W przyszłość patrzę z nadzieją

Abp Henryk Muszyński: Rolę prymasa, czasem wyolbrzymianą, należy właściwie ustawić. Z pewnością też znaczenie tego urzędu będzie zależeć od autorytetu moralnego kolejnych prymasów. Rozmawiał Marek Zając

15.12.2009

Czyta się kilka minut

Arcybiskup Henryk Muszyński, Gniezno, 10 grudnia 2009 r. / fot. Grażyna Makara /
Arcybiskup Henryk Muszyński, Gniezno, 10 grudnia 2009 r. / fot. Grażyna Makara /

Marek Zając: Jaką rolę powinien pełnić prymas w Kościele w Polsce?

Abp Henryk Muszyński: Skończyła się era wielkich prymasów, którzy jednocześnie byli przewodniczącymi Episkopatu. Zbliżamy się do modelu obowiązującego we Francji, Hiszpanii czy Irlandii, gdzie honorowy tytuł prymasowski wiąże się z historycznie ważnymi stolicami biskupimi. Nadal jednak należy brać pod uwagę specyfikę, jaka w Polsce wyróżnia tę godność. Dzięki świadectwu moich wielkich poprzedników, którzy dysponowali ogromnym autorytetem moralnym, a po wtóre dzięki biegowi historii Polski - prymas stał się w naszym kraju symbolem jedności i ciągłości. I tym znakiem pozostanie. W jakim stopniu? Tego na razie nie wiem, bo godność prymasowska musi się dopełniać z urzędem przewodniczącego konferencji biskupów.

Na pewno prymas pozostaje jedynym członkiem Rady Stałej Episkopatu, który nie pochodzi z wyboru. To gwarantuje jego stały i trwały wpływ np. na programy duszpasterskie czy tematy biskupich obrad.

20 marca przyszłego roku Ksiądz Arcybiskup ma przejść na emeryturę. Przez te trzy miesiące ukształtuje się praktyka sprawowania urzędu prymasowskiego - na powrót związanego z Gnieznem, a nie Warszawą.

Chciałbym, żeby ta praktyka zmierzała w kierunku współdziałania, kolegialności i komplementarności całego Episkopatu. Prymas nie jest nad Episkopatem, jest jego częścią. Szanować trzeba pełną autonomię ordynariuszy, bo to im Sobór Watykański II przekazał daleko idące kompetencje. Prymas będzie miał możliwość wpływu przede wszystkim przez braterskie relacje z biskupami diecezjalnymi jako primus inter pares, pierwszy pośród równych. Jestem przekonany, że Bóg może potrzebować nas wszystkich, z całą różnorodnością i bogactwem przymiotów: Przewodniczącego Konferencji Episkopatu, Kardynała Stanisława, jedynego i najbliższego świadka całego życia Jana Pawła II, a dziś następcy na stolicy św. Stanisława, Arcybiskupa Warszawskiego, który ze stolicy zawsze będzie pełnił szczególną rolę, prymasa Polski, a także każdego z poszczególnych biskupów. Nowe wyzwania sprawią, że dla nikogo z nas nie zabraknie nie tylko pracy, ale i ważnych zadań w Kościele. Żywię nadzieję, że harmonijna i braterska współpraca wszystkich sprawi, że także symboliczna i honorowa rola prymasa nie osłabnie.

Wielu katolików myli prymasostwo z przewodniczeniem Episkopatowi...

Tak faktycznie myśli wielu wiernych, dlatego czuję dodatkową odpowiedzialność za moje słowa i czyny, choć wspomniane fałszywe wyobrażenia należałoby skorygować. Jako arcybiskup gnieźnieński nieraz dostawałem np. listy, w których żądano, bym odwołał niektóre z moich opinii czy wypowiedzi, a jeżeli nie - adresaci grozili, że napiszą skargę do prymasa. Stąd wiem, że czasem wyolbrzymianą rolę prymasa należy właściwie ustawić. Z pewnością też znaczenie prymasostwa będzie zależeć od autorytetu moralnego kolejnych prymasów.

Już wkrótce Kościół z zainteresowaniem wsłucha się w opinię nowego prymasa, np. na temat projektów ustaw bioetycznych.

