Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Jest takie powiedzonko: „dla kogo wojna to wojna, a dla kogo krowa dojna”. Bardzo aktualne w dzisiejszej Rosji. Korzystający z protektoratu Putina przedsiębiorcy nie tylko nie stracili swoich fortun w wyniku wojny i sankcji, ale pomnażają majątki na wielkich państwowych kontraktach pozwalających im rekompensować sobie szkody wynikające z zerwania współpracy z Zachodem, a patronowi nadal brnąć w szaleństwo konfliktu.
W eseju „Z pytaniami, bez odpowiedzi. Rosyjskie elity czasu wojny”, który ukazał się w kwartalniku „Polski Przegląd Dyplomatyczny”, pisałam: „W czasach pokoju zadaniem kręgów biznesowych była obsługa interesów Putina (tajemnice nieformalnych operacji finansowych wyszły na jaw m.in. dzięki dziennikarskiemu śledztwu Panama Papers), a także robienie mu prezentów i przyjemności. W czasie wojny biznesmeni mają popierać prezydenta i finansować potrzeby militarne państwa.
(…) Oligarchowie – jeśli można użyć tego nieprecyzyjnego pojęcia, powszechnie stosowanego w mediach – nie stanowią w putinowskiej konstrukcji oddzielnej grupy o wielkich wpływach. To nie oni dyktują warunki, to Kreml im je dyktuje. Nie zmieniło się to po 24 lutego 2022 r. Spekulacje medialne, że wkrótce w otoczeniu biznesowym (lub politycznym) Putina zawiąże się spisek, który pozbawi go władzy, nie sprawdziły się”.
Świat biznesu pokornie pochylił głowy, poza nielicznymi wyjątkami nikt się nie wychylił – uczestnicy układu doskonale wiedzą, że manifestowanie niezgody wobec bezsensu wojny oznaczałoby utratę apanaży. Wolą milczeć. A jeżeli już zabierają głos, to tylko po to, aby powalczyć o zniesienie sankcji. Tylko czasem w kuluarach szepczą po kątach, psioczą na Putina i płaczą za tym pięknym życiem, które rujnuje im wojna.
Dziennikarskie śledztwo
Niedawno na portalu Proekt.media ukazał się interesujący raport grupy dziennikarzy śledczych, którzy dotarli do danych ukazujących skalę współpracy kręgów biznesowych z Kremlem. Autorzy raportu twierdzą, że najbogatsi Rosjanie zarobili miliardy na kontraktach zbrojeniowych: „produkują broń, która zabija cywilów w ukraińskich miastach. Ale nawet wiedząc o tym, oligarchowie nadal milczą”.
Co najmniej 81 przedsiębiorców z ostatniego przedwojennego notowania Forbesa, obejmującego dwustu najbogatszych Rosjan, otwarcie wzięło udział w wyposażeniu rosyjskiej armii w broń, amunicję i inne artykuły niezbędne do prowadzenia działań wojennych (np. firmy Michaiła Fridmana zaopatrują armię w umundurowanie, żywność, a także ubezpieczają pojazdy Rosgwardii). Tylko 14 osób z tej listy zostało objętych sankcjami w jurysdykcjach Zachodu i Ukrainy, pozostałe trafiły na listy sankcyjne nie wszędzie.
Przez wszystkie lata trwania konfliktu (czyli od roku 2014) rosyjscy krezusi zarobili, według wyliczeń dziennikarzy Proekt.media, co najmniej 3 mld dolarów na wojnie. To tylko kontrakty, które można znaleźć w wolnym dostępie. A trzeba dodać, że po rozpoczęciu agresji rosyjskie władze utajniły większość zawieranych umów.
Na liście zarabiających na krwi znaleźli się między innymi: Roman Abramowicz, Giennadij Timczenko, Aliszer Usmanow, Jurij Kowalczuk, Arkadij Rotenberg, Aleksiej Mordaszow, Władimir Potanin, Wagit Alekpierow, wzmiankowany wyżej Michaił Fridman, Wiktor Wekselberg, Władimir Jewtuszenkow.
Oddzielną formą wsparcia dla wojny jest finansowanie przez oligarchów zaciężnych hufców, rzucanych na Ukrainę. Na tej niwie odznaczył się m.in. Oleg Deripaska. Portal „Ważnyje Istorii” pisze o sponsorowaniu przez niego batalionu ochotniczego Sokoł. Podobną pomoc okazują również państwowe korporacje – np. batalion Uran jest sponsorowany przez korporację Roskosmos.
Hasło z lat wielkiej wojny ojczyźnianej „Wszystko dla frontu” zyskuje w warunkach putinowskiej Rosji nowy wymiar.