania. Jak radzą sobie żołnierze na froncie? Nasza relacja z Ukrainy

Nocną wartę na zerówce Serhij odeśpi za dnia. Właściwie przedrzemie w ubraniu, wciśnięty w śpiwór, w ziemiance wydrążonej w stepowej glebie Zaporoża. Teraz zamienionej w błoto, które za dnia mięknie, aby potem znów zamienić się w śliską zmrożoną grudę.
ze wschodniej Ukrainy

02.01.2024

Czyta się kilka minut

Na froncie w obwodzie donieckim, 14 grudnia 2023 r. / ANATOLII STEPANOV / AFP / EAST NEWS
Na froncie w obwodzie donieckim, 14 grudnia 2023 r. / ANATOLII STEPANOV / AFP / EAST NEWS

Cztery doby: tyle Serhij musi wytrzymać na zerówce. Cztery dni na pierwszej linii w okopie. Oraz noce, podczas których przyjdzie stać na posterunku, w parze z kolegą. Będą się nawzajem pilnować, by nie zasnąć i kontrolować perymetr, czy nie zbliża się wroga szturmgrupa.

Od niedawna Serhij ma termowizor, dzięki niemu widzi w nocy. Zanim go dostał (od wolontariuszy), noc na czujce oznaczała straszliwe napięcie, wyostrzone zmysły. Od niego zależy wszak życie kolegów z plutonu, usiłujących drzemać pod płachtami namiotowymi. Teraz napięcie jest nadal, trudno, by na zerówce było inaczej. Ale Serhij czuje, że ma kontrolę nad otoczeniem.

Poranek na zerówce | Nocną wartę Serhij odeśpi za dnia. Właściwie przedrzemie, w ubraniu, wciśnięty w zimowy śpiwór w blindażu, ziemiance wydrążonej w stepowej glebie Zaporoża. Teraz zamienionej w błoto, które za dnia mięknie, aby potem znów zamienić się w śliską zmrożoną grudę.

Rankiem szron pokryje przedpole. Na filmie, który Serhij prześle z zerówki, widać pobielony czarnoziem, strzaskane resztki drzew (wyglądają jak przeniesione spod Verdun), rozrzucone śmieci. Oraz ciało: ułożone na boku, z podciągniętymi nogami, jakby zatrzymane w biegu. Pokryty, jak wszystko wokół, porannym szronem rosyjski trup nie jest straszny, wtapia się w krajobraz. 

Prędzej czy później trzeba będzie zabrać go na tyły (tam, w kostnicy, poczeka na wymianę – zwłoki rosyjskie za ukraińskie). Ale póki jest mróz, trup to nie priorytet. No i trudno, by ktoś się narażał dla zmarłego orka (tu rzadko mówi się o Rosjanach; w użyciu są zaczerpnięte z Tolkiena orki albo Moskale), skoro problemem jest ewakuacja własnych rannych. Tak, by zmieścić się w „złotej godzinie”, w okienku dającym szansę nie tylko na przeżycie, ale na zachowanie wszystkich kończyn.

Bo ptaszki (tak obie strony mówią na drony) krążą stale na niebie – za dnia, a często i nocą. Sprawnie kierowany dron z kamerą termowizyjną, przypisany do konkretnej haubicy (taką metodę stosuje ostatnio przeciwnik) i korygujący jej ogień, potrafi sparaliżować cały odcinek frontu. Psychicznie i fizycznie. Zamiera wtedy wszelki ruch. I dowóz amunicji, i wywóz ludzi, których ranione kończyny spinają turnikiety (opaski uciskowe tamujące krwawienie). 

Gdy nad głowami krąży dron i ranny czeka osiem godzin na ewakuację do stabpunktu (medycznego punktu stabilizacyjnego; tam robią pierwsze operacje, stabilizują, by szybko odesłać dalej do szpitala polowego ), wówczas, po tylu godzinach, noga lub ręka, ściśnięte opaską uciskową, nadają się już do amputacji (rosnąca liczba amputacji to coraz większy problem).

Piechociniec zmotoryzowany | Serhij, podoficer, około czterdziestki, jest żołnierzem piechoty. Jego brygada, sformowana w 2022 r. z myślą o kontrofensywie, na froncie jest od ponad pół roku. Brała udział w próbach przełamania, szła w szpicy, miała straty. Również on był ranny. Rana nie zwalnia ze służby, chyba że stracisz nogę. Podleczony, Serhij wrócił na front. Takich jest coraz więcej. Są rekordziści, którzy od lutego 2022 r. byli ranni parę razy. 