Dotykamy tu samych podstaw stworzenia, wkraczamy w ideę stwórczą zastrzeżoną Bogu. Możliwości technologiczne nie mogą przekraczać granic wyznaczonych przez etykę. Ustawa bioetyczna jest sprawą bardzo pilną. Stanowisko katolickie jest jasno określone, tu nie ma o czym dyskutować. Najpierw jesteśmy zobowiązani dać świadectwo, jakie jest nasze wewnętrzne przekonanie i wyjaśnić, dlaczego taką naukę głosimy. Ale - żyjąc w świecie pluralistycznym - musimy się też liczyć z tym, że naszych opinii inni mogą nie podzielać. W takim wypadku należy czynić wszelkie starania, by ograniczyć szkodliwe skutki braku ustawy albo złej ustawy. Z ogromną wdzięcznością przyjąłem ostatni prasowy dodatek, wspólnie wydany przez redakcje katolickie, poświęcony etyce katolickiej i tak bardzo potrzebny w obecnej chwili. Należą się słowa wdzięczności i uznania zarówno tym, którzy inspirowali, jak i tworzyli to wydawnictwo.

Co to oznacza dla posła-katolika?

Kościół mówi o wartościach i zasadach - na pewno nie wskaże konkretnego rozwiązania ustawowego. Polityk powinien zrobić wszystko, aby sprawa zapłodnienia in vitro nie pozostała bez żadnego uregulowania prawnego. To najgorsze z możliwych rozwiązań, bo pozwala eksperymentować na ludzkim życiu i niszczyć tysiące zarodków. Po drugie, powinien zabiegać o taki kształt ustawy, który jest możliwy do przyjęcia w społeczeństwie pluralistycznym. Musi realnie ocenić bieżące okoliczności. Bogu dzięki wspomniany dodatek określa wyraźnie zasady, jakimi powinien się kierować poseł-katolik w sytuacji konfliktowej.

Statut Episkopatu podkreśla honorowe pierwszeństwo prymasa. Ksiądz Arcybiskup będzie przewodniczyć narodowym celebrom i wygłaszać telewizyjne orędzia?

Na to nie umiem dziś jednoznacznie odpowiedzieć, a nie chciałbym się wysuwać przed szereg. Mam taką nadzieję, bo honorowe pierwszeństwo jest historycznym zobowiązaniem. Ale wiadomo też, że trzeba dzielić role z przewodniczącym Episkopatu i innymi biskupami. To są funkcje komplementarne, a ich rozdzielenie może wspólnocie Kościoła przynieść korzyść, o ile będzie się odbywać w harmonii i duchu współpracy.

Może, biorąc pod uwagę postać św. Wojciecha i dorobek Księdza Arcybiskupa, prymasostwo powinno stać się znakiem udziału Kościoła w Polsce w kształtowaniu europejskiej historii i przyszłości?

To będzie zależeć od osobowości tych, którzy będą dzierżyli ten tytuł. Nie ulega jednak wątpliwości, że działa genius loci Gniezna. Widzę, że Polacy z zagranicy przyjeżdżają tu jak do kolebki. To dziś, w dobie pluralizmu religijnego i mieszania się kultur, ma ogromne znaczenie. Ukazuje, kim i po co jesteśmy, dokąd zmierzamy. W kontekście budowy tożsamości Kościoła i narodu Gniezno będzie odgrywało dużą rolę jako symbol przeszłości i zobowiązanie na przyszłość. Odnoszę to do wstawiennictwa św. Wojciecha, bo sam tego wstawiennictwa doświadczam. Zawsze mnie wewnętrznie niepokoiły słowa Jana Pawła II, że świadectwo św. Wojciecha jest żywe i wciąż przynosi nowe owoce. Nie kult, ale właśnie świadectwo. Papież pokazał, co to znaczy być otwartym na wszystko, co europejskie, a jednocześnie wnosić do Europy wszystko, co najlepsze z dziedzictwa św. Wojciecha.

Wojciech poniósł porażkę. Dwa razy opuszczał praskie biskupstwo. Fiaskiem zakończył się europejski projekt, który wymarzył wspólnie z cesarzem Ottonem III i papieżem Sylwestrem II. Prusów św. Wojciech też nie nawrócił, a w XIII w. Krzyżacy przynieśli im nie Ewangelię, ale miecz. Po tysiącu lat jako patrona Europy podziwiamy człowieka, którego życie biegło od klęski do klęski.

Martin Buber powiedział, że sukces nie jest żadnym z prawdziwych imion Bożych. Dodałbym za historykami, że św. Wojciech był w Polsce tylko tranzytem, zaledwie sześć tygodni, a czczony jest przez wieki. Jego klęska jest pozorna, bo zawsze zwycięża Zmartwychwstały, a biskup praski okazał się Jego wiernym uczniem. Na ikonie, która zawisła w gnieźnieńskiej katedrze, św. Wojciech stoi na wiośle, które nie jest już narzędziem śmierci, ale znakiem zwycięstwa. W ręku trzyma jedynie dwa symbole: krzyż i Biblię. Odesłał wojów Chrobrego i podjął się wielkiej misji zaopatrzony właśnie tylko w te dwa wymowne symbole. To postawa zgodna z duchem Vaticanum Secundum, które każe ewangelizować siłą samej prawdy wspartej świadectwem autentycznego życia.

