W prawdziwej rodzinie. O filmie „Cicha dziewczyna”

W trakcie seansu przypominają się brutalne słowa z „Ciemno, prawie noc” – że nie ci mają dzieci, którzy powinni.

28.08.2023

Czyta się kilka minut

Irlandzkie lato
Kadr z filmu „Cicha dziewczyna” / MATERIAŁY PRASOWE NOWE HORYZONTY

Film „Cicha dziewczyna” chciałoby się zadedykować, rzecz jasna ironicznie, tym wszystkim, którzy wierzą w rodzinę ściśle biologiczną i uprawiają kult niekontrolowanego rozrodu i zimnego chowu. Niechaj zobaczą, czym mogą być więzi oparte jedynie na pokrewieństwie. Zwłaszcza gdy za zamkniętymi drzwiami pierze się rodzinne brudy i tuszuje powszednie krzywdy, w imię nienaruszalnej świętości podstawowej komórki społecznej.

Albowiem prawdziwy dom jest tam – nie da się uciec od poradnikowej gadki – gdzie pozwala się dziecku być po prostu dzieckiem, dbając o jego fizyczny i psychiczny dobrostan. W filmie Colma Bairéada dzieciaki są kłopotliwym żywym inwentarzem i aż trudno uwierzyć, że mamy początek lat 80. zeszłego wieku.

Irlandia nie była wtedy jeszcze zieloną wyspą dostatku. Nie zdążyła doświadczyć cudu gospodarczego, nie przeszła też, szczególnie na prowincji, wszystkich społeczno-obyczajowych rewolucji. Życie dziewięcioletniej Cáit (gra ją Catherine Clinch) przypomina głębokie międzywojnie. Jedynie auta i telewizyjne reklamy, bezwstydnie zachęcające do konsumpcji, wskazują na epokę, w jakiej rozgrywa się ta opowieść. Za to sam film, na pozór kolejny dramat o trudnych sprawach socjalnych czy cywilizacyjnych zapóźnieniach, dostarcza najintensywniejszych przeżyć. Kino familijne, niemal z definicji obciążone dydaktyzmem i sentymentalizmem, rzadko przybiera tak krystalicznie czyste barwy.

Wylękniona, zaniedbana siuśmajtka i niedouczone popychadło z poobijanymi kolanami – początkowo tak jawi się bohaterka „Cichej dziewczyny”. Jej cichość do samego niemal końca ustawia filmową tonację. Widać to choćby w kolorystyce zdjęć stojącej za kamerą Kate McCullough, wypłowiałych i brudnych, w czas suszy dalekich od szmaragdowej soczystości. Surowy irlandzki pejzaż zdaje się jedynym świadkiem cichego dramatu dziewczynki, wiecznie głodnej i osamotnionej w wielodzietnej rodzinie, gdzie dysfunkcyjny ojciec właśnie spłodził kolejnego potomka. A kobiety i dzieci głosu tutaj nie mają; to ledwie „gęby do wyżywienia”.

Dlatego pewnego dnia Cáit zostaje wysłana na całe wakacje do dalekich, bezdzietnych i lepiej sytuowanych krewnych. W tym momencie mogłoby się rozpocząć coś w rodzaju „Ani z Zielonego Wzgórza” czy innej „Pollyanny”. Jednakże Bairéad narzuca sobie powściągliwość na miarę swojej protagonistki, jakby ona stanęła za kamerą. Przejmując jej optykę, bez pośpiechu uchyla rąbka tajemnic i rozkręca spiralę emocji.

Podobne historie najłatwiej buduje się na przeciwstawieniach. U siebie Cáit była dzieckiem zahukanym, u wujostwa dostaje sto procent uwagi i nieskończoną życzliwość. Tam był brud i ubóstwo, tutaj schludny dom, ogarnięte gospodarstwo i własny pokój. Lecz sympatyczne tapety z motywem pociągu skrywają tragiczną prawdę o tej zacnej, acz chłodnej w obejściu rodzinie. Łatwo się domyślić, czemu w domu jest tak cicho, a ciotka Eibhlín (w tej roli równie wyciszona Carrie Crowley) po kryjomu farbuje siwiznę. Resztę dopowiedzą nam złe sąsiedzkie języki, zakłócając pozorną harmonię.

