W sprawie „kapelana wyklętego”

Człowiek zawiódł osiem razy, dostaje dziewiątą szansę, bo a nuż może właśnie wtedy coś mu w duszy „zaskoczy”. Bzdury, które czasem wygaduje ks. Międlar, to również test dla deklarowanej przez nas nader często miłości bliźniego.

04.09.2016

Czyta się kilka minut

Naprawdę nie rozumiem tych, którzy zaczęli biadać, że przeniesienie ks. Jacka Międlara – który już, już zdawał się być na wylocie ze zgromadzenia – do parafii w Tarnowie (gdzie rzecz jasna nadal będzie mógł z ambony ubogacać społeczeństwo nacjonalistyczną pseudoteologią, a może nawet ogłaszać farmazony o „żydowskim imperalizmie”) jest dowodem na to, że polski Kościół instytucjonalny przesunął się jeszcze bliżej prawej ściany (piszę „instytucjonalny Kościół”, bo w sprawę widocznie zaangażował się Episkopat, skoro newsa ogłosił jego rzecznik).

Przeciwnie! To przecież oczywista oznaka liberalizacji! Druhny i druhowie – Kościół nam się otwiera, że hej! Dobrze pamiętam wszystkich tych ekspertów w koloratkach (materialnych i mentalnych), którzy przekonywali, że katolik publicznie głoszący treści stojące w sprzeczności z nauczaniem Kościoła popełnia grzech zgorszenia i zanimzostanie na nowo dopuszczony do pełnej wspólnoty (komunii), powinien również publicznie pokajać się i zapewnić, że zmienił poglądy. Ale skoro młody ksiądz, który głosił treści jawnie niezgodne z Magisterium (czego wielokrotnie dowodzono) oraz w oczywisty sposób dopuszczał się publicznego gorszenia wiernych, łamiąc ślub posłuszeństwa przełożonym (co sami przyznali w liście), teraz – bez żadnej publicznej pokuty – zostaje znowu dopuszczony do ołtarza, ambony i pracy parafialnej, to takiej samej „amnestii” mogą chyba spodziewać się wszyscy inni, którym nie po drodze było z bezkompromisowymi wymogami Ewangelii? Przecież to nie może mieć żadnego znaczenia, że księdzu Jackowi zdarza się profanować przesłanie Chrystusa z prawej, a im – bardziej z tej lewej strony?

Napiszę bez ironii: ta postawa jest jakoś ewangeliczna. Człowiek zawiódł osiem razy, dostaje dziewiątą szansę, bo a nuż może właśnie wtedy coś mu w duszy „zaskoczy”. Bzdury, które czasem wygaduje ks. Międlar, to również test dla deklarowanej przez nas nader często miłości bliźniego. Kochać i życzyć dobrze komuś, kto jest mym mentalnym klonem, to przecież żadna sztuka. Okazać miłość, miłosierdzie, współczucie, sympatię komuś, kto kompletnie nie jest z mojej bajki – oto godne chrześcijanina wyzwanie.

Kłopot jednak nie w samej idei, a w jej sensownej egzekucji. Ks. Międlar publicznie grał na nosie kościelnej władzy, łamiąc jej zakazy (za co zżymali się na niego nawet publicyści z prawej strony sali). Komunikat, który idzie teraz w świat, do nacjonalistów, liberałów oraz tzw. normalsów, jest jasny: czyli tak można. Możecie sobie, drodzy księża biskupi, straszyć, możecie zakazywać, a my i tak będziemy głośno dalej gadali to, co uważamy. Jasne, żyjemy w wolnym kraju, każdy ma prawo mówić, co chce, i nie potrzebuje na to zgody biskupów. Gdy jednak mówi coś takiego w koloratce, od ołtarza, albo sugerując, że jest głosem Kościoła, Kościół ma prawo zareagować, broniąc czystości powierzonego mu depozytu oraz – zwyczajnie – swojego wizerunku.

