W perspektywie przyszłości

Powiedzieć, że Benedykt XVI zaskoczył, to już banał. Papież nie przyjechał zaskakiwać. Przyjechał jako sługa Ewangelii, przejęty wiarą, o której wie, że chociaż kultywowana w bezpiecznym, tradycyjnie katolickim środowisku, bywa wystawiana na próbę kryzysu. Tego słowa nie trzeba się bać.

30.05.2006

Czyta się kilka minut

fot. Ł. Trzciński - visavis.pl /
fot. Ł. Trzciński - visavis.pl /

Inni bowiem byliśmy przed pielgrzymką papieża do Polski, inni zostajemy po niej. To, co stało się z nami w 1979 r., teraz się oczywiście nie powtórzyło - ale uwydatniło. Patetycznie można by powiedzieć, że pojawił się wśród nas Jozue, który po śmierci Mojżesza i Aarona, czyli kardynała Wyszyńskiego i Jana Pawła II, podjął się wprowadzenia nas do Ziemi Obiecanej, której pierwsze owoce już spożyliśmy.

***

Nie zrozumiemy przesłania Benedykta XVI, jeśli nie wrócimy do jego teologii. Joseph Ratzinger opisywał wiarę w potrójnym paradygmacie: nawrócenia, czyli metanoi, poznania i praxis, oraz zaufania i radości. Był i jest chrześcijaninem przekonanym, że "to, co ocali chrześcijaństwo, to nie ideologia adaptacji i pochlebianie różnorakim królestwom tego świata, ale prorocka odwaga". Ta perspektywa teologiczna pozwala dobrze uchwycić sens przesłania do duchownych: biskupów i kapłanów zebranych w warszawskiej katedrze św. Jana, zakonników na Jasnej Górze.

Wobec przemówienia w katedrze warszawskiej nie sposób przejść obojętnie. Nie była to bowiem propozycja rachunku sumienia, ale konkretny program pastoralny dla Kościoła w Polsce, któremu od wielu lat takiego programu wyraźnie brakowało. Pierwszym jego punktem jest praca kapłana nad sobą. Papież przypomniał prostą definicję kapłana, niezmieniającą się od wieków: jest on narzędziem w rękach Chrystusa. Kiedy świat potrzebuje wzorów, a równocześnie na polu bitwy o człowieczeństwo padają nawet autorytety kapłańskie, Benedykt przypomina, że kapłan nie posiada autorytetu z racji swojego stanu, jest tylko instrumentem udzielającym swojego życia Chrystusowi.

Słowa "oddać życie" brzmią nieco abstrakcyjnie, dlatego wsparte zostały działającą na wyobraźnię metaforą rąk. Dzisiejsze pokolenie kontestatorów katolicyzmu, zarówno ideologów, jak pragmatyków, kieruje ostrze krytyki przeciw Kościołowi patrząc przede wszystkim na ręce jego ludzi. Pyta, czy są to ręce czyste, w wymiarze materialnym i obyczajowym. Pyta też, czy są to ręce pełne. A jeśli tak, to czym napełnione?

Słowa Jezusa: "Królestwo moje nie jest z tego świata" wydają się być drugim elementem wspomnianego programu. Dla kontestatorów chrześcijaństwa słowa te były przejawem neurozy skazującej człowieka na samotność krzyża i cierpienie w zamian za obietnicę iluzorycznego szczęścia. Nietzsche głosił: "Nie chcemy Królestwa niebieskiego. Chcemy Królestwa ziemskiego!". Dla niektórych ludzi Kościoła budowanie królestwa tego świata - namaszczanie władców, wskazywanie partii i partyjek - bywało i nadal bywa nieodpartą pokusą. A przecież gdy Kościół jest oblubienicą jednego pokolenia, staje się wdową w pokoleniu następnym.

Pamiętał o tym Papież, kiedy jeszcze w Watykanie, 18 maja br., opisał rozdział Kościoła od państwa jako wielki krok na drodze postępu ludzkości. Zdrowy laicyzm państwa - mówił - gwarantuje, że sprawy doczesne traktowane są zgodnie z ich własnymi normami. Oczywiście etyka wypływająca z prawa naturalnego wiąże się z tymi normami. A Kościół, jeśli zabiera głos w debacie publicznej, to dlatego, że wiele kwestii dotyczy zamysłu, jaki Stwórca ma wobec swojego stworzenia.

W tym duchu trzeba rozumieć zdania, które dzięki mediom wielu z nas wykuło już na pamięć: "Wierni oczekują od kapłanów tylko jednego, aby byli specjalistami od spotkania człowieka z Bogiem. Nie wymaga się od księdza, aby był ekspertem od ekonomii, budowania czy polityki. Oczekuje się od niego, aby był ekspertem w dziedzinie życia duchowego". Wydaje się, że ten fragment został uzupełniony w homilii na Jasnej Górze, gdzie młodym adeptom do kapłaństwa Papież zalecił wrażliwość na "ślady świętości, jakie Bóg wskazuje pośród wiernych".

W doprowadzaniu człowieka do spotkania z Bogiem nie chodzi o teologiczne deliberacje i umiejętność apologetycznego przekonania myślących inaczej, ale o wytworzenie relacji osób. W jednej z książek Joseph Ratzinger posługuje się metaforą zaczerpniętą od Camusa: rozmawia ze sobą dwoje ludzi zamkniętych w budkach telefonicznych, które stoją obok siebie. Bliscy, a dalecy. Razem, a osobno, jakby powiedział Zygmunt Bauman. Kapłan przyszłości, zdaje się mówić Benedykt, to kapłan umiejący tworzyć relacje interpersonalne, nie po to, aby wykorzystać je dla doraźnych celów: kariery kościelnej czy, nie daj Boże, politycznej.