Ta ikona przedstawia patrona niepodzielonego jeszcze Kościoła Zachodu i Wschodu. Kiedyś zresztą jego wspomnienie znajdowało się w kalendarzu Kościoła prawosławnego, ale zostało usunięte, gdy męczennik stał się patronem Polski. Dziś wolno mi ufać, że św. Wojciech pomoże przezwyciężyć te dawne pęknięcia wewnątrz chrześcijaństwa.

Jak Ksiądz Arcybiskup, który w marcu będzie obchodzić 25. rocznicę święceń biskupich, ocenia minione lata?

Dziękuję Bogu, że się urodziłem w tak ciekawych czasach. Z reguły powtarza się, że to były czasy ciężkie, a ja twierdzę, że piękne. Przeżyłem dwa totalitaryzmy, które miały być wieczne. Jako dziecko złotego wieku stalinizmu musiałem wybierać między Ewangelią Jezusa a "nową biblią" tamtych czasów, czyli komunizmem obiecującym raj na ziemi. Dziękuję Opatrzności, że wybrałem Chrystusa i przyjąłem święcenia kapłańskie, a im dłużej żyję, tym większa jest moja wdzięczność. Dziś przeżywam Boga jako Deus semper maior, Boga zawsze większego niż wszystkie oczekiwania. Doświadczam bowiem rzeczy, które przed laty nawet przez myśl by mi nie przeszły. Nie marzyłem, że będę żył w wolnym kraju, będę pierwszym po 171 latach biskupem rezydującym w Gnieźnie, który na dodatek będzie przeżywał wielkie milenijne jubileusze związane ze św. Wojciechem w obecności Jana Pawła II. A na koniec jeszcze prymasostwo. To o wiele więcej, niż w ogóle śmiałbym marzyć. Byłoby czarną niewdzięcznością, gdybym ośmielił się narzekać. Stąd wypowiadam dziś wielkie "Bogu niech będą dzięki" za wszystko, także za tylu wspaniałych, a nawet świętych ludzi, których miałem okazję spotkać w swoim życiu.

Unia Europejska nie chciała uznać w preambule do Konstytucji, że wyrasta z chrześcijaństwa, a Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu przychylił się do protestu przeciwko krzyżom we włoskiej szkole. Czuje się Ksiądz Arcybiskup rozgoryczony?

Od samego początku moja sytuacja była paradoksalna: w Europie broniłem Polski, w Polsce broniłem Europy. Sam siebie pytałem, czy jestem jeszcze jednym i tym samym człowiekiem. Oczywiście, że negowanie chrześcijańskich korzeni mnie zabolało, ale w imię prawdy trzeba powiedzieć, że same zapisy niewiele by tu zmieniły. Rozstrzygające było, jest i będzie nasze chrześcijańskie świadectwo jako obywateli Europy. Jeżeli zaś chodzi o Trybunał w Strasburgu, wyrok w sprawie krzyży mnie zaskoczył. To wyraz fundamentalizmu laickiego i źle pojmowanej autonomii państwa. Neutralność polegać powinna na tym, że państwo nie angażuje się po stronie żadnego światopoglądu, ale otwiera przestrzenie dla wszystkich, m.in. dla prawnie uznanych związków wyznaniowych. Najbardziej boli mnie, że znikają świętości i to, że w ich miejsce nie pojawia się nic nowego, nic pozytywnego. Pozostaje pustka. Prosta droga, która prowadzi do nicości.

Czyli zawiódł się Ksiądz Arcybiskup na Unii Europejskiej?

Dla wejścia do Unii nie było alternatywy. Po drugie, nie wszystko idzie w złym kierunku, np. w traktacie lizbońskim w kwestiach związanych z wiarą i moralnością zagwarantowano pierwszeństwo prawa krajowego. Teraz cała rzecz w respektowaniu i interpretacji tego prawa. Poza tym Bruksela uznała europejskich biskupów za partnerów do stałego i otwartego dialogu. Tych osiągnięć nie wolno lekceważyć, ale trzeba je też umiejętnie wykorzystać.

Jak ocenia Ksiądz Arcybiskup drogę, którą Kościół w Polsce przebył w ostatnich 20 latach?

