W pustce i ciszy

Polskie władze nie przedstawiły jak dotąd ani jednego sensownego argumentu przeczącego tezie, że wprowadzony 2 września w pasie przygranicznym z Białorusią stan wyjątkowy ma inny cel niż pozbycie się świadków tego, jak służby państwowe traktują osoby usiłujące nielegalnie dostać się do naszego kraju.

06.09.2021

Czyta się kilka minut

Granica polsko-białoruska na rzece Świsłocz. Chomontowce, woj. podlaskie 29 sierpnia 2021 r. / FOT. MICHAŁ KOŚĆ / FORUM /
Granica polsko-białoruska na rzece Świsłocz. Chomontowce, woj. podlaskie 29 sierpnia 2021 r. / FOT. MICHAŁ KOŚĆ / FORUM /

To oczywiście zła wiadomość dla ludzi na granicy. Ale w dłuższej perspektywie także dla Polski. Igranie argumentami o niebezpieczeństwie skończy się fatalnie, gdy w przyszłości takie zagrożenie faktycznie nadejdzie.

Od kilku dni nie wiemy, co dokładnie dzieje się na białoruskim pograniczu. Po trzech tygodniach oglądania kadrów z grupą 32 Afgańczyków uwięzionych między polskimi i białoruskimi kordonami w mediach zapanowała cisza. Jedno z arbitralnie nałożonych przez władzę ograniczeń stanu wyjątkowego to zakaz obecności na granicy osób postronnych, w tym dziennikarzy. Ten akurat zakaz – inaczej niż masowo i niemal bez konsekwencji kontestowane zasady bezpieczeństwa podczas epidemii – władza egzekwuje nadzwyczaj sprawnie.

Spływające przed 2 września relacje świadków o zatrzymywaniu obcokrajowców przez Straż Graniczną (a następnie o wywożeniu ich w „nieznane miejsca”, o furgonetkach rozjeżdżających się w kilku kierunkach dla zmylenia dziennikarzy, nielegalnym cofaniu ludzi do granicy) dają powód do obaw, że za zasłoną stanu ­wyjątkowego ludziom na granicy – wcześniej ­wykorzystanym przez Białoruś – dzieje się krzywda. Prasa i organizacje pozarządowe bywają dla służb uciążliwe.


CZYTAJ TAKŻE

 

LUDZIE NA GRANICY: Ich przyjęcie nic by Polskę nie kosztowało. Ale wtedy Białoruś wykorzystałaby kolejnych. Na naszej wschodniej granicy rozgrywa się dramat konkretnych osób i coś, co poza ten dramat wykracza >>>


Zdarza się nawet, że w konkretnych sytuacjach ich obecność prowadzi do niepotrzebnych napięć. To jednak za mało, aby odmawiać im dostępu do ludzi na granicy, wokół których w ostatnich tygodniach ogniskowały się nasze emocje i uwaga.

Premier Mateusz Morawiecki coraz częściej akcentuje fakt, że 10 września w pobliżu granic z Polską i państwami bałtyckimi rozpoczynają się rosyjsko-białoruskie manewry wojskowe „­Zapad 2021”. Kreml może zaryzykować incydent [patrz: komentarz Wojciecha Konończuka, s. 9 – red.]. Tym bardziej że według propagandy Łukaszenki to Polska „podsyła” Białorusi migrantów.

Kontekst manewrów jednak nie pojawia się w uzasadnieniu rozporządzenia o wprowadzeniu stanu wyjątkowego (rząd nie utajnił również całego lub części rozporządzenia, co mogłoby sugerować posiadanie danych wywiadowczych o grożącym niebezpieczeństwie).

W dokumencie – jedynym formalnym wyjaśnieniu, dlaczego ów stan wprowadzono – mowa jest o innym zagrożeniu: obecności w pasie przygraniczym osób mogących przeszkadzać w działaniach służb. Sam stan ­wyjątkowy, dodajmy, nie ułatwia alokacji sił zbrojnych czy obrony terytorialnej.

Przed wprowadzeniem stanu wyjątkowego nic nie wskazywało na to, aby wojsko i Straż Graniczna „nie radziły” sobie z kilkudziesięcioma lub nawet kilkuset migrantami, a także dziennikarzami i aktywistami – chyba że za swoją porażkę uznają jedną próbę przecięcia nowo powstałych zasieków z drutu kolczastego czy też usiłowanie dostarczenia jedzenia i pomocy lekarskiej grupie Afgańczyków spod Usnarza Górnego. Gdyby stan wyjątkowy miał faktycznie służyć głównie bezpieczeństwu Polski, rząd Zjednoczonej Prawicy – której politycy, przypomnijmy, od lat akcentują zagrożenie masową migracją z państw muzułmańskich – w tym przypadku zdecydowałby się na otwartą politykę informacyjną.

Stało się jednak inaczej. Taki sposób wprowadzenia stanu wyjątkowego (odmienny od tego, w jaki uchwalano go w Litwie czy Łotwie) musi skutkować spadkiem wiary w siłę i moc sprawczą rządu. Kolejny raz w ciągu ostatnich lat z pozoru okazując siłę, nasze państwo odkryło przed nami – oraz, co gorsza, przed tymi za granicą, którzy życzą Polsce źle – wyłącznie słabość. 


UCHODŹCY I MIGRANCI: CZYTAJ WIĘCEJ W SERWISIE SPECJALNYM >>>

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Marcin Żyła jest dziennikarzem, od stycznia 2016 do października 2023 r. był zastępcą redaktora naczelnego „Tygodnika Powszechnego”. Od początku europejskiego kryzysu migracyjnego w 2014 r. zajmuje się głównie tematyką związaną z uchodźcami i migrantami. W „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 37/2021