Oto dlaczego wszyscy ci, którzy domagali się kościelnych sankcji np. dla polityków mówiących: „jestem katolikiem i w niczym nie przeszkadza mi to popierać niekatolickich regulacji dotyczących ochrony życia”, tak dobitnie zwracali uwagę, że najpierw owi politycy muszą zrobić to, co syn marnotrawny – głośno oświadczyć, że błądzili. Ksiądz Jacek ani słowem nie odciął się choćby od publicznych obelg pod adresem jednej z posłanek. Nic nie wiadomo o weryfikacji jego opinii na temat masońskich korzeni pracowników Kurii Rzymskiej. Albo mi to umknęło, albo nie zadeklarował też zgodności z tym, co o zagrożeniach płynących z nacjonalizmu mówił choćby przewodniczący Episkopatu, abp Stanisław Gądecki.

Rzecznik tegoż Episkopatu mówi, że sprawa ks. Międlara została „definitywnie załatwiona”, mając pewnie na myśli podtrzymanie zakazu wystąpień i udzielania się w mediach elektronicznych. Czyli że większym kłopotem jest to, iż ksiądz mówi, niż to, co mówi. Być może tak jest na razie. Rozumiem, że przełożeni robią wszystko, by ocalić młode powołanie. Wiem, że gdy „robi się w ludziach”, nie da się wszystkiego uzyskać od razu. Pozostaje więc wierzyć, że ks. Międlar w Tarnowie nie stanie się obiektem pielgrzymek nacjonalistów z całego kraju, gotowych jechać do swojego „kapelana wyklętego”, a raczej że kolejna szansa, którą dostał, rozszerzy jego serce, by nauczył się ludzi łączyć, a nie dzielić, bez względu na ich pochodzenie, status czy płeć (o czym wyraźnie mówi św. Paweł w Liście do Galatów).

Akolici księdza Jacka lubią przy okazji rozmowy o jego wybrykach wyciągać na stół cytaty z papieża Franciszka, głoszącego, że pasterz powinien czasem pójść za intuicją owiec, przesiąknąć ich zapachem, być zawsze tam, gdzie są ludzie, niezależnie od tego, co by robili i jak daleko od Jezusa byli. Jasne. Nie może jednak dać się im zwieść na manowce. Nie może podawać im koktajlu, w którym na trzy części miłości bliźniego przypadną dwie części ksenofobii. Nie może pozwolić na herezję robienia ze słowa „naród” czwartej Osoby Trójcy Świętej. Ewangelia jest niepodzielna, a przykazanie miłości nie uznaje kompromisów.

No tak, ale Jezus mówi też przecież, by nie rzucać się zaraz z kosiarką na inaczej myślących, by pozwolić chwastom i zbożu rosnąć aż do żniw, gdy o ich prawdziwej wartości wypowie się sam Bóg. Jeśli jednak chcemy pójść tą drogą – powtórzę apel z początku tego tekstu – bądźmy konsekwentni. To zaś oznacza, że arcybiskup łódzki musiałby stonować swoje bijące ognistymi frazami we wszelkich „innomyślców” kazania, że ten czy inny ksiądz profesor musiałby przestać dywagować o zakazie komunii dla zwolenników in vitro, a zatroskani o integralność Kościoła prawicowi publicyści nie mogliby już pluć nie tylko na swoich formalnych współbraci: papieża Franciszka i kard. Kaspera, ale i na cywilów z zewnątrz (takich jak choćby będący ich mroczną obsesją Adam Michnik). Episkopat wyraźnie nas do tego zachęca. To jak, damy radę? ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Polski dziennikarz, publicysta, pisarz, dwukrotny laureat nagrody Grand Press. Po raz pierwszy w 2006 roku w kategorii wywiad i w 2007 w kategorii dziennikarstwo specjalistyczne. Na koncie ma również nagrodę „Ślad”, MediaTory, Wiktora Publiczności. Pracował m… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 37/2016