Bo cóż z tego, że dziewczynka nosi teraz czyste ubrania, skoro nieświadomie występuje w roli kogoś innego. Przywiązanie, jakie z wolna tworzy się między nią i jej opiekunami, już na starcie zostało naznaczone skazą. Co nie zmienia faktu, że wszyscy troje mają coś istotnego do przerobienia i staje się to możliwe właśnie dzięki temu niełatwemu spotkaniu. Bairéad inscenizuje je bez nadmiernego spoufalania się z bohaterami, otwierając przestrzeń dla niedomówień, a jednak będąc blisko.

Irlandzki twórca nakręcił film z ducha korczakowski, pokazujący rodzicielską miłość nie jako ślepy instynkt, ale żmudną pracę u podstaw, także nad samym sobą. W trakcie seansu przypominają się brutalne słowa jednego z bohaterów „Ciemno, prawie noc” Joanny Bator – że nie ci mają dzieci, którzy powinni. U Irlandczyka dziecięce oswajanie świata jak najdalsze jest od jego idealizacji. Wiejski żywot naznaczony codzienną rutyną ma niewiele wspólnego z bukoliką i nawet studnia może za chwilę okazać się wciągającą otchłanią. Tego też musi się nauczyć Cáit, żeby nie powielić losu rodziców, pogrążonych w wyuczonej bezradności, skostniałych rolach i wszechogarniającym dziadostwie, przekazywanym następnym pokoleniom.

Podszyty dziecięcym spojrzeniem film nie daje biologicznym rodzicom taryfy ulgowej, nie szuka zewnętrznych usprawiedliwień dla ich sytuacji, nie pochyla się nad nimi z troską. Choć gdy patrzymy na szlachetną i zarazem jakże charakterną twarz Clinch, skądinąd aktorsko wyśmienitej, nasuwa się pytanie, czy taka ­decyzja obsadowa za bardzo nie idealizuje tytułowej postaci. Kogoś obdarzonego taką charyzmą dużo łatwiej pokochać i dać mu szansę na nowe, lepsze życie.

Jeden z najciekawszych momentów tej historii przychodzi wtedy, gdy dziewczynka konfrontuje się ze swoim dawnym życiem. Chciałoby się rzec „prawdziwym”, osadzonym w „prawdziwej rodzinie”. Patrzy teraz na swoje środowisko inaczej niż w pierwszych scenach, dostrzegając w całej jaskrawości ów życiowy barłóg, z którego na chwilę się wyrwała. Czy kilka wakacyjnych tygodni wystarczyło, by ją odmienić? Do którego z tych światów bardziej teraz pasuje? Ten skromny film uruchamia wiele podobnych dylematów, a kwestia przynależności (emocjonalnej, społecznej, duchowej) pozostaje tu rozsądnie zawieszona.

A skoro każde lato musi kiedyś się skończyć, przed reżyserem posiłkującym się bądź co bądź konkretnym pierwowzorem literackim stanęło najtrudniejsze zadanie – jakimi środkami zakończyć tę historię, żeby jej nie zagłuszyć. Zwłaszcza że w ­„Cichej dziewczynie” mamy do czynienia z bohaterką, która na nic się nie skarży, nie potrafi o nic prosić, przez większość życia zdaje się odcięta od swoich emocji. Tymczasem finał przynosi istną ich eksplozję, choć jednocześnie otwiera furtkę na różne odczytania. Robi to na szczęście bez fałszywych nut, nasuwa się więc tylko jedna rada: proszę przygotować chusteczki. Tak wylanych łez z pewnością nie trzeba się wstydzić. ©

CICHA DZIEWCZYNA (An Cailín Ciúin) – reż. Colm Bairéad. Prod. Irlandia 2022. Dystryb. Stowarzyszenie Nowe Horyzonty. W kinach od 1 września.

Colm Bairéad to urodzony w Dublinie reżyser i scenarzysta, „Cicha dziewczyna” jest jego pełnometrażowym debiutem. Przenosząc na ekran opowiadanie „Foster” Claire Keegan, zdobył liczne nagrody oraz nominację do Oscara. Był to pierwszy przypadek, kiedy w kategorii filmu międzynarodowego pojawiła się produkcja z dialogami mówionymi głównie w języku irlandzkim.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyczka filmowa „Tygodnika Powszechnego”. Pisuje także do magazynów „EKRANy” i „Kino”, jest felietonistką magazynu psychologicznego „Charaktery”. Współautorka takich publikacji, jak „Panorama kina najnowszego”, „Szukając von Triera”, „Encyklopedia kina”, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 36/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Irlandzkie lato