Potrzebna jest fundamentalna ewangelizacja. Ludzie muszą żyć i promieniować prawdą pojednania z Bogiem, ze sobą, z bliźnimi. Tak, aby chrześcijaństwo uzyskało swą pierwotną moc przyciągania. Głównym zadaniem jest pokonanie bolesnego rozziewu między wyznaniem wiary a codziennym życiem. Liczyć się muszą nie tylko postawy kultyczne, lecz także etyczne.

Jak Ksiądz Arcybiskup, promotor nauczania Soboru Watykańskiego II, ocenia jego realizację w Polsce?

Sobór jest dla naszego Kościoła w większym stopniu zadaniem niż dziełem urzeczywistnionym. Tamto wydarzenie wprowadziło do Kościoła nowego ducha i wielkie zmiany, czego doświadczyłem jako ksiądz należący przecież do pokolenia jeszcze przedsoborowego. Olbrzymia większość dokumentów soborowych czeka wciąż na upowszechnienie, uświadomienie sobie ich treści, w końcu na realizację w praktyce. W okresie komunizmu byliśmy bowiem przekonani, że nie wszystkie elementy tamtego nauczania pasują do specyfiki naszego Kościoła. Muszę przyznać, że sam np. nie czytałem dokumentów poświęconych Akcji Katolickiej, skoro możliwości działania wiernych świeckich były ograniczone przez reżim. Dotyczy to zresztą w ogóle udziału laikatu w życiu Kościoła. Ale dziś przyszła pora nie tylko na lekturę, lecz także na urzeczywistnienie tego, co w tych dokumentach zapisano jako zadanie. Podobnie jest z katolicką nauką społeczną - niech się nikomu nie wydaje, że tamte dokumenty są już przestarzałe. Przeciwnie, nadal stanowią fundament, który wymaga jedynie uzupełnienia encyklikami Jana Pawła II i Benedykta XVI. Ważną kwestią jest także kolegialny i wspólnotowy wymiar życia Kościoła. Bardzo się cieszę, że będzie to temat przyszłego trzyletniego cyklu duszpasterskiego zapowiedzianego przez Episkopat.

Czy duch przyjaznego dialogu chrześcijaństwa ze światem nie został w naszym Kościele zepchnięty na margines?

Dostrzegam problem radykalizacji, który istnieje nie tylko w dziedzinie religii, ale także w życiu społecznym czy politycznym. Rzeczywiście mogłoby się wydawać, że radykalne środowiska biorą górę. Ale ja wierzę w ludzki rozsądek i dostrzegam, że także grupy związane z tzw. Kościołem otwartym nie zanikają, nie stoją w miejscu, ale nadal usiłują konfrontować naukę katolicką z konkretnymi wyzwaniami współczesności. Swoim oddziaływaniem obejmują szerokie kręgi tych, którzy być może są luźniej związani z Kościołem, ale ciągle otwarci na Ewangelię, która przecież nie straciła w niczym swojej siły przyciągania. A skoro te wyzwania budzą wielkie emocje, to i środowiskom otwartym musi się dostawać od radykałów z lewa i prawa. Cóż, zawsze łatwiej bronić i być przy tym ortodoksyjnie katolickim, niż szukać nowych dróg.

Ale czy ta radykalizacja nie dotknęła Episkopatu? Czy pokolenie Księdza Arcybiskupa, które przechodzi na emeryturę: Alfonsa Nossola, Tadeusza Pieronka czy Tadeusza Gocłowskiego - ma następców?

Widzę tę różnicę pokoleniową, chociaż nie aż tak zasadniczą, bo wszyscy służymy Kościołowi. Jestem rzeczywiście najstarszym z urzędujących aktualnie biskupów tego pokolenia. Obserwuję wyraźną różnicę w podejściu do wielu spraw, ale jestem głęboko przekonany, że Bóg dobiera nowych ludzi do nowych zadań. Z podziwem patrzę na entuzjazm i zaangażowanie właśnie młodego pokolenia biskupów, którzy znajdują znakomity kontakt zwłaszcza z młodszymi. Często doświadczam, że tak bym nie potrafił, ale wcale się z tego powodu nie smucę, wszakże dostrzegam, że moja posługa dobiega końca. Cieszę się, że są następcy i wierzę, że poprowadzą Kościół zgodnie z oczekiwaniami Pana. Jest to bowiem rzeczywistość, której nie wolno oceniać w kategoriach ludzkich. Wierzę przecież, że Kościół jest dziełem Boga, a Duch Święty prowadzi go tam, dokąd chce i przy pomocy tych, których wybrał. Dlatego w przyszłość patrzę z nadzieją. Inaczej po prostu nie potrafię.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 51-52/2009