Innym punktem tego programu jest wspólnota kapłańska. Benedykt XVI, z ducha i wykształcenia augustynik-bonawenturysta, użył w tym kontekście mocnych słów o maskach, hipokryzji, potrzebie męskości i duchowym ojcostwie. Przypominają się słowa, jakie św. Augustyn kazał napisać na ścianie refektarza swojego klasztoru: "Kto za plecami braci źle o nich mówi, niech wie, że nie jest godny tego stołu".

Kwestię męskości i dojrzałości uczuciowej kapłana trudniej interpretować. Wydaje się, że ten element projektu pastoralnego Benedykta XVI jest wynikiem refleksji nad skandalami na tle seksualnym, jakie w ostatnich latach wstrząsnęły Kościołem (także Kościołem w Polsce). Jest też echem opublikowanej przed rokiem Instrukcji Kongregacji Wychowania Katolickiego, poświęconej kwestii dopuszczania do święceń kandydatów wykazujących głęboko zakorzenione skłonności homoseksualne. Męskość kapłana w tym kontekście dotyczyć będzie nie tylko cnoty i daru męstwa, jakie powinny cechować każdego chrześcijanina, ale autentycznej męskości, która wyraża się w integracji seksualnej. Że nie jest to sprawa błaha, wie o tym każdy kierownik duchowy czy rektor seminarium...

Najbardziej nagłośnionym przez media punktem planu pastoralnego z warszawskiej katedry była konieczność uporania się z demonami przeszłości żyjącymi w ubeckich teczkach i w płytkiej, zbudowanej na doraźną okoliczność, martyrologii narodowej i kościelnej. Ktoś zapyta: skąd Papież wie, jak rozwiązać ten problem? Czy tylko dzięki doświadczeniu denazyfikacji, jakie przeżył w Niemczech po II wojnie? Czy istnieją czytelne analogie pomiędzy doświadczeniem posthitlerowskim i postkomunistycznym?

Warto w tym kontekście wznieść się ponad międlony przez media casus jednego czy kilku kapłanów. Problem jest o wiele głębszy. Dotyczy jedności Kościoła w ogóle oraz Kościoła w Polsce w szczególności. W IV wieku więcej krzywdy Kościołowi uczynili moralni rygoryści spod znaku biskupa-uzurpatora Donata niż umiarkowane skrzydło chrześcijan i duchownych, którzy, zmuszeni okolicznościami, zawarli bolesne kompromisy z władzą prześladującą chrześcijan.

Ten punkt programu jest niezwykle ważny. Papież przestrzegł przed bezmyślnością w domysłach i lekkomyślnością w oskarżeniach. Nie porzucił idei pokuty za grzech zdrady, ale nie pozwolił na publiczne lincze współbraci kapłanów, którym nie stało siły w czasie próby. Tu nasze zadanie jest szczególnie trudne i chyba warto, aby Episkopat zajął się tym problemem po raz kolejny. Pewną drogę postępowania otwiera opublikowany ostatnio list otwarty dwojga młodych katolików, którzy zachęcają, aby księża, którzy kiedyś upadli, sami się ujawnili i poprosili o pokutę.

Wreszcie ostatni punkt, czyli spojrzenie w przyszłość. "Kapłani polscy, nie bójcie się opuścić wasz bezpieczny i znany świat, by służyć tam, gdzie brak kapłanów i gdzie wasza wielkoduszność przyniesie wielokrotne owoce!". Postawmy sprawę ostrzej: my, kapłani, tłoczymy się w Polsce, prowadząc konkurencyjne duszpasterstwa i szkolną katechezę. A przecież etaty w szkołach równie dobrze mogłyby być przejęte przez świeckich. W Polsce wielu księży czeka na awans w postaci nominacji proboszczowskiej, gdy tymczasem w Irlandii, Anglii, Francji, Belgii i Holandii stoją kościoły pozbawione kapłanów. Fakt: wyjazd nie gwarantuje "awansu zawodowego", ale przecież nie uprawiamy zawodu. I chyba nie powinniśmy się bać spadku powołań. Przyjaciel ksiądz, pracujący na Ukrainie, mówi mi, że w diecezjach, których biskupi odważnie posyłają kapłanów do pracy poza Polską, powołań przybywa! Warto prześledzić te statystyki.

Tu znowu kłania się papież-teolog. Joseph Ratzinger pisał przed laty, że wzajemne powiązanie darów i obowiązek wobec radykalizmu chrześcijańskiej metanoi domaga się wymiaru społecznego, czyli działania we wspólnocie. Daru wiary nie można zawłaszczyć dla siebie. Wiara tworzy wspólnotę, wykracza poza samotność, pokonuje ją. Niby wszyscy o tym wiemy, ale z realizacją jest trudniej. Ci, którzy głoszą kazania lub rekolekcje dla księży, wiedzą, jak ta grupa społeczna bywa odporna na perswazję. Dlatego na owoce pielgrzymki papieża Benedykta będziemy pewnie musieli poczekać. Oby nie za długo. Młode pokolenie, tak licznie obecne na Błoniach, to także ci, których tam nie było.

O. Wiesław Dawidowski (ur. 1964) jest augustianinem, duszpasterzem cudzoziemców anglojęzycznych w Warszawie. Stale współpracuje z "TP" i z Wyższym Seminarium Duchowym w Gródku Podolskim na Ukrainie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 23/2006