Brygada jest zmechanizowana, wciąż ma trochę zachodniego sprzętu (ostał się po letnich i jesiennych bojach). Ale w batalionach piechoty zmotoryzowanej coraz więcej takich jak Serhij. Piechocińcy, mówią o sobie. Zwykła piechota, jak 80 czy 110 lat temu. Wcześniej miał humvee (Stany dały kilka tysięcy tych aut), ale szybko je stracił. Auto tutaj to, jak mówią, materiał jednorazowy. 

Mógłby powiedzieć z ironią, że wciąż są piechotą zmotoryzowaną – mają wszak auto. Używane, cywilne. Nawet nie terenowe, zwykłe kombi, pomalowane na zielono. Tyle że pojemne (stare diesle, ściągane z Europy, to coraz częściej główny środek transportu piechoty ukraińskiej; sądząc po obrazkach ze strefy przyfrontowej, coraz starsze i coraz bardziej zawodne).

Tysiąc dronów | Serhij nienawidzi wojny. Są tacy, którzy próbują ją całkiem oswoić. Ci, wstając rano, zachowują się, jakby szli do pracy. On tak nie chce. Gdy był w szpitalu, dowództwo, najwyraźniej widząc w nim dobry materiał na żołnierza, proponowało mu szkołę oficerską (gdy pod bronią jest ponad milion ludzi, oficerów brakuje, a dobrzy są na wagę złota). Odmówił. Wrócił na zerówkę.

Teraz musi wytrzymać te cztery doby, gdy za dnia temperatura mierzalna wzrasta wprawdzie do kilku stopni powyżej zera, ale ta odczuwalna pozostaje kilka stopni poniżej. Po czterech dobach przyjdą zmiennicy, a oni odejdą na tyły, aby odpocząć, najeść się, ogrzać.

Na tyły, czyli do opustoszałej wioski, typowej dla krajobrazu wschodniej Ukrainy (garść biednych domków, pamiętających chyba czasy kołchozowe, skupionych przy głównej ulicy). Domek, który zajęli – z wiarą, że gospodarze nie będą im mieli tego za złe – oporządzili: okna zakleili folią, ściany obłożyli styropianem. Tu mogą spokojnie włączyć agregat (dostali od wolontariuszy); doładować powerbanki, telefony, krótkofalówki. Włączanie agregatu na zerówce to ryzyko, wróg może go usłyszeć, a dron z termowizją – zobaczyć (na zerówce pożądana jest stacja zasilania, duży powerbank, ale ona jest droga i rzadka).

Z tych urządzeń na prąd krótkofalówka jest najważniejsza. Pozwala wezwać wsparcie artylerii, ewakuację dla rannego lub drona, który sparaliżuje ruch wroga. O ile dron jest do dyspozycji. Bo drony to też materiał jednorazowy. Gdyby nie wolontariusze, byłoby z nimi krucho – na dostawy od państwa trudno liczyć (pewien dowódca, z jednostki walczącej przez niemal rok pod Bachmutem, powie w tych dniach w wywiadzie, że jego brygada zużywała miesięcznie tysiąc małych dronów kamikadze; inny oficer, dowódca liniowego batalionu, powie, że w czasie intensywnych walk jego brygada traciła dziennie ok. 10 dronów obserwacyjnych i zużywała ok. 60 dronów kamikadze; dziennie!).

Masowe użycie dronów rewolucjonizuje ukraińskie pole walki chyba w takim stopniu, jak karabiny maszynowe i ciężka artyleria zmieniły obraz pierwszej wojny światowej, a czołgi i lotnictwo – drugiej.

Na cebulkę | Zanim wyjdzie na zerówkę, Serhij się przygotuje. Najpierw termobielizna (kupił za własne, ta od państwa dawno się przetarła). Potem skarpety (też kupione za własne, państwo daje dwie pary letnich i dwie zimowych). Ale to za mało jak na okopową wilgoć. Zanim włoży spodnie i buty, pociętym kocem termicznym owinie stopy i łydki, aż po kolana. Tak utrzyma ciepło.

Jeśli temperatura jest dodatnia i można oczekiwać, że okop wypełnia kleiste błoto (albo woda), Serhij sięgnie po worki na śmieci: wciągnie je na buty i łydki, umocni taśmą budowlaną. Worki i skocz są zdradliwe, łatwo się poślizgnąć. Ale gdy stoi się w błocie wiele godzin, nie wytrzymują nawet najlepsze buty – ratunkiem jest worek na śmieci.

I jeszcze góra: najpierw znów termo-szmermo, potem dwa polary, bronik (kamizelka kuloodporna ), kurtka, najlepiej o dwa numery za duża. Hełm, pod nim kominiarka i czapka. Zimowe rękawice taktyczne (za własne). W kieszeni kilka grzejek, chemicznych ogrzewaczy do stóp. Jeśli są.

Saper prosi o blender | Co jeszcze? Na zerówce nie ma szans na porządny ciepły posiłek. W plecaku Serhija wyląduje więc zapas na cztery doby: zimne racje (własne, ukraińskie, opatrzone do bólu), czekolada, batoniki energetyczne. No i zupki typu „chińskie” (tu mówią: typu „mivina”). Jest turystyczna kuchenka, będzie można podgrzać wodę, zalać zupkę. To maksimum, na co można liczyć.

Niektórzy piją. Ale jeśli, to raczej nie na zerówce. Gdy będzie rotacja i cię zluzują, na tyłach możesz upić się na umór (i – przyznajmy – nie jest to rzadkie). Za to, jak mówią, w niektórych oddziałach upicie się na zerówce grozi śmiercią – z rąk kolegów. Pijany to zagrożenie dla otoczenia. Prawie tak duże jak panikarz (panika jest zaraźliwa, panikarza wolno zastrzelić).

Serhij może mówić o szczęściu – nie narzeka na zęby. Wielu z tych, którzy w poprzednim życiu oszczędzali na dentyście, a potem polegali na wojskowych racjach, cierpi. Wielkie było zdumienie wolontariuszy, gdy pewien dowódca oddziału saperów poprosił o blender – wyjaśnił, że wielu jego ludzi ma tak pokruszone zęby, że muszą rozdrabniać jedzenie. W kompaniach medycznych (każda brygada ma taką) nie ma etatu stomatologa i jeśli dowódca jednostki dba o ludzi, w miejscu dyslokacji rozejrzy się za wiejskimi dentystami i zakontraktuje. Będą wtedy pracować non stop, nawet nocami.

Szczur idzie za ciepłem | Na zerówce trudno byłoby liczyć na odrobinę ciepła, gdyby nie świece okopowe. Produkowane chałupniczo z puszek po konserwach i parafiny, z tekturowym knotem, zapalane w blindażach, potrafią być błogosławieństwem. Zwłaszcza jeśli wcześniej, na tyłach, udało się znaleźć blaszaną rurę. W połączeniu z okopową świecą taka zwykła blaszana rura, choćby od rynny, zadziała prawie jak kaloryfer: szybko się nagrzewając, będzie oddawać zbawienne ciepło.

Ale ten kij ma drugi koniec: ciepło ściąga szczury i myszy. Rok temu nie było o nich słychać – teraz są wszechobecne. Rozmnożyły się w opuszczonych wsiach i miasteczkach. A wraz z nastaniem chłodów garną się do ludzi, do miejsc, gdzie jest cieplej – do zajętych na kwatery domów, pod maski samochodów, do okopowych blindaży. W ukraińskim i także w rosyjskim internecie krążą zdjęcia i nagrania pokazujące skutki ich obecności. Gryzonie towarzyszą i agresorom, i obrońcom: zjedzą pozostawioną rację, wkręcą się w cenny zimowy śpiwór, przygryzą kable w samochodzie.

Jeśli nie zapomną | Cztery dni na zerówce – wydawałoby się, że to nie tak wiele. Ale Jurij Butusow, doświadczony dziennikarz wojskowy (i założyciel fundacji, która zbiera środki na drony dla walczących), pisze niedawno, że rotacja powinna odbywać się co dwa dni – jego zdaniem to maksimum, czego można oczekiwać zimą od człowieka w okopie na pierwszej linii.

Zwłaszcza takiego, który na wojnie jest od niemal dwóch lat. To prawie 700 dni. Bo problem rotacji to nie tylko zerówka. Krajowi brakuje żołnierzy, mobilizacja nie daje efektów. Nie ma dość ludzi, by zapewniać rotację jednostek, aby zwalniać do cywila tych, którzy służą od prawie dwóch lat.

Serhij: – Czasem o nas zapomną. Wtedy siedzimy i tydzień.

Wojna o istnienie Ukrainy trwa: mimo ofiar i zniszczeń, ukraińska armia i społeczeństwo stawiają opór Rosji. Jakie mają szanse? Co będzie dalej?

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, kierownik działów „Świat” i „Historia”. Ur. W 1967 r. W „Tygodniku” zaczął pisać jesienią 1989 r. (o rewolucji w NRD; początkowo pod pseudonimem), w redakcji od 1991 r. Specjalizuje się w tematyce niemieckiej. Autor książek: „Polacy i Niemcy, pół… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 1/2024

W druku ukazał się pod tytułem: Przeżyj i trwaj